Śledztwo
Lee była dla mnie zbyt wyrozumiała. Sama się na siebie wściekłam, a ona miała do tego większe prawo ode mnie. Niedługo po krótkiej wymianie zdań i przebraniu mnie, wyszłyśmy z pokoju. Seri zwyczajnie nas zignorowała. Siedziała na czystym już fotelu, oglądając wiadomości, w których właśnie podawali informacje o śmierci Gene. Albinoska podeszła do niej, a ja udałam się w stronę barku i zrobiłam sobie drinka. Wypiłam go i wyszłam, a dziewczyny za mną. Nie słuchałam o czym rozmawiają. Ufałam Lee wystarczająco, by nie zawracać sobie tym głowy. Skupiłam się na roli, jaką miałam do odegrania. Moją twarz miała być poważna, ale zarazem wściekła i smutna. Taka też była, ale zupełnie z innego powodu niż wszyscy przypuszczali. Pod hotelem czekali już na nas dziennikarze. Lee zwołała ochronę, która przygotowała dla mnie dojście do limuzyny. Miałam na sobie długą, białą suknię ślubną, a Seri podobną, ale krótszą i czerwoną. Droga do pałacu minęła nam w milczeniu. Widocznie moja siostra wyczuła napięcie i postanowiła przełożyć pytania na kiedy indziej. Na miejscu powitała nas ochrona mojego martwego narzeczonego.
- Wszyscy dotarli? - zapytałam chłodno wychodząc z samochodu z pomocą szofera.
- Niestety nie, wasza wysokość - mówił kłaniając się szef ochrony.
- Rozumiem, że tak szanują swojego przywódcę - ruszyłam do środka.
- Z całym szacunkiem, ale pojawiła się plotka, że stoisz, pani, za tą tragedią - Lee zmierzyła go wzrokiem. Szedł oddalony od nas o kilka kroków. Dobry człowiek, znał swoje miejsce.
- Dziękuję za informację. Możesz już odejść - Zrobił co kazałam. Zostałyśmy same.
- Seri, tym razem chciałabym cię prosić żebyś się nie odzywała nieproszona. Muszę to załatwić sama - mówiłam z zaciętością, jakbym chciała się zemścić.
Odpowiedziała mi cisza. Chwilę potem dotarłyśmy do drzwi. Otworzyły się z hukiem. Wszyscy w sali nagle ucichli. Dumnie i powoli zeszłam po schodach. Sala była przygotowana na ślub, ale goście ubrani na czarno. Tylko ja i Seri przyszłam w stroju weselnym. Symbole są ważne. Prawie tak samo jak pozory. Usiadłam, na lewo ode mnie Seri, a Lee stała za mną. Ludzie także usiedli i zapadła krępująca cisza.
- Dziękuję wam wszystkim za przybycie - zaczęłam.
- Z całym szacunkiem, wasza wysokość, ale nie jesteśmy tutaj dla ciebie - zwykły hrabia. Niezwykle dumny i nudny.
- Naturalnie. Jesteśmy tutaj dla wspólnoty europejskiej. Teraz, kiedy nasz przywódca zginął, to właśnie my musimy zająć jego miejsce, by Europa pozostała niezależna. - puste słowa potrzebne jedynie do manipulacji.
- Ma pani całkowitą rację - odezwał się i wstał starszy mężczyzna, jeden z najważniejszych urzędników unii. - Dlatego w imieniu Europy proszę cię o opuszczenie Paryża i powrót do Polski, do czasu wyjaśnienia całej sprawy - grzeczny, ale stanowczy.
- Rozumiem wasze obawy. Naprawdę - wstałam i położyłam sobie rękę na sercu dla uwiarygodnienia swoich słów. - Jednak zanim podejmiecie ostateczną decyzję chciałabym żebyśmy wysłuchali ostatnią wolę mojego ukochanego - ostatnie słowa wymówiłam łamiącym się głosem, niby ze smutku, ale tak naprawdę z obrzydzenia.
Skinęłam ręką, a szef ochrony przyniósł dokument, który głośno przeczytała Lee. Był to dokument unii Polski i Francji. Wszyscy słuchali w napięciu, a ostatni punkt wywarł w nich mieszane uczucia.
- To oryginał porozumienia Polsko-Francuskiego przedstawiony przez zmarłego już generała. Prawda, Leila? - zwróciłam się do dziewczyny, która do tego momentu jedynie się przysłuchiwała. Kiwnęła głową, a po sali poniósł się szmer. - Podpisałam go. Wiem. To jedynie wzmacnia wasze podejrzenia co do mnie, ale zależy mi na poznaniu prawdy, tak samo jak wam.
- Wnoszę o odsunięcie królowej Arlety od śledztwa w sprawie zamordowanie generała Gene Smilasa - powiedział na stojąco jeden z posłów unii.
- Oczywiście. Tak też się stanie. Pragnę jedynie złożyć zeznania.
- Wstrzymajmy się. Uważam, że królowa powinna być obecna podczas procesu. Miała ostatnio największą styczność z generałem - głos zabrał inny starszy mężczyzna, chyba z Niemiec.
- Dziękuję, hrabio - wstałam. - Wiem jak to wygląda, ale zapewniam was. Nawet najwspanialsi władcy mają niezliczoną ilość wrogów. Ja, Brytania, czy nawet któryś z was. Tej sprawie trzeba się przyjrzeć z pewnej odległości. Jakkolwiek by ona nie wyglądała, państwo nie może się zatrzymać. Dlatego pytam was, czy godzicie się na postanowienia zawarte w tym dokumencie - na chwilę zapadła cisza. Czułam bijący stres od Seri i spokój od Lee. Też byłam spokojna. Mogłam użyć geass i mieć pewność, ale traktowałam to jak wyzwanie. Zresztą byłabym słaba gdybym nie potrafiła zrobić tego samego bez mocy co z nią.
- Tylko pod jednym warunkiem - wstał znowu ten sam starzec co na początku, a ja nadal nie pamiętałam jego imienia. - Zachowasz demokratyczny ustrój unii i państw unijnych, w tym Francji. Co będziesz robić w Polsce pozostawiamy tobie, ale reszta decyzji należy do ludu.
- Zgoda - zaśmiałam się w duchu. Naprawdę poszło łatwiej niż się spodziewałam.
- Chwila! Kto pozwolił ci podejmować decyzje za nas wszystkich?! - odezwał się dość młody mężczyzna, którego widziałam pierwszy raz na oczy.
- Hrabia Lille stracił swoje stanowisko wysyłając na zebranie młodzika! - wtrącił się jeszcze inny poseł.
- Właśnie! Gdzie on się podziewa?! - odezwał się kolejny mężczyzna, a chłopaczek ucichł.
- Nic nie powiesz? Królowa czeka na odpowiedź - powiedział starzec.
- Hrabia źle się poczuł. Wyjechał do sanatorium - powstał młodzieniec, a po sali poniósł się szmer.
- Już go złapaliśmy - szepnęła Lee, a ja kiwnęłam głową.
- Spokojnie panowie - tym razem ja wstałam. - Wszyscy rozumiemy jak ważne jest zdrowie w dzisiejszych czasach. Hrabia pozostanie na stanowisku, ale musi być stale informowany o obecnym stanie państwa oraz śledztwa - klasnęłam w dłonie, dając tym samym znak by przynieść dowody. - Wróćmy do tematu. Czy ktoś z was zbadał miejsce zbrodni? Przesłuchał świadków? Zebrał jakieś dowody?
- Śledczy właśnie się tym zajmują - odparł, któryś z mężczyzn.
- W takim razie pozwólcie, że przedstawię wam, to co mi udało się znaleźć - machnęłam dłonią, a Lee zajęła się przedstawianiem dowodów. Nie słuchałam zbyt uważnie. Moja rola się już skończyła, teraz wszystko w jej rękach. Oprzytomniałam dopiero kiedy do sali wprowadzono hrabię Hugo Lille'a. Wyglądał, jak przestraszone dziecko, no może był trochę bardziej paskudny. Nadal nie słuchałam. Patrzyłam na niego i jestem pewna, że dostrzegł u mnie triumfalny uśmiech.
~ ~ ~
Wróciłam!
Przepraszam za tak długą przerwę... Nie wiem, jak będzie z kolejnymi, ale będą. Przyznam się, że pisanie tego szło mi, jak po gruzie... Ale mam nadzieję, że było warto się pomęczyć. Wyraźcie swoją opinię
Pozdrawiam
~Z.Z.
P.S. Jeśli pojawiły się błędy to przepraszam. Moja korekta jest w Wietnamie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top