14. Nie zadzieraj z medykami
Rozdział, gdzie zasadniczo Orion tylko leży i nic nie robi~
A reszta mało nie dostaje zawału serca~
###############
-snap!-
Ravage zerwał się z łóżka w panice.
Więź została zerwana. Jego więź z Optimusem. Coś się stało Optimusowi!
Wybiegł z dormitorium, zostawiając wszędzie głębokie zadrapania po pazurach. Nawet nie narzucił holoformy, strasząc uczniów swoim metalicznym wyglądem.
Zbiegł w dół po schodach, aż do Pokoju Wspólnego. Zauważył srebrną czuprynę na jednym z foteli. W idealnie dobranym towarzystwie.
:SOUNDWAVE!!!:
Cyberkot dopadł hakera z wrzaskiem, wywołując nieartykułowane krzyki od Hermiony, Rona, Ratcheta, Knock Outa oraz Chocobrosów. Nie było czasu na takt, więc wypalił prosto z mostu:
:Optimus jest w niebezpieczeństwie! Gdzie on jest?!:
Soundwave i Transformersy zerwali się ze swoich miejsc w panice.
- Gdzie jest Orion? - zawołał Ratchet, utrzymując spokój tylko dzięki swojemu medycznemu szkoleniu, podobnie jak Knock Out.
- Podczas eliksirów zawołali go gdzieś razem z resztą reprezentantów. - odparła Hermiona, wymieniając porozumiewawcze spojrzenie z Ronem. Chłopak zaczął grzebać w swojej szkolnej torbie - Co się stało? Skąd ten pośpiech?
No tak, ludzie nie rozumieli Ravage'a. Dla nich jego słowa brzmiały jak miauczenie kota.
- Ravage ma połączenie z Orionem i coś jest nie tak.
Ron zaklął siarczyście słysząc słowa Ratcheta i wyciągając z torby złożony kawałek pergaminu.
- Uroczyście przysięgam, że knuję coś niedobrego. - aktywował Mapę Huncwotów i z niecierpliwością zaczął ją przeczesywać w poszukiwaniu kropki z napisem "Orion Deva"; klnąc jeszcze bardziej kiedy nie znalazł jej ani w bibliotece, ani w żadnym ze zwyczajnych miejsc gdzie Orion lubił się zaszywać.
- O co ten raban?! - do grupy podszedł Megatron, jak zwykle wkurzony na wszystkich za zbyt głośne oddychanie.
Ratchet siłą woli powstrzymał się przed przywaleniem mu w banię. Szybko streścił mu sytuację.
- Devę wezwał dyrektor - Meger się zdziwił paniką wszystkich - Skąd ten pośpiech?
:Huju!: wrzasnął Ravage, wskakując na stół w całej swojej metalicznej, ex-Deceptikonowej chwale :Połączenie między Transformersem a MiniConem może zostać zerwane tylko w dwóch przypadkach- jedno z nas zerwie je manualnie, albo jedno z nas NIE ŻYJE! Więc ruszaj kółka, bo on może już być martwy!:
- Dlaczego dyrektor nie wezwał też nas? - zastanawiał się Ignis, stojąc z boku wraz z Amicictią i Promptem - Przecież mieliśmy go pilnować.
- Ale was nie wezwał, więc pewnie zrobił coś głupiego! - Hermiona zaczęła gestykulować ręką w której trzymała swój magiczny kijek - Musimy znaleźć Oriona zanim będzie za późno! - i różdżka Hermiony uderzyła z impetem w Mapę.
Mapa Huncwotów zniknęła. Zamiast tego, na pergaminie zaczęło się pojawiać pismo, jakby pisał ktoś niewidzialny.
Pan Rogacz pragnie wyrazić szczery żal z powodu zagubienia przyjaciela oraz sugeruje sprawdzenie skrzydła szpitalnego.
Pan Łapa zgadza się z Panem Rogaczem i sugeruje pośpiech.
Pan Lunatyk pragnie życzyć powodzenia, gdyż uważa iż się przyda.
Pan Glizdogon sugeruje użycie tajnego przejścia za gobelinem Drzewa Światów.
Ron i Hermiona wymienili spojrzenie, komunikując się bez słów.
- Tędy! - Rzucili się biegiem do wyjścia, ciągnąc za sobą resztę grupy. Tak jak zasugerował Pan Glizdogon, użyli przejścia za gobelinem, w rekordowym czasie docierając do skrzydła szpitalnego.
W środku panował chaos.
Madame Pomfrey i Profesor McGonagall ochrzaniały Dumbledore'a od góry do dołu, nie zostawiając na nim suchej nitki. Rzeczony dyrektor tkwił w stanie ciężkiego szoku, siedząc na zydlu i trzymając głowę w dłoniach. Na innym taborecie siedział Snape i niewidzącym wzrokiem wpatrywał się w łóżko goszczące kogoś o znajomych, niebieskich włosach.
- Orion! - wyrwało się Ratchetowi. Medyk sprawnie opanował panikę. Wymienił spojrzenia z Knock Outem.
Można zabrać Transformersa z wojny, ale nie możesz zabrać wojny z Transformersa.
- Megatron, wywal mi ich stąd. Nawet siłą. - rozkazał Ratchet, w sytuacji zagrożenia życia przewyższając go rangą. - Knock Out, leć po apteczkę. Pozostań dostępny przez komunikator. Gladiolus, pomóż Megatronowi. Reszta z was, zamknąć się, nie wchodzić w drogę i czekać na instrukcje.
Wszyscy ruszyli wykonać polecenia.
Ratchet szybkim krokiem podszedł do pacjenta, odgarniając przykrywającą go pierzynę. Rzucił ją byle gdzie, skanując powierzchownie Oriona.
Pierwsza zasada pierwszej pomocy: sprawdź, czy otoczenie jest bezpieczne. Było.
Krok numer dwa: sprawdź, czy pacjent jest przytomny.
- Orion, słyszysz mnie? - spytał, delikatnie potrząsając jego ramionami. Zero odpowiedzi.
Krok trzeci: sprawdź, czy pacjent oddycha.
Ratchet udrożnił drogi oddechowe, odchylając głowę Oriona do tyłu. Przyłożył ucho do nosa, uważnie obserwując klatkę piersiową. Dziesięć sekund minęło.
Orion nie oddychał.
- Hermiona, umiesz transformować łóżko w stół operacyjny? - dziewczyna bez słowa wykonała polecenie, w dodatku zmieniając akurat łóżko w którym leżał Orion. Dobrze, nie trzeba go teraz przenosić. Nawet miało kółka oraz funkcję opuszczania aż do podłogi, z czego zaraz skorzystał. - Masz nożyczki? Trzeba z niego zdjąć ubrania.
Na pierwszy rzut oka nie widać było żadnych ran, ale to nic nie znaczyło, kiedy większość ciała zasłaniały ubrania.
Hermiona przytomnie podała mu przyrząd. Zabrał się za szybkie rozcinanie wszystkich ubrań, kiedy okazało się, że madam Pomfrey nie tak łatwo wyrzucić z jej własnego skrzydła szpitalnego.
- Co wy wyprawiacie??? - wykrzyknęła, widząc nagiego Oriona na stole, który przed chwilą był łóżkiem.
- Na razie pierwszą pomoc - odparł Ratchet, klękając, zakasując rękawy i szybko dezynfekując ręce (płynem, który trzymał na wszelki wypadek w kieszeni fartucha). - Kiedy przestał oddychać?
- Przecież on jest martwy! - wydukała pani Pomfrey, wyraźnie już w żałobie.
- Kiedy. Przestał. Oddychać. Ma we krwi tlenu na osiem minut, cztery minuty po przerwaniu akcji serca pojawiają się nieodwracalne zmiany w ludzkim mózgu. - Ratchet zaczął uciskanie klatki piersiowej.
- Dumbledore przyniósł go trzy minuty temu, wtedy już zaklęcia diagnostyczne wykazały, że jest martwy. Nic więcej nie wiem.
Ratchet zaklął siarczyście. Madame Pomfrey była pielęgniarką w magicznej szkole, oczywiście, że była wyszkolona pod względem magicznych klątw, źle rzuconych zaklęć i magicznych stworzeń. Jej doświadczenie nie obejmowało pierwszej pomocy czy resuscytację krążeniowo-oddechową.
- Hermiona, sprawdź jego lewy nadgarstek. Powinno tam być gniazdo dostępu. - Ratchet miał złe przeczucia, bo na twarzy Oriona nie było opancerzenia. Nie było również anten audioreceptorowych w miejscu ludzkich uszu, ani żadnego metalicznego szwu, który Ratchet zaobserwował na jego ciele podczas niedawnego skanu. Źle to się zapowiadało.
- Nie ma gniazda! - zawołała Hermiona, lekko panikując; ale cztery lat pakowania się w niebezpieczne sytuacje wiele ją nauczyły. Na przykład popchnęły ją do nauczenia się tego i owego o ratowaniu czyjegoś życia w mugolski sposób.
Medyk znowu zaklął.
:Ratchet do Knock Outa - Masz AED?:
:Knock Out do Ratcheta - Masz w walizce praktycznie całą salę operacyjną, wziąłem wszystko. ETA 30 sekund:
Zgodnie z zapowiedzią, medyk Deceptikonów wpadł do sali na pełnych obrotach z "przesadnie dużą" apteczką na ramionach. Wielkości plecaka turystycznego. Postawił ją w nogach stołu Oriona i ukląkł po drugiej stronie od Ratcheta, splatając dłonie i przygotowując się do przejęcia masażu serca.
- Trzy, dwa, jeden, zero! - sprawnie się zmienili. Teraz Knock Out uciskał, a Ratchet miał wolne ręce by rozstawić aparaturę. Sprawnie rozłożył ekrany, pociągnął kable i zaczął przyklejać czujniki na ciało Oriona. Monitor serca zaraz zaczął cicho lecz przeciągle piszczeć, nie wychwytując pulsu.
Coś dziwnego zauważył, kiedy zaczął monitorować fale mózgowe Oriona.
A mianowicie, nie pasowały do osoby martwej/tuż przed śmiercią. Wyglądały jak fale osoby przytomnej, podczas intensywnego wysiłku umysłowego.
- On nie jest martwy. - oznajmił Ratchet nie chcąc wierzyć własnej optyce. Pod Madame Pomfrey nogi się ugięły, w ostatniej chwili wsparła się na jednym z łóżek szpitalnych i opadła na zydel.
- Jak? - wykrztusiła. Hermiona, Ron, Chocobrosy oraz Soundwave odetchnęli z ulgą.
- Nie mam bladego pojęcia. Jego serce nie bije ale mózg nie jest martwy.
-pik!- -pik!- -pik!- -pik!-
Oczy wszystkich skierowały się na monitor serca, gdzie zamiast płaskiej linii skakała sobie teraz ostra sinusoida właściwa normalnej pracy serca. Dodatkowo miernik oddechu zaczął pokazywać respirację. Poziomy O2 oraz CO2 we krwi się unormowały (jak na ludzką normę).
Knock Out na próbę zaprzestał ucisków serca. Stan Oriona pozostał stabilny.
Siódmy cud świata się stał.
Dwójka medyków jeszcze chwilę wszystko sprawdzała, po czym emocjonalnie wyczerpana Hermiona przywróciła łóżko do pierwotnego stanu. Monitory pozostały, nikt nie chciał ryzykować kolejnego nagłego zatrzymania krążenia.
I wtedy do skrzydła szpitalnego wparował Miłościwie Nam Panujący Jego Wysokość Dyrektor Albus Perciwal Wulfryk Brian Dumbledore.
- Co tu się dzieje? - spytał, kiedy jego wzrok padł na Oriona, leżącego w łóżku z mnóstwem kabli na sobie - Jak śmiecie bezcześcić ciało jednego z moich uczniów?!
- Jak śmieją???! - Ron miał dość, podobnie jak Hermiona. Oboje wstali na pełną wysokość, wzrokiem świdrując dyrektora - Dzięki tej dwójce twój uczeń ŻYJE, ty tępy jak stado pędzących imadeł, dupotwarzowy, rozgarnięty jak kupa liści, inteligentny bezobjawowo, zjeboidalny, bystry jak woda w klozecie; ty wandrygo, chałapudro, skierdaszony wądrołaju, chliporzygu odwantroniony, sflądrysynie, skurczyflaku, purwykołcie; oby ci ktoś rozżarzony pręt wsadził w dupę nierozżarzoną stroną. A dlaczego nierozżarzoną, spytasz? Ano, żeby nikt, kto przyjdzie ci nie pomógł! Oby twoja herbata zawsze była za zimna lub za gorąca, poduszka zawsze była ciepła z obu stron, obyś zawsze obijał mały palec u stopy o każdy mebel, obyś zawsze gubił prawy bambosz, obyś wdepnął w wodę w samych skarpetkach!
Dumbel chyba nie usłyszał wiązanki Rona, bo wzrok utkwił mu w oddychającym i wyraźnie żywym Orionie.
- On żyje?
Ratchet zasłonił Oriona swoim ciałem
- Nie dzięki tobie. - wycedził medyk przez zaciśnięte zęby - Nie wiem co zrobiłeś, ale wszystkie jego mechaniczne komponenty zniknęły.
Dumbledore, ku powszechnemu zdziwieniu, odetchnął z ulgą.
- Dzięki Merlinowi, już się bałem że rytuał ekstrakcji zawiódł.
- Że co? - szczęki zebranych zgodnie uderzyły w podłogę. Ignis nie mógł wierzyć własnym uszom.
- Pan Potter wszedł w kontakt z wysoce niebezpiecznym artefaktem klasy dziesiątej, który siłą połączył się z jego ciałem. Bałem się, że nie będziemy w stanie się tego pozbyć. Biedny Harry, nie był świadomy obcego wpływu i nie mógł za siebie decydować, stał się kontrolowaną maszyną bez uczuć. Na szczęście widzę, iż już z nim wszystko w porządku. Macie moje szczere podziękowania.
Ratchet, Knock Out, Soundwave, Hermiona, Ron, Ignis, Prompto oraz Gladiolus spojrzeli po sobie, każdy z pytaniem "czy wy to też widzicie???" wypisanym na twarzy. Znaczy, Ignis na tyle, na ile mógł to zrobić będąc ślepym.
- Czy ty siebie słyszysz??? - spytał Ratchet, uciskając nasadę nosa - Bezpodstawnie założyłeś, że Orion jest w niebezpieczeństwie i podjąłeś drastyczne kroki bez konsultacji z nim w tej sprawie.
Albus cały się zjeżył, oburzony jak jasna cholera. Nikt nie będzie podważał jego decyzji! Ani jego autorytetu!
- To było dla większego dobra Harry'ego! Ten mechaniczny pasożyt wkradł się wszędzie!
- Ten "pasożyt" w żadnym stopniu nie zagrażał życiu Oriona! Cybernetyka nijak mu nie szkodziła, a nawet wspomagała! Osobiście go zbadałem jakiś czas temu, był stabilny! To, że macie alergię na technologię nie tłumaczy podjęcia decyzji o brutalnym wyrwaniu mu podzespołów cybernetycznych bez jego zgody! Na domiar złego, nawet nie pozwoliliście mu się wytłumaczyć! To, że żyje to cud! Powinien być martwy! - Ratchet podkreślił tyradę wyrzuceniem rąk do góry. Nie mogąc już dłużej kontrolować swojej wściekłości ruszył do drzwi, po drodze potrącając Albusa z barku oraz trzaskając drzwiami.
Dumbledore pozbierał się zdezorientowany, nie do końca rozumiejąc o co wszystkim chodzi. Przecież zrobił dobrze, Harry żył mimo chwilowej śmierci (która mogła przedwcześnie zabić drzemiący w nim horkruks, trzeba to później sprawdzić i dostosować plany) i nie był kontrolowany przez tamtą maszynę. Trochę szkoda jej straty, była bardzo fascynującym artefaktem, Albus chętnie by jeszcze trochę na niej poeksperymentował.
No cóż, wszystko w swoim czasie. Zebrał resztki godności (której już dano nie miał, wymienił ją na fioletowe szaty w księżyce i gwiazdki wyszywane złotą nicią) i skierował swe kroki do swojego gabinetu oraz kwater mieszkalnych.
Już na miejscu okazało się, że gdzieś mu zniknął prawy kapeć. Starając się zachować optymizm, ruszył w jednym kapciu do biurka, napić się herbaty i zająć się papierologią. Po drodze przywalił małym palcem w komodę (którą normalnie omijał) oraz wdepnął w kałużę wody co to jeszcze chwilę temu jej tam nie było. Stopą odzianą w swoje ulubione skarpetki, te z limitowanej edycji z kartami z czekoladowych żab. Z jego ruchomą podobizną.
Tymczasem w skrzydle szpitalnym Chocobrosy, Soundwave, Hemiona oraz Ron rozsiedli się dookoła łóżka, trzymając straż.
Hermiona ze zmęczonym jękiem przejechała ręką po twarzy. Miała dość. Potrzebowała solidnej dawki kofeiny by znowu poczuć się żywa. Więc powtarzając sobie w myślach, że kiedyś to Orionowi wynagrodzi, wyciągnęła jego Teleekspresowy długopis; pobieżnie zauważając niebieski znak nieskończoności w miejscu, gdzie mogłaby przysiąc, że wcześniej były cyfry.
Jaką macie najsilniejszą kawę na stanie? - nabazgrała na najbliższej nocnej szafce. Niebieski tusz błysnął, by po chwili zniknąć i samodzielnie napisać odpowiedź.
Zależy, czy chcesz potem żyć.
Zaskoczcie mnie. - odpisała, ze zmęczenia mając już wszystko gdzieś.
A zatem prezentujemy #Nie Dla Śmiertelników~
Na szafce pojawiła się nieprzezroczysta szklanka z logo Hellbucksa. Hermiona, niewiele się namyślając, pociągnęła solidnego łyka. Poczuła borówki, kawę i posmak sugerujący alkohol. Oraz coś pikantnego. Było przepyszne.
Z łóżka obok dobiegł cichy jęk.
Spojrzała w tamtą stronę. Powieki Oriona drgały.
Budził się.
###########
05.03.2023
Kiedy pisałam ten rozdział zdałam sobie sprawę, jak bardzo skrzydło szpitalne nie jest przystosowane do "mugolskich" sposobów leczenia. Nie ma tam stołu operacyjnego, wolnej przestrzeni, mocnego oświetlenia, itede. Są te mięciutkie łóżka jak w pokoju w starym szpitalu, mało miejsca i tylko jedna pielęgniarka. Zdaję sobie sprawę, że większość rzeczy są w stanie wyleczyć magią, ale i tak. RKO powinno się robić na twardej, płaskiej powierzchni, jak niby masz robić uciski na stojąco, z materacem o konsystencji chmury?
Poza tym, wszelkie obrażenia są albo niewielkie/nieinwazyjne (nieprzytomność, złamana noga/nos/ręka, oparzenia) które można łatwo naprawić zaklęciem Episkey lub Enerwate; lub są leczone poza "ekranem". Albo mamy Fawkesa i jego magiczne łzy.
Co by się stało, gdyby ofiara Avady dostała zaraz potem pierwszą pomoc czy defibrylację?
UWAGA, CZYTASZ NA SWOJĄ WŁASNĄ ODPOWIEDZIALNOŚĆ
Co było w #Nie Dla Śmiertelników Hermiony?
Otóż jest to wersja którą pija zwykle Orion: 5 shotów ekspresso + energetyk + rum + syrop borówkowy + sos Mad Dog 357 Plutonium 9 Milion Scoville (9 milionów w sali pikantności) + dwie świeżo wyciśnięte ludzkie gałki oczne :3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top