Rozdział dwudziesty siódmy. W Olsztynie.


Chodź za mną do domu, jeśli się odważysz
Nie wiedziałabym, dokąd cię zaprowadzić
Powinnam dać ci szansę, gdy nikt nie dał szansy mnie?
Więc patrzę z ukrycia, czekając, aż zacznie się moje życie
Ze wspomnieniami pozbawionymi piękna

Wszystko czego chciałam to być chcianą
Zbyt młoda by błąkać się po Londynie samotna i zaszczuta
Urodzona z niczym
Przynajmniej ty coś masz, coś, czego się trzymasz
Wizje olśniewających sal, do których nie mam wstępu
Wspomnienia zostały już dawno zatracone
Ale przynajmniej ty masz piękne wrażenia

Taylor Swift ,,Beautiful ghosts"

https://youtu.be/trIjpVH8h88


Anna obudziła się w jasnym, wąskim pokoju swojej starszej siostry Genowefy. Leżała na małym łóżku przykrytym pościelą w różyczki, a naprzeciwko niej stała Gena i ubierała się przed lustrem.

— Jak się spało? — spytała siostra na jej widok. — Podobno co się przyśni w nowym miejscu, to się spełni.

— Nic mi się nie śniło — odparła Anna. To chyba dobrze, skoro jako czarownica może nie zdołała zdusić w pełni mocy i kto wie, czy w jej przypadku ta legenda nie okazałaby się prawdą.

— Jeśli odpoczęłaś, dobrze byłoby, żebyś się ubrała. Zaraz będzie śniadanie — poleciła Gena i wyszła z pokoju.

Anna wstała i zaczęła się ubierać. To miejsce wydawało się przyjemne i przytulne, ale nie mogła zapomnieć o tym, że nawet nie pożegnała się z rodzicami, z pozostałymi siostrami. Teoretycznie robiła to dla ich dobra, ale bolało ją, że nie wiedzą w pełni, co się z nią dzieje i minie sporo czasu, zanim znów się spotkają. Musiała jak najszybciej napisać i wysłać im list.

Zastanawiała się też, co robi Eryk, ale myślała o tym z większym spokojem. Była pewna, że po zerwaniu ogarną ją smutek i cierpienie, a tymczasem z trudem przypominała sobie ich wspólne chwile i nie było to coś, za czym tęskniła. Czuła nawet pewną ulgę, że chociaż on nie zostanie obciążony jej kłopotami.

,,Czy kiedykolwiek naprawdę go kochałam?" myślała, wchodząc do kuchni. ,,Nie ma we mnie żadnego bólu na myśl o tym, że nie będziemy razem. Jedynie złość, że pomyliłam miłość z uprzejmością i litością".

Usiadła przy stole z siostrami, szwagrem i siostrzeńcem i nałożyła sobie chleba z serem i szynką. Felicja i jej mąż mieli jedną służącą, która właśnie nalewała Annie herbaty.

— Pośpieszcie się, muszę być w banku za pół godziny — pouczył ich Filip, mąż Felicji. — Jeśli zdążycie, możemy od razu zawieźć Dominika do szkoły, a Genę do pracy.

— Zawieziesz mnie od razu do pani Jankowskiej — dodała Felicja. — Pójdziemy na zakupy, a potem napijemy się kawy, dopóki Dominik nie skończy lekcji. Anno, pójdziesz ze mną czy z Geną?

— Wolę z Geną — odparła Anna. Kochała wszystkie siostry, ale w Felicji było coś, co ją onieśmielało. — Mogę pomóc jej w sklepie.

— Znakomicie. — Ucieszyła się Gena. — A wieczorem możemy pójść razem do kawiarni. Grają tam też na fortepianie.

Anna była ostatnio u siostry parę lat temu, ale stała obecność muzyki przyciągała ją w miejskim życiu. Lubiła śpiewać, ale nigdy nie nauczyła się dobrze grać na żadnym instrumencie, nie miała zresztą ku temu okazji, podobnie jak większość wisuńskich dziewczyn.

— Nie mam nic przeciwko, ale miałam nadzieję, że poszukamy dla Anny sukni ślubnej — stwierdziła Felicja.

Anna aż podskoczyła na krześle. Zapomniała, że prawie nikt nie wiedział o jej zerwaniu z Erykiem.

— Ja... My zdecydowaliśmy się nie brać ślubu. Nie pasujemy do siebie.

— Och, tak mi przykro! — wykrzyknęły prawie jednocześnie Gena i Fela.

— Nie musi wam być. Mnie nie jest — zapewniła Anna. — Dobrze się stało.

— Bardzo dobrze mówisz, szwagierko — poparł ją Filip. — Nie ma co płakać nad rozlanym mlekiem, a ja się zgadzam, że przed ślubem każdy musi zdobyć trochę doświadczenia. Jesteś ładna dziewczyna, szybko znajdziesz innego.

Anna prawie prychnęła na te słowa. Najwidoczniej Filip na tyle nie zwracał uwagi na pozostałe siostry żony, że nawet nie pamiętał, jak dawniej wyglądała. Na szczęście, jej obecny wygląd nie różnił się od dawnego na tyle, by wywołać szok także u Felicji i Geny, chociaż obie z sympatią przyznały, że ,,się poprawiła".

— Ja się tam cieszę, ciociu — zwrócił się do niej ze śmiertelną powagą siedmioletni Dominik. — Nie lubię ślubów. Trzeba ubrać się jak pajac, stać bez ruchu w kościele i się nie odzywać.

— Na razie nie planuję wychodzić za mąż, Dominiczku — odpowiedziała Anna i pogłaskała go po jasnych włosach.

— To źle — odezwała się Felicja. — Nie mów, że chcesz zostać starą panną jak Gienia. — Mówiła tak na siostrę, gdy była podekscytowana lub zła. — Znajdziemy ci tu kogoś odpowiedniego. Filip ma wiele zamożnych znajomych.

Anna zadrżała. Ciekawe, co siostry by powiedziały na to, że prawie już znalazła kogoś innego, w swoim świecie o wiele potężniejszego niż Filip i jego znajomi. Kto chciał ją zabrać do o wiele bardziej wyjątkowego miejsca niż jakiś Olsztyn.

,,Ciekawe, czy przeczytał list i mi wybaczył" myślała, mieszając łyżeczką w filiżance. ,,Nie powinniśmy się wiązać, ale bardzo nie chcę, żeby nadal przeze mnie cierpiał. Nie zasłużył na to. To ja byłam tą złą".

— Anna jest tak zamyślona, jakby miała już kogoś na oku — skomentował Filip. — A ja wam radzę wstać i zakładać płaszcze, jeśli chcecie jechać ze mną.

Ranek i południe Anna spędziła z Geną w sklepie krawieckim. Głównie podawała siostrze różne produkty i słuchała, jak ta bezbłędnie przechodzi między niemieckim, polskim a francuskim. Wychowała się w miejscu głęboko zanurzonym w kilku kulturach, w sąsiednich wsiach zazwyczaj mieszkało więcej Niemców, Prusaków niż Polaków, a wszyscy mieli obowiązek chodzić do niemieckojęzycznych szkół. Ale umiejętności siostry i tak jej imponowały.

,,Wszystkie one są takie mądre, mają talenty, pasje" myślała. ,,A ja nie mam nic. Całe życie byłam definiowana tylko przez wygląd".

Ludzie, którzy wchodzili do sklepu, nie zwracali uwagi na jej twarz, nie patrzyli ze wstrętem, ani nie zachwycali się nad jej urodą. Nie miała już w sobie nic zadziwiającego. Była nijaka, przezroczysta.

Znowu pomyślała o Nadarze. On twierdził, że nawet bez korali była piękna, więc może potrafił dojrzeć jej prawdziwą twarz i taka mu się podobała. On zapewniłby ją, że jest cudowna i mógłby patrzeć na nią w nieskończoność. Poczuła pulsowanie w podbrzuszu na tę myśl.

,,Jestem głupia" skarciła samą siebie. ,,Już raz wpadłam w tarapaty, ba, spowodowałam tragedię, bo potrzebowałam cudzej uwagi, żeby czuć się dobrze ze sobą. Powinnam być niezależna jak Gena".

Szkoda tylko, że uważała, iż nie ma do zaoferowania nic, by być zadowoloną z samej siebie.

Wieczorem poszły z siostrami do kawiarni, gdzie popijały delikatny napój i jadły po kawałku ciasta. Od czasu do czasu ktoś przechodził i się im kłaniał, a Anna musiała się przedstawić. Ludzie dziwili się, że są tak mało do siebie podobne. Felicja była niską blondynką o kręconych, bardzo jasnych włosach, okrągłej buzi i pulchnej figurze, Gena – wysoką i bardzo szczupłą brunetką z długą szyją i pieprzykami na twarzy. Ona sama mogłaby teraz uchodzić za ich połączenie.

— O, to moje przyjaciółki! — Gena wskazała w stronę jakichś dwóch pań ubranych w kolorowe sukienki. — Mogą usiąść z nami?

— Nie lubię ich, Filip także nie pochwala ich metod, ale niech będzie — zgodziła się Felicja.

Anna wysunęła twarz i nadstawiła uszyu. Bardzo chciała wiedzieć, co tak skandalicznego robią te kobiety.

— Anno, to są moje kochane przyjaciółki ze stowarzyszenia emancypantek, panna Elwira Radzimińska i pani Maria Zimnicka.

Anna szybko przebiegła po własnej pamięci, by przypomnieć sobie, na czym polega emancypacja. Oczywiście, zdawała sobie sprawę, że chodzi o nadawanie większej ilości praw kobietom, ale do tej pory sądziła, że to dzieje się głównie na kartach powieści albo że uskuteczniają to znane, sławne osoby, takie jak panie Orzeszkowa i Rodziewiczówna, których książki bardzo lubiła. Pan Prus też napisał powieść o emancypantkach, ale wydała jej się smutna i mało porywająca, nie to co ,,Lalka". W każdym razie do tej pory bardziej realne wydawały jej się czary niż walka o prawa kobiet.

— Miło panienkę poznać — przywitała się Radzimińska. — Czy panienka także interesuje się ideami emancypacji?

— Nie znam się za bardzo na tym... — przyznała ze smutkiem Anna. — Całe życie spędzam na wsi. Ale czytałam ,,Nad Niemnem" i ,,Kwiat lotosu".

Właściwie nie wiedziała, czy powinna się do tego przyznawać, bo zauważyła, że wielu ludzi śmieje się z książek Rodziewiczówny i twierdzi, że są dla kucharek. Cokolwiek jest złego w byciu kucharką.

— Bardzo dobrze — pochwaliła ją Zimnicka. — Eliza Orzeszkowa to wielki wzór do naśladowania. Moja córka ma imię po niej. Nie lubię książek Rodziewiczówny, ale to dobrze, że ktoś w przystępny sposób przybliża nasze idee. Poczyta sobie panienka jeszcze Konopnicką i pisma Dulębianki ze ,,Steru" i dużo się panienka dowie. Gena na pewno chętnie coś panience poleci.

,,Właściwie czemu nie" uznała Anna. ,,Może jak poczytam coś, co nie jest prawdziwym romansem, przestanę tyle myśleć o mężczyznach i swoim wyglądzie".

Felicja nie była tym tak bardzo zadowolona, ponieważ, gdy wracały powozem do domu, nieustannie karciła Genę.

— Skoro ty lubisz robić z siebie widowisko, to proszę bardzo, ale czemu mieszasz w to Annę? Ona jest taka nieśmiała.

— Ale ja sama chciałam... — przypomniała cicho Anna. Nieprzyjemnie było zostać tak sklasyfikowaną.

— Właśnie! — poparła ją Gena. — Poza tym emancypacja jest dla wszystkich. Nie trzeba mieć do niej konkretnych cech charakteru.

— Ja tam uważam, że kobieta powinna mieć dom i rodzinę. To daje prawdziwy spokój — odparła Felicja.

— Ale to się nie wyklucza! — Gena widocznie popadła w ekscytację na punkcie ulubionego tematu. — Chodzi nam właśnie o to, żeby żadna kobieta nie musiała wybierać między sobą a rodziną. Przecież nikt nie twierdzi, że twój Filip czy Piotrek Nene są złymi ojcami, bo mają pracę. Dlaczego odmawiać tego kobietom?

— Nie mam siły na takie dyskusje. — Wzruszyła ramionami Fela. — Mi jest dobrze tak, jak jest.

— A nie chciałabyś mieć chociaż prawa głosu we własnym państwie czy mieście? — dopytywała Gena, ale Felicja nie była chętna do dyskusji.

Anna oparła głowę o okno i zastanowiła się nad tym. Chciałaby powiedzieć, że właściwie ona też zna prawdziwe emancypantki, bo chyba można tak było nazwać Świetlanę, Żywię, Marzannę czy Dziewannę, skoro dwie z nich pełniły tak ważne funkcje, żadna nie miała męża i dobrze radziła sobie samodzielnie. Żywia potrafiła krytykować Króla i nikt jej za to nie karał. Nawet Jarosława była kimś w tym rodzaju.

Obudziło ją światło wpadające przez okno do pokoju Geny. Chciała się przesunąć, ale wyczuła, że ktoś siedzi na jej łóżku. Uniosła głowę i uświadomiła sobie, że ma przy sobie Nadara.

— O Boże... — wydusiła.

— Tęskniłaś za mną, dziewczynko? — zapytał Król i pogłaskał ją po policzku.

Anna zerknęła niespokojnie na łóżko Geny. Nigdzie nie było siostry. Trochę ją to przestraszyło, ale z jakiegoś powodu czuła, że nie ma po co jej szukać. Powoli podniosła się i usiadła, opierając się o ramę.

— Co tu robisz? — powiedziała zdyszanym głosem.

— Napisałaś do mnie, chciałem ci odpowiedzieć. Nie wiedziałem, kiedy wrócisz, więc ja przyszedłem do ciebie.

— Nie narobisz kłopotów w tym swoim jeziorze?

— Mówiłem ci, że lubię uciekać przed moimi poddanymi.

Spojrzeli na siebie i zaśmiali się. Anna pomyślała, że to dość dziwne, bo przez większość czasu bała się Króla, ale było w tym też coś naturalnego i potrzebnego.

— Nie gniewasz się na mnie? — Posłała mu pytające spojrzenie.

— Nie byłaś sobą. Najważniejsze, że się od tego uwolniłaś.

Nadar przysunął się do niej i dotknął jej ramienia. Anna zadrżała.

— Mogłam postąpić inaczej... Ale po części jakaś magia musiała manipulować moim umysłem. Nie rozumiem, jak mogłam robić takie rzeczy... — rzekła.

Król nachylił się nad jej uchem. Czuła jego twarz na swojej, czuła jego ciepło, chociaż jednocześnie przechodził ją dreszcz za dreszczem.

— Wszystko było zmanipulowane? — szepnął głębokim głosem.

— Nie — wykrztusiła. Miała wrażenie, że coś dławi ją w gardle. — Nie wszystko.

Starała się unikać jego wzroku, ale teraz musiała podnieść głowę. Nadar patrzył na nią spod przymrużonych oczu, z taką przenikliwością i jakimś błyskiem, że oblał ją rumieniec. Miała nadzieję, że nie widać tego w ciemności. Mimowolnie wyciągnęła rękę i pozwoliła, żeby ją chwycił i przycisnął do swojej piersi.

— Myślałam, że znajdziesz sobie inną — przyznała Anna. — W końcu nie jestem teraz nikim wyjątkowym.

Nadar pokręcił głową, śmiejąc się urywanym śmiechem.

— Mówiłem ci. Jesteś najcudowniejszą istotą.

Annę ogarnęła jakaś słabość i nie miała już siły zaprzeczać, nawet jeśli wiedziała, że to nieprawda. Chciała tylko znaleźć się w jego ramionach i zapomnieć o wszystkim innym. Poczuć się chciana i ważna. Dopełniona.

On chyba to wyczuł, bo odgarnął kołdrę z jej ciała, a potem objął ją w talii i przycisnął do siebie tak mocno, że prawie zapomniała, jak się oddycha.

— Jesteś moja. Moja, rozumiesz? — wydyszał gwałtownie.

— Tak — przytaknęła Anna. To wszystko było tak nierealne i tak bardzo nie wiedziała, co ma robić, że powiedziała jeszcze. — Ale mi zimno.

— Poradzimy coś na to — odparł Król i zaczął pocierać jej ramiona, a potem przysunął twarz do jej twarzy i pocałował ją mocno i żarliwie, tak że jej krew zawrzała jak ogień.

Anna otworzyła oczy i odwróciła głowę. Nie było tu żadnego mężczyzny, a jedynie leżąca na drugim łóżku, odwrócona plecami Gena.

,,To był tylko sen" pomyślała, ciężko dysząc. ,,Wszystko mi się tylko przyśniło...".

Ogarnął ją ogromny wstyd. Podjęła decyzję, że zakończy uczuciowe perypetie i nie będzie na razie spotykać się z żadnymi mężczyznami. To wszystko stanowiło tylko część jakiegoś dziwnego magicznego planu i magii, która przejęła nad nią kontrolę. Ale teraz była wolna i jak widać nadal pamiętała...

Dyszała ciężko, wiercąc się w pościeli, aż chyba obudziła Genę, która odwróciła się w jej stronę i spytała:

— Co się stało? Źle się poczułaś?

— Nie, ja... Miałam dziwny sen... — wydusiła Anna. — Mogę położyć się z tobą?

Gena pokiwała głową i zrobiła jej miejsce obok siebie. Łóżko było wąskie, ale dzięki temu Anna mogła bezkarnie się do niej przytulić. Potrzebowała teraz niewinnej, czułej bliskości.

— Śniło ci się coś związanego... z twoim wyglądem? — zapytała z troską Gena.

— Nie... — Anna zamyśliła się. Nie powinna zdradzać za wiele, ale może podzielenie się częścią przemyśleń z kimś obiektywnym, jej pomoże. — Oprócz Eryka... Poznałam jeszcze kogoś. Kto chciał, żebym wybrała jego.

— Śnił ci się? — Gena głaskała ją po głowie.

Anna przytaknęła, mając nadzieję, że nie będzie dopytywać o szczegóły.

— Dlatego zerwałaś zaręczyny?

— Nie. Doszłam do wniosku, że to nie ma sensu. Wszystko, co nazywałam miłością, to było zwykłe pragnienie bycia kochaną. Nie chcę być z żadnym z nich.

— Ale tęsknisz za tamtym drugim?

— Sama nie wiem... — mruknęła Anna. — A to chyba dowód na to, że nie powinnam z nim być... Szczególnie że to byłaby zmiana całego życia... — westchnęła. Gena nie musiała rozumieć aluzji.

— Jesteś pewna? Jeśli za szybko zrezygnujesz, możesz żałować.

— Tak. Całe życie chciałam tylko, żeby ktoś uznał mnie za ładną i mnie pokochał, a teraz... Chciałabym sama zrobić coś ciekawego, wartościowego. Ty przecież jesteś sama i masz wspaniałe życie? Prawda?

Gena potwierdziła, ale bez entuzjazmu i tylko przytuliła mocniej do siebie siostrę. Anna odwzajemniła uścisk, myśląc, że tylko takich kontaktów teraz chce.

Witam w kolejnym rozdziale - ostatnio musieliście sporo czekać, więc tym razem rekordowo szybko :D Mam nadzieję, że się Wam podobało.

Jak wspominałam nie raz, nie jest to powieść historyczna i nie analizujcie jej pod tym kątem (osobiście uważam, że uważanie fantastyki za jakąś inną wersję fikcji historycznej przynosi więcej szkody i stereotypów niż autentycznej nauki), ale jednak zdecydowałam się ją umieścić w pewnej epoce, więc uznałam, że od czasu do czasu jakieś elementy edukacyjne nie zawadzą, dlatego dzisiaj o dwóch kwestiach:

1. Wspomniany ,,Ster" to polskie czasopismo poświęcone problemom kobiet, wydawane w zaborze rosyjskim, ale myślę, że panie spokojnie mogły je też sobie wysyłać do innych zaborów. Publikowała w nim, min. Maria Dulębianka, towarzyszka życia Marii Konopnickiej.

2. Uważam, że są pewne stereotypy, które warto obalać, więc teraz trochę o jednym z nich. Słowa Geny o tym, że kobiety nie powinny wybierać między karierą a rodziną, to nie jest jakieś przenoszenie moich poglądów, tylko próba oddania idei ówczesnych emancypantek. Niestety, czasem trafiam na powieści osadzone w tamtej epoce, gdzie przedstawia się hasła emancypacji jako coś, co miało zniechęcać kobiety do małżeństw i zakładania rodzin i wykorzystuje się to jako jakąś przeszkodę do rozwoju wątku romantycznego. Jest to bardzo niesprawiedliwe i niesłuszne. Mamy do czynienia z pierwszą falą feminizmu, czyli tą najmniej radykalną, odnoszącą się do zrównania podstawowych praw i jeszcze odwołującą się do tradycji, np. ukazywania kobiet jako matek. Paniom chodziło właśnie głównie o to, żeby kobieta nie musiała wybierać między niezależnością a swoimi uczuciami i by nie odmawiano jej spełnienia się zarówno w domu, jak i poza nim. Jeśli jakaś kobieta z utożsamiająca się z tym ruchem nie wychodziła za mąż, to był to jej osobisty wybór, podyktowany indywidualną sytuacją. Widać to nawet w utworach z epoki kobiet, które realizowały postulaty emancypacji. Wspomniane tu Eliza Orzeszkowa i Maria Rodziewiczówna przedstawiały miłość i małżeństwo jako coś, co wręcz może pomóc kobiecie się rozwinąć, jeśli partner jest odpowiedni - a pierwsza z nich bardzo mocno zawiodła się na pierwszym mężu i praktycznie go porzuciła, a druga nigdy nie wyszła za mąż. Z kolei taka Gabriela Zapolska, która oficjalnie głosiła, że nie da się połączyć funkcji żony i matki z karierą zawodową, była odrzucana przez środowisko i uważana za osobę, która więcej szkodzi niż pomaga.

To tyle - może dowiedzieliście się czegoś ciekawego :D Do zobaczenia w następnej części!



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top