LXXXV
Nie przesłyszałam się. Upewniło mnie tylko jedno ciepłe spojrzenie szarych i czystych jak łzy oczu mojego towarzysza, który patrzył na mnie zachęcająco. Jego lewy kącik ust uniósł się w górę, a ja analizowałam w głowie wypowiedziane przed chwilą słowa.
— Nie uwierzysz, jaką to daje magiczną siłę. Od razu poczujesz się lepiej, spróbuj.
— Mówisz poważnie? — potrzebowałam werbalnego potwierdzenia.
— Jestem śmiertelnie poważny. Nie dasz rady chować długo urazy, a to też nie przyniesie żadnej korzyści. Po co się męczyć?
Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi od szarookiego. Byłam na sto procent pewna, że to co dzisiaj rano powiedziała mi Lilka odnosi się do każdego klubowicza, bo wszyscy wiemy, jakie relacje łączą nas z Hercem, ale...
— Poza tym... Każdy zasługuje na drugą szansę, nie? — Brzeziński wyszczerzył zęby w uśmiechu, a blask księżyca wreszcie oświetlił nasze twarze.
Spojrzałam na jego nadgarstek, na której nosił bransoletkę ode mnie. Podeszłam bliżej i ujęłam go za rękę, by dokładnie się przyjrzeć grawerowi. Z tej odległości doskonale widziałam napis póki oddycham, nie tracę nadziei. Uśmiechnęłam się, przypominając sobie naszą historię, nasze lepsze i gorsze chwile, a mimo to...
Nagle Brzeziński odwrócił się i ruszył dalej w las, a ja zdezorientowana pobiegłam za nim, zapominając o wątpliwej sile moich mięśni. Musiałam złapać go za ramię, by nie paść jak długa pod jego nogami, ale to i tak nic w porównaniu z tym, co będzie jutro.
— Jeśli nikt cię nie goni, to po co uciekasz? — zapytałam, krzywiąc się, czując mrowienie w stopie.
— To dobre pytanie, mała — chłopak znów odwrócił twarz w stronę lasu i ruszył przed siebie.
Przewróciłam oczami, korzystając z chwili, że Olek tego nie widzi.
Nie rozważałam możliwości odnowienia relacji z Wiktorem, z miejsca go skreśliłam przez ten jeden incydent. Jednak im dłużej się nad tym zastanawiałam, tym bardziej wydawało mi się to dobrym rozwiązaniem. Zaśmiałam się krótko, co zwróciło uwagę szarookiego.
— Co cię tak bawi?
— Nic takiego, chyba mi ulżyło — odpowiedziałam zgodnie z prawdą. — Ty znowu miałeś rację. A ja wciąż jestem głupia.
— Dobrze, że pewne rzeczy nigdy się nie zmieniają — dla odmiany Olek uśmiechnął się do mnie szeroko, a ja szturchnęłam go żartobliwie w ramię.
****
— Wreszcie widzę jakieś postępy w twojej jeździe — słowa pana Fabiana były najlepszym, co mogło mnie spotkać na zakończenie treningu. — Strasznie długo to trwało...
— Wiem o tym, ale grunt, że idziemy w dobrą stronę — odparłam, gładząc Dragona po szyi.
— Mam nadzieję, że tak już zostanie. Cierpliwości mi braknie na waszą parę. Wpędzisz mnie do grobu, Anastazja — mężczyzna pokręcił głową z rozbawieniem i gestem ręki wskazał mi drogę do stajni.
Prowadząc wałacha do jego boksu nie mogłam powstrzymać głupkowatego uśmiechu. Świadomość mojej decyzji i zbliżającego się spotkania z Wiktorem napawała mnie olbrzymimi pokładami optymizmu, nikt nie był w stanie zepsuć mi humoru.
Kiedy Dragon już stał spokojnie w boksie, zatrzymałam się obok niego, by móc popatrzeć na jego końską urodę.
Ciągle nie mogę uwierzyć, że moja historia potoczyła się właśnie w ten sposób.Nieczęsto się nad tym zastanawiałam. Nie miałam odwagi przeanalizować wszystkich wydarzeń od samego początku aż do teraz, w obawie, że odkryję coś, co zmieni mój światopogląd. A może jednak to byłoby mi potrzebne? Interpretacja nie była moją mocną stroną, ale...
— Sterczysz tutaj jak nie powiem co i gdzie — dobiegł mnie głos Olka.
— Ale znawca — rzucił z żartobliwym przekąsem Janek, szczerząc się to do chłopaka, to do mnie.
— Czemu zawdzięczam to spotkanie? — zapytałam, odwracając się do towarzyszy.
— Przypadkowi — mruknął Brzeziński. — Nie ja muszę włazić komuś pod nogi, żeby mnie zauważył.
Teatralnie przewróciłam oczami, jednocześnie kończąc rozmowę z szarookim. Uśmiechnęłam się do Janka, który bierze udział w kolejnych prestiżowych zawodach z następny piątek. Miałam w planach kibicować mu przez całe trzy dni i nic, ani nikt nie może stanąć mi na przeszkodzie. W końcu chętnie podejrzę blondyna w akcji, bo nigdy nie miałam okazji podziwiać jego jazdy na żywo.
Spojrzałam na wyświetlacz telefonu i stwierdziłam, że mam jeszcze trochę czasu, zanim spotkam się z Wiktorem. Postanowiłam, że posiedzę razem z innymi członkami klubu w podziemiach bazy, czyli tego ciasnego pomieszczenia w którym doskonaliłam swoją kulawą umiejętność gry w bilarda.
Ciągle nie mogłam wygrać z Karolem, ale każda chwila, której nie poświęcałam na treningi była dla mnie odprężająca. Miło było odetchnąć i spędzić czas z ludźmi, z którymi mogę się dobrze bawić. Przez te kilka miesięcy zrozumiałam, że nie tylko ciężka praca się liczy, warto też sobie odpocząć, więc taki jest mój aktualny plan.
****
— Anastazja, nie chciałabyś spędzić wakacji u wujka Johna? — zapytała mnie mama, kiedy jadłam obiad.
Podniosłam na nią wzrok i zastanowiłam się przez chwilę. W zeszłe wakacje oddałabym wszystko, żeby tam wrócić, ale teraz... Kiedy już jako tako odnalazłam swoje miejsce w klubie, przywykłam do codziennej rutyny i poznałam kilku wartościowych ludzi... Muszę się porządnie zastanowić nad tą propozycją, bo jest kusząca, to fakt.
— W sumie tydzień wolnego dobrze by mi zrobił — odparłam, wracając do jedzenia.
— Chodziło mi bardziej o całe wakacje, na tydzień nawet nie opłaca się tam lecieć. Na pewno wujek byłby ci wdzięczny, jemu zawsze przyda się pomoc.
Wbiłam wzrok w talerz, starając się podjąć jakąś sensowną decyzję, ale nie byłam w stanie zadecydować jednogłośnie. Potrzebuję trochę czasu, nawet żeby rozeznać się co czeka mnie w wakacje w klubie.
— A co u nich słychać? — zapytałam.
— Wujek jest bardzo zadowolony, bo w tym roku sprzedał wiele koni. Biznes mu się kręci, nie ma co. Oczywiście kazał mi przekazać, że prędzej umrze niż sprzeda twojego ukochanego Bezzy'ego.
Odetchnęłam z ulgą. Mimo że teraz miałam Dragona, to nigdy nie zapomniałam o moim australijskim towarzyszu. Nocami zastanawiałam się, czy wszystko u niego dobrze, czy nie choruje. Wiem jednak, że mogę liczyć na Maxa, czyli mojego kochanego kuzyna, który z całą pewnością dba o Bezzy'ego jak o własne dziecko.
— Liczy na ciebie w tym roku — mama spojrzała mi w oczy, posyłając delikatny uśmiech.
— Jeszcze nie wiem, czy dam radę — powiedziałam. — Nie zrozum mnie źle, ale powinnam się skupić na zawodach i, sama rozumiesz, nie mogę sobie pozwolić na takie przerwy. A teraz idzie nam coraz lepiej! Żebyś widziała, jak ostatnio z Dragonem fruwaliśmy nad przeszkodami! Nie mogłabym tego teraz przerwać.
— Rozumiem cię — odparła spokojnie kobieta, ale jej mina nie była już wesoła. — Nie będę ci nic narzucać. Ty zdecydujesz, co jest dla ciebie ważniejsze, tylko pamiętaj, że trzeba wcześniej wujkowi dać znać, okej?
— Zdecyduję do końca tygodnia.
-----------------------------------
Witam! Co u Was słychać? Ciepło, no nie?
Staram się już regularnie wstawiać rozdziały, dziś mija 7 dni od poprzedniego, chyba nie jest tak źle
Co zrobilibyście na miejscu Anastazji? Wybrali rodzinę, czy raczej karierę sportową? I jak przebiegnie spotkanie z Wiktorem? Co sądzicie??
Czekam na spamy komentarzy i konstruktywną krytykę, gdyż jestem tylko człowiekiem i też popełniam błędy, jak my wszyscy
Nie rozpuśćcie się! Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top