PROLOG
TAK BARDZO NIENAWIDZIŁAM SIĘ SPÓŹNIAĆ.
No ale nie miałam wyboru. Zaspałam. Jestem młodą dziewczyną i rozpiera mnie energia ale jestem też czarownicą. I jako wiedźmy moim zadaniem jest bronić dzielnic lub świata przed zagładą. Co oznacza że CZĘSTO zmagam się z różnym niebezpieczeństwem.
Czasem to jakaś bestia magicznego pochodzenia lub demon którego trzeba załatwić. Innym razem ktoś potrzebuje mojej pomocy w zdrowiu. Pilnowanie porządku. Czuwanie nad naturą i równowagą. To robią CZAROWNICE.
Nie mam łatwego życia. Zgadza się. Oddałabym wszystko żeby się z kimś zamienić czasami. Ale taka moc ma swoje plusy. Można ją wykorzystać żeby na przykład zrobić coś dla siebie miłego czy pomóc drugiej osobie.
Jednak najbardziej na świecie nie nawidziłam się spóźniać. A słyszałam że ten nowy nauczyciel jest bardzo surowy i wymagający.
- Cześć stara!- krzyknęła Lucy moja najlepszą przyjaciółka. Miała dwa kubki w ręce. Podała mi jeden.- twoja poranną kawa.
- Dzięki Luce. Jesteś aniołem.- wychyliłam napój prawie duszkiem. Uwielbiam smak dobrze zapażonej kawy.
- Słyszałaś o tym nowym nauczycielu? Podobno to sam burmistrz panem! - wytrzeszczyłam na nią oczy.
- Żartujesz!?- pytam kończąc kawę. Kręci głową.
- Nie. Jakże mogłabym żartować w takiej kwestii? - odpowiada Luce i patrzy przed siebie zamyślona.- podobno niezły przystojniak. Orzyjaciółka się szczerzy a ja przewracam oczami.
- Dla ciebie każdy jest przystojny.- wypuszczam powietrze przez nos zirytowana.
- Jest podobno tak surowy że nawet nie wita się ze wszystkimi nauczycielami.
- Poważnie? Na serio ktoś ma tu chyba problem.- komentuję i patrzę na zegarek. O cholera! Już po ósmej! Spóźnimy się! Ciągnę Luce za rękę i biegniemy do sali lekcyjnej.
Docieram. Ale za późno. Lekcja dawno się zaczęła. Rzeczywiście. Jest tak jak mówiła przyjaciółka. Zabójczo przystojny. I zimny.
Platynowe włosy starannie ułożone. Czerwony garnitur idealnie dopasowany i szkarłatna koszula. Stalowy błękit jego oczu i wyrzeźbione wargi przez samego Boga. Zimny. Nie zwykle surowy i chłodny jak marmur. Tak bym opisała Snowa. Słyszałam i czytałam już o nim wcześniej w gazecie jednak ani trochę nie oddaje tego co mam przed sobą.
- Są nasze spóźnialskie.- zaczyna profesor i unosi na nas wzrok. Rumienię się. Jego spojrzenie łagodnieje kiedy na mnie patrzy. Uśmiecha się czule.
- Witaj. Moja różyczko. Możecie usiąść. Porozmawiamy o tym po lekcji.- zaskoczona patrzę na niego. A SKĄD ON MOŻE MNIE ZNAĆ?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top