XVIII
— A jeśli... — zaczęłam, powoli odzyskując zdrowy rozsądek. — Nie zechcę być członkiem waszego klubu? Co wtedy?
— Podjęcie wyzwania było jednoznaczne z wyrażeniem zgody na nasze warunki — odpowiedział dyrektor, patrząc na rosnący tłum ludzi.
— Ale jak to? Ja nic takiego nie mówiłam!
— Przyjechałyście tutaj. To wystarczy.
— Czyli nie ważne czy wygram, czy przegram — zaczęłam, czując palące poczucie bezradności. — To i tak będę w klubie, a to pani Asia poniesie konsekwencje tego przejazdu?
— To za mocne słowa, młoda damo...
— Jak to za mocne? — Oburzyłam się, czując jak pieką mnie oczy. — Ja nigdy nie brałam udziału w konkursie ujeżdżeniowym... Ja tu przyjechałam skakać! Pan nie może zniszczyć życia tej kobiecie! Jak pan śmie?!
Spojrzałam błyszczącymi oczami na Aleksandra.
— Nie ma czasu na takie gadanie — powiedział szarooki. — Czas na twój występ.
Odwróciłam się do Janka, widząc w nim jedyną deskę ratunku. On jednak wpatrywał się uporczywie w Aleksandra. Poczułam jak tracę grunt pod nogami.
— Muszę... iść — zaczęłam, chcąc stamtąd uciec, chociaż na chwilę. — Do łazienki.
Odbiegłam od grupy, tłumiąc szloch. Nie zwracałam uwagi, że zamknęłam się w męskiej toalecie. Chciałam zostać sama. Usiadłam na muszli klozetowej, oddychając głęboko. Moi rodzice będą tu lada moment, a ja płaczę jak małe dziecko. Max na pewno wiedziałby co robić... Nie miałam telefonu, został w torbie pani Asi, więc nie mogłam do niego zadzwonić.
Próbowałam się uspokoić i zebrać myśli, kiedy rozległo się pukanie...
— Anastazja, to ja, muszę z tobą porozmawiać — powiedział Janek.
Otworzyłam zasuwkę, pozwalając chłopakowi wejść.
Kucnął przede mną i położył dłonie na moich kolanach.
— Nie chcę ci nic narzucać. — zaczął — Ale nie pozwól się zastraszyć, nie poddawaj się.
— Łatwo ci powiedzieć...
— Nie, posłuchaj. — Przerwał mi i wyciągnął z kieszeni niewielką karteczkę. — Wystarczy, że zapamiętasz to, uwierz mi.
Spojrzałam na kawałek papieru, na którym czarnym atramentem było napisane kilka wskazówek. Ktoś kto to pisał musiał się śpieszyć, bo pismo było pochyłe i w niektórych miejscach nie rozumiałam, o co autorowi chodziło.
— Promień przy wszystkich okręgach staraj się ograniczyć do pięciu metrów. — Janek zaczął wyjaśniać symbole nakreślone na kartce. — Tak samo z woltami. Pamiętaj o spokojnych łydkach i nie pozwól, żeby Tristan tracił uwagę, czasem mu się to może zdarzyć. Angażuj jego zad, pamiętaj. Pod koniec występu pójdź w kontrgalop i zatrzymaj się przy literze A. Żeby było ci łatwiej wykonuj półparady.
— To na nic... nie dam sobie rady...
— Nie możesz tak mówić. — Janek wydawał się być naprawdę nakręcony — Dasz radę! Wierzę w ciebie!
— Tylko ty...
— A pani Asia? Twoja mama? Twój tata? Twoje przyjaciółki? Chyba nie chcesz się poddać bez walki!
— Janek, ja mam się zmierzyć z Brzezińskim! To będzie wielkie pośmiewisko! Z nim nie mogę konkurować!
Chłopak spuścił głowę i chwilę milczał.
— On wie co robi. Jak się na coś uweźmie, to żadna siła go od tego nie odciągnie...
— I właśnie dlatego chce mnie totalnie upokorzyć? Od początku czułam, że mnie nie lubi...
— Dlaczego tak sądzisz?
— Każdy jest dla mnie co najmniej uprzejmy, a on zachowuje się jakbym była ogromnym problemem — powiedziałam i otarłam policzki z łez.
-Olek już taki jest — uśmiechnął się do mnie. — Ale... nie wiem jak to powiedzieć... Możesz to tak odbierać, jednak tak nie jest.
— Ciężko mi w to wierzyć...
— Posłuchaj, ten facet to najbardziej pomocny gość jakiego w życiu poznałem. Nie mogłem trafić lepiej, chociaż na początku też było mi ciężko. Ale Olek jest inny. Za przyjaciół gotów jest pójść w ogień.
— Dlatego nie chce mieć ich więcej niż jednego? Bo boi się, że spłonie żywcem?
Chłopak wybuchnął śmiechem.
— Dobre określenie — nagle spoważniał. — Ale on już jest żywą pochodnią. Kiedy przyjdzie czas, to wszystko zrozumiesz.
Podał mi rękę i pomógł wstać.
No, moi drodzy... Szykuje się największe upokorzenie, jakie dane mi było przeżyć.
****
Tysiące razy powtarzałam w głowie wskazówki, które były zapisane na karteczce.
Czułam ciekawski wzrok ludzi, który wcale nie dodawał otuchy.
Zatrzymałam się z Tristanem i wykonałam niepewny ukłon w stronę sędziów. Nie byłam ubrana jak ujeżdżeniowiec, jedyne co miałam to białe bryczesy i wysokie oficerki. Strzemiona miałam tak długie, że miałam wrażenie, że niemal dotykają ziemi. Zamiast cylindra, miałam na głowie zwykły kask, chociaż to z nim czułam się pewniej.
Muzyka rozbrzmiała. Zaczęłam swój przejazd od żywego stępa, który w mojej wyobraźni miał być kłusem. Starałam się opanować nerwy, kiedy zauważyłam wśród ludzi moich rodziców.
Spróbowałam pogonić Tristana, lecz przesadziłam z łydką. Koń przeszedł do galopu, na moment wytrącając mnie z równowagi. Zachwiałam się i usiadłam z powrotem w siodle, udając, że nic się nie stało.
"Świetnie"
Kiedy przyszło mi zrobić półwoltę, zaczęłam gorączkowo myśleć o tych pięciu metrach. Ni jak nie mogłam sobie wyobrazić jaka to odległość, jeszcze kiedy Tristan galopował. Docisnęłam prawą łydkę, a lewą przesunęłam za popręg. Wolałam nie myśleć, ile wynosił promień.
Zwolniłam wreszcie do kłusa i wykonałam płynne zatrzymanie. Przypomniałam wodzami, że siedzę na grzbiecie Tristana.
Cały czas starałam się aktywizować jego zad. Bałam się myśleć, jak to może wyglądać z boku.
Mój kulawy przejazd zakończył się próbą zatrzymania przy literze A. Tristan stanął jednak dopiero gdzieś między B a F.
Ukłoniłam się znowu, czując jak moje policzki płoną. Czym prędzej zjechałam z czworoboku, by nie widzieć kpiących min widzów.
— To było straszne... — jęknęłam, zsiadając z Tristana.
— Nie poszło ci aż tak źle... — pani Asia starała się dodać mi otuchy.
— Niektóre rzeczy wyszły ci dobrze... na przykład... chyba druga wolta, prawie idealne pięć metrów — odparł Janek.
— A pierwsza?
— Dość ciasna, jak na moje oko.
— Zapomniałam kontrgalopu — przyłożyłam rękę do czoła — Ale wtopa... Nigdy więcej nie pokażę się publicznie...
— Nie martw się, stajenni zaprowadzą Tristana do boksu. Zaraz przejazd Olka — powiedział to w taki sposób, jakbym bała się o konia, całkowicie chaotycznie i bez sensu.
Stanęłam między Jankiem a panią Asią, by chociaż trochę zasłonić moją osobę.
Obserwowałam Brzezińskiego, czując ogromny podziw dla jego umiejętności i opanowania. Zdziwił mnie fakt, że zamiast cylindra założył kask. Może tak jak ja chciał poczuć się pewniej?
"On i brak pewności... dobre"
Zaczął przejazd w świetnym stylu. Nie mogłam oderwać wzroku od muskulatury Decanter'a, kiedy kłusował wzdłuż jednej ze ścian. Wydawało się, że Brzeziński — jak i jego koń — rozumieją się bez słów, bo nie byłam w stanie dostrzec żadnych sygnałów.
Z każdą sekundą modliłam się, żeby ziemia rozstąpiła się i pochłonęła mnie żywcem.
Kiedy płonęłam ze wstydu, Janek liczył wynik procentowy mojego przejazdu.
— No... Nastia... — zaczął.
— Jest chociaż trzydzieści procent? — zapytałam, zagryzając kciuki obu dłoni.
— Nawet trzydzieści trzy.
— Maturę bym zdała — próbowałam się pocieszyć, ale jakoś nie poprawiło mi to humoru.
Wtedy poruszony tłum wydał głośne: "ooo!"
Spojrzałam na Brzezińskiego i zamarłam. Odwróciłam się w idealnym momencie, żeby zobaczyć jak Trailer Decanter wierzga i stawa dęba, zrzucając tym jeźdźca z grzbietu.
-----------------
Dobry wieczór!
Nadszedł koniec świątecznego półmaratonu :/ Wracam do poprzedniego tempa, jeśli tak dalej bym pisała, wyzionęłabym ducha i wypaliła się twórczo. Czas na regenerację i poświąteczne odchodzanie.
Kiedy wszyscy myśleli, że Anastazja przegra i zostanie upokorzona, dzieje się coś zupełnie niespodziewanego.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top