17 Kiedy cię pociesza

Oda Sakunosuke

Dzisiejszy dzień był dla ciebie jednym z cięższych. Fakt faktem twoja praca była czymś co kochałaś, ale zdarzały się smutniejsze sytuację.

Dzisiaj jedno z dzieci jakie twoja fundacja wspierała zmarło. Dzieciak był ciężko chory, w dodatku nie miał rodziny. Przywiązanie na twoim miejscu było przekleństwem nieuniknionym. Spędzałaś cały dzień w atmosferze godnej matki podczas żałoby. Nie mogłaś znaleźć dla siebie miejsca, twoim towarzyszem było opakowanie chusteczek, miałaś czkawkę od łkania i czerwone oczy od płaczu.

Wyrzuciłaś wszystko z siebie w obecności Ody. Widział twój zły stan. Kiedy tylko znalazł się u ciebie zadbał o to, abyś szybko znalazła się w jego ramionach. Pozwolił ci wypłakać się w jego koszulę przy okazji okrywając was kocem. Szeptał do ciebie cokolwiek aby nieco uspokoić twoje nadszarpnięte nerwy.

- Dlaczego go musi tak boleć? - wysapałaś załamana. Pogłaskał opiekuńczo twoją głowę.

- Spokojnie, (Imię). Musisz być silna. Nie zapomnij o innych podopiecznych z fundacji. Potrzebują cię silnej i uśmiechniętej - wyszeptał ci do ucha. Odkleiłaś się od niego, aby spojrzeć mu w oczy.

- Nie potrafię. To za dużo.

- Dlatego tutaj jestem. Żeby pokazać ci, że potrafisz...

Mori Ougai

Tego dnia siedziałaś zamyślona za biurkiem w siedzibie mafii. Rozmyślałaś nad wieloma rzeczami. Oczywiście było wiele pozytywnych sytuacji w twoim życiu, ale ostatnio czułaś się gorzej niż zazwyczaj. Coś w tobie mówiło ci, że nie jesteś wystarczająco dobra, zbyt leniwa, wtydliwa i Bóg wie co jeszcze. Czułaś się po prostu do niczego.

Twój niezawodny wujek zauważył to dziwne zachowanie. Starał się z tobą porozmawiać, jednak dość skutecznie go spławiałaś do tej pory prostymi wymówkami. Nie chciałaś go martwić i wyjść przy okazji na słabeusza. Jeszcze takich brakuje w Portowej Mafii. Zaniepokojony mężczyzna udał się do jedynej osoby która mogła z ciebie wyciągnąć ten ciężar. Do Moriego.

- Co cię trapi? - to były jego pierwsze słowa kiedy znalazł cię na osobności. Spojrzałaś na niego ze zmęczonym wyrazem twarzy.

- To nic takiego...

- (Imię).

- ...

- Powiedz mi - widząc jego determinację w oczach westchnęłaś. Niepewnie oparłaś się o oparcie krzesła i zaczęłaś powoli i stopniowo zwierzać się swojemu ukochanemu ze swoich problemów i przemyśleń. Początkowo nie przerywał ci, aby usłyszeć pełną wersję twojej historii. Musiałaś przyznać, że był idealnym słuchaczem.

- ... Dlatego jestem taka dzisiaj i przez ostatnie dni - takim zdaniem zakończyłaś swoje opowiadanie. Wtedy Mori przysunął się do ciebie po czym ujął twoją rękę zaczynając składać na niej pocałunki.

- Dziękuję że mi ufasz - uśmiechnął się łagodnie. - Wszystko będzie dobrze. Czasami mamy takie dni, ale znam najlepszy lek na nie. To obecność ukochanej osoby!

Edgar Allan Poe

Czasami tak po prostu miałaś. Dni, kiedy potrzebujesz czyjejś uwagi, ale boisz się o nią zapytać myśląc, że przez to narzucasz się bądź jesteś arogancka. Taka po prostu bywałaś. Wewnętrzne myśli zżerały twoją pewność siebie przez co wolałaś zamknąć się w czterech ścianach i nigdzie nie wychodzić. W tym celu poprosiłaś swojego szefa o wolne, które łaskawie ci przyznał.

Gdyby ta samotność w domu nie była jeszcze bardziej dołująca... Westchnęłaś zerkając za okno. Pogoda była wspaniała. Mogłabyś wyjść na jakiś spacer, ale szybko opuściły cię jakiekolwiek siły do działania. Dlatego też owinęłaś się szczelniej w kocu i kontynuowałaś walkę z samotnością dzięki słuchaniu muzyki, śpiewaniem oraz szukaniem jakiś niepotrzebnych rzeczy na Internecie.

Nagle dobiegł cię dzwonek przy drzwiach. Słysząc niespodziewany sygnał wstałaś na równe nogi i podbiegłaś do wejścia. Nie trudziłaś się nawet o zobaczenie kto do ciebie przyszedł, dlatego może tym bardziej zaskoczyła cię wizyta Poe. Tak, twojego partnera!

- Pisałem do ciebie i nie odpisywałaś... I... Więc ja... Zacząłem się martwić i... Pomyślałem, że zobaczę jak się czujesz w Agencji, ale ciebie tam nie było - Edgar musiał najpierw rozplątać swój język i nabrać powietrza, aby kontynuować mówienie. - Ale wszyscy powiedzieli, że gorzej się czułaś i zostałaś w domu, więc pomyślałem, że to poprawi ci humor - w tym momencie wyjął zza pleców bukiecik twoich ulubionych kwiatów. Carl radośnie zamruczał machając puszystym ogonem na twój widok.

Nikołaj Gogol

Przyznajemy życie nie zawsze jest kolorowe i radosne. Czasami napotykamy przeszkody z pozoru proste, ale okazują się górą nie do przeskoczenia. Tak się właśnie ostatnio czułaś. Beznadziejnie, słabo, żałośnie.

Twój stan starałaś się dobrze zamaskować przed resztą świata. Wysilałaś się na uśmiechy i żarty. Do pewnego czasu wychodziło ci to perfekcyjnie, ale zaczęło cię to męczyć.

Dzisiaj przyszedł do ciebie Nikołaj. Postanowiliście się trochę pobawić, dlatego też zaproponował twój partner "prawdę czy wyzwanie".

- Prawda czy wyzwanie, moja droga? - zapytał standardowo oczekując odpowiedzi.

- Pytanie.

- Pamiętaj, że musisz odpowiedzieć szczerze!

- Tak, tak...

- Chcę, żeby moja słodziutka, najlepsza, najukochańsza, najwspanialsza (Imię) powiedziała mi co ją tak trapi - wymruczał z cwaniackim uśmieszkiem. Zaskoczyło cię to, dlatego początkowo opierałaś się, ale znając Gogola długo nie wytrzymasz. Dlatego już po dziesięciu minutach przegadywania przyznałaś mu rację i zaczęłaś opowiadać o swoich problemach jakie cię ostatnio spotkały.

- Ooo moja biedna (Imię)! Znajdziemy lek na twoje problemy - zaświergotał żywo i zbliżył się do ciebie głaskając twoje włosy. - W końcu od czego masz swojego niezawodnego chłopaka, hm!

Lekka zmiana w scenariuszach, jakie normalnie były ;) Mam w planach jeszcze kilka takich zamian żeby ta książka nie była taka przewidywalna!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top