Powroty

Kiedy się obudziłam, byłam sama w pokoju. Chwilę potem, najwidoczniej z łazienki, przyszedł Lelouch.

- Jak się spało?

- Cudownie - odparłam przeciągając się.

-Radzę ci się pośpieszyć, jeśli chcesz zjeść śniadanie z Nunnally - kiedy to powiedział, szybko wstałam, wzięłam swoje rzeczy i poszłam się przebrać.

Powinnam była mu powiedzieć, że zamierzam poruszyć temat Zero przy dziewczynie... Ubrałam się w białą sukienkę z koronkowymi wykończeniami, którą przewiązałam w pasie czerwoną wstążką, i czerwone baleriny. Na koniec uczesałam wysokiego kucyka, którego także związałam czerwoną wstążką. Tak właściwie to dzisiaj powinniśmy złożyć sobie coś w rodzaju przysięgi małżeńskiej. Popatrzyłam jeszcze chwilę na swoje odbicie w lustrze i przypomniałam sobie o zmianie soczewki w lewym oku. Tak, moja moc już wymknęła mi się spod kontroli. Dokładnie było to podczas balu, na którym zawarłam sojusz z Brytanią. Z zamyślenia wyrwał mnie Lelouch pukający w drzwi i pośpieszając mnie. Szybko wzięłam swoje rzeczy i odłożyłam je z powrotem do pokoju.

- Już - wyprostowałam się i lekko uśmiechnęłam.

- Ślicznie wyglądasz - powiedział zmierzając w stronę jadani. Nie wiem czemu, ale kiedy to usłyszałam serce zaczęło mi szybciej bić, nie z powodu choroby.

- Dziękuję - poszłam za nim.

Cały smutek związany z wczorajszymi wydarzeniami nagle znikł. Te dni mimo wszystko były naprawdę wspaniałe. Po raz pierwszy czułam, że nie różnię się od nich tak bardzo, jak wcześniej myślałam.

Nawet nie zauważyłam, kiedy znalazłam się w jadalni. Nunnally już na nas czekała. Lelouch podszedł do niej i przywitał się, przedstawiając mnie z imienia i nazwiska.

- Spokojnie, jestem tu żeby wam pomóc - nie pozwoliłam się jej odezwać. Podeszłam do stołu i usiadłam na prawo od niej, Lelouch był naprzeciwko mnie. - Wiem kim jesteście i szczerze zafascynowała mnie ta historia.

- Jak chcesz to zrobić? - zapytała.

- Imperium się was wyrzekło, więc Polska bardzo chętnie przyjmie was jak należy.

- Z całym szacunkiem, wasza wysokość, ale w takim razie nie potrzebujemy pomocy. Odpowiada nam takie życie - mówiła, pewna swoich przekonań. Widać, że rozumie co to znaczy być córką Imperatora.

- Nunnallio, co sądzisz o Zero? - Lelouch rzucił mi ostrzegawcze spojrzenie.

"Wybacz..."

- Zero? Rozumiem, co chce osiągnąć, ale robi to niewłaściwymi metodami.

"Już rozumiesz Lelouch, co chcę ci przekazać?"

- Niewłaściwymi?

- Nazywa się sprzymierzeńcem sprawiedliwości, a zabija niewinnych ludzi. Czy to jest sprawiedliwość? - chłopak opuścił głowę, ale nie mogłam na tym poprzestać.

- Przekonał do siebie tym nie tylko Japończyków. Uważam, że to był dobry chwyt "marketingowy".

- Na kłamstwach nie da się zbudować niczego trwałego.

- Nazwała bym to raczej maską.

- Maską?

- Tak. Każda ma dwie strony, tą którą widzimy i tą której nie chcemy zobaczyć. Zero pokazał się, powiedzmy, że z tej złej strony, ale my też nie jesteśmy bez winy.

- Co masz na myśli? - ewidentnie zaciekawiłam ją tym tematem.

- Widziałaś kiedyś czarny śnieg? Nie, ponieważ nikt nie lubi się pokazywać od tej złej strony, raczej mamy w naturze to, że się wybielamy. Natomiast kiedy pojawi się ktoś kto wybija się z tego schematu, zostaje zepchnięty na margines. Lelouch, mam ochotę na kakao, zrobisz mi? - chłopak nic nie powiedział, po prostu wyszedł. Chyba będę musiała go potem przeprosić...

- Musisz mu ufać. On jest jedyną osobą, która chce dla ciebie jak najlepiej - powiedziałam, łapiąc ją za rękę.

- Co masz z tego, że nam pomagasz? - zapytała, ale bardziej przyjaźnie, niż zrobili to inni.

- Chcę się odwdzięczyć. Lelouch ratuje mnie przed małżeństwem z francuskim generałem. Poza tym, niedługo będziemy rodziną - kiedy to mówiłam chłopak wrócił z moim kakałkiem. - Dziękuję - powiedziałam, rozkoszując się smakiem.

- Czy to prawda? - zapytała brata, a w tym samym czasie ktoś zadzwonił do drzwi.

- Ja otworzę! - szybko poszłam w ich kierunku, żeby oni mogli dokończyć rozmowę. Wzięłam jeszcze łyk napoju i odłożyłam kubek na półkę na klucze. Kiedy otworzyłam drzwi zobaczyłam po drugiej stronie Milly, Rivalza i Shirley. - A, to wy... Pójdę po Leloucha.

- Tak właściwie, to przyszliśmy do ciebie - odezwała się przewodnicząca, kiedy zaczęłam się odwracać.

- Chcieliśmy cię przeprosić za wczoraj - powiedział Rivalz, nadal stałam tyłem do nich.

- Nie macie za co przepraszać. Każdy ma prawo do własnego zdania - teraz już musiałam się odwrócić, żeby nie wyjść na gbura. - Nawet na temat królowej - zaśmiałam się.

- Przepraszam... Byłam... zazdrosna - odezwała się Shirley.

- Mówię serio, nic nie szkodzi, ale cieszę się, że przyszliście. Wejdźcie.

   ~ ~ ~

Kolejny upalny dzień, chociaż w Japonii to norma. Dlaczego akurat Azja? Nie było cieplejszego klimatu?!
Opatuliłam każdy skrawek swojego ciała tak, żeby nie przedostały się promienie słońca, co mogło grozić poparzeniem. Byłam już na miejscu. Przede mną znajdowała się siedziba Zakonu Czarnych Rycerzy.

- Stać! Kto idzie? - zapytał jakiś, podrzędnej rangi żołnierz. Nie posłuchałam go.

- Przyszłam odwiedzić przyjaciółkę - mówiąc to pokazałam przepustkę. Teraz musiał mnie przepuścić. Nikt nie wiedział o współpracy Polski i rebeliantów, oprócz Rady i paru osób od nas.

- Najmocniej przepraszam - skłonił się.

Przeszłam ignorując go. Musiałam znaleźć C.C. Nie widziałyśmy się dobre sto lat, chociaż to i tak niewiele w porównaniu do całego mojego życia. Bez problemu znalazłam gabinet Zero, gdzie spodziewałam się zastać nieśmiertelną.

- A to ty. Czekałam, aż w końcu mnie znajdziesz - przywitała się zielonowłosa.

- Ciebie też miło widzieć - odparłam z przekąsem. - Co tam u ciebie? - rozrzuciłam zbędne warstwy ubrań po pokoju i usiadłam wygodnie na kanapie.

- Znalazłam go.

- Ooo, kto to taki? - zapytałam zaciekawiona.

- Charles zi Britania - dziewczyna, jak zwykle mówiła bez grama emocji.

- A co z Zero, wróć, Lelouchem?

- To samo co z Arletą - zaśmiałam się.

- Kiedy?

   ~ ~ ~

Witam!

Trochę krótki... Jak Wam się podobało?

Wyraźcie swoją opinię.

~Z.Z.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top