XXIV
- Ten koń rusza się pod tobą jak gówno!
- Gówno się nie rusza! - odkrzyknęłam, starając się zignorować kpiące spojrzenia Idy.
- No właśnie! Od czego masz te łydki?! Przyłóż je! No mocniej! Włóż w to trochę serca!
- Staram się!
- Jak widać za mało.
To był nasz drugi wspólny trening, który na nieszczęście prowadził Brzeziński. Podczas pierwszego było naprawdę przyjemnie, Jaś korygował nasze błędy z epickim spokojem. Od zawsze ujeżdżenie było moją słabą stroną, ale z Aleksandrem będzie jeszcze gorszą.
- Wszyscy do stępa!
Był ciepły sierpniowy dzień. Byłby piękny, gdyby nie trening z Brzezińskim. Znowu to nie byłoby takie złe, gdyby chłopak był milszy, albo w ogóle go nie było. Ja jednak wierzę, że jeśli chce, to potrafi być uprzejmy. Mimo że znam go już jakiś czas, to nic się nie zmieniło - dalej jest moim idolem i ciągle będzie.
- Okej, wszyscy skracają strzemiona o dwie dziurki!
Czym prędzej wykonałam polecenie, nie chcąc zwócić na siebie uwagi czujnego Aleksandra.
- I zaczynamy anglezować, raz! - wzrok chłopaka padł na Antka, który nie mógł poradzić sobie ze strzemionami.
Myślałam, że rozpęta się istna burza z piorunami, jednak szarooki podszedł do skarogniadego konia chłopaka i pomógł Antkowi wyregulować puśliska. Poklepał konia po szyi i po chwili całą piątką anglezowaliśmy dookoła maneżu.
- W tym ćwiczeniu musi być energia, złapcie rytm i nie zmieniajcie tempa. Po ośmiu krokach przestańcie anglezować i robicie półsiad. Po ośmiu krokach znowu zaczynacie anglezowanie i tak dalej.
Szło mi bardzo dobrze, wykonywałam polecenia zgodnie z tym, co powiedział Aleksander.
- To zaczyna się robić nudne... - powiedziała Ida, utrzymując półsiad. - Po co mam to robić? Jestem z ujeżdżenia...
- Mówiłem wczoraj, że nie trenujecie tylko pod swoje dyscypliny. To, że jesteś ujeżdżeniowcem to nie znaczy, że masz nie umieć półsiadu.
Po kilku chwilach zaczęłam odczuwać ból mięśni nóg. Coraz trudniej przychodziło mi wykonywanie ćwiczenia i zaczynałam chwiać się na boki. Inni też walczyli z tym samym problemem co ja, a Brzeziński patrzył na to wszystko ze środku maneżu. Po kilku minutach moje nogi zupełnie odmówiły mi posłuszeństwa i klepałam tyłkiem w siodło.
- Do stępa!- Z ulgą wykonałam to polecenie. - To będzie koniec na dziś. Wyciągnęliście jakiś wniosek po treningu?
- Gówno się nie rusza! - odpowiedział Antek, wprawiając cały zastęp w śmiech. Nawet lewy kącik ust Brzezińskiego uniósł się w uśmiechu.
- Gdyby się ruszało, lepiej idź z tym do lekarza. A poza anomaliami gastrycznymi coś wam przychodzi na myśl?
Zastanowiłam się, jednak nie dane było mi odpowiedzieć, bo w słowo weszła mi Ida:
- Anastazja ma słabe nogi.
Zgromiłam ją spojrzeniem tak gwałtownym, że niemal nie spadła ze swojego lalusiowatego przerośniętego kucyka.
- Mięśnie nóg są podstawą w jeździe konnej. Nie możecie skupić się tylko na ćwiczeniach w siodle, tylko musicie, naprawdę musicie wzmacniać swoje ciało. Szczególnie jeśli chodzi o nogi, bo na tym opiera się dynamika i kontrola konia. Zrozumiano?
Dalej czułam chęć zemsty na Idzie za te kompromitujące słowa. Nie tylko ja miałam problem z ćwiczeniem, ona także. Nie moja wina, że dostałam takiego twardego konia. Nawet gdybym wycisnęła z niego wszystkie soki, to i tak nie poszedłby w galop.
- Na pierwszym piętrze znajduje się siłownia, zachęcam do zajrzenia. Rozstępujcie konie, wstawcie do boksów i wyczyśćcie. Dziękuję za trening.
****
Odłożyłam siodło na stojak obok boksu Faila. Z jednej strony rozumiem to imię, bo zagalopowanie na tym gniadoszu to kompletny fail.
Opłukiwałam wędzidło wodą, kiedy wystraszył mnie głos Brzezińskiego:
- Masz bardzo niespokojne ręce.
- Stwierdziłeś to po tym, jak myję wędzidło? - zapytałam urażona.
- To akurat wychodzi ci całkiem znośnie. Jest pewne ćwiczenie... Masz być gotowa o siedemnastej, Janek będzie na ciebie czekał przed fontanną, tylko bądź punktualnie.
Przeszedł mnie dreszcz, kiedy pomyślałam o kolejnym treningu z Aleksandrem.
Strząsnęłam krople wody z kiełzna i odwiesiłam na właściwe miejsce. Kiedy założyłam pokrowiec na siodło, odniosłam je do siodlarni.
Stwierdziłam, że krótki spacer dobrze zrobi moim mięśniom nóg i rozpoczęłam przechadzkę po stajennym korytarzu. Sierpniowe słońce wpadało przez duże okna, padając na czystą podłogę, tym samym przywołując wspomnienia stajni pani Asi.
Szłam niekończącym się korytarzem, aż moim oczom ukazała się olbrzymia błękitna paka jeździecka, zza której wyszła dziewczyna jeszcze niższa ode mnie. W ręce trzymała złożoną derkę i ochraniacze. Spojrzała na mnie, odsunęła szufladę i zaczęła układać akcesoria. Przywitałam się grzecznie, widząc w dziewczynie dobrą towarzyszkę.
- Jestem Zuza, miło mi cię poznać. Słyszałam, że nieźle skaczesz. Cieszę się, że wreszcie jest tutaj ktoś nowy z sekcji skoków - powiedziała i domknęła szufladę.
- Nie było nikogo wcześniej? - zapytałam zdziwiona.
- No, niby byli, ale tak naprawdę to byli żeby być. Równie dobrze mogło by ich nie być.
Zaśmiałam się na słowa czarnowłosej.
- Ponad połowa ludzkości na świecie żyje bez żadnego celu - odpowiedziałam. - Trzeba do tego przywyknąć.
- Tak, czasami to strasznie irytuje. Mam za kilka minut trening, do zobaczenia! - Zuza posłała mi łagodny uśmiech i odeszła.
99,9% ludzi w tym Ośrodku to przemili, przecudowni, przesłodcy przedstawiciele rasy Homo Sapiens.
Pozostała część to Aleksander.
Przed wejściem do stajni wpadłam na Jasia, który trzymał w rękach stos testerów farb do mojego pokoju.
- Tu jesteś, chodź, zdecydujesz, który kolor jest najlepszy. Wziąłem wszystkie możliwe próbki, aż pracownicy sklepu się na mnie dziwnie patrzyli.
****
- Podoba mi się ten bajkowy róż.
- A ten wrzosowy ro... rodonit?
- To znaczy?
- Fioletowy - zaśmiał się Janek, patrząc na opakowanie. - Albo kandyzowana żurawina.
- Nie, kandyzowana żurawina jest zbyt kandyzowana, a różany zapach jest z deka śmierdzący.
- Jak sądzisz, czy to jest malinowa alcantra? - Janek wskazał na kolor. - Bo dla mnie to jest bardziej jagodowa.
- Jedyny kolor, który potrafię rozpoznac po nazwie, to czarny. Chociaż nie chcę go w pokoju - powiedziałam. - Zostaję przy bajkowym różu i... nie wiem jak nazywał się ten kolor, ale to był taki ładny szary. - Rozejrzałam się w poszukiwaniu opakowania.
- Wiem o co chodzi. Znajdę go w sklepie, możesz na mnie polegać - zaśmiał się. - A teraz wartko, trening czeka!
****
Poszliśmy po żwirowej ścieżce za dom i dalej w kierunku lasu. Szliśmy obok siebie po szerokiej ścieżce, wdychając zapach sosen i patrząc w korony drzew. Janek opowiadał mi o swoim rodzinnym domu, mieszczącego się daleko od centrum Zakopanego.
- Jako dzieciak chodziłem z tatą po halach. Patrzyliśmy razem w niebo, a on pokazywał mi różne kształty chmur. W co drugiej widział owce, reszta to była barany - śmiał się na to wspomnienie.
- Żałujesz, że wyjechałeś? - zapytałam.
- Na początku było mi ciężko, ale nie chciałem rezygnować z jeździectwa, by paść owce w Tatrach. Tęsknię za tym gryzącym dymem, kiedy robiliśmy oscypki ale chcę spełnić marzenia, żeby pokazać rodzicom, że było warto.
- Myślałam, że jesteś tu tylko przez czas wakacji - odpowiedziałam.
- Nie, miaszkam tutaj przez większość roku szkolnego. Mam taki układ z dyrektorem naszej szkoły, że za oscypek mogę spać w internacie. Widzisz, oscypkiem da się załatwić wszystko.
- Nie dziwię się, jest naprawdę pyszny - odpowiedziałam.
- Kiedyś pojedziemy do Zakopanego, obiecuję. Musisz zobaczyć Morskie Oko, wszyscy powinni to widzieć - Janek uśmiechnął się do mnie.
Wtedy wyszliśmy z lasu i naszym oczom ukazał się mały drewniany domek z podwórkiem. Na jego środku stał już Brzeziński i rozmawiał z jakimś starszym mężczyzną. Podeszliśmy do nich i przywitaliśmy się.
- To jest właśnie Anastazja - szarooki wskazał na mnie.
- Dziewczyna z niespokojnymi rękami? Miło mi cię poznać - pan wyciągnął do mnie pomarszczoną dłoń i uśmiechnął się.
- Bierzmy się do pracy - wtrącił Janek i poszliśmy w stronę stosu drewna.
****
Spojrzałam sceptycznie na siekierę wbitą w pieniek.
- Chyba nie mówisz poważnie...
- A wyglądam, jakbym żartował? - zapytał Olek, na co Janek uśmiechnął się, mówiąc:
- Nawet jeśli żartujesz, wyglądasz jakbyś nie żartował.
- Dziękuję, Jasiu - szarooki zwrócił się do blondyna, którego uśmiech powiększył się jeszcze bardziej.
- Czyli mam rąbać drzewo. I to ma mi pomóc ustabilizować ręce?
Obaj w tym samym czasie kiwnęli głowami.
Rozejrzałam się dookoła.
Dom wznosił się na niewielkim wzgórzu, którego południowe zbocze było porośnięte lasem iglastym. Posesja nie była duża. Jej granice wyznaczał drewniany płot i rabaty kwiatów. Na środku placu stała studnia, a trochę dalej niewielka stajnia. Na łące po mojej lewej stronie pasły się trzy konie. Okolica była naprawdę śliczna.
Aż po prostu chciało się rąbać drzewo.
---------------
Rozdział zawiera lokowanie produktu: Wszystkie kolory oprócz wrzosowego rodonitu istnieją w palecie farb Decoral, wrzosowy rodonit to Magnat.
Boom! Niespodzianka!
Przychodzę do Was z nowym rozdziałem w ten niedzielny wieczór. Kto oglądał skoki narciarskie?
A co do rozdziału, spodziewaliście się takiego treningu na niespokojne ręce? Ktoś ma jakieś sprawdzone metody treningowe? Jeśli tak, podzielcie się ze mną na priv!
Następna rzecz: Ma ktoś takie magiczne umiejętności tworzenia zwiastunów? xD Jeśli taka osoba jest wśród nas, proszę o kontakt <3
I kolejna niespodzianka na lepszy tydzień: Czarne Wstążki są... uwaga... 2 w kategorii Przygodowe! Cieszę się niezmiernie, dziękuję Wam, moje Wstążeczki kochane, ten rozdział jest dedykowany wszystkim czytelniczkom i jedynemu czytelnikowi, który często się nie pojawia, ale widzę jego obecność!
Dziękuję za uwagę i życzę znośnego poniedziałku <3
~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top