XI
Był ósmy sierpień.
Jechaliśmy od kilkunastu minut, które niemiłosiernie mi się dłużyły, a pani Asia wciąż nie chciała mi nic powiedzieć. Uśmiechała się, siedząc za kierownicą. Wzrok miała utkwiony w drodze przed nami.
— Ale się niecierpliwisz...
— A co by pani robiła na moim miejscu?
— Pewnie to samo — zaśmiała się i włączyła radio.
"Nasz zespół na mistrzostwa wkrótce się powiększy, jestem pewien, że szanse na zwycięstwo również wzrosną"
" To brzmi intrygująco. Może pan jeszcze coś zdradzić?"
" To jeszcze nic pewnego, nie będę chwalić dnia przed zachodem słońca. Mogę jedynie powiedzieć, że to naprawdę utalentowany jeździec."
— Znasz tego pana? — zapytała kobieta.
— Pewnie! To trener jeździecki, Mirosław Tomczyk! Kto go nie zna, niech spłonie w piekle! — powiedziałam, czym wywołałam śmiech mojej instruktorki.
— Ciekawe określenie. Musisz jeszcze wytrzymać.
— Długo?
— Niecałą godzinę.
Westchnęłam, opierając głowę o szybę. Co ja zrobiłam, że trzeba mnie tak katować?
— Chciałabym ci to powiedzieć, ale chciałabym też zobaczyć twoją minę jak już tam będziemy. To będzie niespodzianka dla mnie, chociaż spodziewam się twojej reakcji.
— Im więcej pani mówi, tym bardziej zżera mnie ciekawość — zaśmiałam się nerwowo i postanowiłam wsłuchać się w jakąś piosenkę, która akurat płynęła z głośników.
****
— ...stazja... Anastazja... Tak to się nie mogła doczekać, teraz śpi...
Otworzyłam oczy i zobaczyłam rozbawioną minę pani Asi. Po dłuższej chwili dotarło do mnie, co robię w samochodzie, a po kolejnej spojrzałam w przednią szybę.
Staliśmy przed otwartą bramą. Przy ogrodzeniu rosły sobie drzewa iglaste, prawdopodobnie świerki. Droga była brukowa, prowadziła wgłąb działki, która wydawała mi się naprawdę duża.
— Gotowa?
— Zawsze!
Ruszyliśmy brukowaną dróżką, a moje serce zaczęło bić szybciej, kiedy zorientowałam się, gdzie jesteśmy.
Po obu stronach umieszczone były ogrodzone place, wypełnione jasnym piaskiem kwarcowym. Dwa czworoboki, dwa parkury i dwie rozprężalnie, na której jeźdźcy ćwiczyli jazdę w zastępie pod okiem jakiegoś mężczyzny.
Trochę dalej lonżownik, karuzela. Po prawej stronie ogromna stajnia, za nią kolejna, równie duża. Po przeciwnej stronie wnosił się budynek, który mógł być prawdopodobnie stodołą, za którą znajdował się wybieg dla koni. W tamtym momencie pasło się kilka z nich, a w oddali widać było las.
Pani Asia zatrzymała samochód przy majestatycznej fontannie, przedstawiającą konia stającego dęba, konie w galopie i przeskakujące przeszkody. Żaden nie miał jeźdźca, czy chociażby siodła na grzbiecie.
Dziedziniec na którym staliśmy był naprawdę duży. Brukowana dróżka wiodła dalej, prowadząc nas do dwupiętrowej willi. A może dworku? W każdym razie, wyglądała cudownie, jakby mieszkał tam ktoś naprawdę bogaty. Drzwi i okna były w kolorze ciemnego brązu, a ściany były kremowe.
Byłam tak zajęta podziwianiem ogromu tego miejsca, że nie zauważyłam, kiedy podszedł do nas chłopak, mówiąc:
— Witam drogie panie!
— Janek? — w jego osobie rozpoznałam towarzysza bezimiennego półczłowieka na zawodach — Co tu...
— To ja, dobrze cię znów widzieć — uśmiechnął się.
— Ciebie też... poczekaj... co tu się dzieje? — zapytałam samą siebie.
— Ktoś na was czeka, zapraszam — chłopak wskazał ręką na duży dom.
Weszliśmy do środka. Ciemnobrązowe płytki były wyłożone na podłodze holu i korytarza, który prowadził do majestatycznych schodów, które zwężały się w połowie i rozchodziły na górze.
Byłam zszokowana przestronnością okrągłego pomieszczenia, w którym znajdowały się schody i kilka półek z pucharami i statuetkami. Poszliśmy w lewo, w kierunku kolejnego korytarza.
Ściana po naszej prawej była całkowicie przeszklona więc mogłam zobaczyć, że za domem znajduje się — o dziwo — nieduży ogród.
Po chwili staliśmy pod ciemnymi drzwiami. Blondyn zapukał i otworzył je przed nami, wpuszczając do przestronnego biura. Jedną ścianę całkowicie zajmowały półki z książkami.
Za biurkiem siedział mężczyzna w średnim wieku, wysoki i dość szczupły, jego ciemne włosy poprzetykane były siwymi, podobnie jak wąsy. Gestem ręki kazał nam usiąść na miękkich skórzanych fotelach.
— Bardzo się cieszę, że panie zgodziły się przyjechać. Miło mi cię poznać, Anastazjo.
Mężczyzna wyciągnął w moim kierunku rękę, lecz nie mogłam skojarzyć, kim on może być. Niezręczną sytuację przerwało pukanie. Kiedy odwróciłam się, dziękując Bogu, moja szczęka opadła niemal na podłogę. Właśnie przede mną stał trener reprezentacji Polski, we własnej osobie.
— Dzień dobry, jestem Mirosław To...
— Wiem, kim pan jest! — Zerwałam się z fotela, ściskając dłoń mężczyzny. — To zaszczyt pana poznać.
Mężczyzna uśmiechnął się ciepło i zapytał:
— Zapewne wiesz, co tu robisz, więc możemy zacząć?
— Pewnie, że możemy Ale... co zacząć?
— To właśnie twoja niespodzianka. Pan Tomczyk zaprosił cię na trening, by zobaczyć twoje umiejętności jeździeckie — powiedziała pani Asia.
Teraz mi to pani mówi?!
— Mam nadzieję, że jesteś gotowa. Za pół godziny chciałbym cię widzieć na parkurze drugim. Janek wskaże ci odpowiedniego konia. Przeszkody już są rozstawiane, będę czekać na miejscu — skinął głową w kierunku Janka i wyszedł.
— Nic nie rozumiem — szepnęłam, patrząc tępo w drzwi, za którymi przed chwilą zniknęła legenda polskiego jeździectwa.
— Nie martw się, masz spore szanse. Chodźmy, jeśli nie chcemy się spóźnić — powiedział Janek.
— Jakie szanse? Ktoś mi może wytłumaczyć, co tu się dzieje?
— Jak to jakie? Na dostanie się do reprezentacji, oczywiście. Nikt ci nie powiedział?
Zrobiło mi się słabo. Musiałam znów usiąść na fotelu, by nie znaleźć się na podłodze.
— Muszę się przewietrzyć — odparłam, dotykając dłonią czoła.
****
— Dalej w to nie wierzę. Wydaje mi się, że to jest albo słaby sen, albo dobry żart — powiedziałam, kiedy siedziałam na ławce w ogrodzie.
— Ani jedno, ani drugie. — Odparł Janek. — Widzieliśmy cię na zawodach. Masz świetną technikę jazdy.
— A Sandra? Ona przecież wygrała — powiedziałam, trzymając twarz w dłoniach.
— To temat na dłuższą rozmowę. Mamy dwadzieścia minut, a uwierz, nikt nie chce narazić się trenerowi.
— Czekaj... poczekaj... wiem... wiem, jejku, już wiem! Jak mogłam cię od razu nie poznać?! Jan Harast, zeszłoroczny mistrz Polski juniorów w WKKW!
Chłopak wybuchł śmiechem, wstając z ławki.
— Jan to zbyt oficjalnie. Jeśli ktoś się tak do mnie zwraca, to znaczy, że będę miał kłopoty — powiedział.
W duchu strzeliłam sobie facepalma. Gdzie ja miałam oczy?!
— Czas na nas, musisz jeszcze ubrać konia. Pomyślałem, że idealny będzie Tristan. Mam nadzieję, że nie czujesz się zestresowana, na nim jechałem na mistrzostwach województwa.
Z trudem zarejestrowałam to, co właśnie powiedział chłopak. Mimo tego wstałam i gotowa byłam na stawienie czoła wyzwaniu, które mi postawiono.
****
Janek poszedł zaprowadzić konia, a ja musiałam dobrać sobie kask.
Kiedy szłam zgodnie z instrukcjami zielonookiego, usłyszałam niewyraźny głos, dobiegający z jednego budynku. Wiedziona ciekawością, podeszłam do zamkniętych drzwi. Okno było umieszczone zbyt wysoko, bym mogła do niego dosięgnąć, nawet stojąc na palcach. Musiałabym wejść na beczkę, która stała opodal.
Przez jedno uchylone okno dobiegł mnie wyraźniejszy niski głos, który śpiewał:
— Kupię nóż... i powyżynam wszystkich w koło...
Przeszły mnie ciarki.
Nawet chciałam zeskoczyć z beczki i udać, że nic nie słyszałam.
Jednak ciekawość wygrała i zajrzałam przez okno. Otworzyłam szerzej oczy w zdumieniu.
Dookoła ujeżdżalni kłusował siwy koń, a na nim jakiś chłopak. Na środku stał męzczyzna, pewnie trener i podśpiewywał razem z jeźdźcem.
— Nie ładnie tak podglądać!
Stopa ześlizgnęła mi się z beczki i poleciałam prosto na tyłek. Upadłam na ziemię w ten sposób, że straciłam na chwilę oddech.
— Czemu mnie straszysz?! — zezłościłam się, czując jak moje obite pośladki będą dawać o sobie znać jeszcze jakiś czas.
Janek nie przestawał się śmiać.
— Już czas na ciebie. — Powiedział, łapiąc oddech. — Przepraszam, ale wyglądało to naprawdę zabawnie.
--------------------
Na początku: miniaturka jest zdjęciem KJK Szary Residence
BOOM
Pewnie wszyscy się spodziewali takiego zakończenia xd A w sumie, to dopiero początek
Mam do was JEDNO WAŻNE PYTANIE:
ZBLIŻAJĄ SIĘ ŚWIĘTA - MAM NAPISAĆ TU JAKIŚ SPESZJAL Z TEJ OKAZJI? CZY MAM POCZEKAĆ AŻ SIERPIEŃ ZMIENI SIĘ W GRUDZIEŃ?
Wszelkie propozycje mile widziane ^^ i wybaczcie za caps locka, chciałam żeby to zwróciło Waszą uwagę ^^
PISZCZE
<3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top