Sieć

Nazajutrz, około dziesiątej, byłyśmy już w samolocie. Jelena musiała znowu zostać w kraju. Była blisko kolejnego przełomu w technologii wojskowej. To trochę niesprawiedliwe, że zawsze wyjeżdżała Lee, ale chyba się już przyzwyczaiła...

Według planu miałyśmy dolecieć w samo południe. Pokład dzielił się na sześć części, dwie przejściowe, dwie łazienki, centrum dowodzenia oraz część dla pasażerów. Lee rozmawiała właśnie z personelem, a Seri siedziała przede mną, czytając papiery z podstawowymi informacjami o Europie. Za jej plecami stały dwa manekiny z sukienkami, które miałyśmy na siebie włożyć przed przylotem. Moja była czerwono biała, a jej błękitna. Obie przepiękne. Musiałyśmy onieśmielić tamtejszych możnych.

- Po co mam wiedzieć, kiedy powstała Unia Europejska? - zapytała najwyraźniej znudzona.

- Ciesz się, że nie musisz znać historii państw afrykańskich - odparłam z uśmiechem.

Rozmawiało nam się dziwnie łatwo, ale miałam wrażenie, że sposób w jaki na mnie patrzyła był podobny do tego Suzaku... Jeśli faktycznie go znała, albo nawet kochała, to miałam poważny problem, chociaż może nie było tego widać. Nie za dużo tych "przypadków" w ostatnim czasie? Ogólnie wszystko to było dziwne... Poznałam swoją siostrę dzień po śmierci, a zarazem dzień przed zaręczynami... Może to jakiś znak od bogów? Ta! Dobre sobie! Bogowie! Jedynym bóstwem w tym świecie mógł być geass, który w całkiem dużym stopniu kontrolowałam. Zabawne... A może powinnam płakać?

- Coś cię bawi? - zapytała siostra, widząc radość na mojej twarzy. Chyba trochę odpłynęłam...

- Nieważne...

Zapadła cisza, którą przerwała dopiero Lee, wchodząc do pomieszczenia.

- Za godzinę będziemy na miejscu - rzekła, na co ciężko westchnęłam.

- Nauczyłaś się już, kto jest kim? - rzuciłam do Seri.

- Mniej więcej...

- Super. A teraz posłuchaj - przerwałam jej. - Nie wolno ci popełnić żadnej gafy - jej oczy mówiły "ta, jasne". - Masz się pokazać z jak najlepszej strony. Jeśli to nie jest konieczne, nie odzywaj się. Po prostu bądź radosna, a kiedy trzeba poważniej. Rozumiesz?

- Chcesz żebym udawała?

- Wolę to nazywać maską, ale tak, na tym polega dyplomacja - ewidentnie nie podobały jej się moje słowa.

- Na oszukiwaniu? - Lee drgnęła, a ja się zaśmiałam. Zabawna dziewczynka.

- Myślałam, że Kyoto cię nauczyło przynajmniej podstaw polityki. Najwyraźniej się myliłam... - próbowała jeszcze coś powiedzieć, ale szybko jej przerwałam. - To gra. Oszukaj ich, zanim oni to zrobią.

- Rozumiem, że nie zamierzasz dopuścić do tego ślubu? Skoro to tylko gra - dodała z ironią po chwili.

- Akurat tutaj niewiedza jest błogosławieństwem - odparła, rozpierając się wygodnie na fotelu. Podróże z rodzicami były zdecydowanie mniej wygodne, ale za to bardziej spokojne...

- Rozumiem. Nie martw się, zrobię wszystko co mogę, by nie zaprzepaścić twoich planów, ale byłoby mi łatwiej gdybym je znała - typowa zagrywka.

- Zaryzykuję - odparłam.

Dalsza podróż minęła nam raczej w ciszy. Starałam się przespać, więc nikt nie odważył się odezwać. Lee jak zwykle załatwiała coś w moim imieniu. Wiedziałam, że jeszcze trochę potrwa zanim zacznie traktować Seri jak moją siostrę, ale to się tyczyło nas wszystkich. Sadzę, że nawet ona nie potrafiła się przyzwyczaić do obecnego stanu rzeczy. Szczerze, trochę mnie to przerosło... Może pokonując Gene trochę się rozerwę...

W Paryżu przywitała nas naprawdę piękna delegacja na czele z ważnymi urzędnikami, ale bez mojego narzeczonego. Śmieszna sytuacja... Chociaż przewidywalna. Po krótkiej uroczystości, ruszyliśmy kolumną w stronę hotelu. Następnym punktem planu był bal z okazji zaręczyn, który miał się odbyć późnym popołudniem, więc czekało nas kilka godzin spokoju. Przydzielili nam trzy apartamenty na najwyższym pietrze. Po chwili odpoczynku przyszła do mnie Lee. Zamówiła dwie tortille i herbatę, które po kilkunastu minutach przyniosła nam pokojówka. Usiadłyśmy w salonie. Kanapa była ustawiona w stronę ogromnego okna, więc miałyśmy widok na cały Paryż. Rozmawiałyśmy chwilę o Gene, a potem dostałam wiadomość od Jeleny, że Seri znała Suzaku. Posłałam po nią Lee. Nie musiałam długo czekać na ich powrót. Japonka usiadła obok mnie.

- Znasz Suzaku Kururugi? - widziałam, jak ją zaskoczyłam, co wywołało uśmiech na mojej twarzy. - Nie musisz odpowiadać, wszystko wiem.

- To po co pytasz? - odparła chłodno. Zrobiłam smutną minę i złapałam ją za rękę.

- Jesteśmy siostrami, musimy sobie ufać - mówiłam patrząc jej w oczy.

- W takim razie, powiesz mi co on ma do tego - atmosfera robiła się gęsta. Uśmiechnęłam się i wstałam, podchodząc do okna.

- Wiesz, że on mnie zabił?

- Słucham?

- Zabiłby mnie, gdybym nie była na to przygotowana... - starałam się jej pokazać, że jest mi przykro. - Lee, zostaw nas same - wyszła od razu. Wiedziała co chcę zrobić. Po chwili odwróciłam się z powrotem do Seri, a w moich oczach zauważyła łzy. Widziałam jak mięknie. Czy naprawdę widok płaczącej królowej jest, aż tak przekonywujący? - Boję się... Po prostu się boję... - wydawałam się być zrozpaczona. Dziewczyna powoli wpadała w moją pułapkę od naszej pierwszej rozmowy, ale teraz sama zaplątywała się w sieć, którą stworzyłam.

- Przed moim przyjazdem do Polski obiecał mi, że po mnie wróci, a potem uciekniemy, ale teraz to chyba niemożliwe... - odparła po chwili. Zaskoczyła mnie tym wyznaniem, a przynajmniej tak miała myśleć. - Dlaczego? Dlaczego chciał cię zabić? - poczułam gulę w gardle. Już nie musiałam udawać. Wystarczyło tylko przypomnieć sobie co zrobił Lelouchowi...

- Nie wiesz? Jakie masz o mnie zdanie? Dwulicowa, podła, egoistka, chciwa - wyliczałam - A on? Człowiek z tak idealnym kodeksem moralnym. No i przecież zdradziłam Brytanię...

- To nie prawda - te słowa mną wstrząsnęły. - Może faktycznie sprawiłaś takie pierwsze wrażenie, ale teraz wiem, że jest ono mylne. Nigdy się nie dowiem jak ciężko jest być władcą i to w tym wieku - zaśmiała się. Jej głos był pewny, tak jakby mogła mnie poznać... Nie miała pojęcia, że właśnie sama stworzyła sobie kokon. - Powiedz mi tylko, dlaczego przetrzymujesz księżniczkę Euphemie? Nie współpracowałaś z Kyoto?

- Nie. Ja współpracuję z Zakonem Czarnych Rycerzy - teraz to ja ją zaskoczyłam, ale po chwili oprzytomniała.

- Czy... Czy to był rozkaz Zero? - powiedziała ze śmiertelną powagą, co mnie niezmiernie rozbawiło.

- Ja? Miałabym słuchać czyichś rozkazów? Nie. Sama podjęłam taką decyzję. To dobra karta przetargowa - w moim głosie nie było słychać żadnego śladu po ostatnim płaczu. Jedynym dowodem tego wydarzenia były, jeszcze nie do końca wyschnięte łzy.

- Nie lubię, kiedy tak mówisz... Przypominasz mi wtedy kogoś na kim się bardzo zawiodłam - mówiła z żalem w głosie. Zdecydowanie, przerażająco bardzo przypominała mi Suzaku

- Niestety, taka jest polityka...

- Ale mnie nie musisz traktować jak jej część...

- Przepraszam... - postanowiłam dalej grać w tę grę.

Zapadła cisza, ale nie trwała długo.

- Kto to taki?

- Co? - niezrozumiała mojego pytania.

- Kim jest ta osoba którą ci przypominam? - sprecyzowałam.

- Aaaa... I tak nie znasz.

- Skoro tak twierdzisz...

   ~ ~ ~

Witam!

Jak Wam się podobało? Przepraszam za opóźnienie... Postaram się to nadrobić w najbliższym czasie. Jestem ciekawa co myślicie o wprowadzonych postaciach... *Taka cicha sugestia*

Miłego dnia!

~Z.Z.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top