Wsparcie
Następnego dnia, dnia ślubu, obudziło mnie słońce wpadające przez okna mojego pokoju. Spojrzałam na zegarek. Było po dziesiątej. Uroczystość miała się rozpocząć o trzynastej, ale do południa trzeba było się wyrobić z przygotowaniami, miałam więc jakieś dwie godziny spokoju... Nie rozmawiałam z Arletą od wczoraj, a jeśli nawet to nie na osobności. Zapewne wprowadziły z Lee już ten swój plan w życie. A propos, albinoska nie wróciła wczoraj na noc, przynajmniej nie przed tym, jak zasnęłam.
Ponownie spojrzałam przez okno. Paryż powoli budził się do życia. Zapowiadał się naprawdę piękny dzień, gdyby nie kłębiące się na horyzoncie chmury. Zdawało mi się, że nikt ich nie zauważa, jedynie ja. Miałam jakby przeczucie, że to nie tylko oznaka deszczu...
Z rozmyślań wyrwał mnie rumor na korytarzu. Szybko zmieniłam ubranie i ogarnęłam włosy, po czym wyszłam z pokoju. Ujrzałam trzy służące, ze strojem panny młodej, próbujące dostać się do apartamentu Arlety.
- Co tu się dzieje? - zapytałam, a wewnątrz mnie zgromadził się niepokój. Kobiety dopiero teraz mnie zauważył, ukłoniły się.
- Najmocniej przepraszamy. Kazano nam przygotować królową, ale nie chce nas wpuścić - wytłumaczyła ta, która stała pierwsza do drzwi. Była trochę starsza od dwóch pozostałych, bardziej doświadczona.
- Tak jakby wcale jej tam nie było... - rzuciła trzecia, a pierwsza obrzuciła ją morderczym spojrzeniem. W tym momencie poczułam, jakby uderzył we mnie piorun. Nie było jej tam... A co jeśli jej intryga obróciła się przeciwko niej?
- Zostańcie tu - rozkazałam po czym rzuciłam się do drzwi.
Nie były zamknięte! Miejsce niepokoju zstępował stopniowo strach, a ostatecznie przerażenie, kiedy patrzyłam w głąb jej mieszkania. Gdzieś od połowy przedpokoju ciągnęła się cienka stróżka krwi, która rozchodziła się w dwóch kierunkach, kanapy i sypialni. Podeszłam do okna, przed którym stała sofa. Przy nodze od stolika leżał rozbity kieliszek, a plama krwi objęła większą część mebli oraz podłogi. Zrobiło mi się niedobrze... Wszystko to wyglądało, jakby komuś poderżnięto gardło z niezwykłą precyzją, zadając szybką śmierć... Więc czemu nigdzie nie ma ciała? Wtedy przeszyło mnie odrętwienie i rozpacz... Zabili ją tutaj, a ta cienka stróżka... Przenieśli jej ciało do sypialni! Pędem pobiegłam w jej kierunku. Przecież to wszystko układa się idealnie w całość! Ten dokument! Arleta nie musiała go do niczego zmuszać, Gene od początku to planował! Tak samo, jak ona...
"To gra, w której wszyscy mogą cię wykorzystać, dlatego ty musisz być pierwszy."
Postawiła wszystko na jedną kartę i przegrała... Spóźniła się...
Ta niewielka odległość, która dzieliła mnie od niej, wydawała się nie mieć końca. W padłam do środka i wszystkie moje obawy się sprawdziły... Leżała na łóżku, a zakrwawiony szlafrok leżał na ziemi. Chwiejnym krokiem podeszłam bliżej i... Całe przerażenie nagle ustąpiło. Oddychała... Spokojnie, pogrążona w głębokim śnie. Odetchnęłam z ulgą. Na szafce nocnej stało do połowy puste pudełko z lekami na sen. Czekało mnie teraz bardzo trudne zadanie... Musiałam ją obudzić.
- Arleta, już dziesiąta. Pora wstawać - mówiąc to szturchnęłam ją delikatnie, ale stanowczo. Dziewczyna jedynie prychnęła i odwróciła się plecami do mnie. Westchnęłam z bezradnością i dodałam: - Musisz mi to wszystko wytłumaczyć... - chciałam jeszcze coś powiedzieć, ale uniemożliwił mi to dźwięk otwieranych drzwi.
Podeszłam w stronę głównej części apartamentu. To była Lee. Widocznie odprawiła tamte służące, bo miała na rękach sukienkę i parę innych rzeczy. Wcale nie była zaskoczona stanem pokoju, a nawet jeśli to nie pokazała tego.
- Może chociaż ty mi wytłumaczysz co się tutaj stało? - zapytałam krzyżując ręce na piersi, lekko poirytowana swoją niewiedzą.
- Lepiej pomóż mi to posprzątać. Arleta nam wszystko opowie, kiedy tylko dojdzie do siebie - odparła, odkładając strój na czystą szafkę, po czym na chwilę udała się do łazienki tylko po to by przynieść mopa, kilka ścierek oraz inne narzędzia naszej pracy.
Chwila, czy ona powiedziała "nam"? Czyli też o niczym nie miała pojęcia? A może to tylko kolejna gra?
- Ty umyj podłogi i stolik, a ja zajmę się resztą - wydała polecenia.
Szybko wzięłam się do pracy, starając się nie myśleć o tym wszystkim. To było zdecydowanie zbyt trudne... Te intrygi, knowania, gry i kłamstwa... W co ja się, kuźwa, wpakowałam?!
Okazało się, że mając zdecydowanie trudniejsze zadanie, Lee uporała się z nim znacznie sprawniej niż ja. Tak jakby była do tego przyzwyczajona. W sumie, nic dziwnego... Muszę przyznać, że na jak najbardziej specyficzną królową w historii świata, Arleta miała także niczego sobie dwór. A mówią, że to przeciwieństwa się przyciągają...
W między czasie, kiedy sprzątałyśmy, siostra po cichu przedostała się prawie niezauważalnie do łazienki. Albinoska skończyła już swoją pracę.
- Zajmij się tu resztą, ja dokończę tam - powiedziała wskazując sypialnię. Kiwnęłam głową. Zapewne chciała z nią porozmawiać na spokojnie. Chociaż po tylu tabletkach królowa powinna być nadal nie przytomna...
~ ~ ~
Na miłość boską! Co ona wyrabia?! Dała się zabić, jak byle kto! Okazała słabość przy Gene! Na koniec wzięła śmiertelną dawkę leków nasennych! A jakby to wszystko było mało, weszła w jakieś układy z bogami nic mi o tym nie mówiąc! Zachowała się totalnie niepoważnie! Jak ktoś całkowicie bez doświadczenia!
Wewnątrz mnie, aż się gotowało ze złości i strachu. Na szczęście Seri niczego nie zauważyła. No i jeszcze Seri! Co ona w ogóle tu robi?! Nie powinna była wychodzić ze swojego pokoju! Ta dziewczyna... Wiedziałam, że sprawi nam wiele problemów... Do tego jeszcze jej znajomość z Suzaku. Arleta niby temu zaradziła, ale to tylko chwilowe. Ta dwójka pasuje do siebie zadziwiająco bardzo.
Kiedy tak się wkurzałam Arleta wróciła z łazienki. W między czasie zdążyłam także spalić jej szlafrok w kominku. Podeszła do okna.
- Jak się trzymasz? - próbowałam opanować emocje.
- Wiem, że jesteś wściekła - obie stałyśmy do siebie plecami, ona patrzyła na miasto, a ja w ogień. To dzięki niemu potrafiłam się opanować, od zawsze mnie uspokajał. - Nie krępuj się.
- Jak się trzymasz? - ponowiłam pytanie. Wiedziałam, że wczorajsze wydarzenia nie były dla niej obojętne. Zawsze była zbyt wrażliwa.
- Bywało lepiej - kątem oka zobaczyłam jak wzrusza ramionami. - Załatwiłaś wszystko? - dodała po chwili odwracając się.
Jakieś pół godziny po zabójstwie Gene zadzwoniła do mnie z rozkazem wrobienia Lille w to morderstwo. Ubiegłam jej telefon, ale nie uświadomiłam ją o tym.
- Tak. Nie będą mieli żadnych wątpliwości - również się odwróciłam i spojrzałam jej w oczy. Gdzieś głęboko, za sennością, można było dostrzec w nich ból. Niewielki, ale równie drażniący jak drzazga. - Musisz się wziąć w garść - mówiąc to położyłam dłoń na jej ramieniu i uśmiechnęłam się przyjaźnie. - Pomogę ci się przygotować.
- A wyjaśnienia? Napewno chcesz coś ode mnie usłyszeć...
- Później się pomartwimy, co zrobić z bogami, a Seri wcisnę jakąś ładną bajeczkę - odparłam z cwaniackim uśmiechem, a Arleta odpowiedziała mi podobnym.
- Znowu ratujesz mi tyłek.
- W końcu od tego tu jestem.
~ ~ ~
Witam!
Jak Wam się podobało? Przepraszam za dość długie opóźnienie i z przykrością muszę Was poinformować, że następne rozdziały nie będą wstawiane regularnie. Przepraszam... Nie oznacza to jednak, że zawieszam książkę. Zamierzam ją skończyć, jeszcze trochę do końca zostało, ale nie wiem kiedy będzie kolejny rozdział. Tak więc...
Do usłyszenia
~Z.Z.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top