Miłość a przyjaźń
- To tutaj - powiedział Suzaku, kiedy dotarliśmy do drzwi akademii. - Na pewno wszystko w porządku? - dlaczego go to interesuje? Nic o mnie nie wie, a mimo to jest taki miły. Nie, to właśnie dlatego, że nie wie kim jestem.
- Tak, dziękuję - odparłam z uśmiechem. - Suzaku, mogę cię jeszcze o coś prosić? - dodałam, gdy ten zaczął się oddalać.
- Jasne.
- Mógłbyś zostać ze mną chwilę? Nie chcę teraz być sama...
Zgodził się. Usiedliśmy w parku, na ławce nie daleko wejścia. Nikt z nas nie odezwał się więcej. I dobrze, najgorsze co mógł zrobić to zadawać pytania. Nie miałam głowy na kłamstwa. Kilkanaście minut później przyszedł Lelouch. Kiedy tylko go zobaczyłam wstałam i podeszłam do niego, na co on mnie objął. Nasza relacja była raczej jak brat i siostra, niż chłopak i dziewczyna. Oboje próbowaliśmy sobie pomóc, chronić przed niepotrzebnym bólem.
- Jak tam? - zapytał.
- W porządku. Chwila pieprzonej słabości - po tych słowach puścił mnie i spojrzał na Suzaku.
Poczułam, jak chwycił mocniej moją rękę i się spiął, co mnie odrobinę zdziwiło. Popatrzyłam na Japończyka i nagle mnie olśniło. To był Suzaku Kururugi, jeden z Rycerzy Okrągłego Stołu. Nie dałam tego jednak po sobie poznać, trzeba grać w grę, którą samemu się stworzyło.
- Jeszcze raz dziękuję - zwróciłam się do chłopaka, który był wyraźnie zaskoczony moją znajomością z Lelouchem. Starałam się zachowywać jak najbardziej naturalnie. - Wy się znacie?
- Później ci o tym opowiem - mówiąc to pomachał chłopakowi, ogarnął mnie ramieniem i zaczęliśmy się oddalać.
- To twój przyjaciel? - zapytałam kiedy byliśmy już na tyle daleko, że nikt tego nie słyszał.
- Tak. Razem z Nunnallią trafiliśmy do świątyni jego rodziny. Rozpozna cię - dodał po chwili.
- Wiem... Ale spokojnie, poradzę sobie - "wcale nie". Usiedliśmy na ławce.
- Nie wątpię - powiedział, po czym spojrzeliśmy sobie w oczy i cicho się zaśmialiśmy.
- Opowiedz mi wszystko, co powinnam wiedzieć o rodzinie królewskiej - odwrócił wzrok, a ja oparłam głowę na jego ramieniu.
-Schneizela już poznałaś - miałam wrażenie, że każde słowo ciężko przechodziło mu przez gardło. - Tylko z nim nigdy nie wygrałem w szachy. Cornelia jest trochę do niego podobna, tylko bardziej szlachetna. Ale ma jedną słabość. Jej młodsza siostra, Euphemia. Chyba najbardziej naiwna osoba z mojej rodziny. Jednak jeśli ktoś miałby mnie rozpoznać, to tylko ona.
- Ciekawe... A Suzaku? Japończyk wyniesiony do statusu Brytyjczyka, syn byłego premiera Japonii, oraz Rycerz Okrągłego Stołu. Trochę burzliwa historia...
- Ma... Że tak powiem, dosyć problematyczny kodeks moralny. Po tym jak go uratowałem po prostu odszedł mówiąc, że zmieni Imperium od środka. Ale to ciągle mój przyjaciel.
- Nie rozumiem... - podniosłam się w końcu.
- Czego? - spojrzał mi w oczy.
- Jak może być twoim przyjacielem, skoro... No, walczycie przeciwko sobie.
- Jak to walczymy? - wydawał się dziwnie zaskoczony moimi słowami.
- No, Suzaku Kururugi jest siódmym Rycerzem Imperatora, Białym Rycerzem - z każdym moim słowem twarz Leloucha stawała się coraz bardziej zszokowana. W punkcie kulminacyjnym podparł głowę na dłoni. - Hej, wszystko w porządku? - zdawał się mnie nie słyszeć. Wstałam i kucnęłam przed nim, zmuszając by spojrzał mi w oczy. Już rozumiałam. Ciekawe czy Japończyk też by tak przeżywał, gdyby się dowiedział kim jest Zero. - Wszystko będzie dobrze - powiedziałam obejmując go. - Zajmę się tym.
Trzymałam go tak dopóki się nie uspokoił. Nie miałam zamiaru użyć geass na chłopaku, musiałam po prostu mieć go pod kontrolą, co nie wydawało się bardzo trudne. Słabości takich ludzi jak on są jasne.
- Jakie plany na dzisiaj? - zapytałam z uśmiechem.
- Hmm... Z tego co wiem, to dziewczyny uwielbiają zakupy...
- Wszystko tylko nie to! - przerwałam mu z przestrachem w oczach, a ten się zaśmiał.
- W takim razie co byś chciała robić?
- Zagrałabym w szachy - odparłam po chwili zamyślenia.
- Mogłem się tego spodziewać. Co powiesz na grę ze szlachcicami?
- Na pieniądze? - zapytałam z chytrym uśmieszkiem. Chłopak mi przytaknął. - Wchodzę w to.
Zaledwie po dwóch partiach zaczęło się ściemniać, więc musieliśmy wracać. Obydwie wygraliśmy bez najmniejszych kłopotów. Jeden ze szlachciców myślał, że jestem damą do towarzystwa. Odniósł sromotną porażkę. Drugiego rozłożył na łopatki Lelouch. Świetnie się bawiłam. Humory nam dopisywały, więc droga minęła szybko. Była dopiero dziewiętnasta. Zjedliśmy kolację i poszliśmy na górę, gdzie po chwili rozmowy, rozegraliśmy kolejną partię. Nigdy się tak z nikim nie namęczyłam. Graliśmy półtora godziny.
- Szach i mat! - powiedziałam opadając zmęczona na krzesło.
- Nie tak szybko, wasza wysokość. Właśnie poddałaś króla.
- Co takiego? - spojrzałam na planszę. Faktycznie... - Czyli jednak przegrałam... - naprawdę byłam już wykończona.
- Nie. W normalnych warunkach obaj królowie by zginęli, więc jest remis.
- Żartujesz? To są szachy. Masz ściśle ustalone zasady.
- U nas nikt się tym nie przejmuje. Myślałem, że będziesz to wiedzieć po tym jak pokonałaś Shneizela.
- W sumie, racja... - odparłam ziewając. - Nie wiem, jak ty, ale ja idę spać.
Wzięłam swoje rzeczy i poszłam do łazienki. Umyłam się i przebrałam w za dużą koszulę, i spodenki, które imitowały piżamę. Kiedy wróciłam Lelouch leżał już na kanapie. Zadziwiające jak duże jest to miejsce...
- Śpisz? - zapytałam siadając na łóżku, po tym jak zgasiłam światło.
- Nie...
- Wygodna ta kanapa?
- Nie najgorsza - odparł śmiejąc się. Zapewne wiedział do czego zmierzam.
- Źle się z tym czuję...
- Nie przejmuj się.
- Lelouch...
- Nie nalegaj.
Opadłam ciężko na łóżko. Po chwili przewróciłam się na jeden bok, potem na drugi.
- Dobra niech ci będzie - odparł kiedy powtórzyłam ten cykl kilka razy. Byłam z siebie bardzo zadowolona. - Nie boisz się, że coś ci zrobię?
- Nie zrobisz.
- Skąd ta pewność? Przecież jestem mężczyzną... - położył się w końcu po mojej prawej stronie.
- Gdybyś chciał zrobiłbyś to już wczoraj, a poza tym po prostu to wiem - zaśmiał się.
- Zadziwiasz mnie.
- A dziękuję, staram się - wtuliłam się w jego ramię. - A właśnie, miałam ci powiedzieć...
- Co takiego?
- Podsłuchałam rano rozmowę Nunnally ze służącą, powiedziała jej że spałam tu i twoja siostra była... zakłopotana. Może zjemy jutro razem śniadanie?
- Rozpozna cię.
- Prędzej czy później i tak powinna wiedzieć, że będę jej szwagierką.
- A jeśli zareaguje tak jak reszta?
- Wątpię, ona ma chyba nieco więcej pokory, żeby pozwolić mi skończyć mówić. A co do nich... Miałeś rację...
- Uwierz mi wolałbym jej nie mieć.
- Wierzę - powiedziałam na w pół śpiąc. Chłopak najwyraźniej to zauważył bo szepnął "dobranoc", po czym zasnęłam.
~ ~ ~
Witam!
Jak Wam się podoba? Nie przynudzam? Jeśli tak to przepraszam, ale uważam, że budowanie tej relacji jest ważne. Bez tego będzie trochę pusto... Wyraźcie swoją opinię ^^
Miłego wieczoru
~Z.Z.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top