3. Naiwny Erwin

     Z każdym krokiem na śniegu zostawały ślady po butach. Levi odetchnął głęboko, ciesząc się z przebiegu rozmowy. Nie mógł sobie odmówić tego zwycięskiego spojrzenia, które posłał Mikasie po wyjściu z gabinetu. Czuł się ponad nią. Może nie wzrostem, ale dokonaniami.

     Przyśpieszył kroku, widząc walizkę przed drzwiami swojego mieszkania.

 - Co do...

 - Och, Ackermann wreszcie raczył się pojawić!

     Chłopak odwrócił się za siebie, dostrzegając postać mężczyzny średniego wzrostu o dość krótkich, czarnych włosach. Nile Dok był właścicielem mieszkania, które wynajmował Levi. To właśnie jemu nie zapłacił czynszu za ostatni miesiąc. Przeklął w myślach.

 - Dzień dobry, panie D...

 - Nie żadne "dzień dobry"! Co ma znaczyć ten sierściuch? I gdzie moja zapłata? Ackermann, wynoś się z tego mieszkania!

 - Nie może mnie pan tak po prostu stąd wyrzucić! - warknął zirytowany czarnowłosy.

 - A właśnie, że mogę! Pokaż mi umowę, jeżeli jest inaczej.

 - Przecież nie dałeś mi...

 - Właśnie! Zabieraj kota i walizkę. Masz dziesięć minut na zabranie swoich rzeczy!

     Levi stał przez chwilę w osłupieniu, wpatrując się w pewne siebie, ciemne oczy Doka. Tak po prostu go wyrzucił? Czy ten człowiek naprawdę nie przejmuje się tym, gdzie on teraz się podzieje? Znał jego sytuację. Wiedział, co przechodzi. A mimo wszystko go wyrzuca na zbity pysk z powodu jednego, małego kota.

     Czarnowłosy nabrał powietrza w płuca. Nie da sobą pomiatać. Opuści to miejsce z podniesioną głową. Ma gdzie iść. Teoretycznie ma. Praktycznie to jest dość skomplikowane.

     Już po chwili pakował wszystkie swoje rzeczy do walizki, którą raczył podarować mu Dok. Miał szczęście, że nie było tego bardzo dużo. Zawołał jeszcze do siebie małego Levia, który wszedł mu do kaptura w płaszczu. Westchnął ciężko, ostatni raz spoglądając na mieszkanie. Ta sytuacja była dla niego ciężka. Wyjął z kieszeni klucz, po czym rzucił nim w stronę właściciela.

     Już go nie interesowało, czy ten złapał czy nie. Ackermann szedł w swoją stronę.

~~~

 - No mówię ci. Zaimponował mi i to bardzo - stwierdziła kobieta, upijając łyk herbaty z białego kubka.

 - Rozmawiałaś z nim może z pięć minut. Hange... fajnie, że nie chciał ci zdradzić tajemnicy tamtej firmy, ale powinnaś go wypytać o wiele więcej rzeczy. No w każdym razie co z resztą? - zapytał blondyn, podpierając brodę na splecionych palcach. Zdawał się być dość zamyślony.

 - Z resztą? - zagadała. - Ach! No to pani Ackermann niby ma jakieś kwalifikacje do tego, ale jest dość taka... dziwna. Nie umiem jednoznacznie stwierdzić, ale zdaje się żyć w swoim świecie.

 - A...

 - Tak, są rodzeństwem! Świetne, co nie? Ale Levi mówił, że nie mają ze sobą dobrych kontaktów. Kto ich tam wie - wydęła wargi, po czym poprawiła okulary, naciskając na ich mostek. - Pani Leonhart kompletnie się nie nadaje, a pani Brzenska jest zbyt zadufana. Dałam jej jako zadanie zrobienie...

 - Dobrze, rozumiem. U mnie w zasadzie podobnie. Springer się spóźnił, a Hoover gadał jakimiś przenośniami o murach... Więc mam rozumieć, że wybieramy Ackermannów?

 - Myślę, że tak. Okres próbny i zdecydujemy, które zostanie.

     Erwin zamyślił się chwilę. Oczami wyobraźni widział przed sobą kobaltowe tęczówki, które nakazały nazwanie jego kota Levi. Zupełnie jak jego nowy pracownik. Westchnął cicho, zastanawiając się czy obie z tych postaci są jakoś ze sobą powiązane. A nuż to jedna i ta sama osoba?

 - A nie uważasz, że ich relacje źle wpłyną na firmę? - spojrzał na brązowowłosą kobietę.

 - Nie wydaje mi się. Jedno damy na jeden dział, drugie na drugi i jakoś to będzie. W każdym razie idę dalej pracować, a ty...

 - Ja dzisiaj idę wcześniej do domu. Wybacz, Hange, trochę źle się czuję. A ty możesz przedzwonić do Ackermannów i ich powiadomić o okresie próbnym - stwierdził blondyn, wstając z fotela.

 - Och, rozumiem. Nie ma problemu. Miałam to zrobić jutro, ale okej. To tam uważaj na siebie.

 - Dzięki, tylko nie spal budynku - posłał jej życzliwy uśmiech, zabierając kurtkę z wieszaka.

 - Możesz na mnie liczyć - w jej oczach błysnęła dziwna iskra. Erwin nigdy nie był pewien, czy kobieta mówi na poważnie, czy tylko sobie żartuje w swój specyficzny sposób.

~~~

     Czarnowłosy ustał przed drzwiami do domu, którego adres widniał na plakietce przy obroży kotka. Westchnął cicho, po czym zapukał raz.

     Drugi.

     Trzeci.

     Po kilkukrotnym ponowieniu pukania zwątpił w to, że ktokolwiek jest w domu. Postawił swoją walizkę, po czym usiadł na niej i odpalił papierosa. Kotek wypełzł z jego kaptura, po czym usadowił się na kolanach. Zwinął się w kłębek i zaczął pomrukiwać, kiedy Levi go głaskał lub drapał.

     Czarnowłosy ponownie przywołał w myślach pierwsze spotkanie z właścicielem zwierzaka. Gdyby wyszedł z zaułka tę sekundę później, blondyn nie wpadłby na niego. Mimo, że nic się nie stało, Levi miał mieszane uczucia co do tego starucha. Niby zdawał się porządnym człowiekiem, a jego duży dom to potwierdzał, a jednak była w nim dość niepokojąca cząstka. Może po prostu żyje w stresie, albo ma jakieś problemy osobiste?

     Rozmyślanie Levia przerwał dzwonek telefonu. Szybko wyciągnął urządzenie z kieszeni, dostrzegając nieznajomy numer.

 - Halo? - zapytał, nie myśląc nad tym, kto to mógłby być.

 - Dzień dobry! Czy pan Levi Ackermann? - głos w słuchawce zdawał się iście podekscytowany. Czarnowłosy kojarzył ten kobiecy ton.

 - Tak, to ja.

 - Z tej strony Hange Zoë, jestem asystentką dyrektora firmy "Korpus Zwiadowczy" i chciałam pana poinformować, że zostaje pan przyjęty na okres próbny na czas dwóch miesięcy.

 - Świetnie, od kiedy mogę zacząć?

 - Od jutra. Proszę się stawić na ósmą rano w pokoju numer dwadzieścia siedem. To trzecie piętro. Załatwimy wszystkie pozostałe formalności.

 - Dziękuję bardzo.

 - Cała przyjemność po mojej stronie. Do widzenia, Levi!

     Już po chwili krótki sygnał powiadomił chłopaka o zakończeniu połączenia. Schował telefon do kieszeni i uśmiechnął się w myślach.

 - No, Levi, od jutra idę do roboty - zagadał, drapiąc kotka za uchem, na co ten znów zaczął mruczeć.

     Moment później uwagę Ackermanna zwrócił czarny, duży i zapewne sporo warty samochód, wjeżdżający właśnie na podjazd przed tym domem. Delikatnie przycisnął zwierzaka do siebie, by nie uciekł przerażony warkotem silnika.

     W tym samym momencie błękitne tęczówki omiotły spojrzeniem chłopaka siedzącego przed drzwiami jego domu. Erwina ciekawiło dlaczego siedzi on na walizce. Czyżby się gdzieś przeprowadzał? W takim razie co tutaj robi?

     Smith zgasił samochód, po czym wyszedł z niego. Ruszył w stronę gościa, zauważając na jego kolanach czarnego kotka.

 - Puszek? - zapytał pod nosem.

     Levi wstał, po czym wyciągnął dłonie z kotem do blondyna.

 - Przypałętał się do mnie wczoraj, kiedy na mnie wpadłeś. Nie mogłem go przynieść wcześniej.

     Erwin wziął zwierzaka od nieznajomego i delikatnie pogładził go za uchem.

 - Dziękuję panu bardzo, naprawdę. Zapraszam na jakąś herbatkę w ramach podziękowań.

 - Nie trzeba, ja...

 - Nalegam - stwierdził Smith, zagradzając drogę czarnowłosemu. - Już sam fakt tego, że wczoraj na pana wpadłem, a dzisiaj pan siedział przed moim domem, czekając na mnie...

 - Levi - warknął.

 - Słucham?

 - Mów mi "Levi", a nie "pan".

 - No dobrze. To w takim razie dasz się zaprosić, Levi?

 - Ta - westchnął.

     Mężczyźni weszli do mieszkania, a blondyn zaraz po puszczeniu kotka i ściągnięciu swojego wierzchniego ubrania i butów ruszył do kuchni, by wstawić wodę w czajniku.

 - Rozgość się! - krzyknął do Levia, nakładając jakieś ciasteczka na półmisek. Nieważne kim był jego gość, Erwin zawsze starał się sprawić dobre wrażenie.

     Wchodząc z poczęstunkiem do salonu blondyn zauważył, że czarnowłosy siedzi już wygodnie na kanapie i niepewnie rozgląda się po pomieszczeniu. Miał ładnie uczesane, czarne włosy i podkrążone oczy, wyróżniające się na bladej cerze. Erwin dopiero teraz mógł się lepiej przyjrzeć nieznajomemu.

     Talerz postawił na stoliku przed meblem, a sam dosiadł się do gościa.

 - Więc nazwałeś mojego kota swoim imieniem? - zagadał, ukradkiem spoglądając na kobaltowe tęczówki.

 - Tak wyszło - westchnął ten, nic sobie nie robiąc z ciekawskiego wzroku mężczyzny, siedzącego obok.

 - A ta walizka...

 - Właściciel mnie wyjebał z mieszkania - warknął, chowając twarz w dłoniach, a łokciami podpierając się na swoich kolanach.

 - Więc tak jakby nie masz gdzie się podziać? - chwilową ciszę przerwał blondyn.

 - Niby mogę iść do siostry, ale nie mamy za dobrych kontaktów...

     Erwin zdawał się już gdzieś słyszeć o Leviu, który nie miał dobrych stosunków z siostrą. Jednak stwierdził, że to tylko zwykły zbieg okoliczności. W końcu Hange już nieraz przeobrażała jakieś fakty. Najczęściej właśnie takie mało znaczące.

 - Jeżeli chcesz możesz zostać u mnie - stwierdził Smith. - Mam wolny pokój gościnny na piętrze i...

 - Ty jesteś nienormalny? Ledwo znasz moje imię, ja twojego nawet nie. Skąd możesz wiedzieć, że cię nie okradnę, albo nie zabiję w nocy? - warknął Levi, podrywając się z lekka na swoim miejscu.

 - Szczerze mówiąc to mi nie zależy - błękitnooki odwrócił wzrok. - Opiekowałeś się moim kotem i mi go przyniosłeś do domu, to już wzbudza we mnie zaufanie do ciebie.

 - Jesteś naiwny - prychnął czarnowłosy.

 - Więc mów mi naiwny Erwin - mężczyzna wyciągnął do swojego gościa dłoń w ramach powitania.

     Levi z początku niepewnie na nią spoglądał, lecz po chwili zdołał ją ścisnąć. Od razu poczuł bijące od ciała mężczyzny ciepło. Może jednak ten mały, wkurzający sierściuch nada tym dwojgu odrobinę ciekawości w ich jakże marnej egzystencji?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top