Prawda ukryta pod maską kłamstw

Urodziłam się we wrześniu 2000 roku. Miałam wspaniałą rodzinę, a każda wspólnie spędzona chwila była wspaniała. Byli dla mnie ważni. W szkole byłam bardzo popularna, miałam mnóstwo przyjaciół. Jednak to wspaniale, sielankowe życie skończyło się pod koniec szóstej klasy podstawówki. Rodzice mieli wypadek. Zginęli na miejscu, a ja skończyłam w sierocińcu. Wszyscy moi dotychczasowi "przyjaciele" porzucili mnie, bo przestałam się uśmiechać. Niektórzy próbowali mi "pomóc", ale nie potrafili. Ostatecznie, do końca klasy zostałam w tej szkole, ale stałam się nudna. Nie miałam już tyle pieniędzy, więc znajomość ze mną była poprostu nieopłacalna. Teraz nie mam im już tego za złe, właściwie to dzięki nim osiągnęłam to wszystko, co mam teraz i zrozumiałam coś bardzo ważnego. Dopiero po tym wydarzeniu zaczęłam istnieć, wcześniej mnie nie było, nie istniałam, to była jedynie baza na stworzenie siebie. Taka baza jak w malarstwie. Może wydaje mi się tak tylko dlatego, że wojna pozostawiła nieuleczalne rany. A czas wcale ich nie leczy, on tylko przyzwyczaja do bólu. W każdym razie, przez następne kilka lat nie zdobyłam ani jednego prawdziwego przyjaciela. Wszyscy się mnie bali, ponieważ gadałam, jak to oni mówili, pierdoły. Teraz rozumiem, że poprostu zbyt wcześniej dorosłam. Kiedy wychowawca wysłał mnie do psychologa, ten stwierdził, że jest ze mną wszystko w porządku. Jakim cudem, skoro nawet ja uważam że jest coś ze mną nie tak? Jestem doskonałą aktorką, zawsze dostaje to czego chcę, tego nauczyli mnie rodzice. W tym przypadku również, psycholog poprostu nie był w stanie mi pomóc, nie może tego zrobić ktoś kto postępuje według schematów. Ostatecznie, przy minimalnym wysiłku osiągałam bardzo wysokie wyniki w szkole, manipulowałam, przekonywałam, a ostatecznie nawet ci co mnie nienawidzili tańczyli jak im grałam. Jednak samotność robi swoje. Miałam zbyt dużo czasu by myśleć. Dużo płakałam, bo pomimo tych wszystkich masek jedno zostało z mojej "bazy", wrażliwość, której w sobie nienawidziłam. Pamiętam jeszcze, że kiedyś mama chciała kupić mi bluzkę, która mi się nie podobała i powiedziałam jej, że chce inną, ostatecznie to właśnie ją mi kupiła, ale potem nękały mnie potworne wyrzuty sumienia. Głupie, nie? To się nie zmieniło... Uwielbiałam grać w szachy, ta pasja nigdy nie zniknęła. A teraz znalazłam kogoś takiego jak ja, Zero. To była szansa, jedyna szansa, żeby przestać być wreszcie samotną. Nie mogłam jej zmarnować.

   ~ ~ ~

W przeciągu kilku dni dostałam od Lee wiadomość, kim jest nieśmiertelna, która dała moc Zero. Nazywała się C.C. Nie rozumiem czemu oni wszyscy mają takie dziwne  imiona. Lee także... Ale jej znam. Naprawdę nazywa się Liliana Esburg. Niby to nic takiego, ale dzięki tej wiedzy było mi zdecydowanie łatwiej jej zaufać. Jelena swego czasu pracowała w zakonie geass, dlatego bez problemu dostarczyła mi trochę informacji o C.C., o ile można powiedzieć, że tyle istnieje, przy kimś, kto jest nieśmiertelny. Jednak udało jej się odkryć coś bardzo ważnego. V.V. brat imperatora, także posiadał kod, a C.C. całkiem często pojawiała się na brytyjskim dworze, z powodu cesarzowej Marianny. O zamachu na jej życie było kiedyś całkiem głośno. Mowiono, że zginęły także jej dzieci, Nunnally i Lelouch vi Britania. Ten trop mógł być bardzo pomocny w poznaniu tożsamości Zero, szczegolnie, że Jelena znalazła kilka dziwnych zbiegów okoliczności związanych z tymi imionami i położonych zadziwiająco blisko zamachu, na osi czasu. Około tydzień później czekała mnie rozmowa z nim, której nie mogłam zepsuć. Od niej zależało naprawdę wiele.

~ ~ ~

- To zaszczyt, że Wasza Wysokość zainteresowała się grupą terrorystów - zaczął Zero.

Znajdował się po przeciwnej stronie monitora. Jak zwykle miał na sobie ten sam strój i maskę, która niezwykle utrudniała zdobywanie przewagi podczas negocjacji. Pamiętam, że pomyślałam wtedy czy też sobie takiej nie sprawić na przyszłość, ale bardziej śmieszył mnie ten pomysł niż przekonywał.

- Nie, to ja dziękuję. Mam nadzieję, że ta rozmowa pozostanie tylko między nami - odparłam i machnęłam ręką by Jelena opuściła pomieszczenie, a chłopak bez problemu wyłapał przekaz tych słów i uczynił to samo do swoich ludzi. Na końcu wyszła Lee, która dała mi znak, że to już faktycznie wszyscy.

Kiedy drzwi się zamknęły, zdiełam koronę i rozparłam się wygodnie na krześle. Ten zabieg miał na celu przede wszystkim pokazanie mu że nie jesteśmy wrogami.

- Przejdę odrazu do rzeczy, Zero. Zainteresowałeś mnie, nie, wręcz oczarowałeś stylem walki. O ile można to tak nazwać.

- Co masz na myśli?

- Geass - na to słowo chłopak widocznie się spiął, a chwilę później zaśmiał. Ciekawa reakcja.

- Oboje dzielimy ten sekret - tym razem to ja się zaśmiałam. Jednak postanowił trochę poszperać o mnie przed tą rozmową, doskonale.

- Mam dla ciebie propozycję - uśmiech ciągle nie schodził mi z twarzy. - Jak pewnie zauważyłeś, nasze moce mają inne nazwy ale tę samą właściwość. Nigdy nie spotkałam kogoś kto byłby tak do mnie podobny.

- Z całym szacunkiem, ale nie jesteśmy podobni, wasza wysokość.

Może to była tylko moja wyobraźnia ale między wersami zdawał się mówić: "... i nie życzę ci tego. "

- Mylisz się, oboje zawarliśmy pakt z diabłem, by osiągnąć cel. - Tym razem zmieniłam wyraz twarzy. Cały ten czas obserwowałam go bardzo dokładnie, co nie należało do łatwych zadań ze względu na jego maskę. Zero wydawał się bić z myślami, więc po dłuższej chwili milczenia ponownie zaczęłam mówić. - Jestem bardzo ważną personą na arenie międzynarodowej i moje wsparcie bardzo pomogłoby ci wygrać w strefie jedenastej - ciągnęłam machinalnie, bez emocji, z wyrobioną pewnością siebie.

- A co z sojuszem z Brytanią? - zapytał, jakby chcąc mieć pewność, ale też, jakby już mi ufał.

- To jedynie formalność. Był mi potrzebny żeby dostać się do ciebie, po nic więcej.

- Co będziesz z tego mieć?

- Dobre pytanie. Moim planem jest zniszczenie Imperium z pomocą buntowników z różnych stref, ale do tego potrzebowałam również tajemnego sojuszu z Francją, jednak ten francuski generalik - mówiłam z odrazą i obrzydzeniem - jako warunek postawił małżeństwo. I tu pojawiasz się ty.

- Niestety, ale mam już żonę.

- Zero ma, ale ja chcę wyjść za ciebie spod tej maski.

Sprytne, nie? Każdy osiągnie swój cel a do tego nie muszę wychodzić za Gene.

- Kiedyś będziesz musiał ją zdiąć. Pierwszy odruch ludzi, szczególnie kiedy dowiedzą sie, że masz moc? Oczernianie, zdrada, nienawiść. Mylę się? A może posiadasz odruch mówienia prawdy? - odpowiedziała mi cisza. - Zero, ludzie tacy jak my są skazani na cierpienie. Chcemy dobrze, ale oni widzą jedynie czerń, którą przywdziewamy na pole bitwy. Bez niej przegralibyśmy z nami samymi, jednak oni przestali szukać - opuściłam głowę. Nie wiem dlaczego, ale do oczu napłynęły mi łzy. Może dlatego, że mimo wszystko chciałam mieć swój happy end... A może była to poprostu kolejna sztuczka manipulacyjna, kto wie?

- Zgoda - odpowiedział po chwili. - Ale najpierw musisz odkryć moją tożsamość.

- Liczyłam, że to powiesz - na mojej twarzy znów pojawił się uśmiech. - Do zobaczenia - rozłączyłam się.

Nie wiem o czym wtedy myślał. Nie miałam pewności, że wszystko się udało, ale miałam przeczucie. Przeczucie, że to jeszcze nie koniec, a życie dopiero się zaczyna. To był mój pierwszy raz, kiedy zobaczyłam czarny śnieg. Niestety, nie ostatni.

   ~ ~ ~

Witam!
Jak wam się podobało? Momentami mogło nudzić, ale obiecuję w następnym będzie się więcej dziać. Wyraźcie swoją opinię. Tak w ogóle to nie mogę się doczekać trzeciego sezonu code geass ^^
Miłego dnia/wieczoru
~Z.Z.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top