15. Wiele znaczące pytanie

     Dni mijały szybko. I dla Erwina, który rozpoczął leczenie wraz z ćwiczeniami po wybudzeniu. I dla Levia, który odwiedzał go każdego dnia i przynosił mu wtedy pyszne pomarańcze. Raz nawet przemycił do szpitala Puszka, który grzecznie ułożył się na nogach swojego właściciela i jakby z tęsknotą w nie wtulił. Jednak sielanka czarnego kota nie trwała długo. Skończyła się w momencie, w którym do pomieszczenia weszła pielęgniarka o urokliwym, żabim spojrzeniu. Rabanu, którego narobiła o zwierzaka Levi nie zapomni chyba do końca życia. Tak więc ulotnił się wtedy z budynku bardzo szybko.

     Mężczyźni pocałunku nie wspominali. Nie znaczy to jednak, że puścili go w niepamięć. Erwin wciąż był nim miło zaskoczony, mimo że minęło od tego wydarzenia dobre kilka dni. Levi natomiast karcił sam siebie. Na każdym kroku pilnował swoich reakcji, jak i swojego ciała, by nie popełnić takiego samego błędu. Aczkolwiek sam się ze sobą kłócił, co do określenia tego "błędem". Z drugiej strony nie żałował. Nawet w pewien sposób się cieszył. Miło wspominał ten rodzaj bliskości.

     Po około trzech tygodniach Erwin wyszedł ze szpitala, z kilka dni wcześniej zdjętym gipsem. Wchodząc do własnego domu czuł się dość dziwnie. Może dlatego, że Levi się z niego wyprowadził? Blondyn wciąż się zastanawiał co brunet zamierza. Domyślał się, że Mikasa potrzebuje teraz wsparcia, dlatego nie miał za złe Ackermannowi wyprowadzki. Z drugiej jednak strony miał cichą nadzieję, że Levi do niego wróci. Już w szpitalu czuł doskwierającą samotność. Brak ciągłego narzekania na najmniejszy brud, budzenia w nocy, rzucania warzywami, a przede wszystkim tego aroganckiego głosu.

 - Przeglądałeś te rzeczy po wypadku? - zapytał Smith, siadając na kanapie w salonie. Wziął głęboki wdech, czując znajomy sobie zapach własnego mieszkania.

 - Tam nic zdatnego do ponownego założenia nie było, jeżeli chodzi ci o twoje ubrania. Tak to kilka rzeczy ze schowka i...

 - Wyrzuciłeś to? - przerwał blondyn.

 - Nie - odparł dość zdezorientowany Levi. - Wszystko jest w takim pudle w piwnicy. Nie wiedziałem czy chciałbyś z tego jeszcze coś wygrzebać - westchnął, wypakowując torbę Erwina. - Zaraz ci wypiorę te ciuchy...

     Smith kiwnął przytakująco głową, po chwili wychodząc z pomieszczenia. Levi tylko odprowadził go spojrzeniem, nie zaprzątając sobie nim głowy.

 - Jaki tu syf... - burknął czarnowłosy, rozglądając się po salonie.

     Już po chwili piwnicę oświetliło światło zwykłej, wiszącej przy suficie żarówki. Erwin niemalże od razu dostrzegł karton z podpisem "wypadek 2512.3". Westchnął ciężko, otwierając pudło. Skoro Levi nic nie powiedział o tej rzeczy, tak musiał jej po prostu nie znaleźć. Po chwili w rękach Smitha znalazło się małe, lekko wgniecione pudełeczko. Uśmiechnął się pod nosem, chowając znalezisko do kieszeni spodni. Po chwili już wyszedł z piwnicy.

     Ustał w progu salonu, dostrzegając Levia zawzięcie wycierającego kurze, a przy tym cicho klnącego.

 - Wiesz, że nie musisz tego robić - zagadał blondyn, siadając na swoim wcześniejszym miejscu.

 - No ty na pewno nie będziesz tego robił, Smith - warknął. - Ręka ci się jeszcze dobrze nie zrosła, nie wiem czemu w ogóle ci ten gips ściągnęli.

 - Dobrze się zrosła - zaprzeczył blondyn, wyciągając dłoń przed siebie i ruszając po chwili każdym palcem po kolei. - Czuję ją normalnie i...

 - Co chcesz na kolację? - uciął Levi.

 - Sam nie wiem. W zasadzie nadal idziemy na kolację w twoje urodziny.

     Ackermann zerknął znudzonym wzrokiem na Erwina. Przypatrywał mu się chwilę, jakby samym spojrzeniem chcąc przekazać "weź zniknij mi z oczu". Po dłuższej chwili Smith zaczął czuć się dość niezręcznie, nadal czekając na odpowiedź Levia.

 - To było prawie miesiąc temu - fuknął w końcu.

 - A ja nawet nie życzyłem ci wszystkiego najlepszego.

 - Nie potrzebuję.

 - Levi... - Erwin westchnął, opierając głowę na dłoniach. Ta rozmowa nie przebiegała tak, jak ją sobie wyobrażał.

     Widząc Levia odwróconego do niego tyłem i przestawiającego tym samym jakieś przedmioty na jednej z półek, blondyn wstał, niecierpliwie kręcąc pudełeczkiem w kieszeni. Nie czekał długo, a właściwie zrobił to nagle, tak by czarnowłosy nie zdążył zaprotestować. Erwin mocno objął go ramionami, swoim oddechem łaskocząc delikatny kark. Lekko szturchnął nosem po miękkich czarnych włosach, a po chwili po podgolonym tyle.

 - Smith, co ty odpierdalasz? - zapytał Ackermann z przekąsem, dość zaskoczony nagłą odwagą Erwina.

 - Wszystkiego najlepszego - wyszeptał ten, muskając wargami ucho chłopaka. Jednocześnie spomiędzy dłoni ukazał mu pudełeczko.

     Levi przymknął delikatnie powieki, biorąc głęboki wdech.

 - Albo mi się podlizujesz, albo próbujesz być romantyczny, albo masz nadzieję na to, że wskoczę ci do łóżka. Które z tych?

 - Możesz wybrać wszystkie i dodać jeszcze to, że daję ci spóźniony prezent urodzinowy - mężczyzna zaśmiał się cicho, zerkając przez ramię na odbieranie, a po chwili otwieranie pakunku przez czarnowłosego.

 - Ładna - Levi powiedział dość obojętnie, przyglądając się srebrnej bransoletce, którą znalazł w pudełku. Zbliżył ją lekko do twarzy, zerkając na wisiorek do niej doczepiony. Było nim jedno skrzydło, bardzo podobne do tego, które wraz z Erenem podarował Mikasie. Aczkolwiek było jedno, gdzie ona miała dwa.

     Erwinowi w tej sytuacji bardzo sprzyjał fakt, że Levi miał na sobie za dużą koszulkę z delikatnym wcięciem. Dzięki temu mógł praktycznie bez wiedzy bruneta odchylić materiał ubrania i delikatnie muskać wargami jego barki i szyję.

 - Czy my jesteśmy parą? - pytanie padło z ust Ackermanna. Erwin zastygł w bezruchu, lekko zaciskając dłonie na brzuchu Levia. Sam nie znał na to odpowiedzi. Nie mógł jednak odpowiedzieć suchego "tak" albo "nie". Westchnął ciężko, nieznacznie oddalając się od chłopaka.

 - A chciałbyś być ze mną? - odpowiedział blondyn pytaniem na pytanie, tym samym zręcznie wymigując się od odpowiedzi.

     Levi milczał dłuższą chwilę. Nie mógł tak otwarcie przyznać się do swoich uczuć, które na nowo zaczęły rosnąć w jego sercu. Miał je przecież zakopać albo utopić. A może mógłby je spalić? Lub... zaakceptować?

 - Erwin... - zaczął cicho, wdychając zapach stojącego za nim mężczyzny.

 - Tak?

 - Idź obierać ziemniaki. Zrobię talarki na kolację.


Zapraszam na huskyathlete.blogspot.com, na którym rozdziały pojawiają się z wyprzedzeniem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top