17. Komplikacje

     Mikasa próbowała dodzwonić się do brata już kilka razy pod rząd, jednak wciąż z marnym skutkiem. Cicho go przeklinała pod nosem. Ból brzucha robił się coraz mocniejszy, a ona już ledwo powstrzymywała się przed bezradnym płaczem. Wzięła kilka głębokich oddechów, delikatnie się kuląc. Na powrót włączyła kontakty, wybierając numer do osoby, z którą najmniej w tym momencie miała ochotę rozmawiać.

~~~

     Blondyn przekręcił się na bok, po czym podparł głowę na dłoni. Błękitnymi tęczówkami zmierzył twarz partnera z nieznacznie zaróżowionymi policzkami. Jego włosy opadały lekko na pościel, a delikatne rzęsy rzucały nikły cień na policzki.

 - Jak się czujesz? - zapytał, na moment zatrzymując wzrok na spierzchniętych, opuchłych wargach.

 - Jak wyruchany Levi - odparł obojętnie, na co Smith parsknął cicho.

 - Zawsze bezpośredni - westchnął Erwin, na powrót kładąc się na plecach.

 - Idę robić te talarki - fuknął czarnowłosy, powoli podnosząc się do siadu. - Ale najpierw prysznic.

     Po chwili już wyszedł z sypialni, kierując się do łazienki. Wszedł do kabiny, odkręcając zimną wodę. Ochłoda jego rozgrzanego ciała była teraz dla niego wręcz wybawieniem. Pozwolił strumieniom cieczy spływać po swoim ciele, dopiero po chwili biorąc gąbkę.

     Gdy już się wykąpał i ubrał w świeże ciuchy, ruszył do kuchni z zamiarem robienia posiłku. Jakby automatycznie spojrzał na telefon, którego dioda powiadomień niecierpliwie migała.

 - Jasna cholera - jęknął, dostrzegając kilka nieodebranych połączeń od Mikasy. Wiedział, że coś musiało się wydarzyć, ponieważ dziewczyna jeżeli dzwoniła, to robiła to tylko raz. Teraz sam próbował się do niej dodzwonić, jednak numer wciąż miała zajęty.

     Nie czekając długo, Ackermann pobiegł do łazienki, w której teraz był Erwin i przedstawił mu sytuację. Momentalnie obaj się zebrali, by udać się do mieszkania siostry Levia.

     Podróż niemiłosiernie się dłużyła czarnowłosemu. Co rusz próbował dodzwonić się do Mikasy, ale numer był poza zasięgiem. Ostre przekleństwa wypływały z ust Levia, który szczerze martwił się o siostrę. Była w ciąży, co mogło jej się stać? Spadła ze schodów? Poślizgnęła się na lodzie? A może... poroniła?

     Wyrzucił tę myśl z głowy tak samo szybko, jak ona mu do niej wpadła. Nie chciał o tym myśleć. Nie mógł. Wierzył, że tak naprawdę wszystko jest w porządku, a Mikasa dramatyzuje. Chociaż Mikasa nigdy nie dramatyzowała, więc...

 - Uspokój się - rozmyślania Ackermanna przerwał kojący głos Smitha.

 - Jak niby mam się uspokoić? - warknął Levi w odpowiedzi. - Mikasa to moja jedyna rodzina. Jakby. Jest jeszcze wuj, ale on nie jest ważny. Dobre kilka lat go nie widziałem. Martwię się o nią. Ty byś się nie martwił?

 - Masz rację, martwiłbym się. Ale teraz nic nie zrobimy. Jeszcze kilka minut i będziemy na miejscu. Musisz wytrzymać.

 - Myślisz, że zadzwoniła do Erena?

     Smith zerknął kątem oka na Levia, po czym znów zwrócił wzrok na ulicę przed sobą. Nie spodziewał się takiego pytania. A tym bardziej nie spodziewał się goryczy, jaką usłyszał w głosie Ackermanna, kiedy ten wypowiadał imię dawnego partnera. Erwin powoli wypuścił powietrze z płuc. Wcześniej nawet się nie zorientował, że je wstrzymywał.

 - Nie wiem - szczera, bolesna odpowiedź. Jednak nie mógł powiedzieć nic innego. Nie mógł zaprzeczyć ani też potwierdzić przypuszczeń.

     W końcu dojechali do bloku, w którym mieszkała dziewczyna. Levi stwierdził, że sam do niej pójdzie, a Erwin niech zaczeka w samochodzie. I tak też zrobili. Ackermann ruszył niemal biegiem, a kiedy był już pod klatką dostał wiadomość.

Nadawca nieznany: Jest w szpitalu

     Musiał jednak się upewnić czy jego siostry na pewno nie ma w domu, a kiedy już to zrobił z powrotem wrócił do auta.

 - Do szpitala - rzucił tylko i zaczął zapinać pas.

     Erwin bez słowa wykonał polecenie.

~~~

 - Myślisz, że tak łatwo mu odpuszczę?

 - Tak - warknęła dziewczyna. - Zostaw go w spokoju.

 - Jak miałbym zostawić w spokoju gościa, który zrobił bachora mojej ukochanej siostrzenicy?

     Mikasa się wzdrygnęła. Z nieskrywaną niechęcią zerknęła na mężczyznę. Ile by dała, by zamiast niego stał tutaj teraz Levi. Wzięła głęboki wdech i już chciała coś powiedzieć, jednak on odezwał się jako pierwszy.

 - Twój braciszek przyjechał - stwierdził, wyglądając przez okno. - Więc tyle tu po mnie. Na razie!

 - Hej! - krzyknęła, jednak on już wychodził z sali, w której dziewczyna leżała. - Kenny!

     Zaciśniętą pięścią uderzyła w kołdrę. Swój wzrok zatrzymała na wenflonie wkutym w lewą rękę, a jej myśli odpłynęły w stronę brata. Nawet nie zdąży wejść do sali, a z pewnością będzie musiał z niej wyjść. Dziewczyna westchnęła cicho. Bała się. O swoje nienarodzone dziecko i o ojca tego dziecka.

     Już po chwili do sali wpadł Levi, który momentalnie znalazł się przy siostrze. Wyglądał jak siedem nieszczęść ze zdenerwowanym wyrazem twarzy i nadal mokrymi włosami.

 - Co się dzieje? - zapytał, siadając na taborecik obok łóżka. - To coś z dzieckiem?

 - Tak, mam okropne bóle, ale dostałam już jakieś leki i kroplówkę. Jest lepiej. Levi... musisz znaleźć Erena.

 - Po co?

 - Wujek się dowiedział.

 - Jasna cholera.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top