XXI

Tata wyciągnął dwie walizki pełne ubrań z bagażnika samochodu. Miałam jeszcze plecak, ale własny kask wzięłam do ręki, bo nigdzie nie było dla niego miejsca. Podobna sytuacja była z palcatem.

— I to są tylko ubrania do treningów? — zapytał tata, nie dowierzając.

Nie odpowiedziałam. Moją uwagę przyciągnął trening skokowy Lilki. Jej gniada klacz wydawała się lecieć nad podłożem, jakby wysokie przeszkody nie stanowiły dla niej trudności. Obie prezentowały się naprawdę profesjonalnie. Wtedy w mojej głowie zaświtała jedna myśl:

"A ja jak wyglądam podczas skoków?"

— Niesamowicie duży ten ośrodek — moje rozmyślania przerwał głos mamy, która obracała się wokół własnej osi, jakby chciała zobaczyć wszystko na raz.

Nie mogłam się z nią nie zgodzić.

Na środku dziedzińca stała kamienna fontanna, o której już wcześniej wspominałam. Szary bruk był wyłożony od bramy wjazdowej do schodów, prowadzących do ogromnego domu, jednak tuż przy biało-brązowych ścianach budynków posadzone były krzewy czerwonych róż. Wcześniej ich nie zauważyłam przez emocje i wydarzenia, które całkowicie odciągnęły moją uwagę od otoczenia.

Dookoła ośrodka wznosiło się całkiem dużo drzew, a za stajniami znajdował się ogromny padok, na którym pasły się konie.

Spojrzałam na jedną z wielu ławek, na której dwa dni temu siedziałam razem z Lilką. Właśnie wtedy dowiedziałam się, że dostałam się do klubu, a sto tysięcy złotych zostało przelane na konto pani Asi, która omal nie zemdlała.

Brązowe wrota stajen były otwarte na oścież, wkrótce wyszedł z nich Aleksander, a ja zapragnęłam stamtąd uciec.

Ubrany był w bordową koszulkę z czterema guzikami pod szyją— z których dwa były rozpięte — i czarne dżinsy. Na lewej ręce widniał gips, co przypomniało mi o wydarzeniach sprzed kilku dni.

Podszedł do nas i wyciągnął prawą dłoń, witając się z moimi rodzicami.

— Dyrektor chciałby się z państwem zobaczyć, proszę za mną — nie mogłam uwierzyć, że kąciki jego ust podniosły się o jakieś dwa milimetry, kiedy to mówił.

Poszłam za nimi, nie wiedząc co robić.

Jednak Aleksander zamknął drzwi przede mną i spojrzał krzywo na moją osobę.

— Ty nie wchodzisz.

Zirytowana obróciłam głowę w jego stronę.

— Nie zauważyłam...

— Mam pokazać ci twój pokój.

Zaczął kierować się do wyjścia, a ja starałam się pozbyć irytacji.

— Wyjeżdżasz na rok? — Zapytał, patrząc na walizki. — Czy może na dwa?

— To jeździeckie ubrania... — Przerwałam, patrząc jak zakłada sobie mój plecak na ramię i chwyta obiema rękami za rączki walizek. — Nie powinieneś niczego nosić, ja to wezmę.

— Nie jestem kaleką — syknął.

— Ja też nie!

Przez ograniczoną zdolność manualną w jego ręce byłam w stanie zabrać mu walizkę, chociaż nie przyszło mi to bez wysiłku. Bagaż nie był lekki, ale nie chcę by Brzeziński nabawił się gorszej kontuzji przez swoją idiotyczną upartość.

Im bliżej domu byłam, tym coraz bardziej dostrzegałam ogrom ośrodka, chociaż wiedziałam, że nie należy do tych chociażby dużych.

Po mojej lewej stronie od bruku odchodziła ziemista ścieżka, która wiodła prawdopodobnie do lasu, rosnącego za domem. Po prawej stronie była wysypana białym żwirem, lecz nie miałam koncepcji gdzie może prowadzić.

Weszłam po trzech schodkach z białego kamienia i stanęłam naprzeciwko brązowych drzwi.

— Możesz wejść, chyba że czekasz na lokaja. — Dobiegł mnie głos szarookiego. — Muszę cię zawieść, nie mamy tutaj takiego, drzwi otwieramy sami.

Nie skomentowałam wypowiedzi Brzezińskiego, tylko energicznie nacisnęłam klamkę. Miałam wielką ochotę zatrzasnąć drzwi tuż przed chłopakiem, ale nie miałam sumienia łamać mu nosa. Jeszcze będę miała okazję, pewnie nie jedną.

Okrągły salon znowu urzekł mnie swoją urodą, lecz nie zatrzymywałam się, czując obecność szarookiego za moimi plecami.

Wspięliśmy się po schodach na drugie piętro i znaleźliśmy się w równie okrągłym, lecz dużo mniejszym, połowicznie oszklonym przedsionku. Z niego odchodziły trzy korytarze, z czego środkowy był najszerszy.

Przeszliśmy przez próg. Podłoga była wyłożona brązowym drewnem, podobnie jak przedsionek.

Wszystkich pokoi było koło szesnastu, mój znajdował się mniej więcej w połowie, po lewej stronie. Z podekscytowaniem nacisnęłam klamkę eleganckich drzwi i zamarłam.

Podłoga była wyłożona jasnym drewnem. Okna były duże, lecz bez zasłon. Pod jedną z niepomalowanych ścian stały dwa białe krzesła.

I to wszystko.

— Spodziewałaś się pokoju księżniczki? Czy może arystokratki? — Aleksander stał w korytarzu.

— Spodziewałam się chociażby łóżka — odwróciłam się w jego stronę.

— Na taki luksus musisz sobie zapracować. Do tego czasu będziesz spała u Lilki. — spojrzał na mnie nagląco. — No chyba, że wolisz spać u Janka.

Moje policzki były bordowe, kiedy wyszłam na korytarz. Chciałam mu się odgryźć, lecz nic nie przychodziło mi do głowy. Nie pomagało też to jego przeszywające spojrzenie, więc po prostu milczałam.

Pokojem Lilki okazało się pomieszczenie obok mojego. Nie wiedziałam czy się cieszyć, czy raczej zacząć martwić.

Weszłam do środka i przeżyłam szok.

Sypialnia blondynki była pokojem małej dziewczynki i emo w jednym. Przeważał kolor różowy. Nawet czaszka na czarnej pościeli była w tym kolorze. Nie potrafiłam określić koloru mebli, bo niemal ich nie dostrzegłam. Pomieszczenie było zagracone. Wszędzie były słodko-depresyjne poduszki. Dwa kocyki z dużymi tęczowymi jednorożcami przykrywały fotele, które stały przy stoliku zasypanym książkami. Podobna sytuacja była z biurkiem.

Jedynym miejscem na którym panował prawie-porządek była różowa toaletka. Dookoła lustra wisiały białe lampeczki, na blacie leżało sporo kosmetyków i czarna skrzyneczka.

Oderwałam wzrok od szminki w kolorze "Hot Plum" i kontynuowałam wzrokową eksplorację pokoju.

Zaciekawił mnie napis nad łóżkiem:

"Niech smutek będzie dla nas kiedyś miłym wspomnieniem...

William S"

Uśmiechnęłam się mimowolnie. Pokój był przytłaczający, jednak Lilka jest jedną z bardziej otwartych osób jakich znam.

— Czy to nie jest niepokojące? — wskazałam na chwiejne litery widniejące na ścianie.

Aleksander usiadł na fotelu stojącym pod oknem, na zadzie jednorożca i uniósł brwi w zdziwieniu.

— Te słowa. Ten kto to pisał musiał być w bardzo złym stanie. Biedny William.

Chłopak podparł głowę zdrową ręką, a jego lewy kącik ust uniósł się w rozbawieniu.

— Jak nie patrzeć to już nie żyje — odpowiedział Olek.

— Tak? Zabił się? — Zdziwiłam się. — Aż się roi od tych oszalałych samobójców.

— Ten cały William... — Przerwał mi, lecz w jego głosie wyczuwałam sarkazm. — Oszalały samobójca, to facet o nic nie znaczącym nazwisku. Szekspir. Kojarzysz gościa w ogóle?

- S że Szekspir... — Spojrzałam znowu na ścianę. — Kojarzę go, pisał sonety i dramaty... — Zamarłam, nie mogąc przypomnieć sobie żadnego jego dzieła, więc powiedziałam pierwsze co wkrótce przyszło mi do głowy. - Sen nocy letniej...

— Ciepło. To jest akurat komedia. — Zaśmiał się, a moje policzki płonęły. — A ten tekst jest z Romeo i Julii.

- Wiedziałam — mruknęłam, podchodząc do dużego okna, przez które zapragnęłam wyskoczyć.

— Nie śmiem wątpić...

Było mi tak głupio, że nawet zaczęłam się zastanawiać tą nad awaryjną ucieczką, lecz znajdowaliśmy się na drugim piętrze. Ja sobie płonęłam ze wstydu, a Brzeziński bez skrępowania czerpał z tego satysfakcję.

****

— Wiedziałam, że będziemy miały pokoje obok siebie! — Lilka tuliła mnie już od dobrych piętnastu minut.

Zdążyła mi opowiedzieć jak minął jej cały dzisiejszy dzień i jak się ucieszyła, kiedy dowiedziała się, że dopóki mój pokój nie będzie gotowy, będę spać u niej. Wyjaśniła mi też, że zabrakło jej farby na dokończenie nazwiska Szekspira, ale na pewno go kiedyś skończy.

Moi rodzice wrócili do domu, marudząc, że jak tak dalej pójdzie, zapomną jak wyglądam. Kiedy czekałam na powrót Lilki napisałam do Max'a, streszczając mu wydarzenia ostatnich dni.

Nigdzie nie widziałam Jasia, co mnie trochę zmartwiło, bo przy nim czułam się pewniej w towarzystwie Brzezińskiego.

— Gotowa na jutrzejszy trening? — zapytała Lilka, poprawiając poduszkę na moim składanym łóżku.

Przez ten dodatkowy mebel pokój wydawał się naprawdę ciasny. Chciałam mieć swój pokój, chociażby dla świętego spokoju, bo atmosfera w komnacie księżniczki emo była naprawdę przytłaczająca.

— Nie... Nic o nim nie wiem — odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

— Jutro wszystkiego się dowiesz! — dziewczyna uśmiechnęła się szeroko, siadła przy różowej toaletce i przystąpiła do zmywania makijażu.






-------------------------

Moje drogie Wstążeczki, sprawa wygląda tak: jeśli zawaliłam wczorajszy test z matematyki (chociaż nie poszedł mi źle) to rozdziały mogą pojawiać się rzadziej.  

Jak Wam się podoba? Macie koncepcje jak mógłby wyglądać pokój Anastazji? 

Ostatnio aktywność czytelnicza stale rośnie, aczkolwiek zaczyna pikować. Wciąż utrzymujemy się w pierwszej dziesiątce - jesteśmy na dziewiątym miejscu - więc nie jest tak źle. Zachęcam jednak do komentowania, bo to mam na myśli. 

Do następnego ~

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top