Szach
Po tym wszystkim, co działo się podczas Czarnej Rebelii byłam dość skołowana. Nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić. Nie czułam się już częścią żadnej społeczności, do których wcześniej należałam. Zakon Czarnych Rycerzy się rozpadł, a poza tym Zero... A raczej Lelouch. Nie byłam w stanie patrzeć na to w ten sam sposób co wcześniej. Natomiast Kyoto... Szczerze, bałam się im spojrzeć w oczy. Byli moją rodziną, ale ich zdradziłam... Nie, to oni mnie zdradzili. Wiedzieli to wszystko, o czym ja nie miałam pojęcia. Co więc zrobiłam? Wróciłam do szkoły, a dokładniej Akademii Ashford. Rzucając się w wir nauki, mogłam zapomnieć o tym wszystkim, co mnie dręczyło. Lecz spokój nie trwał długo... Kyoto mnie znalazło i przekazali rozkazy... Miałam wyjechać do Polski! Na drugi koniec świata! A to jeszcze nic. Po co? By zabić brytyjską, ludobójczą księżniczkę, która podobno właśnie tam się ukrywała, chociaż oficjalnie nie żyje od paru miesięcy! Czy to nie brzmi absurdalnie!? Byłam rozdarta. W końcu ona była wszystkim dla Suzaku, ale zabiła naprawdę wielu Japończyków, nawet jeśli była to wina geass... Nie. Nie mogłam się teraz wahać. Zabiję ją tak, żeby Suzaku nie dowiedział się o tym, że w ogóle żyła, a potem po mnie wróci. I nareszcie sobie odpocznę...
~ ~ ~
Podróż do Petersburga nie trwała długo. Ledwo zdążyłam wysłać im wiadomość o moim przyjeździe, a już byłyśmy na miejscu. W drodze bardzo dokładnie wprowadziłam Lee w mój plan. To miał być zamach stanu. "Porywamy" Leloucha i Suzaku, a następnie cała siedziba wybucha. Ważni przedstawicieli Euro-Brytanii giną z mojej ręki co podnosi morale Europejczyków, a w międzyczasie Gene ogłasza nasze zaręczyny. Czyż nie pięknie? Zastanawia mnie tylko jedno... Jak Lelouch tu trafił i dlaczego pracuje dla Imperium? Cóż, wkrótce i tak się dowiem. Odrzutowiec dotarł już na miejsce, a ja wyjrzałam przez okno.
- Coś skromnie dzisiaj... - rzuciłam od niechcenia, podnosząc się z siedzenia.
- Nie wymagaj od nich zbyt wiele, mieli piętnaście minut by wszystko przygotować. To cud, że w ogóle zdążyli - powiedziała Lee, idąc za mną.
Wyszłyśmy z samolotu, a kilkuosobowy komitet powitalny, jak mniemam, skłonił się.
- Czym zawdzięczamy sobie tę wizytę? - mówił, nadal schylony, mężczyzna w średnim wieku.
- Chciałam się przewietrzyć. Mam nadzieję, że mój pokój gotowy - odparłam idąc dalej, ignorując resztę.
- Pani, proszę wybaczyć, ale nie spodziewaliśmy się Twojego przyjazdu...
- Więc nie macie dla mnie pokoju? - przerwałam mu. Biedny mężczyzna, aż mi się go żal zrobiło... - Cóż, nie szkodzi. Gdzie mogę na niego poczekać? - skróciłam jego męczarnie.
- Prawdę mówiąc to nie najlepszy moment na odwiedziny, wasza wysokość...
- Czemu?
W tej samej chwili, ze strony wejścia do budynku długowłosy, skośnooki, wysoki chłopak, który przykuł moją uwagę.
- Królowa Arleta! Co za miła niespodzianka - podszedł do mnie, uklęknął i pocałował mnie w dłoń.
- A ty to kto? - odparłam z pogardą.
- Przepraszam, gdzie się podziały moje maniery, Shin Hyuga Shaing - ponownie się ukłonił. - Zapraszam do środka, jest tu ktoś kogo powinna pani poznać.
- Zgadza się - poszłam za nim.
Może i znał powód mojego przyjazdu, ale mimo to nie obawiałam się go. Wątpię, żeby wiedział, że Julius Kingsley to tak naprawdę Lelouch vi Britania oraz Zero. A nawet jeśli mam po swojej stronie Suzaku, no może jeszcze nie teraz, ale kiedy dowie się, że mam Euphy, będzie tańczył jak mu zagram.
Budynek był ogromny. Współczuję całej służbie, która tu pracowała... W końcu dotarliśmy do pomieszczenia, na środku którego stał stół z planszą i figurami szachowymi, a wokół niego trzy krzesła. Na jednym z nich siedział Lelouch. Kiedy go zobaczyłam, zamarło mi serce, ale po chwili wróciło do pracy. Naprawdę tu był. Nasza ostatnia rozmowa, a raczej jego słowa, nie była wymarzoną. Jemu zapewne też spadł kamień z serca. Następnie ujrzałam Suzaku, który przez chwilę patrzył na mnie z zaskoczeniem, ale później chyba zrozumiał, o co tu chodziło, bo ujrzałam na jego twarzy obrzydzenie. Zaśmiałam się cicho.
- Właśnie graliśmy partię, kiedy dotarła do mnie wieść o Twoim przyjeździe. Nie masz nic przeciwko żebyśmy dokończyli? - zapytał Shin.
- Ależ skąd. Chętnie popatrzę - odparłam i zajęłam jedno z wolnych miejsc, następnie Japończyk również usiadł.
Nie trwało długo kiedy skończyli grać. Przez cały ten czas obserwowałam nie tylko plansze, ale także samych graczy. Suzaku nadal stał za krzesłem Leloucha. Ten natomiast wydawał się dziwnie skupiony na grze. Nie zwracał na mnie uwagi. Ani razu nie spojrzał w moim kierunku. Do tego jeszcze to dziwnie zasłonięte lewe oko... Chwila... Suzaku... Spojrzałam na niego. Ciągle nie mieniał wyrazu twarzy. Miał nienawiść w oczach... Nienawiść do Leloucha... Czy to możliwe? Naprawdę to zrobił? Ale... Ale jak? Jakim cudem go pokonał? No tak... Przecież Lelouch uważał go za przyjaciela... A ten bezczelnie go zdradził! Co za szmata!
- Szach mat! - nie zauważyłam, że gra się zakończyła.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że wszystkie te myśli odbijały się na mojej twarzy, jak w lustrze. Muszę się opanować. Teraz kłopot stanowił Shin. Musiałam się go pozbyć. W sumie to nic wielkiego. Kulka w głowę powinna załatwić sprawę, ale może się przydać do zdobycia kilku cennych informacji.
- Odwzorowałeś w tej grze prawdziwy świat, prawda? - mówił Lelouch. Byłam trochę wyrwana z kontekstu, ale już czas wrócić na ziemię. - Przegrałbym, gdybyś poświęcił swoją królową.
- Co masz na myśli? - zapytał Japończyk.
- Są rzeczy, których nie jesteś stanie poświęcić, prawda? - nie poznawałam go. To fakt, że takie girki były bardzo w jego stylu, ale coś mi tu nie pasowało... - Każdy ma taką słabość. Rodzice, rodzeństwo, przyjaciele, kochana osoba. Mnie to nie dotyczy - nie. Z całą pewnością to nie był Lelouch. Nie powiedziałby czegoś takiego... Nie o Nunnally.
- Naprawdę?
- Jedyną osobą, jaką muszę chronić, jedyną, za którą oddam życie, jest Jego Cesarska Mość! - poczułam jak zbladłam. Co się stało? Spojrzałam na Suzaku pytająco, ale również z gniewem. Jak on mógł to zrobić?! Czyli zabrał go do Imperatora... A to oznacza! Imperator ma geass! Niemożliwe... Czułam jak natłok tych wrażeń mnie przygniata. Ale chwila... - Jego Cesarska Mość! - Książę złapał się za głowę, a Suzaku na niego spojrzał.
Tak... Charles użył na nim geass i jakimś cudem zmienił mu wspomnienia, a teraz próbuje zwalczyć jego działanie. Chciałam wstać. Pomóc mu. Ale nie... Jeszcze nie teraz. Powstrzymywałam się z ogromną trudnością, a chłopak próbował to zwalczyć. Nie miał szans. Tym razem to Shin wstał. Obawiałam się co zrobi.
- Wynoś się z mojej głowy Juliusie Kingsleyu! - starczy tego! Nie wytrzymałam dłużej. Podnisłam się gwałtownie.
- Co to wszystko ma znaczyć?! - to zdanie było do Suzaku, ale postanowiłam skierować je do Shina.
- Dostał atak napadu - powiedział zielonooki. Myślałam, że coś mnie trafi! - Bardzo przepraszam, mistrzu Shaing, Królowo, ale muszę prosić was o wyjście.
- Gdy usłyszałem o planie Floty Arki, przypomniał mi się pewien terrorysta - mówił niebiesko włosy. A więc jednak wiedział! Byłam wściekła! Zacisnęłam dłonie w pięści i próbowałam trzeźwo myśleć. - Działał on w Strefie 11. Metody lord Kingsleya są uderzająco podobne do metod owego człowieka. Są wręcz takie same - opuściłam głowę. - To buntownik Zero!
- Zero nie żyje! Został stracony z rozkazu cesarza!
- Zamilcz Suzaku! - nie wytrzymałam dłużej. Wszyscy byli mocno zaskoczeni moimi słowami. - Mógłbyś chociaż trochę mu pomóc! I tak, owszem, to Zero! A teraz, pozwolisz, że zabiorę go ze sobą - zignorowałam rycerza i mówiłam do Shina.
- Obawiam się, że nie mogę ci na to pozwolić - odparł na co się zaśmiałam.
- Naprawdę sądzisz, że możesz mi w jakikolwiek sposób przeszkodzić? - powiedziałam z pogardą - Nie licz na Zakon Świętego Michała. Lee się nimi zajęła - przez chwile widziałam w jego oczach zaskoczenie, ale potem wróciła dawna pewność siebie.
- Pominęłaś, jeden bardzo znaczący fakt - podszedł bliżej, a ja znowu się zaśmiałam. Jak ten facet mnie wkurzał!
- Tak? To na co czekasz? - znowu go podpuściłam.
- Skoro nalegasz - sięgnął ręką do lewego oka.
- Niemożliwe!
- Giń!
Geass!
~ ~ ~
Witam!
Jak Wam się podobało? Mam nadzieję, że wróciłam do dawnej formy. Wiem, że rozdział z drobnym opóźnieniem, ale za to dłuższy. Mam teraz urwanie głowy w szkole, więc wybaczcie. No i tak jakby skończył mi się zapas... Następny, niestety, może się pojawić dopiero za dwa tygodnie, ale może też być wcześniej.
Zapraszam do komentowania i gwiazdkowania.
Pozdrawiam
~Z.Z.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top