29. Decyzja
Levi został położony w pustej sali. Podłączony do kroplówki wpatrywał się w widok za oknem, mimo że nie był on zbyt ciekawy. Widział jedynie kilka wyższych budynków i błękitne, czyste niebo. Kiedy usłyszał dźwięk otwieranych drzwi nawet się nie kwapił, by spojrzeć kto przyszedł. Domyślał się.
- Jak się czujesz? - zapytał Erwin, siadając obok Ackermanna. Torbę ze zrobionymi przed momentem zakupami postawił na stoliku obok łóżka.
- Wiesz co? - zagaił czarnowłosy, zacząwszy wpatrywać się w błękitne tęczówki. - To mi tak bardzo przypomina chwile, kiedy do ciebie przychodziłem, jak byłeś w śpiączce - zastanowił się moment nad tymi wspomnieniami. Zaczął dokładnie je obracać w umyśle i badać z każdej strony.
- Historia lubi się powtarzać - stwierdził Smith.
- Pocałowałem cię wtedy.
Erwin mimowolnie uniósł jedną z brwi, zdziwiony nagłym wyznaniem. Uśmiechnął się lekko i sięgnął ręką, by złapać dłoń Levia. Ujął ją, zdając sobie sprawę, że jest okropnie zimna. Po tej czynności zaczekał na dalszą opowieść, bo wiedział, że ten chce ją jeszcze kontynuować.
- Wykazałem się okropnym debilizmem, bo ściągnąłem ci po to maskę z tlenem - ciągnął czarnowłosy. - Ale nie żałuję. Bałem się, że umrzesz.
Smith nachylił się do Ackermanna i powoli, z nieskrywaną czułością złączył ich wargi. Pchany impulsem przez ten krótki moment przelewał do ukochanego swoje uczucia. Delikatnie smakował szorstkie usta kochanka, które były białe niczym kreda. Kiedy się odsunął Levi nie patrzył w jego oczy, tylko dumał nad widokiem za oknem. Zdawał się na swój sposób zawstydzony. Blondyn uśmiechnął się na tę myśl.
- Erwin - westchnął Levi. - Mam ostrą niewydolność serca. W akurat tym przypadku śmiertelność wynosi ponad pięćdziesiąt procent.
Świat momentalnie się zawalił. Ptak leciał, jednak coś przestrzeliło jego skrzydła. Teraz frunął w dół, mając lada moment rozłupać sobie dziób o twardą ziemię. I mimo że miał on małą szansę na przeżycie, tak była ona tak znikoma, że praktycznie nie brana pod uwagę.
- Dasz radę - ze stoickim spokojem wypowiedział Smith, mimo że w środku siebie prowadził batalię. - Podejmiesz leczenie, będziesz odpoczywał, będziesz...
- Nie - uciął mu Ackermann. - Nie wierzę w to. Będę się leczył, ale nie wierzę, że dam radę. Mój stan się z chwili na chwilę pogarsza. Wszystkie badania na to wskazują.
- Więc, Levi... - zaczął cicho blondyn. - Co zrobimy?
- Ślub. Chcę wziąć z tobą ślub, zanim umrę.
~~~
- Mówiłem, że on tam zostanie, nie martw się - zagadał Eren, podchodząc do Mikasy stojącej przy oknie. Delikatnie objął ją w talii, układając dłonie na sporym już brzuchu. Brodę oparł o ramię dziewczyny i także zaczął się wpatrywać w widok za oknem, który tak ją zajmował.
- Ja po prostu mam wrażenie, że coś się stało - szepnęła. Swoją dłoń ułożyła na tej Erena i zaczęła ją delikatnie gładzić. - Zadzwoń do niego.
- Mika, będziemy im przeszkadzać - zaoponował chłopak.
- Zadzwoń, jest już południe - uparcie trwała przy swoim. - Dzwoń, albo sama to zrobię.
Eren westchnął i od niechcenia wyciągnął telefon z kieszeni. Zaczął przewijać kontakty w poszukiwaniu numeru Levia, kiedy nagle zadzwonił dzwonek do drzwi.
- Otworzę, może to on - zaoferował chłopak, blokując urządzenie. Ruszył do drzwi wejściowych w towarzystwie rozszczekanego husky.
- No przestań ujadać! Siad! No mówię siad! - próbował uciszyć zwierzę, jednak zrezygnował zauważając, że Wielmożna ma go głęboko w poważaniu. Levi miał rację co do jej tresury. Jaeger wreszcie otworzył drzwi i autentycznie się zdziwił, dostrzegając Smitha.
- Dzień dobry - wypaplał.
- Dobry. Mogę wejść?
- Proszę - odparł chłopak, wpuszczając mężczyznę do środka. Kiedy Erwin zdejmował buty, Eren złapał psa za obrożę i poprowadził do salonu. Spojrzawszy na Mikasę jedynie wzruszył ramionami, nie mając pojęcia o co chodzi.
- Gdzie jest Levi? - zapytała dziewczyna bez zbędnych słów przywitania, kiedy tylko Smith wszedł do pomieszczenia.
- W szpitalu - odparł. - Przysłał mnie po was i po ubrania na zmianę.
Mikasa zbladła, a dłonią zasłoniła usta. Do jej oczu napłynęły niechciane łzy, kiedy zdała sobie sprawę, że jej przeczucie się sprawdziło.
- Co mu się stało? - zapytał Eren, jakby zachowując przytomność umysłu w przeciwieństwie do dziewczyny.
- To nie był wypadek, jednak on chce to wszystko wam przekazać osobiście.
- Rozumiem - odpowiedział chłopak, po czym podszedł do Mikasy. Objął ją i delikatnie pogładził po włosach. - Spakuję mu ubrania, a ty sobie tutaj posiedź w spokoju, dobrze? - zagadał, a gdy nie dostrzegł po niej żadnej reakcji usadził ją na fotelu i poszedł do pokoju Levia.
Smith w tym czasie usiadł naprzeciw dziewczyny i przyjaźnie zmierzył ją wzrokiem. Włosy miała równo uczesane, a brzuch już bardzo ładnie się zaokrąglił, dzięki czemu wyglądała na dojrzalszą.
- Który to miesiąc?
- Piąty - odparła cicho.
- Jednak chyba nie przeszkodzi ci w zorganizowaniu czegoś ze mną? - zapytał z uśmiechem, ciesząc się, że zdołał choć na moment odwrócić jej uwagę od zamartwiania się o brata.
- Czego takiego?
- Ślubu.
Mikasa rozchyliła delikatnie usta ze zdziwienia. Była zdezorientowana i nie wiedziała, czy się przypadkiem nie przesłyszała.
- Ślubu? - zapytała, by się upewnić.
- Tak, ślubu. Levi chce wziąć ze mną ślub.
Głośne pacnięcie dotarło zza pleców Smitha. Eren wypuścił z rąk torbę Ackermanna, kiedy usłyszał zdanie wypowiedziane przez Erwina. On także był zdziwiony i to chyba bardziej, niż jego partnerka.
- Naprawdę? - zapytał głupio, wpatrując się w mężczyznę.
Już po chwili podszedł do niego z zamiarem uściśnięcia mu dłoni, jednak zamiast tego uścisnął go całego. Nie potrafił jednoznacznie nazwać uczucia, które narodziło się w jego sercu, aczkolwiek chyba było to po prostu najzwyklejsze szczęście, spowodowane decyzją Ackermanna.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top