LIII

Był późny wieczór.

Dzisiejszą noc muszę spędzić w bazie, bo moi rodzice pracują do późna. Normalnie była bym zadowolona z takiego wyjścia, ale nie tym razem. Szczególnie, że w sali konferencyjnej trwała jakaś dziwna schadzka moich klubowych towarzyszy i ich znajomych. Oczywiście nie miałabym do tego nic, gdyby nie irytujący szczebiot wyperfumowanych dziewczyn, ubranych w obcisłe topy z dekoltami odsłaniającymi pępki. 

 Mieszanina zapachów przyprawiła mnie o mdłości, więc postanowiłam się przewietrzyć. Zeszłam ze schodów przy akompaniamencie stłumionego ostrego basu i założyłam na siebie pierwszą lepszą kurtkę. W przedpokoju o mały włos nie zderzyłam się z Brzezińskim.

— Śliczną szminkę masz na kołnierzyku — powiedziałam beznamiętnie, nie wiedząc co w tej sytuacji mogę powiedzieć.

 — Dziękuję — odparł z uśmiechem. — To jedna z moich ulubionych. 

 — Dobrze wiedzieć.

 — Do twarzy by ci było z takim kolorem. 

 — Nie testuję cudzych szminek, szczególnie na kołnierzykach należących do takich jak ty. 

 — Jeszcze powiedz, że znasz drugiego takiego, chętnie go poznam. 

 — Jak na razie pobiłeś wszystko co najgorsze. 

 — Ale  już go przecież znamy. — Szarooki dotknął dłonią czoła. — Nie kojarzysz takiego jednego... Kropka w kropkę ja, a nawet dwa razy gorszy. Serio, nie znasz? Jak on się... A, no tak. Wiktor. — powiedział, a jego głos wypowiadający imię mojego przyjaciela aż ociekał jadem.

 Gdyby to było możliwe już dawno umarłabym od tej trucizny. Od tej toksyczne relacji, która rozwinęła się między nami. Co miałam w tej sytuacji zrobić? Błagać o wybaczenie?

Chłopak tylko uśmiechnął się kącikiem ust. Po chwili do holu wpadła jakaś blondynka, trzymając w dłoniach dwie szklanki z jakimś alkoholem. Jej długie tipsy zastukały w szkło, kiedy mnie zobaczyła. Usta miała pomalowane szminką o tym samym odcieniu co ta na koszulce Brzezińskiego. Chłopak odebrał od dziewczyny alkohol i wszedł z nią w głąb bazy. Patrzyłam, jak dziewczyna kręci wielkim tyłkiem przed Aleksandrem i wypina do przodu klatkę piersiową, jakby chciała pokazać całemu światu swoje piersi. Ilość materiału na jej ciele ograniczała się do minimum, ale braki w ubiorze nadrabiała makijażem. 

 Dlaczego faceci lecą na takie pustaki? — pomyślałam. — A co mnie to w ogóle obchodzi?

 Wyszłam na chłodne powietrze i odetchnęłam głęboko chłodnym październikowym powietrzem. To co się tutaj wyprawia pod nieobecność dyrektora to jakaś kpina. Nawet miałam obawy przed powrotem do bazy. Przecież nie chciałam nikomu przeszkodzić w jakiejś konkretnej czynności.

 Westchnęłam cicho i skierowałam kroki w stronę stajni. Nieśpiesznie pokonałam dystans od schodów do boksu Dragona. Oparłam się o drzwi i patrzyłam, jak wałach przeżuwa siano. Podniósł łeb, chcąc sprawdzić, kto go obserwuje, jednak niezainteresowany wrócił do jedzenia.

Podparłam głowę dłonią, próbując nie myśleć o Brzezińskim.

****

— Jak ci minęła noc? — zapytałam następnego dnia, kiedy rankiem ujrzałam go w siodlarni.

 — A co ci do mojej nocy? — odparł, wypinając wędzidło z ogłowia.

 — Chciałam wiedzieć, czy się wyspałeś. 

 — Nie jestem głupi, mała. Jeśli chcesz... 

 — A ja nie jestem łatwa.

 — Przecież tego nie powiedziałem — odwrócił się do mnie, uśmiechając się cwaniacko. 

 — A Bóg wie, co ty tam sobie pomyślałeś. 

 — Oj, nawet Bóg nie chciałby tego wiedzieć. Ale ty mogłabyś. 

 — Spadaj. 

 — Przecież to nie byłby pierwszy raz, w którym wylądowalibyśmy w jednym łóżku — wyszczerzył zęby w uśmiechu, który przypominał mi o tamtej nocy.

 — Gdybym wiedziała...

 —...to poszłabym do Wiktora, który przytuliłby mnie i traktował jak księżniczkę aż do końca naszych dni — mrugnął do mnie prawym okiem. 

 — I wcale bym tego nie żałowała.

 — Oczywiście. Wcale byś tego nie żałowała. Anastazja. Wiktor. Anastazja i Wiktor. Wiktor i Anastazja. Brzmi całkiem nieźle. Anastazja Nowakowska. Myślałaś nad zostaniem przy panieńskim? Chyba brzmiałoby lepiej. Chociaż są lepsze nazwiska. 

 — Na przykład jakie? 

 — Na przykład moje. 

 Podrzucając wędzidło w ręce, minął mnie i odszedł, a ja nie miałam ochoty kontynuować z nim tej bezsensownej rozmowy. Wzięłam zieloną skrzynkę z zamiarem wyczyszczenia Dragona, ale spotkałam się z zamkniętymi drzwiami do drugiego pomieszczenia. Nacisnęłam klamkę jeszcze raz, by mieć pewność, że bez klucza nie wejdę do środka.

Ten dupek nie da mi spokoju... 

Wyjrzałam na korytarz. Olek akurat rozmawiał o czymś ze stajennym, więc skorzystałam z okazji i stanęłam za szarookim, czekając na odpowiednią chwilę. Wiedziałam, że szarooki zdaje sobie sprawę, że jestem tuż za nim, lecz celowo nie zwraca na mnie uwagi. Spojrzałam na zegarek w telefonie. Miałam piętnaście minut do treningu, a z doświadczenia wiem, że nie należy się spóźniać na lekcje z panem Fabianem, zmusiłam się do ostateczności.

Z lekką obawą zaczęłam pukać palcem w ramię Olka, czekając na reakcję. W końcu zirytowany Brzeziński odwrócił się do mnie gwałtownie, a iskry w jego oczach nie wróżyły nic dobrego.

 — Czego?

 — Chcę klucze do siodlarni.

 — A ja żebyś dała mi spokój.

  — Słuchaj, jak się nie przygotuję, to trener mnie zabije.

Chłopak pokiwał głową, a jego wyraz twarzy się zmienił.

  — Więc to bardzo poważna sprawa.

 — Bardzo.

  — I będziesz miała bardzo duże kłopoty.

 — Bardzo.

  — Szkoda, że ja mam na to tak bardzo wyjebane.

Odwrócił się i odszedł, a ja stałam osłupiała w miejscu. Ocknęłam się, kiedy Janek klepnął mnie w ramię i kazał iść za nim, bo jemu też są potrzebne klucze. Nie drążyłam tematu, tylko pobiegłam za Olkiem. Dostanę to, co chcę, choćbym miała włamać się do jego pokoju, obiecuję, że dostanę te cholerne klucze.

  — Masz prawo być na mnie zły, zachowałam się wobec ciebie jak suka i wiem, że to było nie fair. Rozumiem wszystko, ale naprawdę zależy mi na czasie i błagam cię, daj mi klucze, żebym ja i Janek mogli zabrać swoje rzeczy. Ty mnie w ogóle słuchasz?

 — Gdybym nie słuchał to by mnie to nie wkurwiało— odparł ostro, rzucając mi krótkie spojrzenie.

Szczególnie nie lubiłam, kiedy Aleksander przeklinał. Czułam się wtedy jak mała dziewczynka, która boi się, że zaraz ktoś ją uderzy. Skuliłam się w sobie, wtedy szarooki nie patrząc na mnie włożył rękę do kieszeni bluzy i wyjął z nich trzy klucze połączone breloczkiem w kształcie strzemienia.

Szybkim gestem wręczył mi klucze, ale jego chłodne palce otarły się o moją dłoń. Podniosłam wzrok na chłopaka, który również wpatrywał się we mnie. Spojrzałam znów na klucze i z powrotem na Olka.

 — Trener cię zabije.

 — N-no tak...

Odeszłam, nie odwracając się.











-------------------------------------

Dobry wieczór

Ostatnio zauważyłam tendencję do coraz większych poślizgów w publikowaniu rozdziałów. Nie wiem, czemu tak jest, ale postaram się nad tym zapanować.

Jest październik, a czuję się tak, jakby był marzec, chociaż z coraz większą niecierpliwością oczekuję świąt Bożego Narodzenia, a co za tym idzie (kto wie?)  — świątecznego maratoniku. 

Nawet ja myślałam, że nastąpił przełom i Anastazja przeprosi Olka. A tu bang, nie. Swoją drogą Olek też nie za specjalnie chce rozmowy z dziewczyną. Co tu się podziało...

Jak zwykle czekam na Wasze komentarze <3

Miłego tygodnia~~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top