4. Siła uczuć

     Czarnowłosy spojrzał z zamyśleniem na twarz swojego towarzysza.

 - Ej, Erwin, powiedz mi coś - stwierdził, nachylając się delikatnie nad stolikiem. - Jak to się, do jasnej cholery, stało, że piję z tobą jakieś drogie w kosmos wino z tysiąc dziewięćset chuj wie którego roku, mimo że znam cię zaledwo dzień?

     Blondyn uśmiechnął się przebiegle, dłonią przeczesując swoje włosy, które jednak zamiast współpracy wybrały niedbałe opadanie na czoło mężczyzny.

 - Chciałeś się upić to masz - odpowiedział dumnie, dolewając więcej trunku do kieliszka Levia.

 - Jesteś naprawdę popierdolony - burknął, tępo wpatrując się w zawartość naczynia. - A ja wcale nie lepszy.

 - Levi... - zaczął blondyn z niemałym westchnięciem. - Trzeba żyć chwilą! Burzyć mury, łatać dziury! I...

 - Dobra, łapię - przerwał mu czarnowłosy.

     Nastała cisza, przerywana jedynie brzdękiem szkła. Erwin się zamyślił, tak samo jak Levi. Jednak nie była to dla nich krępująca sytuacja. Było im w swoim towarzystwie więcej niż komfortowo.

 - Ta dziewczyna na zdjęciach to twoja dziewczyna? - zagadał Levi, nie przejmując się swoim dziwnie sformułowanym pytaniem, a jednocześnie wskazując kilka fotografii umieszczonych na ścianie i oprawionych w ładne ramki. Wcześniej nie zwrócił na nie jakiejś większej uwagi, a z daleka widział jedynie, że kobieta ma brązowe, rozpuszczone włosy i bardzo szeroki uśmiech.

 - Ach, nie, nie. Ja nie mam nikogo - westchnął Erwin, na myśl o Hange. - To moja bliska przyjaciółka. A ty? Masz kogoś?

     Levi nieznacznie drgnął, słysząc to pytanie. Bo co miał mu odpowiedzieć? Z jednej strony nie chciał nikomu się wyżalać, a tym bardziej wypłakiwać z powodu swojej nieudanej miłości, a z drugiej z pewnością by mu to ulżyło. Decyzja szybko zapadła.

 - Miałem, ale to dość skomplikowane - westchnął, biorą kolejny łyk wina.

     Atmosfera zrobiła się dziwnie ciężka, a temperatura w pomieszczeniu jakby nagle się podniosła.

 - W porządku, nie musisz...

 - Siostra mi go odbiła.

     Erwin poczuł, jakby został kilkukrotnie ugodzony nożem w brzuch. Dziwne uczucie zaczęło rozlewać się w jego wnętrzu, tym samym powodując niekontrolowane drżenie. Chciał coś powiedzieć, jakoś przerwać tą niezręczną ciszę, jednak nie potrafił. Nie potrafił zrobić nic. Jedynie tępo wpatrywał się w swój kieliszek.

 - Wcześniej też kogoś miałem - głos Levia nieznacznie się złamał, co nie umknęło uwadze blondyna. Nieśmiało skierował wzrok na kobaltowe tęczówki.

     Ten Levi, który pokazywał się od swojej pewnej, władczej, silnej i niezależnej strony właśnie płakał. Łzy mozolnie płynęły z jego oczu, żłobiąc ścieżki na bladej cerze, by zakończyć na jego podbródku i z gracją skapnąć na chude dłonie. Jednak on nie zdawał się tym przejmować. Uparcie wpatrywał się w przestrzeń, nawet nie zaciskając powiek.

 - Kochałem Farlana całym sercem. Eren z początku jedynie zapełniał pustkę, która narodziła się po śmierci Farlana. Jednak z czasem zdołałem go pokochać i nawet mu zaufałem. A on pewnego dnia do mnie podszedł i powiedział: "Przepraszam, Levi, zakochałem się w twojej siostrze". Rozumiesz to, Erwin? Czym ja sobie zasłużyłem, że trafiłem na tego pierdolonego bachora? A może raczej czym sobie zasłużyłem na siostrę, która go w sobie rozkochała? Jebana łajza lepiła się do niego na każdym kroku! A ten szczyl śmiał mi ciągle powtarzać...

     Przerwał swój monolog, kiedy poczuł jak obejmują go silne ramiona, po czym pewnie do siebie przyciągają. Z początku chciał się wyrwać z uścisku, jednak szybko zwątpił. Wcisnął twarz w błękitną koszulę mężczyzny, zaciągając się zapachem blondyna, wymieszanym z lawendowym płynem do płukania tkanin. Zacisnął zęby, a za kraniec jego ubrania zaczął bezmyślnie szarpać.

 - Nienawidzę ich - szepnął, czując się rozdartym na drobne kawałeczki.

 - Levi, uspokój się - powiedział cicho Erwin, przytulając swoją twarz do miękkich włosów chłopaka. - Było, minęło. Postaraj się zapomnieć o Erenie, jakkolwiek trudne by to nie było. Wygląda na to, że nie był ciebie wart i tyle. A co do Farlana...

 - Przypominasz mi go.

 - Farlana? - zapytał dość zdziwiony mężczyzna.

 - Jego oczy. Twoje są jedynie lekko ciemniejsze, a tak to niczym się nie różnią. Wiem, jak to głupio zabrzmi, ale mógłbym się w nie wpatrywać godzinami, dniami, a nawet tygodniami. Zapominam wtedy o całym świecie i nic więcej się dla mnie nie liczy. Chciałbym, żebyś mi go zastąpił choć w pewnym stopniu. Wiem jak nierealne i głupie jest to marzenie, jednak... proszę.

     Otumaniony alkoholem Levi chyba nie zdawał sobie sprawy ze słów, jakie padały z jego ust. Erwin był pierwszą osobą, której czarnowłosy zaczął się zwierzać i jeżeli już już postanowił to zrobić, to zrobi to porządnie, jakkolwiek by to nie wyglądało i cokolwiek niepoprawnego musiałby powiedzieć.

     Zadzierając lekko głowę do góry, spoglądał w te błękitne tęczówki, jakby szukając w nich jakiegoś pocieszenia czy chociażby zrozumienia. Nie widział w nich tych odczuć. Łzy rozmywały mu obraz, a alkohol chyba za mocno uderzył do głowy. Chciał odsunąć się od mężczyzny, ale ten wciąż trzymał go w żelaznym uścisku.

 - Erwin - szepnął po dłuższej chwili Levi, nie mogąc za bardzo pojąć sytuacji, która właśnie miała miejsce. Zaczynał czuć się dość niekomfortowo, nawet zdawał się wyczuwać rumieńce, po raz pierwszy w życiu goszczące na jego twarzy. - Erwin - ponowił szept.

     Co Smith sobie myślał tak niebezpiecznie zbliżając się do twarzy czarnowłosego? Zetknął się z nim nosem, nawet na moment nie przerywając kontaktu wzrokowego. Starał się także nie mrugać. Bał się, że jedna, za długa chwila przerwy zepsuje całą tą sytuację, która zdawała się mieć ogromny wpływ na uczucia blondyna. Krew głośno pulsowała mu gdzieś z tyłu głowy, a dłonie nienaturalnie się pociły. Do tego czuł dziwne skurcze w żołądku, który najwidoczniej chciał robić piruety.

     Musnął wargami kącik ust Levia. Jego nikłe doświadczenie w sprawach sercowych nie pozwoliło mu na nic więcej. Jednak sama prośba czarnowłosego działała dlań jak zapalnik dynamitu. Ten chłopak dopiero co prosił go o zastąpienie mu jego miłości, która zginęła w niewiadomych Erwinowi okolicznościach. Chciał go poczuć, musnąć, pogładzić i uspokoić jak dziecko. Czuł się jak swego rodzaju wybawca, bohater, czy ktoś, kto może załagodzić żal, dawno temu zrodzony w sercu Ackermanna.

     Levi jednym, pewnym ruchem odsunął się od mężczyzny, po czym wbił wzrok w butelkę z resztką wina.

 - Nie jestem osobą, która się pieprzy na pierwszej randce - stwierdził cicho. - Idę się położyć, jeżeli nie zmieniłeś zdania co do mojego pobytu tutaj.

 - Nie zmieniłem, ja...

 - Dziękuję, dobranoc - bez większych ceregieli Levi wstał, po czym ruszył do swojej sypialni, którą wcześniej pokazał mu Erwin. Niedbale zaczął ściągać z siebie koszulę i spodnie, by już po chwili leżeć w ciepłej pościeli i rozmyślać nad tym, co dopiero miało miejsce.

     Erwin go pocałował.

     Niby tylko musnął w kącik warg, ale jego zamiary były oczywiste. Chciał, by to wyglądało jak pocieszający pocałunek, ponieważ tak naprawdę chyba nie umiał zrobić tego w inny sposób. Jego ciało reagowało dziwnie na jakikolwiek dotyk, co Levi dostrzegł już wcześniej.

     Przeklął się w myślach. Dlaczego powiedział mu o wszystkim? Powiedział o Erenie, o Farlanie. Dlaczego go prosił o zastąpienie mu Farlana?! Nikt nie zastąpi Farlana, nie ma nawet takiej opcji. Nie, nie i jeszcze raz nie!

 - Kurwa! - krzyknął, by po chwili wcisnąć twarz w poduszkę. Teraz już na pewno nie zaśnie. Nie po tym co się wydarzyło. Mógł jedynie znów wyobrażać sobie twarz Churcha. Smak jego ciepłych warg i te jasnobłękitne oczy*. Kiedy ostatnio płakał? Kiedy zachowywał się jak bezrozumny bachor?

     Omiótł wzrokiem księżyc, którego zdradzieckie, jasne promienie oświetlały pokój. Irytował go. Zerknął na komódkę przy swoim łóżku, która miała małe zadrapanie na drzwiczkach. Irytowała go. Spojrzał na swoje chude, suche i szorstkie dłonie, zniszczone przez nadużywanie środków chemicznych. One też go irytowały. Wszystko wkoło go irytowało, jakby specjalnie przeciw niemu się zmówiło. Nawet ten staruch, Erwin! Miał taki irytujący wyraz twarzy, irytujące, duże brwi i irytujące, miękkie usta.

 - Kurwa! - powtórzył, orientując się, że właśnie rozmyśla o tym pierdolniętym, starym i silnym blondynie.

     Ile cholernie chorych rzeczy go jeszcze spotka w tym zasranym życiu?

~~~

* - według polskiej wiki Farlan ma szare oczy, ale po dogłębnym porównaniu jego oczu z oczami Erwina stwierdziłam, że jasnobłękitne też będą odpowiednim kolorem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top