9. Rozdzierający ból

     Dedykuję ten utwór piosenkarzowi, wykonującemu utwór z mediów.

~~~

     Nie mógł się uwolnić. Coś okropnie krępowało jego ruchy. Czuł przeraźliwy ból w klatce piersiowej. Wzięcie głębszego oddechu równało się z niewyobrażalnym cierpieniem. Na twarzy czuł ciepłą ciecz, która powoli płynęła z jego czoła ku podbródkowi. Walcząc z samym sobą rozchylił powieki.

     Pierwszym co ujrzał był brudnobiały kolor. Krótka chwila konsternacji i zrozumiał, iż jest to poduszka powietrzna. Z ogromnym bólem przekręcił głowę, chcąc zobaczyć co z jego towarzyszem.

     Erwin leżał nieprzytomnie z głową opartą o boczną szybę samochodu. Miał pokaleczoną twarz, rozcięty łuk brwiowy i najpewniej złamany nos. Jego wcześniej śnieżnobiałą koszulę, częściowo przykrytą marynarką zdobiły czerwone plamy, które zdołały przesiąknąć pachnący lawendą materiał.

     Jego poduszka powietrzna nie zadziałała.

     Levi chciał coś powiedzieć, warknąć, by Smith się z nim nie drażnił i powiedział, że wszystko jest w porządku, śmiejąc się, że nabrał Ackermanna.

     Jednak to nie było możliwe.

     Nie chciał znów tego przechodzić. Nie chciał stracić kolejnej osoby, która choć w jednej setnej części coś dla niego znaczyła. Która przyjęła go pod swój dach, do swojej pracy, a jednocześnie po prostu była obok, dając wsparcie.

     Miast łez na powierzchnię wydobył się cichy jęk rozpaczy. Wściekłość wzbierała w drobnym ciele Levia, nie mogąc znaleźć swojego ujścia.

     Te urodziny z pewnością nie należały do najlepszych.

~~~

     Białe ściany, białe łóżka i białe szafeczki, które przy nich stały. Szpital. Dla wielu miejsce tak znienawidzone, przesiąknięte zapachem śmierci i cierpieniem niewinnych osób, tudzież dzieci.

     Matki, przyciskające do piersi swe maleństwa, z których życie mozolnie ulatywało.

     Mężczyźni, skażeni chorobą, łapczywie zaczerpujący, możliwie ostatni swój oddech.

     Starsi ludzie przygotowani na odejście z tego świata, zapomniani przez rodziny.

     I on, poturbowany, poraniony, wściekły i zrozpaczony.

     Czarne, posklejane potem i zaschniętą krwią kosmyki włosów opadały na sterylnie czystą poduszkę. Oczy, których kobalt spowity był lekką mgłą, sunęły smutnym spojrzeniem po suficie. Nozdrza wdychały zapach śmierci, a popękane wargi piekły niemiłosiernie.

 - Gdzie go zabieracie? - zdołał wychrypieć w stronę pielęgniarki, która szla zaraz obok jego łóżka, transportowanego do jakiejś sali.

 - Kierowca został zabrany na salę operacyjną - odpowiedziała dość spokojnie młoda, rudowłosa kobieta, posyłając mężczyźnie miły, aczkolwiek zatroskany uśmiech, mający na celu uspokojenie jego myśli.

 - C-co z nim? - zapytał, uprzednio kilkukrotnie kaszląc.

 - Nie wiem, nie posiadam takich informacji. Ale proszę się nie martwić, jest w naprawdę dobrych rękach.

~~~

     W szarych, okolonych gęstymi czarnymi rzęsami, oczach błysnęła iskra zaskoczenia, kiedy ich właścicielka dostrzegła obcy numer na wyświetlaczu telefonu. Nie zastanawiając się długo odebrała przychodzące połączenie, zaraz po tym przykładając urządzenie do ucha.

     Od dawna nie czuła takiego strachu, dotyczącego jej starszego brata. Prawdziwie się martwiła o jego stan, dlatego natychmiast zerwała się ze swojego miejsca i wyszła z domu, uprzednio zarzucając na siebie kurtkę.

     Jak na złość nie mogła złapać taksówki, mimo że tak bardzo jej w tym momencie potrzebowała. Z obrażoną, a jednocześnie zatroskaną miną ruszyła pieszo w kierunku najbliższego szpitala.

     Rozpadało się zimnym i wrednym deszczem, który w połączeniu z opadłym wcześniej śniegiem zrobił okropną chlapę.

 - Szlag by to - fuknęła, naciągając swój czerwony szalik na nos. Mimowolnie oddychała przez materiał, co skutkowało wciąganiem w nozdrza słodkiego, truskawkowego zapachu.

     Eren zawsze pachniał tak przyjemnie, zupełnie jak truskawki. Dziewczyna wiele razy go porównywała do tego owocu.

     Jej oczy zaszły łzami. Nie mogła się pogodzić z rozstaniem, które nastąpiło tak nagle.

~~~

 - Levi Ackermann, mój brat, miał wypadek - powiedziała do sekretarki za ladą, bacznie przyglądając się jej poczynaniom.

     Kobieta włączyła jakiś program w komputerze, po chwili wyszukując podane nazwisko.

 - Sala sto jeden, trzecie piętro.

 - Dziękuję - szepnęła, kierując się ku windzie. Sama czuła się źle i miała lekkie zawroty głowy, jednak musiała teraz udać się do chłopaka, który jej potrzebował.

     Już po chwili stała przed drzwiami, po czym zapukała pewnie, aczkolwiek cicho. Weszła, nie słysząc zaproszenia.

     Znudzony i poturbowany, jednak czysty Levi tępo wpatrywał się w sufit, leżąc na jednym z dwóch łóżek, znajdujących się w sali. Wokół głowy miał obwiązany bandaż, a na podbródku i pod okiem małe opatrunki.

 - Cześć - przywitała się cicho, siadając na taborecik obok łóżka. - Jak się czujesz?

 - Złamane trzy żebra i skręcony nadgarstek, kilka zadrapań i otarć - wypowiedział jak formułkę, nawet nie racząc spojrzeniem siostry.

     Mikasa lekko się speszyła. Nie chciała usłyszeć tak drętwego powitania, aczkolwiek ciszyła się z oschłości brata, ponieważ to znaczyło, że nie jest mu nic poważnego.

 - Jak to się w ogóle stało? - zapytała nieśmiało, wpatrując się w kobaltowe oczy chłopaka.

 - Jechałem z Erwinem i... sam nie wiem. Chyba wpadliśmy w poślizg - zdrową ręką złapał się bandaża na czole, na moment przymykając powieki.

 - Z dyrektorem? - widocznie się zdziwiła. Wiedziała, że Levi wraz z szefem mają ogólnie dobrą relację, ale nie w tym stopniu, by spędzać razem czas w święta.

 - Tak, z nim. Dlatego jesteś mi w ogóle potrzebna, bo tak to nie kazałbym dzwonić. Musisz przekazać tej czterookiej wariatce, że musi ogarnąć firmę, a Smith jest w szpitalu.

 - A co z nim?

     Kobaltowe tęczówki wejrzały w te szare z lekkim błyskiem irytacji.

 - Do kurwy nędzy, nie wiem. Na pewno gorzej niż ze mną, bo poduszka powietrzna nie wystrzeliła. Jak brali mnie na prześwietlenie, to on był na sali operacyjnej. Chuj wie, czy w ogóle to przeżyje. Nie mam pojęcia co z nim.

     Mikasa była bardzo spostrzegawczą dziewczyną, dlatego długo nie zajęło jej odczytanie uczuć z oczu, które kryły w sobie głębię oceanu. Wiedziała, że coś jest na rzeczy. Coś się dzieje, o czym nie została jeszcze powiadomiona.

     Jedynie chwilę zbliżała się do Levia, by schować swoją twarz w zagłębieniu jego szyi. Jej czarne włosy łaskotały jego skórę, kiedy ona czuła bijący od jego cierpiącego ciała chłód. Mimowolnie z jej szarych oczu wypłynęły łzy. Żałowała swojego zachowania, szczególnie teraz, kiedy sprawy przybrały taki obrót.

     Zdziwiła się, kiedy poczuła ten znajomy, niedelikatny dotyk na plecach. Levi odwzajemnił uścisk na tyle, na ile pozwalało mu jego ciało.

 - Nie rycz mi do ucha. To ja tu powinienem płakać, a nie ty - westchnął, słysząc pociągnięcie nosem siostry.

     Relacja rodzeństwa zdawała się przeskoczyć o kilka poziomów dalej w tej jednej chwili. Poczucie nagłego zaufania do drugiej osoby dawało wsparcie obojgu.

     Dziewczyna odsunęła się od brata, natychmiast wycierając łzy.

 - Przepraszam cię, Levi - wyszeptała, spoglądając gdzieś w podłogę.

 - Za co ty mnie znowu przepraszasz?

 - Za Erena - odparła po dłuższej chwili ciszy.

 - Przestań, było minęło. Niech się ożeni z tym swoim kundlem, a nam da spokój.

 - Skąd...

 - Powiedział mi - westchnął cicho. - Spotkałem go ostatnio, jak to jego psisko mnie przewróciło na chodniku. A teraz mów co się dzieje. Bo widać po tobie.

     Blada dłoń o chudych, kościstych palcach i zadbanych paznokciach odnalazła drugą, która była jej męskim odpowiednikiem. Dość mocno się na niej zacisnęła, po chwili zaczynając gładzić zniszczoną skórę chłopaka.

 - Rozstaliśmy się, bo... - wzięła głęboki wdech, przymykając oczy. - Znaczy, to Eren ze mną zerwał, gdy...

 - Gdy co? - dopytał dość zniecierpliwiony Levi.

 - Ja jestem w ciąży.

~~~

Chciałam jeszcze przekazać, że piosenkarz tego zespołu (Linkin Park), który tak świetnie zaśpiewał utwór z mediów popełnił kilka dni temu samobójstwo.

"I dreamed I was missing
You were so scared
[...]
and save me from myself"

Chester Bennington żył 41 lat, 20 lipca 2017 roku się powiesił.


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top