Rozdział siódmy. Wybranka.
Mam takie wielkie serce - takie, które może cię kochać.
Mały Czerwony Kapturku,
Nawet złe wilki mogą być dobre.
Spróbuję zadowolić się tylko tym spacerem.
Może zobaczysz wszystko tak, jak ja,
zanim dojdziemy do domu babci.
Amanda Seyfried ,,Little Red Riding Hood"
https://youtu.be/PTzLgnT9UFI
Po obrzędach Annę ogarnęła dziwna melancholia. Nie miała ochoty na tańce i śpiewy, ani nawet przyglądanie się magicznym istotom, które z dziwną łatwością wróciły do zabaw.
— Kupała to radosny czas — powiedziała do niej Świetlana. — Tak powinnaś się tu czuć.
— Nie czuję się smutna... — zaprzeczyła Anna. — Ale... To wszystko tutaj jest mi obce.
Czy naprawdę nie było miejsca, do którego by pasowała? Zbyt dziwna i odległa dla świata Wisun, zbyt ludzka i prosta dla tych magicznych istot?
— Mam dość tych tańców, będę chodzić z wami. — W pewnym momencie podbiegła do nich Żywia. — Zbyt wielu mężczyzn zaczyna mnie adorować. Mogli się w końcu nauczyć, że ich nienawidzę.
— Co ci zrobili? — przestraszyła się Anna. Teraz jej poczucie bezpieczeństwa jeszcze się zmniejszyło.
— Mężczyźni? Jeden z nich mnie utopił. Długa historia, kiedyś ci opowiem.
Anną wstrząsnął dreszcz. A zatem legendy nie kłamały i topielice naprawdę były duszami utopionych dziewcząt. Szła obok osoby, która już zmarła, może nawet dwóch osób. To było nienormalne i przerażające, sprawiało, że miała ochotę uciekać, wracać do domu i zapomnieć o wszelkiej magii... Ale jednocześnie Żywia była tak pełna energii i temperamentu, że wydawała się bardziej żywa niż ona.
— Żywuniu, miałyśmy wprowadzać Annę we wszystko powoli — odezwała się bardzo łagodnie Świetlana.
— Czy ty karcisz mnie za wspominanie największego koszmaru w mojej egzystencji? — zadrwiła Żywia.
— Pogódźcie się! — poprosiła Anna. — Żywio, bardzo mi przykro, że ktoś cię skrzywdził. I... nie musicie mi nic mówić, póki nie jesteście gotowe.
— Dobra z ciebie dziewczyna. — Uśmiechnęła się topielica. — Jeszcze będą z ciebie ludzie... A raczej ,,baśniowe stwory", czy jak wy to mówicie.
Anna uśmiechnęła się, bardziej z poczucia obowiązku i sympatii. Nie potrafiła uciec i odwrócić się od tych dwóch istot, chociaż wszystko, co działo się wokół nich, napełniało ją strachem.
— Witajcie. — Nagle usłyszała czyjś głęboki, niski głos. Zbliżał się do nich Król Bełdan w swojej lśniącej szacie.
— Witaj, królu. — Świetlana lekko dygnęła.
— Czym sobie zasłużyłyśmy na ten zaszczyt? — Żywia drwiąco uniosła brew.
— Nie do ciebie mówię. — Król machnął ręką w jej stronę. Następnie utkwił skupiony wzrok w twarzy Anny. — Pamiętasz mnie?
Coś w jego spojrzeniu ją paliło i Anna miała wrażenie, że w końcu zmieni się w popiół. Spuściła głowę i powiedziała bardzo cicho:
— Tak.
— Urocze, możemy zostać same? — Żywia odezwała się kpiąco do Króla. — Nie znoszę przebywać w towarzystwie mężczyzn.
— Mogłaś się z tego wyleczyć przez te wszystkie lata. I nie zapominaj, że jestem twoim królem.
— Wolę myśleć, że jestem królową własnego jednoosobowego królestwa. Nie mam zamiaru ci się podlizywać tylko dlatego, że kiedyś jakiś głupiec utopił mnie w jeziorze.
Król Nadar wydawał się zirytowany, ale Żywia mówiła lekko i żywo, chociaż z wyraźną niechęcią. Ale dla Anny i tak zbyt swobodnie wypowiadała się o własnej śmierci. W myślach wolała wierzyć, że Żywia w jakiś sposób ocalała niż umarła, ale i tak nie wierzyła, że można opowiadać o tym wprost, zamiast wstydzić się i płakać.
— Niech ci będzie. Trzymaj to królestwo z daleka ode mnie — powiedział w końcu Król. — Możemy porozmawiać? — Wyciągnął rękę do Anny.
— Nie zgadzaj się, Anno! — krzyknęła Żywia.
— Żywia, przestań! Król nie chce nic złego — upomniała ją Świetlana.
— Wszystkie moje mordercze skłonności przeznaczam na ciebie, droga Żywio — zapewnił Nadar. — Nie boisz się mnie, Anno?
Anna nie odpowiadała. Tak naprawdę bała się tu wszystkich. Ale może jego najmniej, na drugim miejscu po Świetlanie. W końcu już raz z nią rozmawiał i okazał ją dobroć. Nie tylko nie utopił jej w jeziorze, ale potraktował ją z czułością i zainteresowaniem, chociaż była wtedy taka brzydka. Bardzo chciała wiedzieć, dlaczego nie zwrócił uwagi na jej wygląd i czy myślał o niej po tamtej rozmowie.
— Pójdę — zgodziła się. — W końcu ta... Dziewanna pobłogosławiła tu wszystkich, więc chyba nic mi się nie stanie. — Próbowała zażartować.
— Cieszę się, że mnie poznałaś — powiedział Król, gdy zostali sami. — Mogłaś zapomnieć.
— Nie zapominam ludzi, którzy są dla mnie mili — odparła Anna. ,,I którzy głaskają mnie po policzku na pierwszym spotkaniu" dodała w myślach, ale starała się o tym nie pamiętać. Teraz w końcu miała Eryka. — Do tej pory rzadko się to zdarzało.
— Przykro mi. Szkoda, że ci nie pomogłem.
— Teraz już nie będzie trzeba. Jara podarowała mi korale i dzięki nim jestem piękna. — Anna ujęła z czułością kuleczki jarzębiny.
W wiosce nikt nie mógł poznać prawdy, ale w tym magicznym miejscu, pełnym postaci z mitów i legend, taka wieść nie będzie chyba żadnym skandalem.
— Wtedy też wcale nie byłaś brzydka — powiedział Nadar. Jego głos był cichy, a wzrok pełen skupienia.
— Byłam, wyglądałam ohydnie! — zawołała Anna. — Teraz jestem znacznie piękniejsza! — Potrząsnęła włosami.
Król nie spuszczał z niej wzroku, wyglądał, jakby chciał przeniknąć nim ją na wskroś. Nie było w nim nieufności, jaką widziała w oczach bab z wioski, ani zachwytu i podziwu przechodniów zachwyconych jej nową urodą. Patrzył ze skupieniem i ciekawością, jakby mógł czytać z jej oczu, jak z książki, i teraz próbował rozwikłać jej tajemnice. Anna zadrżała, ale powtarzała sobie, że to zimno.
— To prawda, jesteś piękna — szepnął w końcu Król.
Anna zaczerwieniła się i spuściła głowę. Nie powinna słuchać takich słów od tego mężczyzny. Od każdego innego mogła, ale on głaskał ją po twarzy, a jego oczy błyszczały z ekscytacji, gdy z nią rozmawiał, a potem wyobrażała sobie, że mógłby ją dotknąć jak mężczyzna kobietę. Słowa z jego ust nie mogły być niewinne.
Musiała skupić się na czymś innym. Przecież nawet nie wiedziała, czemu ten człowiek (jeśli był człowiekiem) chciał z nią rozmawiać. Nie mogła mu na razie ufać.
— Kiedy cię spotkałam... panie... — wiedziała, że w książkach tak nazywano królów, więc ona chyba też mogła — myślałam, że przyjechałeś z moim szwagrem z miasta. Ale teraz wiem, że nie.
— Moje miasto jest pod wodami. — Uśmiechnął się Nadar. — Spodobałoby ci się.
,,Wątpię, bym tam kiedyś trafiła" pomyślała Anna. Ale chyba nie wypadało tego mówić królowi.
— Czy mogę zapytać, jak mnie spotkałeś? Szukałeś mnie czy to był przypadek?
— Czasem opuszczam jezioro i spaceruję nad brzegiem. Szczególnie nocą, lubię księżyc i gwiazdy — szepnął Król, a jego czarne włosy miotały się na wietrze. — Zauważyłem cię zupełnie przypadkowo, ale chyba dobrze się stało. Nie byłaś w dobrym humorze.
,,Chciałam pozbawić się życia" dodała w głowie Anna. Ale to nie była sprawa dla królów jezior.
— Ale znałeś moje imię. Dlaczego? — dopytywała.
— Czy chcesz sobie psuć Noc Kupały, moja Anno?
— To nie zepsuje Nocy Kupały! Chcę po prostu wiedzieć, co tu się dzieje i dlaczego tak po prostu właśnie ja jestem zapraszana na przyjęcia u mitycznych stworów.
Król westchnął, po czym złapał ją za nadgarstek i poprowadził do drzewa. Oparł ją o korę i powiedział:
— Mi możesz ufać. Nie skrzywdzę cię.
— Nie wątpię w to... — wydusiła Anna. Kłamała, ale nie miała na tyle odwagi, by całkowicie sprzeciwiać się komuś takiemu.
— Obserwowałem cię, ja i mój dwór... Od wielu lat. Widzieliśmy, że byłaś nieszczęśliwa i nie mogłaś należycie wykorzystać swojego potencjału...
Anna odsunęła się od drzewa i odskoczyła do miejsca, które oświetlał już blask ognisk Kupały. Teraz czuła się bezpieczniej. W końcu Żywia i Świetlana gdzieś tam były i obiecały jej bronić.
— Szpiegowałeś mnie... — wykrztusiła.
— Nie chciałem zrobić ci nic złego. To było dla twojego dobra, nie chciałem, żeby stała ci się krzywda...
— Działa mi się przez siedemnaście lat! Byłam poniżana, wyśmiewana i nie zjawiła się żadna magiczna istota, żeby mnie uratować! — krzyknęła z nieludzką rozpaczą Anna.
Nie obchodziło jej już, że ma do czynienia z monarchą, który w dodatku pewnie posiadał jakieś legendarne moce i mógł zgnieść ją jednym palcem. Ten ktoś naruszył jej wolność i jeszcze ośmielał się mówić, że to dla jej dobra, chociaż przez lata nie zrobił nic, żeby jej pomóc.
Zanim Król zdążył coś dodać, przebiegła przez polanę, szukając Świetlany i Żywii. Tak bardzo chciała znaleźć się przy kimś bliskim i drogim, kimś, kto jej nie oszuka i nie wykorzysta... Ale na swojej drodze zauważyła tylko Jarę w czarnych łachmanach.
— Moja córeczka! — Czarownica wyciągnęła ręce na jej widok, a Anna padła jej w ramiona. — Ktoś cię skrzywdził?
— Nie, chyba nie... Ale ten wasz Król Bełdan powiedział mi... że obserwował mnie... przez lata... — mówiła Anna, a łzy spływały jej po policzkach.
— Biedactwo moje... — Jarosława pogłaskała ją po włosach. — Nie martw się, na pewno nie chciał cię zranić. On po prostu lubi ładne dziewczęta.
— Ale ja nie jestem rzeczą, żeby mnie brał na swoje żądanie! — krzyknęła Anna. Teraz naprawdę ogarniał ją strach.
— Spokojnie, porozmawiam z nim i powiem, żeby dał ci spokój. Jestem bardzo potężna, będzie się mnie bał... — Czarownica nie przestawała głaskać ,,podopiecznej" po plecach. — Chcesz wrócić do swoich przyjaciółek?
Anna zamyśliła się. Jeszcze sekundę temu oddałaby wszystko za widok Żywii i Świetlany, ale dostała już wsparcie od Jary. Przy niej czuła się bezpiecznie, ale nadal znajdowała się na obchodach organizowanych przez Króla Bełdan. A jego się bała i nie chciała już znaleźć się w zasięgu jego wzroku.
— Nie. Chcę wrócić do domu. Mam dość magii jak na jedną noc.
— Anno... Wiem, że ta sytuacja z wiankiem mogła cię wystraszyć, ale to tylko głupia zabawa. Wcale nie znaczy, że zostaniesz starą panną albo coś złego cię spotka. Przecież spędziłaś czas z Erykiem, on cię tak kocha... Nie możesz chować się przed światem. — Łucja potrząsała ramieniem siostry, która leżała w łóżku, odwrócona bokiem i wpatrywała się w ścianę.
— Źle się czuję, to nie ma nic wspólnego z tym głupim wiankiem! — Anna wyrwała się Łucji. — Nie możecie dać mi poleżeć?
— Jeśli źle się czujesz, nie będę nalegać, ale... — Łucja umilkła. Coraz mniej rozumiała własną siostrą, a jeszcze do niedawna były najlepszymi przyjaciółkami.
W tym momencie do pokoju weszła także Małgorzata w swojej ciemnej prostej sukience. Jej twarz wyrażała znudzenie i irytację.
— Jakaś dziewczyna stoi pod płotem i chce z tobą rozmawiać — zakomunikowała Annie.
— Co? Jaka dziewczyna?
— Biednie ubrana, rozpuszczone włosy, mówi, że ma na imię Świeta. Dlaczego zadajesz się z jakimiś żebrakami? — prychnęła z pogardą Małgosia.
Anna odwróciła się i usiadła na łóżku. Świetlana naprawdę się nią przejmowała, skoro zdecydowała się na ukazanie reszcie ludzi. Może powinna wyjść i z nią pomówić. W końcu to nie ona ją śledziła, a Król Bełdan.
— Dobrze. Powiedz, że się uczeszę i ubiorę, a potem przyjdę do niej.
Małgosia tylko wzruszyła ramionami i wyszła, ale Łucja wyraźnie zbladła i odprowadzała Annę zatroskanym wzrokiem.
Po kilkunastu minutach najmłodsza Mikołajczykówna znalazła się przed domem. Świetlana stała przy płocie ze smutną miną. Anna przytuliła ją na powitanie i obie podążyły w kierunku jeziora.
— Czy będę tu bezpieczna? — spytała z niepokojem Anna. — W końcu Król Bełdan...
— Słyszałam o tej historii — przerwała jej Świetlana. — Rozumiem, że się przestraszyłaś, ale bezpodstawnie. On nie chciał zrobić ci nic złego.
— Szpiegował mnie! Jakbym była jego zabawką! — wykrzyknęła Anna.
— To prawda, ale... Anno, on wiedział, że możemy być ci pomocni. Nie tylko ze względu na twój dawny wygląd.
— Nie rozumiem... — Anna usiadła na trawie. — Jak mielibyście mi pomóc w czymś innym?
Świetlana usiadła obok przyjaciółki i położyła jej rękę na kolanie.
— Chciałam powiedzieć ci to powoli, żebyś była przygotowana, ale chyba już czas. Nie domyślasz się, dlaczego tak łatwo mogłaś zobaczyć mnie czy króla Nadara? Inni ludzie mogą nas oglądać, ale tylko, gdy zdecydujemy im się ukazać.
— Zastanawiałam się, ale nie doszłam do żadnych mądrych wniosków — odparła Anna.
— Magia bywa zdobywana na różne sposoby. Czasami po wyjątkowym przeżyciu, częściej z racji urodzenia... Ale zawsze spływa na siódmą i dwunastą córkę w rodzinie... — Świetlana pokiwała głową. — Jesteś... widzącą, Anno. Tak jak Jarosława. Tak jak ja byłam kiedyś.
Anna zerwała się na nogi. Po wydarzeniach ostatnich dni nie wątpiła już w nic, co mogło mieć związek z magią... Ale chciała przyglądać się temu z daleka, tak aby nie utracić towarzystwa Świetlany, Jary czy nawet Żywii, ale nie sama w tym uczestniczyć. Nie mogła być jakąś wiedźmą! Przecież takie osoby były przeklęte, ich dusze od urodzenia zostały zaprzedane diabłu! Ona chciała być normalną, szczęśliwą kobietą, która wyjdzie za mąż i urodzi dzieci, będzie chodziła z rodziną do kościoła i czasem jeździła na zakupy do miasta. Nie mogła być żadnym... dziwactwem.
— To nie może być prawda! Ja nie mam żadnych mocy! — zawołała głośno, nie zastanawiając się, czy ktoś z wioski ją usłyszy.
— Bo ich nie rozwijałaś i nie przebudziły się w tobie. Ale gdy sobie przypomnisz, na pewno zobaczysz, że w twoim życiu w pewnych drobnych momentach pojawiały się oznaki widzenia...
Anna poczuła się spokojniejsza. Skoro moce ,,nie przebudziły się", to była prawie normalna i może znajdzie sposób, żeby wyrzec się tego zaczarowanego szaleństwa. Wcześniej jednak musiała odkryć coś jeszcze.
— Skoro miałam moc, a wy szpiegowaliście mnie, bo, jak rozumiem, zależy wam na osobach takiego pokroju, to czemu nikt z was nie ukazał mi się wcześniej? — Uniosła brew.
— Chcieliśmy. Rozmawialiśmy czasem, jak do tego doprowadzić, ale wiedzieliśmy, że musimy być ostrożni. Już raz próbowaliśmy, z twoją siostrą, i zareagowała bardzo źle. Przyrzekła, że będzie cię przed tym chronić. Może znalazła jakiś sposób, żeby uśpić twe moce jeszcze bardziej... — Świetlana bardziej zastanawiała się, niż mówiła konkretne wiadomości.
— Siostrą? — Nie rozumiała Anna. — Co do tego mają moje siostry? Je zostawcie w spokoju.
— Mówiłam ci, że moc posiada siódma i dwunasta córka... — przypomniała jej Świetlana. — Jedna z twoich sióstr już ją odkryła, ale nie chciała jej odkrywać i zakazała się nam do siebie zbliżać, a nie chcemy zdobywać nikogo przemocą i przymusem.
Anna ponownie opadła na trawę. Tak bardzo przyzwyczaiła się do liczności swojej rodziny, że nie zawracała sobie głowy tym, kto jest od kogo starszy i w jakiej kolejności się urodził. Teraz naprędce liczyła wszystkie siostry, aż przed oczami stanęła jej ta konkretna twarz.
— Nene? Ona też jest czarownicą?
Świetlana skinęła głową.
— Tak. Kilka lat temu moce zaczęły się w niej budzić i próbowałam ją przedstawić naszemu towarzystwu... Chciałam, żeby nauczyła się kontrolować swoją magię i wykorzystywać ją w odpowiedni sposób. Ale ona zaprotestowała, stwierdziła, że to diabelstwo i nigdy nie pozwoli zatracić swej duszy.
Anna w milczeniu przysłuchiwała się temu monologowi. Wszystko nabierało sensu. Cała wioska była zdziwiona, gdy dziewczyna z katolickiej rodziny postanowiła poślubić protestanta, i to szykującego się do roli pastora. Ich rodzina też temu nie dowierzała, bo wcześniej Helenka raczej odrzucała Piotra i traktowała go wyłącznie jako przyjaciela. A potem nagle zmieniła zdanie i ślub odbył się bardzo szybko... Anna poczuła ból w sercu. Czyżby jej siostra zdecydowała się na małżeństwo z duchownym tylko po to, by uciec przed magicznym dziedzictwem i pogańskimi demonami?
— Wierzę ci — szepnęła. — Wierzę, że Nene jest czarownicą.
Idealnie przed końcem roku wpadł rozdział - mam nadzieję, że Was nie zawiódł :)
Jeśli kogoś ciekawią zawarte tu motywy: wątek czarownicy, która poślubiła duchownego, był jednym z motorów napędowych do tego, żebym to napisała ;) Kilka lat temu czytałam pierwszy tom Trylogii Zimowej Nocy Katherine Arden, gdzie w głównej bohaterce zauroczył się pop i nie akceptując swoich uczuć, postanowił ją zniszczyć. Przeszło mi wtedy przez myśl: ,,A może by napisać coś podobnego, ale w bardziej ,,zdrowy" sposób?". Ponieważ jednak nie miałam pomysłu na prowadzenie całej fabuły pod ten motyw, uznałam, że idealnym wyjściem będzie wrzucenie go tutaj - w końcu i magia, i miejsce, gdzie wpływy protestantyzmu były duże.
W poprzednim rozdziale mogliście zauważyć, że nie wyjaśniłam, o co chodzi tak naprawdę z Kupałą i jest to świadoma decyzja: w pewnym momencie optowana była wersja, że to jest nie tylko nazwa święta, ale że istniało takie słowiańskie bóstwo płodności... Z czasem jednak zaczęły pojawiać się tezy, że tak naprawdę Słowianie nie mieli żadnych ,,osobowych" bogów i były one wymyślane w XIX wieku, żeby pokazać, że nasza rodzima mitologia też była rozbudowana i pełna opowieści jak grecka czy egipska. Podobne spekulacje były, co do Dziewanny.
Obecnie badacze przyjmują, że Kupała to rzeczywiście była tylko nazwa święta i mam wrażenie, że jest to na tyle kontrowersyjny temat, że uznałam, że nie będę tu nic konkretnego wyjaśniać ;) Za to Dziewanna została uznana za raczej autentycznie czczoną boginię.
Dajcie koniecznie znać, co na tym etapie sądzicie o wydarzeniach i postaciach, bardzo chcę to wiedzieć!
Wesołego Nowego Roku i trzymajcie się! Sława ;)
Ps. Rozdział z dedykacją dla tilliana01 - bardzo dziękuję za Twoją nieustanną obecność pod moimi pracami <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top