13. Dive into the Heart

Yep, żyję~ 

Długi w cholerę rozdział :3

################

Była aktualnie połowa Eliksirów i Orion był tyle, tyle od uwarzenia dobrego antidotum. Ale świat mu nie mógł dać dostąpić tego zaszczytu. Bo do klasy wpierniczył się Colin Creewey i przekazał wiadomość wagi państwowej: Orion został wezwany na sesję zdjęciową do Turnieju Trójmagicznego (Pięciomagicznego).

Głupie prawo Murphy'ego.

Niczego nie poprawiał fakt, że tuż przed zajęciami zaczęła się awantura o plakietki zrobione przez Malfoya. Przedstawiały napis "Kibicuj CEDRIKOWI DIGGORY'EMU, PRAWDZIWEMU reprezentantowi Hogwartu" do momentu aż się je nacisnęło. Wtedy napis zmieniał się w "POTTER CUCHNIE". 

Potem Draco okrutnie sobie zażartował ze statusu Hermiony jako czarownicy pierwszej generacji. 

Orion zamierzał trzymać język za zębami a po zajęciach rozprawić się z twórcą plakietek, aka Malfoyem; niestety Ron i Malfoy przeszli od słów do czynów i próbowali się nawzajem przekląć. 

Klątwy odbiły się od siebie, po czym ta Rona trafiła Goyle'a, zaś Malfoya - Hermionę. Skutek był taki, że na nosie Goyle'a wyrosły wielkie bąble, a przednie zęby Hermiony zaczęły rosnąć w zastraszającym tempie. 

Idealny moment, żeby wparował Snape i wysłuchał zmyślonej wersji Draco (że niby Ron zaatakował Malfoya i trafił Goyle'a). Kiedy Ron próbował pokazać, że Malfoy trafił Hermionę (której zęby sięgały już za kołnierz i były źródłem szyderczego śmiechu Ślizgonek) Snape go zbył słowami "nie widzę żadnej różnicy". 

Hermiona, powstrzymując łzy, postanowiła się ulotnić.

Ta więc dzisiaj siedział w ławce tylko z Ronem, czując jak się w nim gotuje wściekłość. Zaraz za nimi siedziały Chocobrosy, kompletnie nie ogarniając kulturalnego impaktu sytuacji. Podobnie jak Bumblebee i jego zespół trzy ławki dalej.

I wtedy przez drzwi wtarabanił się Colin, przerywając Snape'owi wpół słowa. 

- Słucham. - wycedził Snape, będąc już na skraju cierpliwości.

- Panie profesorze, mam zaprowadzić Harry'ego na górę.

Colin zbladł, kiedy wbiło się w niego lodowate spojrzenie Miszcza Eliksirów.

- Potter ma jeszcze godzinę eliksirów przed sobą. Przyjdzie na górę kiedy skończy się lekcja.

- A-ale panie profesorze... - Colin poczerwieniał jak burak - pan Bagman chce go natychmiast widzieć. Mają się stawić wszyscy reprezentanci. Chyba im będą robić zdjęcia...

Gdyby Orion mógł, właśnie popełniłby seppuku. Albo zapadłby się pod ziemię. Naprawdę, Colin mógł to sformułować inaczej. Teraz Snape miał kolejną porcję amunicji do wykorzystania. Na wieczność. 

Kilka sekund "ustalania szczegółów" później, Orion w pośpiechu pakował torbę i za Colinem maszerował ku wyjściu z lochów. Chocobrosy prawie pomaszerowały za nimi, ale najwyraźniej zaproszenie na zdjęcia było tylko dla reprezentantów.

- To niesamowite, co? - Colin zagadał jak tylko znaleźli się poza zasięgiem słuchu klasy Snape'a - Mogłeś nie brać w tym udziału, ale jednak się zdecydowałeś, mimo że jesteś niepełnoletni. To takie dzielne..

- Tak, niesamowite - Orion pozwolił sobie nie wspominać o wiążącym magicznym kontrakcie który próbował wyrwać mu pół duszy kiedy nawet pomyślał o nie braniu udziału w Turnieju - Colin, po co im te zdjęcia?

- Chyba dla "Proroka Codziennego".

- No to mamy bigos...

Resztę drogi spędzili w ciszy. Colin został na korytarzu, Orion zapukał i wszedł do wyznaczonego pokoju.

Była to mała klasa. Zrobiono jej małe przemeblowanie, ustawiając stół i około pół tuzina krzeseł pod tablicą, resztę piętrząc z tyłu. Na krzesłach siedzieli kolejno: Ludo Bagman, nieznana czarownica w karmazynowej szacie, Arcee, Fleur, Wiktor Krum i Cedrik. Jakiś brzuchaty mężczyzna z aparatem stał w kącie i lampił się na Fleur.

Bagman zerwał się do pionu na widok Oriona. 

- A oto i on! Zawodnik numer pięć! Wejdź, Harry, nie ma się czego bać, to tylko ceremonia sprawdzenia różdżek, reszta sędziów zaraz tu będzie...

Serce Oriona pominęło uderzenie. Jego myśli wróciły do ostrokrzewowej różdżki, którą zakopał pod krzewem rododendronów w ogródku ciotki Petunii. Improwizacja w trybie now

Zakładamy maskę uprzejmości, maskowanie włączone.

- Panie Bagman, nazywam się Orion Deva, proszę o tym pamiętać - delikatnie poprawił, nie mogąc sobie pozwolić na bycie wrednym do oficjela z Ministerstwa - Ceremonia sprawdzania różdżek?... 

- Musimy sprawdzić, czy wasze różdżki są w pełni sprawne, czy nie będzie żadnych problemów. Wszak to będą wasze podstawowe narzędzia przy rozwiązywaniu kolejnych zadań. Ekspert właśnie rozmawia z profesorem Dumbledorem. Potem będzie mała sesja zdjęciowa. To jest Rita Skeeter - Bagman wskazał czarownicę w karmazynowej szacie - Pisze mały artykulik do "Proroka Codziennego"... 

- Może nie taki mały - Rita przerwała Bagmanowi, wpatrując się w Oriona jak sroka w gnat. Wszystko w niej zapalało wszystkie czerwone lampki w jego głowie. Niczemu nie pomagał jej wygląd. Blond włosy skręcone w ciasne loczki, okulary ozdobione drogimi kamieniami; palce z długimi, szkarłatnymi paznokciami zaciśnięte na torebce z krokodylej skóry. 

- Mogłabym zamienić z Harrym słówko zanim zaczniemy? - spytała Bagmana, kładąc szczególny nacisk na imię, którego przed chwilą Orion się wyparł - Najmłodszy reprezentant, tajemnicze zmiany na przestrzeni wakacji, sam rozumiesz.... czytelnicy mają prawo wiedzieć...

Osz, kurwa, nie! Nie, jeśli Orion ma coś do gadania. A miał, i to sporo. Wygląd czternastolatka (eeee, dyskusyjnie, zaczynał coraz bardziej przypominać dwudziestolatka) na bok, daleko mu było do dziecka. Nie był naiwny.

- Oczywiście! - krzyknął Bagman w tym samym momencie w którym Orion założył ręce na piersi i wysłał Ricie Spojrzenie Śmierci. 

- Oczywiście, że nie. - odparł lodowato, unikając dłoni próbującej zacisnąć szkarłatne szpony na jego przedramieniu - Mam prawo do zachowania prywatności. Co robię w wakacje to nie sprawa paparazzi. Poza tym, jestem Orion Deva. Widzisz tu jakiegoś Harry'ego Pottera, pani reporter? Bo ja nie. 

I z tą ciętą ripostą pomaszerował do krzesła obok Arcee. Czy usiadł z siłą większą niż to konieczne? Tak. Czy strzelenie focha było konieczne? Może...

Na szczęście nim konflikt się zaognił do pomieszczenia wszedł Dumbledore w towarzystwie Karkarowa, madame Maxime, Megatrona, Barty'ego Croucha oraz Ollivandera. Sędziowie zasiedli za stołem, Rita w kącie, gdzie wyjęła z torebki długie oraz jadowicie zielone pióro (jadowite jak jej oczy). Possała końcówkę i ustawiła pióro na rolce pergaminu, gdzie stanęło samo, lekko dygocząc. 

- Czy mogę wam przedstawić pana Ollivandera - Dumbledore przedstawił twórcę różdżek. Orion kątem oka zauważył pióro Rity zasuwające po pergaminie jak oszalałe, robiąc notatki - Sprawdzi wasze różdżki, oraz inne narzędzia w przypadku panny Yamaha, aby mieć pewność, ze nie zawiodą w trakcie turnieju.

Sprawdzenie przebiegło w miarę sprawnie. Pierwsza poszła Fleur. Drzewo różane i włos z głowy wiły* (jednej z jej babć, czyli naprawdę była w części wiłą). Po cienko zawoalowanej krytyce (i wyczarowaniu pęku kwiatów z końcówki) Ollivander uznał różdżkę za sprawną. 

Następnie poszła Arcee, pokazując dwie tonfy zakończone ostrzami. Ku oszołomieniu czarodziejów i uciesze Megatrona. Certyfikat sprawności sprzętu wystawiał Megatron, gdyż Ollivander specjalizował się w różdżkach. 

Kolejny był Cedrik. Jesion i włos z ogona jednorożca. Musieli wysłuchiwać deszczu pochwał i krótką historyjkę jak to Ollivander mało nie został przebity przez róg "wyjątkowo dorodnego jednorożca". Różdżka była "w wyśmienitym stanie". Kilka kółek srebrnego dymu było tego dowodem.

Różdżka Kruma też zebrała ledwo ukrytą krytykę wymierzoną w twórcę. Była z grabu i włókna smoczego serca. Zrobił ją niejaki Gregorowicz. Po wystrzeleniu z jej końca kilkunastu małych, rozćwierkanych ptaszków, Ollivander uznał ją za sprawną. 

No i teraz przyszła pora na Oriona. Biorąc głęboki oddech sięgnął do kabury przyczepionej do prawego uda. Otworzył ją i między palce chwycił trzy długie, srebrne igły. Miały ponad piętnaście centymetrów długości, pół centymetra grubości i były zaostrzone na obu końcach.

- Igły senbon - wyjaśnił zebranym, zbierającym szczęki i  gałki oczne z podłogi - wykorzystywane w akupunkturze w parze z wiedzą o medycynie i anatomii. 

By zademonstrować swoje umiejętności wyrzucił w powietrze trzy jednocentówki. Zgrabnym ruchem ręki przytwierdził wszystkie trzy do ściany w idealnym odstępie między sobą. Żeby było mało, każda moneta była przebita dokładnie pośrodku. 

Megatron zadeklarował jego sprzęt w doskonałej formie. 

Oczywiście nikt nie wiedział o energonowych ostrzach czy blasterach które ukrywał w przedramionach. Ani o parze niewielkich skrzydeł ciasno przyciśniętych do kręgosłupa.

- Dziękuję wam - Dumbledore powstał, by zakończyć zebranie - Możecie wracać na lekcje... lub na kolację, gdyż lekcje chyba właśnie się skończyły.

Niestety, nie dane im to było. Trzeba jeszcze było zrobić zdjęcia do Proroka Codziennego. Zanim skończyli, był wieczór. 

- Mój chłopcze - Dumbledore zaczepił Oriona w drzwiach - Czy mógłbyś na chwilę wstąpić do mojego gabinetu? Nalegam, to dość poważna sprawa.

Nie mogąc znaleźć porządnej wymówki, Orion się zgodził. 

Nie powinien tego robić.

Było za późno, kiedy dyrektor otworzył drzwi do swojego gabinetu i wpuścił go pierwszego.

- Drętwota! 

Sześć czerwonych promieni światła uderzyło go w tors. Świat się zakołysał, przechylił. Orion upadł jak długi na podłogę. Oj, jutro będzie miał spuchniętą całą lewą stronę twarzy. Pośród mdłości, słabości i mroczków w polu widzenia zauważył sześciu zakapturzonych czarodziejów. 

- To on? - spytał ten stojący najbliżej podejrzanie spokojnego Dumbledore'a. Reszta odwróciła oszołomionego Oriona na plecy. Sami zdrętwieli, widząc jego otwarte, zdezorientowane oczy.

- A on czemu jeszcze jest przytomny?! 

- Tak, to on - odparł Dumbledore, zszokowany rozwojem sytuacji. Smoki, które miały najwyższą znaną odporność na magię, padały po sześciu oszołamiaczach. A one miały grube łuski i potężne ciała. - Artefakt z którym się połączył był odporny na wszelką magię. Najwyraźniej próbuje ochronić swojego nosiciela. 

Słowa dyrektora dobiegały do Oriona jak spod wody. Jego oszołomiony umysł próbował połączyć kropki, brnąc przez dziegć. Artefakt? Jaki aktefakt?

Jeden z czarodziejów wyjął z kieszeni długi pręt podłączony do plątaniny przewodów, korbek, pokręteł i... czy to była kość? Dwóch innych zaczęło bezceremonialnie zdejmować ubrania Oriona. Inny podszedł do Dumbledore'a.

- Dyrektorze, proszę z jak największymi szczegółami opisać co się stało. Powiedział pan, iż ten oto uczeń miął styczność z artefaktem klasy dziesiątej, który pan badał. Proszę rozwinąć.

Dumbledore ociężale usiał za swoim biurkiem, wziął głęboki oddech i zaczął tłumaczyć.

- Około roku temu meteor uderzył w Zakazany Las. Poszedłem to sprawdzić, wyczuwając potężną magiczną aurę. Znalazłem to - to mówiąc wyjął zdjęcie Matrycy Dowodzenia - Sklasyfikowałem to wstępnie jako artefakt klasy siódmej ze względu na wyczuwalną moc. Czasami wydzielało "pulsy energii", nie byłem w stanie zidentyfikować dlaczego. Kiedy w zeszłym czerwcu dostałem powiadomienie, iż złapano Syriusza Black'a a dementorzy rzucili się na biednego pana Pottera akurat pracowałem nad wymienionym artefaktem. 

Czarodzieje wydali z siebie dźwięk zaskoczenia, kiedy wreszcie rozebrali Oriona do samych bokserek. Zobaczyli jego metalowe części (oprócz opancerzenia policzków i anten audioreceptorowych, te były na widoku cały czas), szwy w ramionach gdzie schowane były miecze i blastery, opancerzenie kręgosłupa. Na szczęście skrzydła były schowane pod powierzchnią ciała, przyciśnięte do tyłu klatki piersiowej.

- W pośpiechu schowałem to do szuflady i założyłem zabezpieczenia. Byłem przekonany, że będę miał czas przenieść ten przedmiot do jego zwyczajowej kryjówki. Nie zdawałem sobie sprawy, iż artefakt przyciągnie do siebie ucznia. Pan Potter, jak mniemam, został tu siłą zwabiony i zmuszony do uwolnienia artefaktu. Kiedy wróciłem do gabinetu byłem przekonany, że to Syriusz Black zabrał artefakt. Dopiero kiedy pan Potter wrócił odmieniony z wakacji zrozumiałem swój błąd. 

Czarodziej skinął mu głową.

- Departament Tajemnic jest panu wdzięczny.

- Ten artefakt to pasożyt! - krzyknął ten, co badał Oriona prętem - Nie wiem jak, ale złączył się z całym jego organizmem! Wszędzie są jego macki! - Niewymowny przesunął przyrząd po całym jego ciele - Rytuał ekstrakcji jest niezbędny.

Orion, który nie mógł się ruszyć, ale słyszał całkiem nieźle, zrozumiał w jakie gówno został wpakowany. Czarodzieje nie rozumieli natury Matrycy. W momencie kiedy w niego wniknęła, jego poprzednie wcielenie i obecne zlały się w jedno, łączące cechy obu.  

Jeśli "rytuał ekstrakcji" był tym, czym podejrzewał, że jest, to mogiła. Jego cybernetyczne części były istotną częścią jego ciała. Kurka wodna, jego cały mózg był aktualnie jednym, wielkim komputerem. Był istotą bio-technologiczną, bez cybernetyki czekała go śmierć!

Zebrał wszystkie siły jakie miał do walki. Daremnie. Czarodzieje ustalili już, gdzie przeprowadzą rytuał. Proste zaklęcie lewitacji i zaczęli go wlec korytarzami w dół zamku, nie bacząc na jego drgające ręce czy nogi.

Orion nie był zdziwiony, kiedy weszli w głąb lochów. Mapa Huncwotów pokazywała tutaj wiele nieużywanych pomieszczeń. Na pewno gdzieś tu widział zbrojownię, laboratoria alchemiczne, czy sale do wykonywania rytuałów. Do jednej z tych ostatnich zaprowadził ich Dumbledore.

Koliste pomieszczenie z imponującą pieczęcią rozrysowaną na podłodze. Na samiuśkim środku koła stał kamienny piedestał "ozdobiony" metalowymi więzami.

Tam właśnie ułożyli coraz bardziej przytomnego Oriona. Zatrzasnęli kajdany na jego nadgarstkach, kostkach, torsie, szyi, kolanach oraz pasie. Na nic zdały się coraz żywsze próby wyswobodzenia. 

Sześciu czarodziejów ustawiło się w równych odstępach na obrębie pieczęci, zostawiając miejsce dla Dumbledore'a.

Dyrektor podszedł do wierzgającego Oriona.

- Wybacz mi, mój chłopcze. Powinienem bardziej cię pilnować. Za chwilę wszystko będzie w porządku. 

Ręka dyrektora pogładziła go z czułością po włosach, wywołując fale obrzydzenia. Znowu zaczął się rzucać i krzyczeć, ale daremnie. Więzy były wzmocnione magią, a knebel (włożony między zęby, aby przypadkiem nie odgryzł sobie języka i nie zadławił się krwią) skutecznie go uciszył.

Dumbel zajął miejsce w formacji. Jednocześnie całą siódemką zaczęli skandować słowa w niezrozumiałym dla Oriona języku.

Chwila, jednak to rozumiał!

- ... Święty Michale przedstawiający Najwyższemu prośby nasze ... Święty Michale obrońco dusz sprawiedliwych ... Święty Michale wysłanniku Boga ... Święty Michale całkowicie oddany swemu Stwórcy i Panu... 

Recytowali litanię do Michała Archanioła po enochiańsku!

Ból rozlał się po jego ciele z prędkością błyskawicy. Zacisnął zęby na kneblu, by nie krzyczeć.

Daremnie.

Pierwszy wrzask wkrótce przebił się przez jego gardło, kalecząc jego struny głosowe. Naparł na więzy, usiłując instynktownie zwinąć się z bólu. Kajdany jednak były bezlitosne i ani drgnęły.

Mroczki zatańczyły mu pod powiekami.

Wrzaski bólu wkrótce zastąpiło nieludzkie wycie zdartych strun głosowych, podkreślone dziwnym, drgającym i wibrującym skowytem. Orion w rozpaczy wydawał z siebie piski zagrożonego, bezbronnego kocięcia. 

Dumbledore zmarszczył brwi, ale się uśmiechnął, nie przestając skandować. Pewny, iż dźwięki wydawane przez Oriona to piski wydobywanego pasożyta.

Skomlenie o pomoc Oriona po jakimś czasie ucichło. Chłopak zemdlał z bólu. 

Żałował tylko, że nie dane mu będzie zobaczyć miny Dumbledore'a, kiedy ten zrozumie, że właśnie zabił Wybawcę Czarodziejskiego Świata. 

***

Upadał...

Dziewięć dni i dziewięć nocy upadał w dół...

Po pierwszej dobie już nawet nie czuł bólu w plecach, zastąpiła je pustka.

Pustka, w miejscu, gdzie przez eony rezydowały trzy pary skrzydeł

Skrzydeł niegdyś rozciągających się od jednego krańca galaktyki po drugi

Jego ciało niegdyś mogło wziąć w swe objęcia Ziemię piętnaście razy i jeszcze zostało by 3/4 jego ogona, teraz zostało ściśnięte w niewielką powłokę. 

Dziesiątej nocy uderzył w powierzchnię jeziora ognia.

Błękitny ogień żarłocznie zaczął trawić jego skórę. Zajmie mu to chwilę, ale nawet ciało stworzone z świętego światła kiedyś ugnie się pod potęgą piekielnych płomieni.

Czy chcesz żyć?

Głos. 

Znał ten głos.

Szeptał mu czasem rady do ucha. 

Nie chciał umrzeć. 

Chciał żyć. 

Chciał żyć bez strachu, jak oni.

Chciał mieć kły, by móc gryźć.

Chciał mieć pazury, by móc się bronić.

Chciał mieć oczy które widzą niewidzialne.

Chciał mieć kości, których nie da się złamać.

Chciał mieć krew z płynnego ognia, której nie da się skuć żadnym łańcuchem.

Chciał mieć skrzydła, by nikt go nigdy nie mógł złapać.

Chciał być wolny. 

***

Oszukali cię.

Nie musisz mi o tym przypominać.

Co zamierzasz zrobić? Ta gra od początku była niesprawiedliwa.

Ehhhhhhh.... jestem zmęczony.

Zamierzasz się poddać? 

Znowu mnie zdradzono. Dumbledore mnie zdradził. Zamiast mnie zaakceptować takiego jakim jestem, postanowił mnie ukształtować według swojego widzimisię. Wcześniej, Optimusa zdradził Megatron. Wcześniej, Oriona Paxa zdradził Megatronus.

A wcześniej, Skrzydlaty Wąż zdradził Świetliste Zastępy. Tylko po to, by uratować Białego Królika. Za co został obdarty z łaski i wrzucony do Piekieł.

Co? Chwila.... to się wydarzyło naprawdę?

Oczywiście~ Myślałeś, że Orion Pax to było twoje pierwsze imię?

Jesteś przecież Swarą. Jesteś starszy, niż imię które nosisz~ Optimus Prime to nie twój pierwszy Cykl~ 

Zamierzasz się przewrócić i umrzeć? Zamierzasz pozwolić Dumbledore'owi wygrać? 

Zamierzasz ułatwić Tomowi Riddle'owi robotę?

Wiesz, co się stanie. Wiesz, kto umrze.

Powiedz mi... co jesteś w stanie zrobić by przeżyć?

Co? Nie zapytasz mnie za co jestem w stanie umrzeć?

Łatwo jest za coś umrzeć. Dużo trudniej jest za coś żyć.

Więc? 

Masz rację... nie mogę się poddać. 

Jeżeli się poddam, stracę nie tylko siebie. Stracę Syriusza. Freda. Remusa.

Jeżeli się poddam, nigdy nie dotrę do prawdy. 

Nie po raz pierwszy walczę przeciwko całemu światu. Chcą mnie spalić? Proszę bardzo. Ogień we mnie płonie stokroć silniej niż ten, którym próbują mnie spalić. 

Niech przyjdą. Niech spłoną.

Heh~ Lubię twoje podejście, Ślepy Boże. Zawrzyjmy więc układ.

Ty, który nie ma dokąd pójść, ani wrócić. Oferuję ci wolność w zamian za lojalność.

Ty, który nie zawahał się w swojej ciekawości skazać ich na Jego gniew.  Który nie zawahał się obdarować ich wiedzą. Który powstrzymał ojca przed złożeniem syna w ofierze.

Ty, który nie zawaha się spalić wszystkiego w obronie swoich. Choćby cię za to przykuli łańcuchem do samego dna piekieł!

Zawołaj me imię. Wejrzyj w głąb siebie. Odszukaj swoją potęgę.

Zawrzyjmy układ, Nieuchwytna!

Jestem Aniołem ze strzelbą w ręku. Jestem Oskarżycielem. Jestem Wężem ukrytym w gałęziach Drzewa. Jestem Jego Jadem. Jestem Ślepym Katem.

Uwalniam się z Jego łańcuchów.

Jestem Orion Deva, Skrzydlaty Wąż.

***

Spadał...

W dół...

Przez ciemność...

Przez ocean...

W dół...

Wylądował na czymś.

Rozejrzał się.

Było ciemno.

Zrobił krok.

Podłoga wybuchła światłem. 

Ciemność uskoczyła niczym przerażone stado ptaków, z łopotem skrzydeł uciekając w dal.

Uciekające ptaki odsłoniły źródło światła.

Ja?...

Stał na ogromnym filarze wynurzonym z nieskończonej otchłani.

Podłogę filaru zdobił ogromny, kolisty witraż.

Przedstawiał Optimusa. Przywódca Autobotów miał zamknięte oczy. Jedno ramię zostało transformowane w ikoniczne energetyczne ostrze. W tle widniał Iakon, w czasach wojny.

Tyle do zrobienia.... tak mało czasu...

Głos nie miał barwy. Dochodził zewsząd i znikąd jedocześnie. 

Nie spiesz się... nie bój się....

Drzwi wciąż są zamknięte

Drzwi? Jakie drzwi?

Parę kroków przed nim pojawił się snop światła.

Podejdź bliżej

Możesz to zrobić?

Powoli, jakby poruszał się w miodzie, ruszył do przodu.

Z każdym krokiem był coraz pewniejszy siebie. 

Kiedy dotarł do światła, chodzenie nie sprawiało już trudności.

Po jego lewej błysnęło światło. Z witraża wynurzył się piedestał. Lewitowała nad nim tarcza.

Śpi w tobie ogień

Za nim wynurzył się kolejny piedestał. Na nim spoczywała różdżka

Jeżeli nadasz mu formę...

Kolejny piedestał, tym razem z mieczem.

On da ci potęgę

Wybierz mądrze

Miecz, tarcza i różdżka. Niepewnie, podszedł do różdżki.

Potęga Mistyka

Wewnętrzna siła

Różdżka cudów oraz ruiny

Czy tej potęgi szukasz?

Nie.

Odłożył różdżkę, podszedł do miecza.

Potęga Wojownika

Niezwyciężona odwaga

Miecz straszliwego zniszczenia

Czy tej potęgi szukasz?

Może kiedyś wybrałby miecz. Kiedyś, kiedy jeszcze był sam. 

Teraz nie był sam. 

Nie.

Z tym postanowieniem ruszył w stronę tarczy.

Potęga Obrońcy

Życzliwość aby wesprzeć sojuszników

Tarcza odbijająca wszystko

Czy tej potęgi szukasz?

Tak.

Tarcza rozprysła się na gwiezdny pył i wniknęła w jego pierś.

Jego wzrok powędrował do pozostałych dwóch opcji.

A teraz, co oddasz w zamian?

W zamian? Co to, Alchemia?

Dobra, skup się. Czego na pewno nie potrzebujesz na gwałtu-rety?

Jego wzrok przyciągnęła różdżka.

Różdżka ozdobiona lwem i wężem, borsukiem i orłem. 

Przypominała mu ostrokrzewową różdżkę z piórem feniksa w środku, którą pogrzebał za domem Dursleyów. 

Pomaszerował do piedestału i wziął różdżkę w rękę.

Potęga Mistyka

Wewnętrzna siła

Różdżka cudów oraz ruiny

Porzucasz tę moc?

Tak.

Różdżka zniknęła w rozprysku gwiezdnego pyłu.

Wybrałeś potęgę Obrońcy

Odrzuciłeś potęgę Mistyka

Czy to jest forma, którą wybierasz?

Tak.

Piedestały się zapadły. Witraż rozsypał.

Spadł.

W ciemności zamajaczył kolejny witraż.

Był to Orion Pax na tle Iakonu w pełni chwały. Spał, przyciskając datapad do Iskry.

W ręku Oriona pojawiła się tarcza z namalowanym Złotym Kompasem.

Zyskałeś moc by walczyć

Użyj jej do ochrony siebie oraz innych

W blasku światła pojawiły się przed nim trzy istoty

Skrzydlaci, wiedział to instynktownie

Chóry.

Istoty miały wygląd przypominający człowieka, jakby były jego prototypem.

Ale ich ręce dekorowały białe, ptasie skrzydła. Ich ciała pokrywało białe upierzenie. Byli smukli, o ptasich nogach lecz o ludzkiej twarzy. Ich głowy dekorowały rogi i pióra

Bezimienne szeregi, najniżsi rangą Skrzydlaci.

Mocniej ścisnął tarczę w dłoni. 

Ruszył do walki.

Pokonał ich z niewielką trudnością, kiedy ciemność pochłonęła witraż.

Zapadł się w niej najpierw po kolana, potem po ramiona, aż wreszcie pochłonęła go całego.

Przez chwilę nie mógł złapać oddechu.

Kiedy otworzył oczy, stał na dachu budynku. Nad nim migotało nocne niebo. Trzy księżyce w pełni oświetlały miasto będące boleśnie znajome jak i nieznane. 

Ktoś stał tuż przed nim.

Drzwi jeszcze nie są otwarte

Opowiedz mi coś o sobie

Niepewnie podszedł do pierwszej osoby.

Miała długie, fioletowe włosy. Z jej pleców wyrastały trzy pary fioletowo-piórych skrzydeł, ogon łasicy leniwie zamiatał za nią podłogę. Kiedy się odwróciła, zauważył skórę koloru mokka, poznaczoną bliznami, oraz dzikie, toksycznie zielone oczy o czarnym białku i pionowej źrenicy

‽ΔίῑϸἓΖαἠ

- Czego się najbardziej boisz?

Spytała, błyskając koniuszkami ostrych zębów.

Zastanowił się

Być przyczyną czyjegoś bólu.

Uśmiechnęła się drapieżnie, szerzej niż na to pozwala ludzka anatomia. 

Zniknęła w gwiezdnym pyle.

Rozejrzał się.

Po drugiej stronie budynku, na trzepaku ktoś siedział.

Szczegóły stawały się wyraźniejsze im bardziej się zbliżał.

Chłopak o lodowato błękitnych, prawie białych włosach. Jego plecy zdobiły trzy pary białych skrzydeł sowy płomykówki, a ogon kończył się pióropuszem piór. Spojrzały na niego niedopasowane oczy - jedno niebieskie, drugie żółto-czerwone. Obydwa o czarnym białku i pionowej źrenicy. Twarz znaczyły niezliczone blizny.

ʒØɨɼɛʇɑʞʞɛ

Chłopak oparł brodę o dwie mechaniczne ręce. Metalowe palce kończyły się krystalicznymi szponami.

- Czego pragniesz najbardziej na świecie?

Zastanowił się

Uleczyć ból z przeszłości.

Chłopak uśmiechnął się i zniknął w gwiezdnym pyle.

Ostatnia osoba przycupnęła na słupie telegraficznym obok budynku.

Serce mu załomotało, mimo iż jej nie rozpoznawał.

Długie, fluorescencyjne, białe włosy. Czerwona bluza. Trzy pary białych skrzydeł, długi ogon zakończony pędzlem futra. Skóra koloru nieba w nocy, usiana piegami gwiazd. Oczy wciąż zmieniające kolor.

ɑʍɑɩʓ

Przez ramię miała przerzuconą kosę. Ostrze odbijało światło księżyca.

- Co jest dla ciebie najważniejsze?

Spojrzał w gwiazdy, jakby zawierały odpowiedzi na wszystkie tajemne pytania

Po chwili już znał odpowiedź

Moc by chronić innych.

Zniknęła w rozbryzgu gwiezdnego ognia, dokładnie tak, jak to zapamiętał.

Oślepiło go światło

Dzień w którym otworzysz drzwi jest zarówno blisko jak i daleko

O, świetnie, głos wrócił.

Kiedy znowu mógł widzieć, jego oczom ukazał się kolejny witraż.

Optimus i obecna forma Oriona, zwinięci niczym Yin Yang. Witraż przedstawiał Hogwart w nocy. 

They say before you start a war

You better know what you're fighting for

Well, baby,you are all that I adore

If love is what you need, a Soldier I will be

I'm an Angel with a Shotgun

Fighting 'til the war's won

I dont care if Heaven won't take me back!

Coś mu mignęło w kącie oka

Coś się pojawiło

W jego ręce zmaterializowała się tarcza

To coś było ogromne, świecące jak jasna cholera i pokryte oczami

Serafin.

Serafin o długim, wężowym ciele, trzech parach skrzydeł oraz świetlistej aureoli z oczami w środku. Głowę zwieńczał pióropusz piór oraz złota korona

Orion mocniej ścisnął tarczę. 

Nie wiedział ile walczył, tutaj czas płynął inaczej, ale w końcu pokonał Skrzydlatego.

Tarcza zniknęła z jego ręki

Serafin się nad nim pochylił, jakby uważnie go obserwując

Stopy Oriona zapadły się w kałużę światła. Rozpaczliwie zaczął się miotać

Nie obawiaj się...

Światło zaczęło pożerać jego ciało. Upadł na tyłek

Jest w tobie ogień niezwyciężony

Próbował się odczołgać od Serafina, ale to niewiele zdało. Wstęgi światła oplątywały mu już ręce

Więc nie zapomnij:

Tracił przytomność

Jesteś tym, który otworzy drzwi


##########

*wiła - demon [(?) bardziej mi wygląda na ducha lub straszydło; dop. Nieuchwytnej] z mitologii słowiańskiej. Zwana też samowiłą i samodiwą. Wiły wywodziły się z dusz zmarłych młodo dziewczyn. Zazwyczaj zjawiały się w gromadach, mogły przybrać postać pięknych skrzydlatych dziewcząt o lekkich i niemal przezroczystych ciałach, nagich lub kuso odzianych, ale także koni, łabędzi, sokołów lub wilków. [źródło: Wikipedia]

Piosenka to "Angel with a Shotgun" autorstwa The Cab. POLECAM

Przysięgam na Destroyę i Kupałę, numer rozdziału wyszedł mi przypadkiem. Potem zdałam sobie sprawę, że jest tu fragment zaczerpnięty z Kingdom Hearts. A Kingdom Hearts ma obsesję na punkcie liczby 13.

Jak zwykle, imiona zapisane dziwnymi znakami są zapisane dziwnymi znakami. Nie mam metody, po prostu wybierałam byle jakie.

Chór (zdj pochodzi z Pinteresta, nie moje):



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top