Pułapka
- Giń!
Geass! Jak mogłam dać się tak zaskoczyć?! Czy to naprawdę już koniec?
Na tym skończyły się moje swobodne rozmyślania, a moją głową zawładnęła chęć śmierci. Zawsze zastanawiałam się, co czuje człowiek pod wpływem geass... Teraz już wiem... Wszystko, moje ciało i myśli, chciało umrzeć. Nie panowałam nad sobą. Próbowałam to zwalczyć, ale nie miałam szans. Za każdym razem, kiedy się temu sprzeciwiałam, nasilał się ból w całym ciele, jakbym była kimś kogo należy się pozbyć. Moje własne ciało mnie odrzucało. Potrzebowałam pomocy. Nie byłam w stanie dłużej walczyć... Już prawie się poddałam, kiedy...
"Żyj!"
To rozkaz Leloucha! Musiał użyć na mnie mocy, kiedy ostatnio się widzieliśmy. Uratował mnie... W tej chwili zderzyły się dwie, potężne siły, ale, co dziwne, nie czułam już bólu. Akceptowałam tę walkę, bo mu ufałam. Nie mam pojęcia, co podczas tego wszystkiego działo się z moim ciałem. Wiem tylko, że kiedy wreszcie doszłam do siebie, stałam w zupełnie innym miejscu niż przedtem, a kilka metrów obok mnie leżał pistolet, który wcześniej ukryłam w sukni. Próbowałam uspokoić oddech, ale także musiałam szybko rozeznać sytuację. Suzaku, który jeszcze przed chwilą mierzył do Shina, zauważył jak udało mi się wygrać tę wewnętrzną walkę. Natomiast Shaing odwrócił się w moją stronę dopiero, kiedy wybuchłam szaleńczym śmiechem. Wyraz, jego twarzy rozbawił mnie jeszcze bardziej.
- Głupcze! Myślałeś, że możesz mi w jakikolwiek sposób zagrozić, tą swoją słabą mocą? - wyraz jego twarzy zmienił się diametralnie.
- Czyżby nadal coś szykował? - pomyślałam.
- Ona w zupełności wystarczyła - w tym momencie po sali rozniósł się dźwięk strzału, a mnie przeszył potworny ból.
Niemożliwe, że dałam się tak podejść! Chciał zyskać na czasie. Wystarczyła chwila, by użył geass na Suzaku, ale najpierw ja musiałam się pozbyć broni. Zlekceważyłam go i właśnie za to płaciłam. Spojrzałam w dół. Wcześniej, biała sukienka, teraz stawała się coraz bardziej czerwona, albo raczej krwista. Ból dochodził z prawej strony brzucha, trochę pod żebrami, co oznaczało, że trafił w wątrobę. Nie było szans na jakikolwiek ratunek. To naprawdę był już koniec...
Przepraszam, Lee... Jelena... Shirley... Lelouch...
Lelouch! Nie mogłam go tak zostawić... Nie. Obiecaliśmy się chronić. On mnie uratował, teraz przyszła moja kolej. Rozejrzałam się, a kiedy go znalazłam, zaczęłam do niego podchodzić, co z każdym krokiem, stawało się coraz bardziej trudne. Ignorowałam wszystko co działo się dookoła mnie. Suzaku najwidoczniej rozmawiał z Shinem, ale to nie było teraz na to czasu. Byłam już wystarczająco blisko, więc szybkim ruchem zdjęłam soczewki i upadłam na kolana.
- L-lelouch - powiedziałam by na mnie spojrzał, tak też zrobił. Złapałam jego głowę dwoma rękami. Do oczu napłynęły mi łzy. Że też to wszystko się stało przez Suzaku... - Nie wiem... co będzie dalej... ale ty się tym nie przejmuj. Zajmę się wszystkim - z każdym słowem stawałam się coraz słabsza. - A kiedy wrócisz do... do normalności... Załatw ich wszystkich... Za Nunnally... - zdobyłam się jeszcze na uśmiech.
- A-arleta? - przez moment miałam wrażenie, że odzyskał wspomnienia.
- Cii... Śpij - położyłam się powoli, a on zrobił to samo.
Zamknął oczy niewiele wcześniej przede mną. Jeszcze przez chwilę patrzyłam na niego. Naprawdę się zakochałam... Szkoda, że tak miało się to wszystko skończyć... Złapałam go za rękę i odpłynęłam.
~ ~ ~
Dochodziła piętnasta. Nie dostałam żadnej wieści od dziewczyn, ale to nic dziwnego. Na pewno wszystko szło dobrze, a za kilkanaście minut wszyscy zobaczą eksplozję w Petersburgu. List do Gene był już w Paryżu, więc powinien dostać go na czas. Obecnie wracałam z laboratorium, do swojego pokoju. Minęła mnie jedna pokojówka, niosąca jedzenie. Dygnęła i poszła dalej, nie byłoby pewnie w tym nic dziwnego, gdyby nie to, że weszła do pokoju Arlety, a służba dostała informacje o jej nieobecności. Kiedy tylko drzwi się zamknęły, wyjęłam broń i nasłuchiwałam co robi w środku. Wtem poczułam wibracje w prawej kieszeni, mówiące o tym że ktoś idzie do tajnego pomieszczenia, w którym znajdowała się księżniczka Euphemia. Odczekałam kilka sekund i po cichu weszłam do środka. Odgłos kroków dochodził ze schodów. Poszłam za nią. Otworzyła drzwi i rozejrzała się w poszukiwaniu ofiary, całe szczęście, że przygotowałyśmy ją na taką sytuację. Byłam szybsza.
- Odłóż broń i powoli się odwróć - powiedziałam, przeładowując pistolet za jej głową.
Dziewczyna opuściła ramiona i z bezradnością uczyniła wszystko co jej rozkazałam. To co ujrzałam mnie przeraziło. Te oczy... Wszędzie bym je poznała. Może trochę bardziej skośne, ale to nadal były te same oczy... Oczy mojej królowej.
~ ~ ~
Witam!
Jak Wam się podobało? Trochę krótszy, ale za to na czas. Następny mam nadzieję, że będzie za tydzień, ale nie mogę tego obiecać. I nie, to nie koniec książki ani "początek" końca. Został przed Nami jeszcze cały drugi sezon.
Wyraźcie swoje opinię ^^
~Z.Z.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top