30. Kochaj mnie, bo ja kocham cię

     Mikasa twarz miała wciśniętą w klatkę piersiową swojego brata. Już od dłuższej chwili łkała, wciąż go do siebie przytulając. Na nic zdawały się jego prośby, by przestała się mazać. A na czyjkolwiek dotyk oprócz jego reagowała agresją. Tak więc wciąż ją do siebie tulił, mając dłonie splecione na jej łopatkach. Do tego delikatnie ją kołysał, jakby była małym dzieckiem.

     Jego kobaltowe spojrzenie z wolna przeniosło się z rozhisteryzowanej siostry na siedzącego po drugiej stronie łóżka Erena. Chłopak tępo wpatrywał się w swoje kolana. Zdawałoby się, że umysłem jest w zupełnie innym miejscu. Wciąż próbował przyswoić sobie wieści na temat zdrowia Levia. Nie chciał dopuścić do swojej świadomości tego, że Ackermann może po prostu umrzeć. Otworzył usta chcąc coś powiedzieć, jednak po chwili je zamknął, wypuszczając powietrze z płuc.

     Tylko Erwin zachowywał się zupełnie inaczej od tej dwójki. Wewnętrznie był rozdarty, wściekły i okrutnie smutny, jednak nie okazywał tych uczuć w towarzystwie. Zamyślony wpatrywał się w widok za oknem, który wcześniej tak zajmował Levia.

 - Mikasa - zaczął miękko czarnowłosy. Dziewczyna na to podniosła na niego spojrzenie swoich zaczerwienionych, mokrych oczu. - Mała jest szansa, że dożyję twojego porodu - pozwolił jej ponownie załkać po tych szczerych słowach. - Ale wiem, że ostatnio u ginekologa dowiedziałaś się płci dziecka. Chciałbym poznać i ją, i imię, które wybraliście.

 - To miała być dla ciebie niespodzianka - zaprzeczył Eren. - Jeszcze nic o tobie nie wiadomo, może...

 - Może umrę za rok, może za dwie minuty - odpowiedział mu Ackermann. - Eren, proszę.

     Cała trójka, łącznie z Erwinem przysłuchującym się rozmowie, spojrzała na Mikasę, która właśnie się podniosła i zaczęła ocierać łzy z policzków. Nieważne było, że robi to na próżno, bo wciąż wartki ich potok płynął z szarych oczu.

 - Anastazja - szepnęła.

     Eren w tym momencie złapał dziewczynę za rękę. Zagryzł dolną wargę i sapnął cicho, próbując w ten sposób nie załkać. Wolną dłonią otarł łzy, które chcąc nie chcąc zaczęły wypływać z jego oczu.

 - Levi, my... - zaczął Jaeger. - My zrobimy wszystko, co w naszej mocy...

 - Wyjdźcie - rozkazał, jednak widząc zrozpaczony wzrok Mikasy dodał - proszę. Chcę pobyć sam.

     Dziewczyna wstała, a wraz z nią Eren. Ruszyli do wyjścia z sali. Mikasa wciąż była skulona i nerwowo trzymała się za ramiona, a chłopak jak zazwyczaj ją obejmował. Erwin też ruszył za nimi, jednak Levi skinieniem głowy przywołał go do siebie.

 - Kiedy pojechałeś po nich miałem kolejne badania - zaczął cicho. - Serce jest tak zepsute, że bez przeszczepu nie pożyję dłużej niż miesiąc. I nie zamierzają mnie wypuścić ze szpitala - odchrząknął. - Proszę, załatw to jak najszybciej - dodał, łapiąc rękaw koszuli Smitha. Ręka mu drżała, a pod skórą zdawało się nie być ani kropli krwi.

 - Oczywiście, Levi. Jednak, czy ty jesteś tego pewny?

 - Chcę wziąć z tobą pieprzony ślub - warknął. - Zrób to dla mnie, skoro i tak umrę.

     Erwin chciał zaprzeczyć jego słowom. Wyrzucić mu ciągłe powtarzanie o swojej śmierci, jednak nie miał ku temu serca. Zabawne, nie miał serca, kiedy jego partner tak naprawdę mógł go zaraz nie mieć.

 - Zorganizuję wszystko jak najszybciej będę mógł - obiecał.

 - Spróbuję udobruchać lekarzy. Erwin, dziękuję.

     Pożegnali się krótkim pocałunkiem. Smith wyszedł z sali, posyłając jeszcze jedno spojrzenie Ackermannowi. Levi ułożył przedramiona na twarzy, dociskając je praktycznie z całych sił. Widać było jak bardzo ma zaciśnięte zęby. Rozpacz dopadła go właśnie w tym momencie. Erwin nie mógł na to nic poradzić. Po prostu dołączył do pary, która chwilę temu wyszła z tego pomieszczenia.

 - Odwiozę was do domu - zagadał, spoglądając na siedem nieszczęść, które okazały się zapłakaną Mikasą.

~~~

     Dni mijały, a Levi zdawał się w oczach tracić zdrowie. Był wciąż blady, zimny i przeraźliwie schudł. Kilkakrotnie rozmawiał z Petrą, która czasem do niego zaglądała, lecz podczas ostatnich jej wizyt już praktycznie nie miał na to siły. Przeklinał sam siebie za to, że tyle zwlekał z pójściem do lekarza. W końcu już od kilku miesięcy czuł się słabo i miał niepokojące duszności, jednak musiał je zbagatelizować. Jednak co by to zmieniło? Z pewnością nic. Dłużej by wiedział, że umrze.

     W pewną sobotę Erwin dostał zgodę od lekarza, by Levi mógł przejść się po szpitalu. Ackermann nie był za tym pomysłem, jednak Smith go ubłagał, aby wyruszyli na krótki spacer. Tak więc wyszli z sali, obaj ubrani w białe koszule. Szli korytarzami szpitala, a Levi dość szybko zorientował się, że blondyn prowadzi go w jakieś konkretne miejsce. Dał się poprowadzić przez tylne wyjście, kierując do małego parku, bardziej posiadającego miano ogródka szpitala.

     Przeżył niemały szok, kiedy dostrzegł tam grupkę ludzi, która zdawała się na nich czekać. Mikasa, ubrana w piękną, kobaltową sukienkę, Eren w koszuli, a nawet Hange, która także zdecydowała się na sukienkę, jednak błękitną. Poza tym czekała tam także Petra, Kenny i kobieta, której imienia Levi nie znał.

 - Masz swój ślub, skarbie - szepnął Erwin, zbliżając się do towarzystwa z Leviem pod rękę. Czuł, jak Ackermann zadrżał. To było z pewnością dla niego bardzo ważne, tylko nikt nie wiedział dlaczego. Erwin nie raz rozmawiał na ten temat z Mikasą i Erenem, jednak żadne z nich nie wiedziało dlaczego Leviowi tak zależy na ślubie.

     Mikasa podeszła do brata i go mocno uścisnęła. Tym razem zdołała się powstrzymać przed płaczem. Po odsunięciu się od niego spojrzała mu głęboko w oczy i czule pocałowała w czoło.

 - Chodźmy, ty mój panie młody.

     Ustała po prawej stronie Levia, a ten zauważył jak Hange ustawiła się po lewej stronie Erwina. Jeszcze tylko kilka kroków dzieliło ich od kobiety, która okazała się urzędniczką stanu cywilnego. Posłała Ackermannowi ciepły uśmiech i otworzyła teczkę z dokumentami.

 - Pan Smith prosił, aby ceremonia przebiegła inaczej niż zazwyczaj - zaczęła. - To nie jest zwykły, pospolity ślub. Jesteśmy właśnie świadkami miłości między dwojgiem ludzi, którzy nie zważając na bolesne przeciwności losu nadal się kochają. Pan Levi Ackermann i pan Erwin Smith tego dnia zostaną złączeni przysięgą małżeńską, która nie będzie trwać dopóki śmierć ich nie rozłączy, tylko o wiele dłużej. Ona będzie trwała tak długo, jak długo będzie trwała pamięć wszystkich tutaj zebranych. A ja, jako osoba uprawniona do udzielenia im ślubu, robię to. A więc, panie Ackermann, czy chcesz wziąć sobie za męża obecnego tutaj Erwina Smitha?

 - Tak - głos mu drżał.

 - A pan, panie Smith, czy chcesz wziąć sobie za męża obecnego tutaj Levia Ackermanna?

 - Oczywiście - odparł spokojnie, zerkając na partnera.

     W tym momencie po zbliżeniu się o kilka kroków, Eren podsunął do pary małą poduszeczkę z leżącymi na niej dwiema złotymi obrączkami. Erwin jako pierwszy sięgnął po pierścionek, biorąc ten mniejszy. Już po chwili złapał za dłoń Levia i lekko uniósł ją go góry, pocałował, po czym założył obrączkę na palec serdeczny. Zaraz po tym Ackermann powtórzył jego ruchy, jednak bez pocałunku, którego najzwyczajniej w świecie nie potrafił wykonać.

 - Ogłaszam was małżeństwem - powiedziała po tym kobieta.

     A Erwin złapał za podbródek Levia, uniósł go do góry i pocałował czule w usta.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top