Prolog
Czarny kot. Tak piękny, dumny, zadbany i majestatyczny. Nieznoszący dotyku i głupiego nawoływania poprzez "kici kici". Chodzący własnymi ścieżkami. Mający swoje dziwne zachowania. I bezwzględnie przestrzegający higieny.
Taki był Puszek. Dziecinnie nazwany przez swojego właściciela, a według kociego myślenia - sługę, Erwina Smitha. Mężczyzna tak dojrzały, porządny, posiadający własną firmę. Zdawał się być zawsze niezależny, pewny siebie, zaradny. A w rzeczywistości był okropnie samotny.
Przygarniając do siebie kota chciał dostać od niego choć krztynę wdzięczności, a póki co zyskał jedynie niechęć i kilka, czy nawet kilkanaście zadrapań i ugryzień. Jednak mimo to nie był w stanie pozbyć się swojego czworonożnego przyjaciela. Przez ten czas, kiedy Puszek był z nim, zdążył już się zżyć z nim na tyle, by nie przejmować się kocimi humorkami i zamiast tego dzielnie je znosić.
Czarny kot był przy nim również tego dnia, kiedy Erwin zaprosił do siebie swoją przyjaciółkę, a jednocześnie asystentkę, Hange. Niestety ta, jak zwykle zresztą, nie przejęła się prośbami skierowanymi do niej przez blondyna. Złapała Puszka, chcąc go mocno przytulić i wyściskać, jednak zwierzęciu się to wcale nie spodobało.
Na śniegu pozostawały jedynie ślady po kocich łapkach. Zwierzę biegło już od chwili, wściekłe na kobietę. Nie interesowały go nawoływania właściciela, który także za nim podążał. Po prostu parł przed siebie, przebiegając coraz to nowszymi uliczkami.
Erwin nie rozumiał, dlaczego rzucił się w pogoń za swoim podopiecznym. To w końcu kot, a koty chodzą własnymi ścieżkami. Nie może go wciąż zamykać w domu. Jednak gdzieś w głębi serca bał się o Puszka. To była jego pierwsza ucieczka.
Przyśpieszył, kiedy zwierzę pobiegło prosto na małym skrzyżowaniu uliczek, między blokami.
W tym samym czasie właściciel kobaltowych tęczówek dostrzegł, przecinającego mu drogę, czarnego kota.
- Tch - prychnął cicho mężczyzna, wychodząc z zaułka.
Jednak na jego nieszczęście wpadł nań rosły blondyn. Już po chwili niższy leżał pod tym, dość zdyszanym mężczyzną. Przez moment spoglądali w swoje oczy, wzajemnie szukając w nich jakichkolwiek odczuć.
Te dwa odcienie niebieskiego koloru zatracały się w sobie, zapominając o swych pierwotnych celach.
Czy czarny kot rzeczywiście przynosi pecha?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top