XVII

Przeskoczyłam z Just'em ostatnią przeszkodę o wysokości 115 centymetrów.

— No, Ana! — krzyknęła pani Asia ze środka placu — Świetnie sobie poradziliście! Jestem pod wrażeniem, coraz lepiej się dogadujecie!

— I tak z panią ma najlepszy kontakt — odpowiedziałam, podjeżdżając bliżej kobiety — A może teraz pani poskacze?

Zsiadłam z Just'a i podałam wodze Joannie. Ta spojrzała na mnie z rozbawieniem, lecz kiedy jej wzrok padł na konia, coś się w niej zaczęło dziać. Niemal słyszałam, jak jej serce przyspiesza. Źrenice miała rozszerzone, a oczy dziwnie lśniły.

Serce rośnie, kiedy patrzy się na osobę, która posiada pasję. Jeszcze większym szczęściem jest pielęgnowanie jej razem.

— Nie, może innym razem...

Byłam pewna, że wsiądzie bez oporu!

— Niech pani spróbuje, przecież to nic złego... no proszę... dla mnie. — Włożyłam jej w dłonie wodze, a Just, jakby chciał mnie poprzeć, trącił jej ramię nosem.

— Kiedyś indziej... nie mam ochoty. — Kobieta uśmiechnęła się i pokręciła głową.

Zaczęłam się zastanawiać, co spowodowało tak nagłą zmianę w jej zachowaniu. Przecież jeździectwo to jej pasja, widziałam to przed chwilą. Jak można nie mieć ochoty na przejażdżkę?

— Jutro twój wielki dzień. Jak się czujesz? — pani Asia zmieniła temat.

— Bardzo dobrze. Sądzę, że jestem dobrze przygotowana — odpowiedziałam, notując w pamięci, żeby któregoś dnia nakłonić trenerkę do wspólnych skoków.

— Masz duże szanse. Twoja technika skoku jest niesamowita, powinni cię przyjąć bez wahania. Ale ktoś tu chciał sześćdziesięciu tysięcy...

— Wiem, że się pani nie gniewa — uśmiechnęłam się. — Jutro im pokażemy, kto tu rządzi!

****

Dotarliśmy do Ośrodka Szkolenia Olimpijskiego. Moim turniejowym towarzyszem miał być Tristan i wcale nie czułam się z tym źle. Jednak zdziwiło mnie to, że nie możemy przywieźć Just'a ze sobą, ale wiedziałam, że to musiał być pomysł tego całego dyrektora. Nie mogłam wygrać zbyt łatwo.

— Anastazja!

Moim oczom ukazał się nie kto inny niż Jaś. Mimo iż znamy się kilka dni, bardzo go polubiłam. Byłam mu przeogromnie wdzięczna, za to co dla mnie zrobił.

— Gotowa? Wiem, że masz ochotę utrzeć nosa dyrektorowi — zaśmiał się — Ale wierz mi, to naprawdę równy gość.

— Z jednej strony go trochę rozumiem — odparłam — Jednak nie spodobało mi się to, że ocenia ludzi zanim ich pozna.

— Taki już jego charakter, nie tylko tobie to przeszkadza. Chodźmy już, musimy zająć się Tristanem.

Cudownie było tu znowu być. Pani Asia tym razem nie odstąpiła mnie na krok. Wspólnie wyczyściliśmy wałacha i założyłam mu ogłowie. Kiedy miałam zabierać się do zakładania siodła, z nikąd pojawił się zdenerwowany Aleksander.

Janek poruszył się niespokojnie, widząc złego przyjaciela.

— Coś się stało? — zapytałam.

— Nie twój interes — warknął szarooki i przywołał Jasia gestem.

Powiedział mu coś cicho, a blondyn pokręcił z niedowierzaniem głową. Nie mogłam dosłyszeć nic z ich rozmowy.

Janek wrócił do boksu Tristana z niewyraźną miną, a Brzeziński zaprowdził panią Asię do biura.

— Powtórzę pytanie... Coś się stało?

Odpowiedź padła dopiero po chwili.

— Jeszcze nie, ale może się dopiero stać.

****

Na zewnątrz zebrało się bardzo dużo ludzi. Wśród nich był Eryk, który powiedział mi, że to wszystko przez ten mały turniej. Wszyscy są zaciekawieni, bo każdy jest ciekawy moich umiejętności.

— Poza tym, może być niezła zabawa — powiedział z uśmiechem — Powodzenia!

Uśmiechnęłam się blado, odczuwając niewielki stres. Zaraz go stłumiłam, bo nie miałam zamiaru przegrać.

Musiałam czekać jeszcze ponad dwadzieścia minut, zanim ujrzałam wreszcie dyrektora Ośrodka.

— Witam panienkę — uśmiechnął się do mnie, jednak w tym uśmiechu było coś dziwnego.

Wstałam z ławki i przywitałam się.

— Gotowa?

— Jak zawsze.

— Świetnie. Mój zawodnik już się przygotowuje, zaraz zaczniemy starcie.

Teraz dopiero zaczęłam myśleć o moim przeciwniku. Obejrzałam się za siebie. Dlaczego przeszkód nie ma jeszcze na parkurze? I czemu jest tu tak wiele osób? Przecież zaraz się wszystko zacznie... Zaczęłąm odczuwać niepokój. Czułam w głębi duszy, że nie będzie tak kolorowo jak myślałam.

Wtedy usłyszałam stukot kopyt.

— O, już jest — powiedział dyrektor.

Spojrzałam na stajnię i wstrzymałam oddech w oczekiwaniu na mojego przeciwnika. W głowie miałąm tysiące różnych scenariuszy, a wiary w siebie coraz mniej.

Kiedy wreszcie ujrzałam czarnego jak smoła konia, moje morale runęło w dół, a serce biło mi jak oszalałe. Nawet nie zauważyłam, kiedy obok mnie pojawili się pani Asia i Janek. Byłam w takim szoku, że nie docierały do mnie żadne dźwięki.

Ku nam właśnie zmierzał chłopak, prowadzący wysokiego i umięśnionego wierzchowca. Jego sierść była zupełnie czarna i nieskazitelnie czysta. Samo zwierzę wyglądało na większe i silniejsze od zwykłego konia. Zatrzymali się tuż przed nami.

Kiedy zobaczyłam wyraźnie twarz mojego przeciwnika, moje serce niemal się zatrzymało. Nie mogłam normalnie oddychać, moje płuca nie współpracowały.

Stalowoszare, zimne oczy przeszyły moje ciało spojrzeniem, od którego rozbolała mnie głowa.

Nie... nie mogłam w to uwierzyć... dlaczego?

Przede mną stał sam Aleksander Brzeziński w stroju ujeżdżeniowym, a obok niego potężny Trailer Decanter.

Wtedy zrozumiałam, dlaczego nikt nie rozkładał przeszkód. Parkur w rzeczywistości nie był parkurem, a czworobokiem.

Otworzyłam szeroko oczy.

— Anastazjo, oto twój przeciwnik... — dyrektor wskazał ręką na chłopaka.

Jego twarde, bez krzty ciepła i dobroci oczy wywiercały we mnie dziurę. Patrzył mi prosto w oczy, chociaż nie mogłam wytrzymać dłużej niż kilka sekund.

— To niesprawiedliwe... — wyszeptałam, wbijając wzrok w ziemię.

— Jeśli go pokonasz, otrzymasz nagrodę — powiedział mężczyzna — A jeśli nie... cóż...

Moja nadzieja umarła. Mam zmierzyć się z najznakomitszym jeźdźcem w kraju, na dodatek w jego popisowej konkurencji... Ja o ujeżdżeniu nie miałam zielonego pojęcia!

Poczułam jak zalewa mnie fala paniki.

— Jednak jeśli ci się nie uda... będzie kara.

— Co? — wydusiłam.

Usłyszałam jak Janek wciąga gwałtownie powietrze. Aleksander zerknął na dyrektora, jednak nie potrafiłam odczytać jego emocji.

— To... to niesprawiedliwe!

Pani Asia opadła na ławkę i głośno nabrała powietrza.

Szarooki podszedł do mnie bliżej. W ostrym sierpniowym słońcu jego oczy wydawały się być jeszcze jeśniejsze.

— A jaka jest kara? — zapytałam i utkwiłam spojrzenie na białych rękawiczkach Aleksandra.

Dyrektor odpowiedział:

-Dostaniesz się do klubu, oczywiście. Ale twoja instruktorka pokryje koszty tego turnieju i twojego szkolenia tutaj.

Wtedy głos zabrał Aleksander:

— Nagrodą będzie dostanie się do klubu — powiedział, a ja miałam ochotę się gdzieś schować — Kiedy mnie pokonasz twoja instruktorka otrzyma odpowiednią kwotę pieniędzy. Mianowicie sto tysięcy złotych.  



----------------------------

BOOM! 

Świąteczny pół-maraton powoli dobiega końca. Jutro planuję ostatnią jego część, po czym wrócę do "normalnego tempa".

I co sądzicie o tym spisku? Bo inaczej tego się nie da nazwać. Anastazja powinna podejmować wyzwanie, czy może odrzucić propozycję i stracić honor? 



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top