Gra
Reszta dnia minęła bez żadnych rewelacji. Po obradach z Gene, odbyła się konferencja prasowa. Oczywiście nie obyło się bez gierek słownych, ale to nic w porównaniu z tym, co miało się wydarzyć za chwilę. Siedziałam w szlafroku, na kanapie w swoim apartamencie. Było coś koło północy. Seri zapewne już spała, jak większość Paryża. Tylko niektórzy przemieszczali się jeszcze po ulicach miasta. Noc była przepiękna. Zawsze lubiłam ją bardziej od dnia. Nikt mnie nie widział, za to ja obserwowałam każdego. Do tego to przyjemne światło księżyca, nie to, co rażące i parzące słońca. Czułam się całkowicie bezpieczna, chociaż nie powinnam, ale co mogło mi zagrozić, skoro jestem nieśmiertelna? Sącząc drinka, którego zrobiłam samodzielnie, czekałam na "niespodziewanego" gościa. Zgodnie z rozkazem, który wydałam, Gene umieścił w swoim dokumencie ten ostatni punkt. Wszystko od dłuższego czasu układało się wprost wybornie, chociaż trochę pomogłam losowi! Lee była już pewnie w jego rezydencji. Teraz tylko ostatni szczegół. Zabójca nasłany na mnie. Umówiłyśmy się, że zabije generała po tym, jak rozprawię się z najemnikiem. Nie mogłam przegapić chwili, w której Smilas uświadamia sobie, że pokonałam go w jego własnej grze.
Byłam tak zajęta rozmyślaniem, że nawet nie zauważyłam, kiedy po moim gardle przesunęło się metalowe ostrze. Dziwne, że tak długo byłam w stanie żyć bez nieśmiertelności, skoro dałam się tak łatwo zaskoczyć! Ale to nic. Regeneracja nie trwała długo. Po chwili byłam znowu świadoma. Spojrzałam na swój śnieżno biały szlafrok, po którym teraz spływała jeszcze świeża krew.
- No pięknie! Jesteś kolejnym, który zepsuł mi ubranie! - wstałam i odwróciłam się w stronę napastnika. W jego, początkowo zimnych, oczach pojawiły oznaki człowieczeństwa, a mianowicie zaskoczenie pomieszane ze strachem. - Wiesz jak się to skończyło dla poprzedniego? Nie żyje - widząc jak strach przeradza się przerażenie dodałam z uśmiechem: - Ale nie martw się, ty jeszcze coś dla mnie zrobisz - powoli się do niego zbliżyłam, a on się cofnął. Zabawne!
- Cz-czym ty jesteś? - Dziwne, że zawsze w takich sytuacjach ludzie zapominają z kim mają do czynienia... Zero szacunku...
- Naprawdę działasz mi na nerwy... - Pokręciłam bezradnie głową i zdjęłam soczewki z oczu. - Zapomnisz o całym tym zajściu i zlecenia, rozumiemy się? - wiedziałam, że to Gene go nasłał, więc nie musiałam marnować mocy, by potwierdzić przypuszczenia. Stare nawyki.
- Tak, wasza wysokość! - od razu lepiej! Ludzie pod działaniem geass są tacy mili... Szkoda, że to nie zdarza się często...
- No da się? Da się. A teraz zjeżdżaj - machnęłam ręką i udałam się w stronę sypialni, a on wykonał moje polecenie.
Wysłałam Lee wiadomość i usiadłam do stolika, na którym stał komputer. Gra powoli dobiegała końca. Jeszcze tylko kilka szczegółów. Założyłam szybko soczewki oraz obrączkę. Tak, obrączkę. Ja i Lelouch byliśmy małżeństwem niezależnie od jego obecnego stanu. Gene musiał znać prawdę, ale bynajmniej nie z powodu wyrzutów sumienia, tylko i wyłącznie dla efektu. Tak wiem, jestem okropna. Zdarza się.
Chwilę później odebrałam rozmowę video. Obezwładniony generał nie był w swojej sypialni, tylko w gabinecie. Jakby czekał, aż ktoś się zjawi... Nie zdjął nawet munduru... Nie pokazywał po sobie ni krzty zaskoczenia, wręcz przeciwnie. Wydawał się wszystkiego spodziewać... Rozparłam się wygodnie na fotelu, zapominając o poplamionym krwią szlafroku.
- A więc mój człowiek się spisał... - mówił nie okazując żadnych uczuć. Zimno, ale też jakby z żalem. Nic dziwnego, w końcu zaraz miał zginąć.
- Tak. Szkoda, że to za mało, by się mnie pozbyć - miałam wrażenie, że wiedział o geass... Ba! Musiał wiedzieć, skoro nie pytał "jak to możliwe?".
- Widzę, że weszłaś w układ z bogami. Co im dałaś w zamian? - Może nie powinnam była pozwalać mu tyle gadać, ale wtedy sądziłam, że i tak zostało mu już niewiele życia. Znowu zapomniałam o konsekwencjach, a kiedy sobie przypomniałam było już za późno...
- Oj, Gene, Gene... Jak ty mało wiesz o świecie... - pokręciłam głową. - To, że ty źle wyszedłeś na układach z nimi, nie znaczy że ja skończę tak samo. W końcu, to ja zabiłam Shina Hyugę Shainga. Nie spodobało ci się to, prawda? - nic nie odpowiedział. - Co wiesz o geass? - dodałam twardo.
- Mniej od ciebie...
- A jednak nie zaskoczyło cię to, że przeżyłam - wiedziałam, że nie kłamał, a mimo wszystko nalegałam. - Była u ciebie, prawda? - milczał, ale w jego oczach ujrzałam odpowiedź. Była i kazała mu zabić Shina. - Co ci powiedziała, kiedy to ja go zabiłam?
- Po co ci to wiedzieć? - wyraźnie tracił siły do dalszej walki ze mną.
- Jestem zwyczajnie ciekawa - wzruszyłam ramionami. - To jak będzie?
- To ja kazałem jej dać ci kod - powiedział po chwili, a mnie zamurowało... Kłamał! Musiał kłamać! - Kocham cię! - nagle cała moja intryga się rozpadła... Gdybym nie siedziała, na pewno straciłabym grunt pod nogami. Musiałam jednak zachować zdrowy rozsądek.
- O, a wysyłanie zabójcy to jakiś nowy sposób na okazanie miłości? - zadrwiłam. Jak on śmiał?!
- To nie ja go wynająłem - opuścił głowę.
- W takim razie kto? - prychnęłam. Próbowałam sama siebie oszukać... Nie chciałam wierzyć jego słowom...
- Lille... - to było bardzo możliwe... Tak samo, jak jego kłamstwo! Co jeśli Gene kłamał tylko po to by wzbudzić we mnie poczucie winy? Była tylko jeden sposób by się przekonać.
- Jaka szkoda - podniosłam dłoń, na której widniała obrączka. - Że mam już męża - po jego twarzy przebiegły wszystkie możliwe uczucia... Czyli mówił prawdę... Ale... Ale... Nie! Nie! Nie! Nie mogę się dać zmanipulować!
- Kto to? - jego pytanie wybiło mnie z rozmyślań.
- Słucham?
- Kim jest twój mąż? - powtórzył.
- To Lelouch vi Britania, 17 w kolejce do tronu Brytanii oraz Zero - odparłam dumnie. Generał wyraźnie posmutniał ale miałam wrażenie, że się tego spodziewał.
- Co im dałaś za zachowaną moc? - dodał po chwili i to był właśnie ten moment, kiedy sprawy zaszły za daleko. Lee spojrzała na mnie z przestrachem, ale ja nawet nie drgnęłam.
- Ja cię nie pytam, generale, o warunki twojego kontraktu - powiedziałam po czym ziewnęłam. - Mas coś jeszcze do powiedzenia? Nie? W takim razie, Lee, zakończ to - już miałam się wyłączyć kiedy dodał:
- Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa - rozłączyłam się szybko.
Miałam go dosyć! Ale... Zabiłam go... Nie Lee... Ja... Rzuciłam się na łóżko, wcześniej zdejmując zakrwawiony szlafrok, i wpatrzyłam się w sufit. On nie kłamał... Naprawdę się zakochał... To obrzydliwe! Miałam go za chciwego, podłego intryganta, a tak naprawdę to ja nim byłam... Wykorzystałam go... Teraz mam wszystko... Więc dlaczego czuję się taka biedna? Wiedział, że mam moc królów, ponieważ tak naprawdę nigdy nie chciał mojej śmierci... Za to ja od początku planowałam go zabić... Ciekawe, czy zdawał sobie z tego sprawę... Teraz już się tego nie dowiem...
~ ~ ~
Witam!
Jak się podobało? Szczerze nie planowałam, że sprawy przybiorą taki obrót, więc może być parę niedociągnięć. Jak coś to pytajcie, odpowiem. Postaram się wyjaśnić więcej w następnym ;-) Zabawne, Arleta chciała się zabawić pokonując Gene, a tak naprawdę nie miała nawet kogo pokonywać.
Pozdrawiam
~Z.Z.
[Pisz Krótsze Rozdziały Pls.]
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top