Prawda i kłamstwo
Lelouch przyniósł mi jeszcze śniadanie, a potem wygoniłam go na lekcje. Wiem, jestem okropna, sama nie chodzę do szkoły, a jemu każę. No cóż, takie życie. Jakiś czas później poszłam odebrać od Lee swoje rzeczy i powiedziałam jej, że zostanę tu jeszcze dwa dni. Następnie wróciłam i poszłam w końcu do łazienki. Umyłam się i przebrałam w białą koszulę, granatową spódnicę do kolan i baleriny. Granatową wstążką związałam włosy w dwa francuzy. Nie przesłodziłam? A co tam, ważne, że nie róż.
Zaczynałam odczuwać skutki wysłania go do szkoły... Czekały mnie jeszcze co najmniej dwie godziny w samotności, a już zaczynało mi się nudzić. Postanowiłam przejść się trochę po kampusie. Założyłam tylko okulary przeciwsłoneczne i wyszłam, starając się przy tym nie zwrócić na siebie uwagi Nunnally, która razem ze służącą coś czytała.
- Kto tu jest? - zapytała dziewczynka. To było chyba niemożliwe, żeby jakikolwiek dźwięk umknął uwadze niewidomej. Zatrzymałam się za ścianą. Gdybym się odezwała, bez problemu by mnie rozpoznała.
- To pewnie ta dziewczyna od Leloucha - uratowała mnie kobieta.
- Była tu na noc? - dziewczynka była wyraźnie zakłopotana. Nie miałam ochoty dalej słuchać tej rozmowy. Ulotniłam się najszybciej i najciszej jak umiałam.
Tego dnia pogoda była wspaniała. Słońce przebijało się przez nieliczne chmury, a temu wszystkiemu towarzyszył chłodny, orzeźwiający wietrzyk. Kampus był ogromny. Pierwszy raz widziałam coś takiego. Dwa budynki pośrodku ogromnego parku. Usiadłam na ławce, w cieniu drzew i zaczęłam przeglądać Internet, a przede wszystkim pocztę. Sytuacja w Polsce była w jak najlepszym porządku. Jelena poinformowała media o moim zbliżającym się przyjeździe do Japonii oraz, że obecnie znajduję się pod całodobową obserwacją w sanatorium. Wszędzie o tym huczało. Aż dziwne, że brytyjskie redakcje tak się interesują tym tematem. Naukowcy pracowali obecnie nad nową wojskową technologią. Europa szykowała się do wojny. Wojny, którą musiała wygrać.
-Hej, nie jesteś z Lelouchem? - przerwał mi dziewczęcy głos. Nade mną stała Shirley.
- Nie, wygoniłam go do szkoły. Nie może się przeze mnie opuścić w nauce. A propos, nie powinnaś być na lekcjach?
- Mogłabym cię zapytać o to samo - o nie, wkraczamy w niebezpieczny temat. Dziewczyna usiadła obok mnie. - Wiesz, wczoraj, kiedy zobaczyłam was razem trochę mnie to zabolało...
- Kochasz go? - przerwałam jej. Na co ona tylko kiwnęła głową. Jej wzrok powędrował na ziemię.
- A ty? - teraz spojrzała mi w oczy, w których nie byłam wstanie ukryć zaskoczenia całą tą sytuacją. Po chwili jednak zniknęło i pojawił się smutek.
- To nie ma znaczenia... - tym razem to ja spuściłam głowę. - Wiesz... oświadczyłam mu się, żeby ratować się przed małżeństwem z czterdziestoparolatkiem. Zgodził się - dlaczego to powiedziałam? Czyżbym ujrzała w niej przyjaciółkę, której nigdy nie miałam? Oparłam się o ławkę i zamknęłam oczy, z których popłynęła łza. Dlaczego ja płaczę?
- Cały Lelouch... Ja... Chyba mam za mało odwagi, by mu to powiedzieć... - również się oparła i spojrzała w niebo.
- On wie... - na te słowa dziewczyna popatrzyła na mnie zaskoczona, lecz po chwili wróciła do wcześniejszej pozycji.
- No tak, przecież nie jest głupi.
- Nie zrobił z tym nic tylko ze względu na mnie, ale jutro wyjeżdżam, więc powinnaś wziąć sprawy w swoje ręce. Oczywiście, jeśli nie chcesz przegrać - Spojrzałam na nią z uśmiechem.
- I tak mam małe szanse... - również się uśmiechnęła, ale to był inny uśmiech, prawdziwy. - Nie da się, aż tak dobrze udawać.
- Oj, zdziwiłabyś się. Ale wiesz co? Cieszę się, że jest przy nim ktoś, kto pomoże mu kiedy mnie tu nie będzie - następne parę minut przesiedziałyśmy w ciszy, patrząc w niebo. To dziwne, ale mało w którym towarzystwie czułam się tak dobrze jak przy niej. Może właśnie to nakłoniło mnie do tego, co miało się wydarzyć za chwilę.
- Chyba powinnam już iść.
- Odprowadzę cię.
Szłyśmy przez park w milczeniu.
- Powiedz coś o sobie. Nikt z nas nic o tobie nie wie. Jeśli chcesz oczywiście - odezwała się w końcu Shirley.
- Coś o mnie... - najprościej byłoby po prostu powołać się na Leloucha, ale chyba nie powinnam. - Pochodzę z Polski. Do dwunastych urodzin wiodłam szczęśliwe, bogate życie, lecz potem moi rodzice zginęli w wypadku i straciłam wszystko. Rodzinę, przyjaciół, pieniądze, a nawet chęć życia - schowałam ręce za plecy i szłam patrząc przed siebie. - Lecz potem Brytania zaatakowała Polskę i odzyskałam to wszystko, a nawet więcej - dotarłyśmy już prawie do drzwi głównego budynku, kiedy odwróciłam się do dziewczyny i stanęłam zagradzając jej przejście. - Nazywam się Arleta Dąbrowska i jestem królową Polski oraz cesarzową Europy - wokół nas nikogo nie było.
Dziewczyna stała nieruchomo z ogromnym zdziwieniem i nie wiem czym jeszcze wypisanym na twarzy. Wiedziałam, że zepsuję tym wszystko, co udało nam się zbudować. Opuściłam głowę, nie chciałam, żeby ktokolwiek zobaczył łzy w moich oczach, a już na pewno nie z tak błahego powodu jak przyjaźń. Co ja sobie myślałam? Siedem lat wytrzymałam w samotności i teraz nagle tknęło mnie, żeby coś z tym zrobić. Prawda zawsze wszystko niszczyła...
- Przepraszam... - powiedziałam najbardziej naturalnie jak byłam w stanie. Po moich policzkach popłynęły dwie łzy.
- Nie, to ja powinnam cię przeprosić za moją reakcję - podeszła i objęła mnie. Byłam w szoku. Jak można kogoś takiego jak ja... To nie działo się naprawdę. Mój płacz tylko się wzmógł, ale odwzajemniłam uścisk.
~ ~ ~
Z Lelouchem umówiłam się na dachu jak tylko skończy zajęcia, to było jedyne miejsce jakie znałam. Był już na miejscu, kiedy przyszłam. Nie zauważył mnie. Postanowiłam to wykorzystać i odegrać się za rano. Podeszłam do niego po cichu i od tyłu rzuciłam mu się na szyję. Na co chłopak krzyknął i się zatoczył.
- Teraz jesteśmy kwita - powiedziałam schodząc z jego pleców i śmiejąc się.
- A co ty taka zadowolona? - ewidentnie nie podzielał mojej radości.
- Coś się stało? - momentalnie spoważniałam, a on podszedł do barierki.
- Rozpoznali cię...
- O... No to będę musiała z nimi porozmawiać... - nie przejęłam się tym za bardzo.
- Już nie musisz. Zająłem się tym.
Te słowa uderzyły we nie jak grom z nieba. Czułam jak miękną mi nogi. Czy naprawdę wszystko co udało mi się zbudować właśnie zostało zniszczone? Z moich oczu znowu popłynęły łzy.
- Coś ty narobił?! - krzyknęłam całkowicie pogrążając się w płaczu. Upadłam na ziemie i próbowałam nadążyć z ocieraniem łez, które jednak okazały się szybsze od moich rąk. Lelouch tylko stał nie rozumiejąc do końca co się wydarzyło. - Co zrobiłeś? - powiedziałam kiedy opanowałam się na tyle by mówić bez zająknięć.
- Kazałem im o tym zapomnieć - tak więc Shirley nie pamięta naszej rozmowy.
- Shirley też?
- Tak. Powiesz mi w końcu, co się wydarzyło? - uklęknął przede mną i popatrzył w oczy, które były spuchnięte od łez.
- Rozmawiałam z nią dzisiaj... i... powiedziałam jej wszystko... a ona... - znowu zaczęłam płakać, ale tym razem szybko się powstrzymałam. - Pierwszy raz od bardzo dawna znalazłam przyjaciółkę... - schowałam twarz w ręce, a po chwili poczułam przyjemne ciepło. Lelouch mnie objął.
- Przepraszam. Tak bardzo cię przepraszam - mogłabym się założyć, że jemu również pociekła łza.
Kiedy przestałam płakać chłopak chciał się odsunąć, ale ja mu nie pozwoliłam, bo zapewne cała moja twarz była czerwona i spuchnięta. Już dawno nie znalazłam się w takiej rozpaczy.
- Zbierz wszystkich w sali samorządu, a ja idę do łazienki - powiedziałam pociągając nosem.
- Arleta, jeśli chcesz możesz jej jeszcze raz powiedzieć, ale oni wszyscy...
- Co takiego? Czyż nie są twoimi przyjaciółmi? - Lelouch się wzdrygnął. Widocznie uderzyłam w czuły punkt. - Nie zniszcz tej przyjaźni kłamstwami - opuściłam głowę i zacisnęłam dłonie w pieści. - Przynajmniej ty... - po czym odwróciłam się i wyszłam.
~ ~ ~
Po kilku minutach w łazience wyglądałam przyzwoicie. Rozplotłam warkocze i spiełam włosy tak jak to robię zawsze do wystąpień, żeby wyglądać bardziej jak królowa i wyszłam. W pokoju już wszyscy czekali.
- Dziękuję, że przyszliście - podeszłam do okien i zasłoniłam je, a Lelouch zamknął drzwi.
Rivalz, Milly i Shirley siedzieli przy stole. Stanęłam po przeciwnej jego stronie. Nagle ktoś złapał mnie za ramię
- Nie musisz tego robić - powiedział książę.
- Wiem, dziękuję - starałam się mówić tak, żeby tylko on mnie usłyszał. - Chciałabym wam coś powiedzieć - zwróciłam się do reszty - ostatni raz popatrzyłam w stronę chłopaka, po czym wzięłam głęboki oddech. - Nazywam się Arleta Dąbrowska i jestem królową Polski oraz cesarzową Europy.
Wszyscy byli mocno zaskoczeni. Shirley jakby próbowała sobie coś przypomnieć, ale to było na nic. Twarz Milly nie wyrażała nic innego, natomiast Rivalz zaczął się powoli uśmiechać. Ciekawa reakcja.
- To ma być żart? - zapytał chłopak.
- To prawda - potwierdził Lelouch stojąc po mojej lewej stronie.
- Przepraszam... Za wszystko - opuściłam głowę.
- Dlaczego nam to mówisz? Mogłaś to spokojnie ukryć - zapytała z wyrzutem Shirley, co mnie odrobinę zabolało.
- Mogłam - podniosłam wyżej głowę i mówiłam pewnie. - Ale nie chciałam zniszczyć waszej przyjaźni.
Shirley chciała coś jeszcze powiedzieć, ale przerwała jej Milly.
- Ej, dajcie spokój. Jak w się zachowujecie? To w końcu królowa - auć, zabolało. Opuściłam głowę i zacisnęłam dłonie w pięści. Cała moja pewność siebie nagle wyparowała. Nie tak miało być.
- To nie znaczy, że wszystko jej wolno!
- Shirley, starczy! - odezwał się szorstko Lelouch widząc, że zaczynam się łamać.
- A ciebie czym omamiła? Pieniędzmi? Władzą? Dlaczego tak ci na niej zależy?!
Umilkli... Czemu? Co? Nic nie widzę... Czy ja znowu... Płaczę? Więc dlaczego nic nie czuję... Nie... To nie przeze mnie. Czekają na odpowiedź... Dlaczego nic nie mówi? Powiedz coś... Proszę, cokolwiek... Powinnam wyjść, ale jeśli ich tak zostawię przestanę kontrolować ich myśli, a to może zagrozić Lelouchowi i Nunnally. Muszę to znieść. Otrząsnąć się!
- Dobrze wiesz, że niczym go nie przekupiłam - wysyczałam.
- Nie kochasz go! Po prostu zostaw go w spokoju! Nas wszystkich! Masz wszystko, więc czego od nas chcesz?! - wszystko przepadło. Dlaczego tym razem mnie nienawidzi? Czy to przez obecność Leloucha?
- Shirley! W tej chwili masz przestać! - książę zaczął się do niej zbliżać.
- Nic tu po mnie - powiedziałam wychodząc. - Jeszcze raz, przepraszam - rzuciłam.
Szłam przez korytarz, chcąc od nich uciec. Obraz znowu zaczął mi się zamazywać. Przyjaciele chyba jednak tylko ranią. Potrzebowałam teraz być z kimś, kto by mnie rozumiał, ale Lelouch nadal próbował z nimi rozmawiać. Przepraszam, że zostawiłam cię z tym samego. Przyspieszyłam kroku. Teraz już zupełnie nic nie widziałam. Biegłam na ślepo. Pięknie, w tym tempie prędzej się zgubię niż stąd wyjdę. Oj, wbiegłam na kogoś.
- Hej, nic ci nie jest? - odezwał się męski głos. Pokręciłam przecząco głową. - Widzę, że płaczesz. Coś cię boli? - nalegał, ciągle trzymając mnie za ręce tak, że byliśmy blisko siebie. Zbyt blisko. Dopiero teraz zobaczyłam jakie miał piękne, zielone oczy. Pozazdrościć.
- Naprawdę nic mi nie jest - chłopak w końcu mnie puścił. - Tylko... Mógłbyś mi pokazać gdzie tu jest wyjście? - zdążyłam już wytrzeć łzy o jego koszulkę.
- Jasne. Nazywam się Suzaku, a ty?
~ ~ ~
Witam!
Jak wam się podobało? Myślę, że jeszcze jakieś dwa rozdziały skupię się na wydarzeniach w akademii, a potem przejdę w końcu do rzeczy. Mam nadzieję, że Was nie zanudzam...
Dziękuję za Waszą aktywność. Postaram się teraz publikować w miarę regularnie, ale nie wiem czy to wyjdzie, bo piszę to tylko wtedy kiedy potrafię się wczuć w fabułę. Wtedy sprawia mi to przyjemność i jest lepszej jakości (o ile mogę tak powiedzieć).
Jeśli pojawiły się jakieś błędy to przepraszam, ale mam jakiś problem z wattpadem...
Wyraźcie swoją opinię.
Pozdrawiam
~Z.Z.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top