Sztuka manipulacji

Co ja bym zrobiła bez Seri? Mimo wszystko, chyba jednak świat mi sprzyja. Gene wyszedł jakiś czas temu, zapewne się przebrać. A ja zostałam sama pośród arystokracji i, o dziwo, czułam się bardziej swobodnie. Dworskie intrygi zawsze mnie ciekawiły, ale problem stanowiła sytuacja, w której się obecnie znajdowałam. Całe szczęście, za dwa dni ten koszmar miał się skończyć, ale czy aby na pewno? Przecież nadal musiałam się jeszcze uporać z Brytanią, co było zdecydowanie trudniejsze. Chociaż mając Unię Europejską zyskałabym dużo większe szanse na dorównanie potędze Imperium. No i jeszcze Lelouch... Porywając Nunnally, Charles związał ręce nie tylko jemu, ale także mi... Szczerze wątpię w dobrą wolę Suzaku, tak samo jak on w moją, ale ja wywiążę się ze złożonej obietnicy.

- Arleta! - moje rozmyślania przerwała Seri, która jeszcze przed chwilą rozmawiała z Japończykami.

Rozejrzałam się szybko, niby w poszukiwaniu źródła okrzyku, ale tak naprawdę chciałam wiedzieć gdzie jest mój narzeczony. Cała ta intryga poszłaby na marne, gdyby nie znalazł się w epicentrum wybuchu mojej siostry. Znalazłam go! Właśnie schodził po schodach, wyraźnie zainteresowany spoglądał w naszym kierunku. Tymczasem Seri była już naprzeciwko mnie.

- Kiedy zamierzałaś mnie poinformować o tutejszej sytuacji Japończyków?

Idealnie! Wszystko poszło zgodnie z planem! Gene widocznie zorientował się, o co tym razem poszło, bo obrzucił oddział Leili morderczym spojrzeniem. Natomiast ja odwróciłam się i z zaskoczeniem na twarzy spojrzałam w oczy siostrze. Ta nie ustępowała. Ruchem brwi ponowiła pytanie. Westchnęłam i odłożyłam kieliszek na tacę przechodzącego niedaleko kelnera.

- Chciałam poruszyć ten temat w trochę bardziej delikatny sposób, ale skoro moja siostra mnie uprzedziła... - zwróciłam się do generała, który ledwo zdążył przecisnąć się przez tłum gapiów. - Gene, byłabym niezmiernie szczęśliwa, gdybyś w ramach prezentu ślubnego zadbał o równość obywateli w Unii Europejskiej.

   ~ ~ ~

Od jakiejś połowy przyjęcia miałam ogromną ochotę, zacząć się śmiać. Cudem udało mi się powstrzymać, jednak w drodze powrotnej do hotelu już nie wytrzymałam. Wybuchłam wielkim, niekontrolowanym śmiechem. Całe szczęście, że nasza kabina była dźwiękoszczelna, bo inaczej szofer mógłby stać się problematyczny. Lee po prostu jakby zignorowała ten fakt, natomiast Seri wyraźnie zbladła, co jeszcze bardziej mnie rozśmieszyło. Ta dziewczyna była cudowna! Nikt nie dostarczył mi tyle radości w tak krótkim czasie. A kiedy przypomnę sobie twarz Gene po wyrażeniu mojej zachcianki! Po prostu boki zrywać! Zmusiłam go, żeby oficjalnie, przy najważniejszych urzędnikach jego własnego państwa przyznał się do błędu. Wiedziałam, że mi tego nigdy nie wybaczy. Upokorzyłam go publicznie. A to był dopiero początek!

- Skończyłaś? - zapytała z sarkazmem Lee, kiedy już trochę się uspokoiłam i wtedy przypomniałam sobie o jej zadaniu na ten wieczór. Miała bardzo dokładnie przyjrzeć się pałacowi.

- Jak ci poszło?

- Dobrze. Mam wszystko co potrzeba - może obecność mojej siostry była problemem, ale na ten moment mało mnie to obchodzi.

- Chwila, co takiego? - przerwała nam Seri.

- Ktoś cię widział? - całkowicie ją zignorowałam.

- Tak, nawet mnie oprowadzili - dokładnie tak jak zaplanowałyśmy!

- Doskonale.

- Powie mi ktoś w końcu o co chodzi? - A no tak... Jeszcze ona.

- Dobrze się spisałaś, siostrzyczko. Jestem z ciebie dumna i dziękuję - mówiąc to, zmierzwiłam jej włosy.

Cóż za cudowny dzień!

   ~ ~ ~

Szczerze, nie mam pojęcia, co sądzić o Arlecie. Momentami zachowuje się bardzo w porządku, a kiedy indziej jest jak potwór... A może to wszystko jest po prostu jedną wielką intrygą? Nie... Nie mogę tak myśleć. Nie mogę jej oceniać w ten sam sposób, co wszyscy. To moja siostra! Moja jedyna rodzina... Ale ten jej wczorajszy śmiech... To było coś potwornego! Przypomniał mi pewną sytuacje z Zero w Japonii... To nie pierwszy raz, kiedy Arleta przypomina mi Leloucha. Ciekawe co to znaczy... Ha! Jestem pewna, że ta dwójka dogadywałaby się idealnie. I jeszcze te jej tajemnice. Dwa dni temu mówiła o zaufaniu, a sama nie chce mi powiedzieć co planuje... Suzaku... Gdyby tylko tu był... Ona by wiedział co powinnam zrobić... Ale czy aby na pewno? Z tego co mówiła Arleta... Nie, nie, nie! To dla mnie za dużo... Gubię się w tym... Naprawdę mam już dość...

Spotkanie trwało już jakiś czas. Nie miałam pojęcia, po co królowa wzięła mnie ze sobą. Jeśli liczyła, że będę słuchać i się uczyć, to się przeliczyła. Pomieszczenie nie było tak bogate jak sala balowa. Na środku stał całkiem spory stół, a na obu jego końcach siedzieli Gene i Arleta. Ja zajmowałam miejsce obok siostry, Lee stała za nami, obserwując otoczenie, ale zarazem biorąc udział w naradach. Natomiast za generałem stała blondynka w granatowym mundurze. Nie wiem jak się nazywała. Zapewne pełniła tą samą funkcję co albinoska, tylko po przeciwnej stronie barykady.

Z tego co zdołałam wyłapać, zanim pogrążyłam się w rozmyślaniu, obie strony miały przygotować przykładowy dokument połączenia państw. Zgadnijcie co zrobiła Arleta. Nic! Kompletnie nic nie przyniosła! Na tym niby polega dyplomacja? Na pokazaniu przeciwnikowi, że masz go gdzieś? I ja mam się od niej uczyć?! Phi, dobre sobie! Mimo wszystko Gene, jakby się tego spodziewał. Nie pokazywał po sobie ani krzty zaskoczenia, czy oburzenia, co na pewno zrobiliby inni politycy, a już szczególnie ci z wczoraj.

Następnie generał pokazał swój dokument. Każda z nas dostała własny egzemplarz. Wiem, że powinnam była chociaż to przeczytać, ale muszę przyznać, że wczoraj odrobinę za dużo wypiłam...

- Co to ma znaczyć, generale?! - nagle najeżyła się Lee. Wytrącona z kontekstu rozmowy, zerknęłam na kartkę. - Przypisujesz sobie prawa do Polski jeszcze przed ślubem?! A do tego zakładasz przedwczesną śmierć królowej?! - Wreszcie natrafiłam na ostatni punkt, który mówił o przejęciu wszystkiego po śmierci jednego z nich, przez drugiego. Więc to nie tylko Arleta nie chciała dopuścić do tego ślubu! Nagle zaczęłam wszystko rozumieć. No prawie wszystko... - Uważaj, bo jeśli coś...

- Lee! - szybko ją uciszyła. - To dobry układ mający na celu zapewnienie przyszłości naszym krajom - Znowu ten uśmiech, przyjazny i złowróżbny...

Rozmowy zakończyły się chwilę później. Arleta podpisała przedstawiony dokument, a ja byłam w szoku, podobnie jak blondynka, która stała za Gene, ale z trochę innego powodu... Jak jej się udało tego dokonać?! Przecież to tak, jakby generał pragnął jej śmierci, a nie na odwrót! Odsunęła od siebie podejrzenia w tak banalny sposób, ale jak? To zwyczajnie niemożliwe! Nie da się tak manipulować ludźmi, chyba że... Nie! Nie! Nie! Arleta nie mogła mieć geass! Zresztą nawet jeśli, to nie mogła go użyć tak by nikt nie zauważył... Prawda?

   ~ ~ ~

Witam!

Jak Wam się podobało? Przepraszam, że z takim opóźnieniem. Nie wiem, kiedy będzie następny. Postaram się opublikować w ten weekend, ale niczego nie obiecuję.

Wyraźcie swoją opinię ^^

~Z.Z.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top