XX
— Nie rozmawiajmy o takich rzeczach... — zaproponowała dziewczyna, jednak zaraz zerwała się na równe nogi.
Klepnęła się otwartą dłonią w czoło, którą zaraz mi podała.
— Mów mi Lilka, tak w ogóle — śmieje się krótko, a jej policzki przybierają lekko różowy kolor.
Pokiwałam głową, dalej mając w pamięci moment upadku Aleksandra. Nim zdążyłam zareagować, ta sama dłoń, która przed chwilą ściskała moją, uderzyła mnie w ramię.
— Przestań o tym myśleć! Jeśli tak bardzo ci zależy, to zaraz zadzwonię do Aleksa i cię z nim umówię!
— N-no coś ty... — Zawstydzona rozejrzałam się, czy aby nikt nie słyszał słów blondynki. — Po prostu mam wyrzuty sumienia, ty też byś miała!
— Każda dziewczyna by miała. — Położyła dłonie na biodrach i wyprostowała się. — W końcu to Brzeziński.
— No, tak, tu się zgodzę — zmusiłam się do śmiechu.
Lilka spojrzała na mnie z rozbawieniem. Potem wyciągnęła do mnie rękę, mówiąc:
— Chodź, obejrzymy źrebaki, co ty na to? Takie maluchy zawsze poprawiają humor!
Zgodziłam się, nie mając wyboru, ani serca. Któż by odmówił tym ślicznym, malutkim źrebaczkom?
— U nas każdy kto jest zainteresowany, ma swojego, żeby poszerzać swoją wiedzę. Kiedy dorasta, zaczynamy z nimi ćwiczyć. Tak rodzą się mistrzowie!
Poszłam za dziewczyną do stajni. Stanęłyśmy przed drzwiami jednego boksu, na których na tabliczce widniało imię...
— "Hot Plum"?
— Ah, tak... to było spontaniczne, klacz się oźrebiła i trzeba było od razu się zgłosić. Janek mnie podpuścił, a ja akurat wtedy przeglądałam katalog Avonu. — Dziewczyna zaśmiała się, widząc moją minę. — Śliczny kolor, nieprawdaż?
Przytaknęłam, chociaż nie miałam pojęcia o jaki odcień chodzi. Nie każdy posiadacz źrebaka nazywa go gorącą śliwką, a jak już to robi, to nie przyznaje się do tego, że marka Avon zainspirował go do nadania takiego imienia. Poza tym... Niech liczy się z faktem, że inni na pewno będą pytać o genezę imienia. Dobrze, że ten maluch nie chodzi do gimnazjum, przecież nie miałby życia...
Lilka pogłaskała klaczkę po chrapach, która postawiła uszy i wyciągnęła szyję w kierunku blondynki, domagając się więcej pieszczot.
— Ma prawie dziewięć miesięcy. Czuję, że będziemy świetną parą.
Spojrzałam na tę dwójkę. Niezaprzeczalnie łączyła ich niezwykła więź, która może wyewoluować w coś znacznie więcej. Ja na miejscu tego konia miałabym pretensje do właścicielki o to dziwaczne imię, ale z uczuciem się nie da dyskutować.
— Na którym koniu jeździsz? — zapytałam.
— Jest na pastwisku, ale to piękna gniada klacz o imieniu Miss Drama. Jeszcze mam Mango, jest w stajni obok. A ty? Widziałaś już swojego wierzchowca? — dziewczyna szturchnęła mnie łokciem.
Pokręciłam przecząco głową.
— Jeszcze nie wiem, czy zostałam przyjęta.
— To chyba oczywiste. No, gdybyś nie chciała tych pieniędzy, to by cię przyjęli bez mrugnięcia okiem.
— To nie takie proste. Skoro mam odejść z mojej poprzedniej szkółki i przestać pomagać mojej instruktorce, to chcę jej dać pieniądze na remont.
— To szlachetne... — Dziewczyna spojrzała na mnie kiwając głową. — Słyszałam, że ta stajnia w której jeździsz jest totalnie zdezelowana. Cieszę się, że będzie z nami tak wspaniała osoba jak ty. Polubiłam cię od razu.
Uśmiechnęłam się słabo, a telefon dziewczyny zadzwonił. Nacisnęła zieloną słuchawkę, przepraszając mnie za przerwaną rozmowę. Dzwonił Janek z wieściami ze szpitala. Kiedy blondynka wsunęła telefon do tylnej kieszeni kremowych bryczesów, powiedziała:
— Nieźle zwichnięty nadgarstek, właśnie mu go nastawiają. Biedaczysko...
— Boże, ja bym umarła... — odparłam, wyobrażając sobie co musi czuć Aleksander.
— Zaraz... O czym ja... Aha, dziewczyno! — Ręka Lilki klepnęła mnie w ramię. — Będziesz trenować w Ośrodku Szkolenia Olimpijskiego! Chyba nie zdajesz sobie z tego sprawy. Ten turniej sprzed kilku godzin był oparty na tych samych zasadach, co wszystkie inne, a to znaczy, że jeżeli ktoś spada, zostaje zdyskwalifikowany.
— Z waszym dyrektorem nie będzie tak łatwo.
— Z naszym dyrektorem. — Poprawiła mnie. — Ale nie jest taki zły.
— To nie tobie kazał konkurować z Brzezińskim... Ja i ujeżdżenie to jak słoń i porcelana.
— Właśnie dlatego skaczesz, moja droga.
****
— Czyli mówisz, że oprócz mnie są tu jeszcze inni nowi klubowicze? — zapytałam, siedząc na ławce przed stajnią.
— Tak, z tą różnica, że ciebie zaprosili, a oni sami się zgłaszali — odparła Lilka, podając mi butelkę wody. — Byli gotowi się zabić o jedno miejsce...
— Jestem wyjątkowa! — zaśmiałam się.
— Jesteś. — przytaknęła blondynka, całkiem poważnie. — Powinnaś tu być dużo wcześniej. Gdybyś nie wyjechała do Australii, byłoby prościej.
Upiłam łyk chłodnego napoju i odpowiedziałam:
— Gdyby nie ten wyjazd, to dalej uczyłabym się jeździć na lonży. Nie no, może przesadziłam... Ale na pewno nie skakałabym tak, jak teraz.
— Ten twój wujaszek to jakiś zaklinacz koni? — dziewczyna zaśmiała się.
— Nigdy się nad tym nie zastanawiałam.
— A ma wąsy?
— Ciągle je goli.
— Szkoda. Uważam, że wąsy są oznaką prawdziwego zaklinacza koni.
— Czyli dyrektor też jest zaklinaczem? — zaśmiałam się, wyobrażając sobie eleganckiego mężczyznę w kowbojskim kapeluszu.
— Nie no, od każdej reguły są wyjątki...
Rozmawiałyśmy, oczekując na powrót Olka. Z Lilką dobrze się dogadywałam. Nigdy nie spotkałam tak otwartej dziewczyny, której nie zależy na popularności. W jakimś stopniu przypominała mi Janka, ale chłopak nie jest aż taki obojętny na rzeczy, które go otaczają, a nic nie wnoszą do jego życia. Lilka jest też troszkę — ale tylko troszkę — pozbawiona subtelności, czego nigdy nie zauważyłam u Jasia.
— Mam nadzieję, że będziemy mieć pokoje obok siebie — uśmiechnęła się.
Uniosłam brwi w zdziwieniu.
— Ty nic nie wiesz, dziewczyno! — Żachnęła się Lilka. — Ten wielki hangar... — Wskazała dłonią na duży dom przed fontanną. — To jest miejsce, w którym członkowie klubu, czyli też zawodnicy śpią, jedzą i spędzają czas, bo nie wszyscy mieszkają blisko tego Ośrodka. Więc każdy ma tam swój pokój.
— Logiczne — powiedziałam, błyskając wypowiedzią.
Dziewczyna jednak uśmiechnęła się i miała coś powiedzieć, ale na podjazd wjechał ten sam biały SUV, którego już wcześniej widziałam. Z niego wysiedli Janek, pani Asia, dyrektor i Brzeziński. Szarooki był bledszy niż zwykle, a na jego lewej ręce widniał biały gips. Wstałyśmy z ławki, kiedy zbliżyli się do nas. Już otwierałam usta, żeby coś powiedzieć, ale Aleksander wyciągnął w moją stronę prawą dłoń.
— Gratulacje — powiedział, a ja miałam kolejną okazję dotknięcia mojego idola.
Widziałam jak pani Asia i Janek szczerzą do mnie zęby. Dyrektor pokiwał głową, lecz jego usta również wygięły się w uśmiechu. Lilka zamknęła mnie w szczelnym uścisku, a ja zaczęłam się zastanawiać nad tym, co się działo.
— Umowa to umowa... — Powiedział mężczyzna i również wyciągnął do mnie rękę. — Witam cię w klubie Poland Equine Team.
---------------------------
Hejka! Mam nadzieję, że rozdział się Wam podobał :3
Czas strasznie mi się dłuży bez pisania Wstążek, a i tak mam go mało. Raczej będzie go coraz mniej, bo moje rozszerzenie z chemii rozpoczęło się właśnie dziś. Mimo wszystko będę się starać, żeby cokolwiek było napisane, a książka zostanie doprowadzona do końca, chociaż sobie tego nie wyobrażam.
Dziękuję Dark-Horse22 za ocenę "Czarnych Wstążek" :3 I pewna_osobka, bo reklamuje tę historię i jest niesamowita <3 Dziękuję z całego serduszka :3
No i jak? Cieszycie się, że Anastazja dostała się do klubu, mimo kontuzji odniesionej przez Olka?
I jeszcze jedna rzecz...
Jesteśmy na 6 miejscu w Przygodowych! To dzięki Wam, Wstążeczki! <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top