21. Największy ból

     Nie mógł w to uwierzyć. To nie mogła być prawda. To z pewnością zwykły zbieg okoliczności. Zabił pierwszą miłość Levia? Nie. Wierzył, że to przypadek. Musiał uwierzyć, że to przypadek. Zaskakujące, ile człowiek sobie dopowiada, jeżeli nie zna całej prawdy. W końcu nie ma pojęcia jak wyglądał Farlan. Wie tylko tyle, że miał trochę jaśniejsze oczy od niego. Tylko tyle. Jednak... ten chłopak też miał tak jasne oczy. Ten chłopak, którego zabił...

     Nie. Nie zabił go. On sam wszedł pod koła. To tylko jego wina, nawet policja to stwierdziła. Erwin nie był winny. Udzielił mu pomocy, próbował reanimować. Próbował go, do jasnej cholery, przywrócić do życia!

     Jednak nie udało się mu.

     W ciągłym zamyśleniu wjechał na podjazd swojego domu. Wiedział, że Levia nie ma. Nadal pracuje, pewnie wróci dopiero po szesnastej, jak zawsze. Trudno mu było zaakceptować możliwość wyjścia o każdej porze dnia. Czy to na lunch, czy tak po prostu do domu, bo się źle poczuł. Idealnie wywiązywał się ze swoich obowiązków w firmie i nie zamierzał ich zaniedbywać.

     Erwin westchnął ciężko. Wspomnienie twarzy chłopaka, którego potrącił wciąż nawiedzało jego myśli. Musiał koniecznie czymś się zająć. Wyszedł z samochodu i udał się do domu. Chwilę szukał kluczy w kieszeniach, aż wreszcie znalazł i otworzył drzwi. Już na wejściu przywitało go ciepłe miauknięcie, a on podrapał kotka za uchem.

     W następnej kolejności ruszył do salonu i sięgnął po stojącą na szafce butelkę alkoholu. Zazwyczaj nie pił w ciągu dnia, jednak teraz nie widział innej opcji odcięcia się od swoich zmartwień. Pewnie Levi się na niego za to wścieknie. Chociaż dlaczego miałby...? Może zamiast tego się dołączy?

     Erwin właśnie się zorientował, że wcale nie zna mężczyzny, z którym dzieli mieszkanie, a czasem też i łóżko. Teoretycznie są razem, ale czy Levi uważa ten związek za poważny? Może tak naprawdę nic dla niego nie znaczy? Może wciąż nie może odżałować śmierci Farlana?

     Pierwszy łyk wódki zawsze jest najgorszy. Nieważne czy pijesz w swoim życiu po raz pierwszy czy dwutysięczny. Erwin znów się o tym zdołał przekonać. Znów cierpki smak podrażnił jego gardło. Ostatecznie nie skorzystał z kieliszka, który stał na stole. Pił prosto z butelki, chcąc zapomnieć o całej tej sytuacji.

     Morderca.

     Wzdrygnął się. Odstawił butelkę i schował twarz w dłoniach. Takie niespodziewane myśli są najgorsze. Przychodzą znienacka i pożerają od środka. Wiedział, że poczucie winy nie da mu żyć w spokoju. Jak ma powiedzieć o tym Leviowi? Ta cholerna rocznica jest już jutro.

     Smith usłyszał dźwięk otwieranych drzwi. W pierwszej chwili pomyślał, że to Levi, jednak jeszcze nie skończył swojej pracy. Więc kto mógłby to być?

 - Wróciłem - ten szorstki głos można wszędzie rozpoznać. A jednak to Levi.

 - Wcześnie - zauważył Erwin, spoglądając na Ackermanna, który właśnie wszedł do salonu. Zachowywał się, jakby zupełnie nie zauważył stojącego na stole alkoholu.

 - Próbowałem się do ciebie dodzwonić, ale masz wyłączony telefon. Jak Mika?

 - Dobrze.

     Levi kiwnął głową, po czym zaczął w zamyśleniu wpatrywać się w pusty kieliszek, który wciąż stał na stole. Po chwili dołączył do niego Puszek, który usiadł na kolanach czarnowłosego. Zadbana dłoń o cienkich palcach zaczęła mimowolnie głaskać kotka po grzbiecie. Cisza trwała, pozwalając Erwinowi a dobranie odpowiednich słów. Już otworzył usta, kiedy Levi nagle wstał.

 - Idę się przebrać i wychodzę na cmentarz, nie wiem kiedy wrócę.

 - Chciałbym iść z tobą.

     Ackermann przystanął i zastygł na moment, po czym zmierzył wzrokiem Smitha. Widział w jego oczach jakieś dziwne uczucie, które bynajmniej nie było spowodowane wypitym alkoholem. Jednak nie potrafił go dokładnie nazwać. To było coś pomiędzy determinacją, a... strachem? Tylko czego miałby się bać?

 - Nie - stwierdził szorstko.

 - Ale...

 - Powiedziałem nie - warknął. - Ta sprawa cię w ogóle nie dotyczy. Nie znałeś go, nie...

 - Wydaje mi się, że jednak znałem - burknął Erwin.

     Czarnowłosy zwrócił złowrogie spojrzenie na partnera. Zacisnął pięści, a wargi mimowolnie zacisnął w cienką linię. Nie wiedział czy chce to wiedzieć.

 - Co masz na myśli? - wykrztusił.

 - To ja zabiłem Farlana.

     Cisza. Długa, bolesna i okrutna. Powoli zaczynała mdlić. Erwin wpatrywał się w Levia, czekając na jakąkolwiek jego reakcję. Jednak ten nic nie robił, prócz tego, że coraz bardziej bladł. Smith wziął głęboki wdech.

 - Jechałem wtedy z Hange. Zagadała mnie, a on akurat wszedł na jezdnię. Ja... ja nic nie mogłem zrobić. Oczywiście próbowałem go ratować, a Hange dzwoniła na pogotowie. On... och, Levi, on wymówił twoje imię. A potem umarł.

     Czekał. Czekał, aż Levi przebrnie przez te wiadomości. Wiedział, że teraz wszystko przepadło. Już nie będzie ich. Teraz to tylko dwie, nic nieznaczące dla siebie osoby. Już nie będą razem, nie będzie tych wszystkich wspólnych wieczorów, obiadów, wyjazdów do pracy... nic.

 - Przez jebane pięć lat życia cię nienawidziłem. Później nagle pojawiłeś się w tym zasranym życiu i spowodowałeś, że zacząłem coś do ciebie czuć. A ty... ty...

     Właśnie wtedy Erwin objął Levia. Cieszył się z niewypowiedzianych słów. Zdał sobie sprawę, że wciąż miał nadzieję. Chciał, aby to wszystko się na nowo ułożyło. Przecież miało być w końcu dobrze! Mieli sobie spokojnie razem żyć...

 - Nie dotykaj mnie - fuknął Ackermann, odpychając od siebie blondyna. - Nie chcę mieć z tobą nic wspólnego! Nienawidzę cię, rozumiesz?! Zniszczyłeś mi wszystko! Zabiłeś... Zabiłeś Farlana!

     Te słowa bolały najbardziej. Przekuwały serce milionami szpilek, raziły swoją brutalnością.

     Levi uderzył Erwina w szczękę, jednak ten jakby tego nie zauważył. Po chwili dostał w brzuch i zgiął się w pół. Nie bronił się. Nie chciał się bronić przed kimś, kogo kocha. Jednak po bolesnym kopnięciu zmienił zdanie. Złapał Levia za nadgarstki i unieruchomił. Czuł krew wypływającą mu spomiędzy ust i okropny ból w uderzonych miejscach. Bał się, że może znów dostać. Jednak bardziej od tego bał się spojrzeć w oczy swojemu kochankowi.

 - To był tylko wypadek...

 - Zabiję cię - szepnął.

     Ackermann się wyrwał i ponownie odepchnął Erwina. Nie myślał nad tym co robi, kiedy złapał za butelkę alkoholu i z całej siły cisnął nią w głowę Smitha.


Zapraszam na huskyathlete.blogspot.com

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top