23. Zrozumienie

     Głośne westchnięcie wypłynęło z ust czarnowłosego. Bezwładnie opadł na ławeczkę naprzeciw nagrobka i zapatrzył się w nazwisko, które zostało na nim wyryte. Pokręcił głową z dezaprobatą. Co by powiedział na to wszystko Farlan? Co by zrobił, gdyby to jemu się przytrafiło? Wahałby się przed zakończeniem związku? Miałby stale wyrzuty sumienia przez to, że był z kimś, kto zabił jego pierwszą miłość? Czy próbowałby wybaczyć? Czy w ogóle Levi by nadal istniał w jego wspomnieniach?

     Na te pytania nie ma odpowiedzi, ponieważ jedyna osoba, która mogłaby ich udzielić nie żyje.

     Levi od śmierci Farlana musiał radzić sobie z problemami sam. Nikt go nie wypytywał o depresję, nikt go nie zmuszał do pójścia do psychiatry. Ackermann był zdania, że jeżeli coś cię gryzie to prędzej czy później samo przejdzie. Czyż nie tak działa życie? W pewnym jego momencie o wszystkim zapominamy. Powiedz, pamiętasz swojego pierwszego przyjaciela? Dziecko z przedszkola, którego imienia nie jesteś pewien? Może dwa lata starszy sąsiad, który teraz się do ciebie nie odzywa? Albo ta dziewczyna z naprzeciwka, z którą teraz już nawet nie ma sensu się przywitać?

     Czas mija, a rany się goją. Pozostają po nich tylko stare blizny, które przypominają o sobie jedynie w określonych sytuacjach. Jednak ostatnie dni są dla Levia właśnie taką określoną sytuacją. Bo jak miałby zapomnieć, kiedy te wspomnienia są tak świeże? W zatrważająco krótkim czasie ponownie oddał swoje serce. Skąd mógłby wiedzieć, że oddaje je komuś, kogo od przeszło pięciu lat nienawidzi?

     Zadziwiające jest, jaki ten świat jest mały.

 - Łzy nic nie dadzą, chłopcze.

     Levi spojrzał na kobietę, która usiadła obok niego. Staruszka ubrana była w czarny płaszcz, a w ręku trzymała laskę. W zmarszczkach na jej twarzy widać było wszystkie minione lata. Delikatne, kruche włosy, które wystawały spod granatowego kapelusza wyglądały, jakby lada chwila miały odpaść. Jedynie grube szkła w srebrnych oprawkach zdawały się być najtrwalszym elementem tej postaci.

 - Ot, mija rok za rokiem, dekada za dekadą - rozpoczęła swoim chrapliwym, starczym głosem. - Mój mąż zmarł ponad dwadzieścia lat temu. Dobrym był mężczyzną, oj dobrym. Jednak wiesz, dziecko, co na łożu śmierci wciąż powtarzał?

     Ackermann kiwnął przecząco głową na uparty wzrok staruszki. Nie miał serca jej wyganiać, mimo że chciał być w tym momencie całkiem sam.

 - Mówił on - ciągnęła - abym nigdy nie przestała się cieszyć z życia. Nie potrafił znieść moich łez. Mówił, że mnie postarzają o co najmniej trzydzieści lat. Więc wierz mi - wolno położyła dłoń na ramieniu chłopaka - ktoś, kogo tu opłakujesz wolałby, abyś się właśnie cieszył. Żebyś robił to, co kochasz. On nad tobą czuwa. Tutaj, w sercu - delikatnie dotknęła dłonią jego klatki piersiowej, po czym wstała i podparła się na swojej lasce. - Żegnaj, dziecko. Uwierz w niego.

     W filmach, książkach, serialach praktycznie zawsze trafia się osoba, która mówi tego typu formułkę. "W sercu". Czcze gadanie można by powiedzieć, jednak podnoszące na duchu, jak żadne inne słowa.

~~~

     Dziewczyna po raz wtóry wyjrzała przez okno, robiąc zatroskaną minę. Zauważywszy, że jej brat nadal nie wraca westchnęła, po czym z kubkiem gorącego kakao wróciła do swojego chłopaka.

 - Porozmawiasz z nim, jak wróci? - zapytała, siadając. Podciągnęła kolana pod brodę, a głowę oparła o ramię Erena.

 - Mógłbym, jednak nie uważam, aby to był dobry pomysł - odparł ten. - Co ja miałbym mu powiedzieć?

 - Nie wiem. Trzeba z nim po prostu porozmawiać. Cały wczorajszy dzień i dzisiejszy ranek przesiedział w pokoju. Dobrze, że przynajmniej Wielmożna z nim jest. Pies to jednak naprawdę najlepszy przyjaciel człowieka.

     Dziewczyna podrapała za uchem rozradowanego husky, który chyba rozumiał, że także o nim mowa. Po chwili wskoczył na kanapę, a pysk wepchnął pod rękę Mikasy. Na to zareagował Eren, który objął czarnowłosą.

 - Mikasa jest moja - palnął do psa i delikatnie odciągnął od niego dziewczynę. Ten na to szczeknął dwukrotnie i mocniej wcisnął się na swoją panią, trącając mokrym nosem jej szyję. Nagle jednak przestał zwracać uwagę na droczenie się z Erenem i pobiegł w stronę drzwi wejściowych. Nie obyło się bez kolejnych szczeknięć, aż Levi, który właśnie wrócił go nie uciszył.

 - Już, wystarczy. Możesz przestać. Tak, tak. Mam coś dla ciebie. No, zanieś panu - podał psu torbę z zakupami, a sam zajął się ściąganiem butów. - Ej, nie! Nie jedz tego! No zostaw!

     Zaciekawieni Eren wraz z Mikasą ruszyli do Ackermanna, który właśnie wyrywał psu z pyska jakieś opakowanie. Najpewniej ciastek. Kiedy wreszcie to zrobił podniósł też torbę, nie zwracając uwagi na rozszczekane zwierzę. Wepchnął zakupy Erenowi w ręce.

 - Mógłbyś ją nauczyć podstawowych komend. Na przykład takich jak "zostaw" albo "waruj" - warknął. - Chociaż co się dziwić - ciągnął, ściągając wierzchnie odzienie - pan tępy to i pies naśladuje.

     Mikasa prychnęła, ledwie powstrzymując śmiech. Lekko się skuliła, próbując ukryć rozbawienie. Wreszcie odpuściła i roześmiana ruszyła z powrotem do salonu. Mimo wszystko najbardziej cieszyła się z tego, że Levi ponownie staje się sobą.

     Zarumieniony przez zawstydzenie Eren wciąż stał na korytarzu przy czarnowłosym, czekając aż ten do końca się ogarnie. Chciał spełnić prośbę Mikasy - mianowicie porozmawiać z Leviem.

 - Brzuch jej urósł - zagadał Ackermann.

 - Też zauważyłeś? - odparł Jaeger.

 - Trudno nie zauważyć - westchnął. - Posuń się i daj mi iść do kuchni - warknął na zajmującego całe przejście chłopaka.

 - Chciałbym z tobą porozmawiać - zagadał już ciszej Eren, schodząc z drogi.

 - Błagam, byle nie o mnie - Levi ruszył do wspomnianej kuchni, a szatyn jak cień podążył za nim. Zaczęli rozpakowywać zakupy, które przyniósł do domu czarnowłosy.

 - Martwimy się o ciebie - stwierdził wyższy, chowając do lodówki część z zakupionych produktów. - Szczególnie Mika. Wiemy, że...

 - Eren, skończ pierdolić. Nie mam ochoty tego wszystkiego słuchać. I lepiej zacznij podzielać moje zdanie, bo nadal pamiętam co takiego odjebałeś.

     Levi ułożył w dość sporej misce pomarańcze i jabłka. Do tego pod część z nich wepchnął czekoladę tak, by dopiero po zjedzeniu co najmniej jednego owocu można było ją odnaleźć. Wystarczyło spojrzenie, by oznajmić, że jest ona przeznaczona dla Mikasy, więc Eren nie ma prawa jej tknąć.

 - Levi, ja spanikowałem. Ja mam ledwo dwadzieścia dwa lata. Nie jestem gotowy na dziecko - jęknął, siadając na krzesło. Wzrokiem pobitego psa spoglądał na przyjaciela.

 - Ale na seks bez zabezpieczeń już jesteś gotowy? No co tak na mnie patrzysz? Tak działa życie, Eren. Trzeba czasem ruszyć głową i pomyśleć nad konsekwencjami - Ackermann usiadł naprzeciwko i uparcie zaczął wpatrywać się w chłopaka.

     Jeager spojrzenie wytrzymał, dzięki czemu dostrzegł coś, co wcześniej było dla niego niewidoczne. W tych kobaltowych oczach zobaczył wreszcie to, co go męczyło długimi miesiącami. Levi mu wybaczył.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top