Przysięga
Jak tylko weszłam do mieszkania przywitał mnie zapach tortilli, którą Lee tak uwielbiała. Postawiłam swoje rzeczy koło drzwi i rozejrzałam się. Tak jak się spodziewałam w kuchni leżało pełno opakowań i brudnych naczyń, w salonie również sytuacja się powtórzyła z małym wyjątkiem. Miejsce pudełek zajęły zarówno czyste, jak i brudne ubrania.
- Lee! - wrzasnęłam. Nie rozumiem jak można żyć tyle lat i mimo to nie sprzątać po sobie. Sama nie jestem jakąś pedantką, ale bez przesady.
Odpowiedziała mi tylko muzyka dochodząca z pokoju dziewczyny. Zdięłam buty i, rzucając okiem na swoje łóżko, które całe szczęście było nie naruszone, wtargnęłam do ciemnicy nieśmiertelnej.
- Liliano Esburg, nie było mnie zaledwie trzy dni, a ty już zdążyłaś zrobić tu chlew!
- Też się cieszę, że cię widzę.- Siedziała przy komputerze zajadając się kolejnymi porcjami tortilli.
- Masz dwie godziny na posprzątanie tego... - Odparłam bezsilnie. Jakim cudem Jelena sobie z nią radzi?
- A ty na napisanie przemówienia i rozmowę z Gene. -Powiedziała triumfalnie.
- Co się dzieje? -Momentalnie zmieniłam wyraz twarzy.
- Wie, że tu jesteś i kontaktujesz się z Zero.
- Połącz mnie z nim. -Westchnęłam.
- Nie powinnaś się przebrać?
- A co? Źle wyglądam? -Odparłam z przekąsem. Dziewczyna tylko machnęła ręką i ustąpiła mi miejsca.
Po kilku sekundach odebrał.
- Nie poznałem cię. Ślicznie wyglądasz -Powiedział, co wywołało u mnie obrzydzenie. Mimo wszystko starałam się nie dać tego po sobie poznać.
- Dziękuję. -Zdobyłam się nawet na słaby uśmiech. - Przejdźmy od razu do rzeczy. Nie mam czasu na gry słowne. Czego chcesz? -Wysyczałam.
- Co to za ton? Czyżbyś już przed ślubem mnie zdradzała? -Niech ten facet już zdechnie!
- O czym ty, do cholery jasnej, mówisz? Przyjechałam do Japonii, bo dobrze wiesz, że ruch oporu jest najsilniejszy w tej strefie. Bez niego nigdy nie pokonamy Imperium.
- Chyba chciałaś powiedzieć Zero. Dobrze wiem, że to małżeństwo nie jest ci na rękę -Trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam! - Radze ci się pilnować. Polska bez ciebie w stolicy stała się o połowę słabsza.
- Gene, uwierz mi, nie chcesz wojny ze mną. Myślisz, że nie znam twoich mrocznych sekretów? -No i wybuchłam... - Ja? Cesarzowa Europy? O tak, dobrze wiem, że to właśnie o ten tytuł ci chodzi. Więc radze ci nie kombinować, bo się rozmyślę -Nie jestem w stanie opisać co wyrażała teraz jego twarz. Kocham to! Kiedy z całkowicie przegranej pozycji wychodzisz zwycięsko! -A teraz wybacz, ale się spieszę. - Rozłączyłam się i wybuchłam niekontrolowanym śmiechem.
- Już? -Odezwała się Lee, która dopiero teraz weszła do pokoju. - Skończyłaś? - odparła kiedy przestałam się śmiać. Nie cierpiała, kiedy to robiłam.
- Ten facet musi zginąć -Powiedziałam już całkowicie spokojna. Po czym poszłam do siebie pisać przemówienie.
Nie zajęło mi to dużo czasu. Lata praktyki. Było krótkie, treściwe i właściwie o niczym. Bla, bla, jak to piękna jest strefa 11, bla, bla, współpraca z Brytanią, bla, bla, terroryści, bla, bla... Została mi jeszcze godzina do wyjścia. Rzeczy miałam już spakowane, a ubranie było odpowiednie. Mogłam spokojnie się położyć i nawet przespać. Te trzy dni były naprawdę pełne wrażeń. Kto by się spodziewał, że znajdę, aż tylu przyjaciół. No i Lelouch... Nie wiem co nas łączyło, ale na pewno było to coś więcej niż tylko przyjaźń. Może nawet udałoby nam się kiedyś w sobie zakochać, ale na razie nie było na to czasu. Nasza przysięga... Nie przypominała ani trochę zwykłej przysięgi małżeńskiej lecz była odpowiednia do naszych marzeń, charakterów i tajemnic.
~ ~ ~ Flash Back
Po przyjemnie spędzonym poranku w gronie samorządu uczniowskiego, wszyscy poszliśmy do głównej bramy, gdzie mieliśmy się pożegnać.
- No to chyba czas na mnie.- Zaczęłam. - Dziękuję wam, jesteście naprawdę wspaniali.
- To dla nas zaszczyt. -Zaśmiał się Rivalz i ukłonił, ja także dygnęłam, na co wszyscy się roześmiali.
- Milly. - Podeszłam do niej, a ta mnie objęła. - Postaraj się czasami wstrzymać z tymi mrocznymi sekretami.
- Nie łudziłbym się, że coś się zmieni.- Rzucił Lelouch.
- Shirley. - Ta również mnie objęła. - Cieszę się, że Lelouch ma ciebie. - Szepnęłam tak, że tylko ona usłyszała.
Teraz Nunnally. Kucnęłam przed nią.
- Dobrze, że jesteś. - Dziewczynka odpowiedziała mi uśmiechem.
Już tylko Lelouch. Podeszłam do niego.
- Chodźcie. -Rozkazała Milly, a reszta ją posłuchała.
- Co ze ślubem? - Zaczął Lelouch, po tym jak odeszli wystarczająco daleko.
- Nie wiadomo, kiedy znowu się zobaczymy... Chcesz to w ogóle zrobić? - Zapytałam patrząc mu w oczy.
- Tak. - Odparł po chwili, co mnie odrobinę zaskoczyło, ale się uśmiechnęłam. - A ty?
- Biorąc pod uwagę, że mam do wyboru starego zgreda albo ciebie, to... Tak.- Droczyłam się z nim.
- Więc co robimy?
- Powinna cię przeprosić, za to że powiedziałam to wszystko Nunnally...
- Nie... Dobrze zrobiłaś. - Przerwał mi, a ja się uśmiechnęłam.
- Poradzisz sobie z Suzaku? -Coś czułam, że on będzie dla niego najtrudniejszym przeciwnikiem.
- Muszę... - Jego twarz mówiła "tak", ale w oczach widziałam obawę. Objęłam go mocno, a on odwzajemnił uścisk. W niektórych momentach rozumieliśmy się bez słów. - Dlaczego to robisz? - To pytanie mnie zaskoczyło.
- Przypominasz mi mnie z przed paru lat. - Odpowiedziałam po chwili.
- Rozumiem... -Tym razem to on wtulił się w moje ramię.
- Lelouch. - Powiedziałam oddalając się na tyle by móc spojrzeć mu w oczy. - Obiecaj mi, że za wszelką cenę będziemy walczyć o nasz happy end. - Oboje wiedzieliśmy co miałam na myśli.
- Obiecuję.
To była nasza przysięga. Wiedzieliśmy, że osiągniemy cel, ale zależało mi oprócz tego na naszym szczęściu. Lelouch był w stanie się poświęcić, ja zresztą też, ale teraz nie mogliśmy tego zrobić ze względu na nas.
~ ~ ~
Witam!
Jak Wam się podoba? Znowu nie wiem co tu napisać... Dziękuję, że jesteście <3
Do następnego i miłego dnia.
~Z.Z.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top