Słowa
Minął miesiąc. Imperium przyjęło mnie, jak się spodziewałam, z największą klasą. Na lotnisku osobiście odebrały mnie Gubernator Strefy 11 Cornelia li Britania i Vice-Gubernator Strefy 11, Euphemia li Britania. Trzy tygodnie spędziłam w ośrodku zdrowotnym, w końcu taki był cel tej podróży, potwornie się przy tym nudząc. Kontaktowałam się wiele razy z Jeleną, ale ona robiła teraz za nas trzy, więc miała mało czasu. Natomiast Lee... No cóż, jadła tortille... Raz próbowałam zagrać z nią w szachy, ale skończyło się to tym, że grałam sama ze sobą.
Ostatni tydzień dostarczył mi w końcu jakichś wrażeń. Cornelia zaprosiła mnie do analizy jednej bitwy z Zero. Zabawne było to, że wiedziałam co się wydarzy na kilka sekund wcześniej. Ale tym razem nie mogłam podpuścić księżniczki, ponieważ nie chciałam walczyć z Lelouchem. Zresztą i tak skończyłoby się to remisem. No chyba, że nie wiedziałby, że to ja. Dużo czasu spędzałam z Euphemią. Lelouch miał rację. To najsłabsze ogniwo Brytanii, ale niezwykle przyjemnie się z nią rozmawiało. Nawet nie zauważyłam, kiedy stałyśmy się sobie bliskie. Schneizel również zdążył zamienić ze mną parę zdań. Zmienił się. Był inny, silniejszy. Zaproponował mi partię szachów, jako rewanż za tamtą porażkę. Nie mogłam odmówić, ale obawiałam się tej gry... Nawet bardzo. Lelouch nigdy z nim nie wygrał, a w Warszawie udało mi się tylko dlatego, że jestem kobietą. Drugi raz nie złapie się na to samo. Ostatecznie nie skończyliśmy meczu. Przerwali nam informatorzy, mówiąc o kolejnym ataku Czarnych Rycerzy. A Suzaku... No właśnie, Suzaku. Tak jak się spodziewaliśmy, rozpoznał mnie, ale udało mi się go przekonać do zachowania tego w tajemnicy. Udawałam, że nie znam prawdziwej tożsamości Leloucha i Nunnally, uwierzył. Powodem, dla którego się tam znalazłam, była chęć poznania normalnego życia. Mówiłam to, co chciał usłyszeć. Dziwne, ale miałam wrażenie, że moglibyśmy się zaprzyjaźnić. Nagle przestałam się dziwić Lelouchowi. Kiedy ja i on byliśmy niezwyciężeni, to on i Suzaku mogli dokonać niemożliwego.
Raz na jakiś czas Lee odwiedzała naszych przyjaciół w Zakonie Czarnych Rycerzy. Dostałam nawet parę listów od Zero. Pisał co się działo u niego, a także o wewnętrznych rozterkach. Jednego dnia dostałam list zarówno od niego jak i od Shirley, która dowiedziała się, kim jest Zero. Od razu się zorientowała, że ja też wiem. Żałuję, że nie było mnie wtedy z nimi. Poczułam się trochę o nią zazdrosna, kiedy następnego dnia nic nie dostałam, ale to było głupie. Lelouch miał wtedy spore kłopoty, jak się później dowiedziałam. Kiedy dostałam list o tym, że Euphy go rozpoznała, od razu poszłam z nią porozmawiać. Wtedy stałyśmy się jak siostry. Rozumiała go, chciała mu pomóc, tak samo jak ja. W ostatnim ze swoich listów napisał, że musimy pogadać, co mnie trochę zmartwiło.
Udało mi się wyrwać do nich na festiwal. Musiałam jednak bardziej się przebrać. Ubrałam pierwszą lepszą sukienkę, kapelusz i perukę oraz okulary przeciwsłoneczne. Dzisiaj było tam tyle ludzi, że błąd nie wchodził w grę. Wszystko było pięknie. Tęskniłam za tym. Chciałam najpierw znaleźć Shirley, a potem zrobić niespodziankę Lelouchowi, ale się nie udało. Miałam wrażenie, że dziewczyna gdzieś nagle wyparowała. Kiedy w końcu znalazłam chłopaka, postanowiłam ją sobie odpuścić. Książę szedł przed siebie, tyłem do mnie, czytając jakieś papiery. Na korytarzu nie było nikogo oprócz nas. Podeszłam do niego najciszej jak umiałam i zakryłam mu oczy. Nie wiem czemu, ale na samą myśl spotkania z nim poprawiał mi się humor.
- Shirley? - Zamurowało mnie. Opuściłam ręce, a chłopak się odwrócił.
- Mam się obrazić? - Starałam się nie dać po sobie poznać prawdziwych uczuć. Fakt był taki, że to zabolało.
- Droczę się z tobą - Zmierzwił mi włosy, tak jak za pierwszym razem. - Cieszę się, że jesteś. Muszę ci coś powiedzieć - przy tym ostatnim zdaniu stał się przerażająco poważny.
- Coś się stało? - zapytałam zmartwiona.
- Przepraszam, ale nie możemy być razem... - Patrzył mi w oczy. Dopiero po chwili dotarło do mnie co powiedział. Czułam jak oczy zaczynały mnie szczypać. Nie chciałam, żeby widział jak płaczę. Odwróciłam się. Złapał mnie za ramię. - Przepraszam, ja...
- Rozumiem - przerwałam mu. Nie chciałam tego słuchać. Co takiego wydarzyło się w przeciągu tego miesiąca, że zerwał naszą przysięgę?! Jak mógł?! I dlaczego ja to tak przeżywam?! Przecież sobie obiecałam, że się nie zakocham. Miłość zbyt rani... - Mógłbyś... mnie puścić? - starałam się mówić pewnie, ale te słowa były po prostu zimne. Wziął rękę z mojego ramienia, a ja zaczęłam się oddalać. Jeszcze tylko kilka kroków, błagam nie rozpłacz się. Już miałam skręcić na schody, kiedy zobaczyłam Shirley.
- Arleta? - dziewczyna zatrzymała się i popatrzyła na mnie, i Leloucha. Szłam dalej. Chciałam teraz być sama. - Co się stało? - zwróciła się do chłopaka.
- Zostaw ją, Shirley. Chce teraz być sama.
Udało się, ściana! Teraz tylko schodami w dół. Obraz coraz bardziej mi się zamazywał. Musiałam się gdzieś ukryć. Czy to przez Shirley? Nie... To moja wina. Tylko moja... Wpakowałam się w czyjeś życie bez zaproszenia. Tak... Lelouch ją kochał... To musiała być prawda. Tylko co ja teraz zrobię z Gene? Zabiję... Nie ma innego wyjścia. A co z Zakonem? Teoretycznie nie ma ślubu, nie ma współpracy, ale bez nich przecież nie pokonam Imperium... Czy to możliwe, że zrobił to specjalnie? Z zamyślenia wyrwało mnie uderzeni. Znowu na kogoś wpadłam... Brawo!
- Hej, nic ci nie jest? - Zaraz... skąd ja znam ten głos?...
Pokręciłam głową.
- Na pewno? Widzę, że płaczesz...
- Suzaku?
- Tak? - Jak dobrze. Nareszcie ktoś komu mogę się wyżalić. Wtuliłam się w niego i płakałam coraz mocniej. Nie odepchnął mnie. Wręcz przeciwnie, objął. Przepraszam, że cię wykorzystuję, wiedziałam, że mnie nie odepchniesz. Taki już jesteś.
- To ja... Arleta - wyszeptałam po chwili, kiedy już się w miarę opanowałam.
- Wasza wysokość, co pani tu robi? - zapytał mocno zszokowany tą sytuacją.
- Przestań. Dzisiaj jestem tylko Arletą - puściłam go, mając nadzieję, że nie jestem napuchnięta. - Mógłbyś mi pokazać, gdzie jest wyjście? - zapytałam z uśmiechem.
- Co się stało, wasza wysokość? - nie ustępował.
- Arleta. Powiedz mi... wydarzyło się coś ostatnio między Lelouchem a Shirley?
Suzaku opowiedział mi o tym, że Shirley chciała popełnić samobójstwo, a Lelouch ją uratował. Widocznie wtedy musiał zrozumieć, że ją kocha. Nie dziwię mu się...
- Arleta! - rozmowę przerwała nam Shirley. Widocznie Lelouch też zdążył jej już powiedzieć. Podbiegła do mnie. - Przepraszam - mówiła zdyszana.
- Nie, to ja powinnam przeprosić. Zachowuję się jak egoistka, a to ty go kochasz - Teraz już nie udawałam. Naprawdę było mi jej żal. Chciała się zabić, i to przeze mnie... - Wybaczysz mi? - bo ja sobie nie potrafię...
- Powinnam cię zapytać o to samo - mówiąc to, objęła mnie.
- Proszę, nie rób tego więcej. Nie wybaczę sobie jeśli coś ci się stanie - odwzajemniłam uścisk.
- Arleta... - tym razem odezwał się Lelouch. Zauważyłam, jak Suzaku zacisnął przy tym dłonie w pięści.
- Hej Suzaku, właśnie, zapomniałam ci powiedzieć, że przewodnicząca coś od ciebie chciała - powiedziała Shirley i łapiąc go za rękę, poszli w przeciwnym kierunku.
Zostałam sama z Lelouchem i ciszą między nami. Widziałam bezsilność i ból w jego oczach. Zdecydowanie, to wszystko go przygniatało. Podeszłam bliżej, a on opuścił głowę.
- Przepraszam... - wyszeptał.
- Ja też... - objęłam go. Staliśmy tak przez dłuższą chwilę.
- A propos naszej współpracy... - zaczął.
- Nic się nie zmieni - odparłam pewnie, co go odrobinę zaskoczyło, ale już po chwili się uśmiechnął. Odpowiedziałam tym samym.
Opuściłam akademie jeszcze przed ogłoszeniem Euphemii. Nadal nie byłam do końca pewna co do niego czułam, ale pozwoliłam na jakiś czas zająć Shirley moje miejsce. Doskonale wiedziałam, że sama się usunie. Nie chciałam jednak dopuścić do siebie myśli, że ją wykorzystałam... Jeszcze nie.
~ ~ ~
Witam!
Jak Wam się podobało? Następny powinien się pojawić w poniedziałek, albo wtorek. Małymi kroczkami zbliżamy się do największej akcji, punktu kulminacyjnego. ^^
Wyraźcie swoją opinię.
Pa, pa
~Z.Z.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top