XLIX
— Lepiej was ubierać, niż żywić...
Trener Tomczyk spojrzał do swojego pustego portfela i wyjął kartę kredytową, którą zapłacił za trzynaście zestawów z McDonald'a. Spojrzał na nas z niedowierzaniem, zanim wpisał PIN. To była jedna z niewielu okazji, gdzie mogliśmy się najeść niezdrowym jedzeniem i to jeszcze za darmo. Życie sportowca, a tym bardziej jeźdźca, nie jest kolorowe.
Siedzieliśmy przy wielkim stoliku, zwracając uwagę ludzi, którzy wybrali się na Złote Tarasy.
Po nieprzyjemnej konferencji pan Mirek zaproponował nam obiad, za który sam zapłaci. Teraz chyba jednak żałował tych słów. Patrzył na paragon tęskniącym wzrokiem, jakby odebrano mu wypłatę. W sumie, tak też mogło być.
Atmosfera między nami nie była taka zła. Humor zepsuło nam nieprzyzwoite zachowanie konkurencyjnego klubu jeździeckiego, ale szczególnie napiętą sytuację czułam między mną a Olkiem.
Potrzebowałam kogoś, z kim mogę porozmawiać. Szczególnie, że nie wcale nie miałam poczucia winy. Postanowiłam, że zaraz po powrocie do klubu opowiem wszystko Jankowi, on będzie najlepszym słuchaczem.
Zabraliśmy się do jedzenia, a Lilka zaczęła temat jakiejś nowej kolekcji derek. Do rozmowy ochoczo włączyła się Paulina, a nawet Karol słuchał ich dyskusji.
Ja jednak całkowicie skupiłam się na swoim McRoyal'u. Nie chciałam podnosić spojrzenia, by nie złapać przypadkowego kontaktu wzrokowego z Brzezińskim. Nawet z drugiego końca stołu czułam jego przytłaczającą i kipiejącą agresją aurę. Mogłam śmiało powiedzieć, że po naszej kłótni zaczęłam się go trochę bać, co było jak najbardziej uzasadnione.
Zadzwoniła do mnie pani Joasia. Widząc jej numer, nacisnęłam przycisk blokady, by wyciszyć telefon. Udam, że teraz nie słyszałam dzwonka, chociaż tak naprawdę nie miałam ochoty na rozmowę. Zadzwonię do niej wieczorem.
****
O nie.
Stał przed wejściem do busa, nie dając możliwości dostania się do środka. Innej drogi nie było, więc chcąc czy nie, musiałam się do niego odezwać, żeby ruszył swoją arogancką dupę.
Myślałam, że wiem, co powiem, żeby wyszło naturalnie i oryginalnie. Kiedy jednak stanęłam tuż za nim i chrząknęłam, zwracając na siebie jego uwagę, wszystkie pomysły wyparowały z mojej głowy. Szarooki odwrócił się i staliśmy w milczeniu kilka chwil. Zbierałam myśli, które Brzeziński rozsypał jednym spojrzeniem, bo wolałam je mieć przy sobie.
— Jakoś wcześniej mówienie nie sprawiało ci problemów — powiedział, wkładając dłonie do kieszeni czarnych klubowych dresów.
— A chcesz coś jeszcze ode mnie usłyszeć?
Dziwiłam się sama sobie. Przecież nigdy tak się nie zachowywałam, nawet jeśli ktoś był wobec mnie bardzo, ale to bardzo niemiły. Ale przecież Brzeziński od zawsze był poza wszelkimi normami.
— A masz mi coś jeszcze do powiedzenia? Śmiało, nie krępuj się — ton jego głosu był zimny i szorstki.
Spuściłam głowę i odważyłam się na wypowiedzenie słów, które mogły złagodzić sytuację. Z jednej strony chciałam, żeby tak zadziałały, bo nikt nie życzy sobie mieć Olka za wroga.
— Byłam głupia, kiedy myślałam, że możemy być dla siebie kimś więcej.
Czekałam na reakcję chłopaka. Nie wiem, skąd pojawiła się we mnie wystarczająca ilość odwagi na wypowiedzenie tych słów. Zanim zdążyłam zrozumieć, że niemal wyznałam mu uczucie, Olek zaśmiał się krótko. Kubeł zimnej wody. Jedynie tak mogłam opisać to, co działo się w moim sercu.
Odwrócił się z wyrazem twarzy mówiącym o dobrej zabawie i wchodząc do busa, odpowiedział:
— Wciąż jesteś głupia.
Jakikolwiek ból fizyczny jest niczym, w porównaniu z tym, który czuje osoba, w podobnym położeniu. Jakby ktoś wolno rozrywał moje serce, a krwotok wewnętrzny miażdżył płuca, uniemożliwiając zaczerpnięcie powietrza. Co jest takiego śmiesznego w moim cierpieniu? Zagryzłam wargę tak mocno, że poczułam w ustach metaliczny smak krwi. Moje paznokcie zostawiły ślady po wewnętrznych stronach dłoni, bo nie umiałam zapanować nad ciałem.
Wytarłam usta wierzchem dłoni i uśmiechnęłam się do siebie.
Wszystkie rany się kiedyś zagoją.
Tak, Aleksandrze.
Wszystkie. Nie martw się, twoje też.
****
— Źle zrobiłam?
— Najlepiej ci odpowie twoje serce.
— Ale nie mam wyrzutów sumienia.
Przesadził, należało mu się. Wiktor jest moim przyjacielem. Gdybym go posłuchał wcześniej, może nie doszło by do tej sytuacji? Może wszystko byłoby w porządku?
— Cholera, no! — Janek chwycił swoje włosy i kilkoma ruchami pozbawił je ładu. — Nie umiem doradzać, zawsze Brzeziński był od tego, ja się po prostu nie nadaję.
Położyłam dłoń na ramieniu, a chłopak po kilku sekundach wrócił do poprzedniego stanu, z wyjątkiem fryzury. Spojrzał na mnie z ogniem w oczach, jednak zgasł równie szybko, jak się pojawił
— Nie chcę cię z tym zostawiać, więc powiem, że Olek... no cóż. Nie był święty. Lubił się bawić i tak dalej... Ale nikt nie jest idealny.
— Stoisz po jego stronie?
— To mój przyjaciel, Anastazja. Mimo że nie zawsze popieram jego czyny, to wciąż łączy nas przyjaźń.
— Zaczynasz mówić jak on...
— Nie prawda. Olek odpowiedziałby ci inaczej — powiedział z goryczą. — Umiałby odpowiedzieć na wszystkie twoje pytania...
— Skąd wiesz? Jak już wiadomo, nikt nie jest idealny.
Chłopak westchnął, przekładając palce do mostka nosa. Zawsze tak robił, kiedy się denerwował.
— Jeśli nie masz wyrzutów sumienia, to znaczy, że postąpiłaś słusznie z samą sobą. Nie chcę ci narzucać mojego zdania.
— Ale tego nie robisz. Chce znać twoje zdanie.
Nie miałam zamiaru stresować blondyna, czy nakazywać zmiany zdania. Chłopak długo się wahał, wpatrując się podłogę. W końcu podniósł zielone oczy na moją twarz i otworzył usta.
— Już mówiłem. Olek to mój przyjaciel. Mimo tego, że nie podobało mi się to, co zrobił. Rozumiesz?
Pokiwałam głową. Zastanawiałam się, czy zapytać o dziewczynę Brzezińskiego. Może wyglądałoby to za jakiś manifest chorobliwej zazdrości? Nie, nie będę stwarzać pozorów.
— Czyli jednak trzymasz jego stronę?
— Nie zadawaj takich pytań! — zezłościł się. — To mój przyjaciel, czy byłby gejem, czy puknął wszystkie laski w okolicy, czy byłby dobry, czy jeszcze gorszy.
— Na czym opiera się wasza przyjaźń?
— Błagam. Przestań. — jęknął i wstał.
Wyszedł z pomieszczenia, nie odwracając się.
Wyrzuty sumienia... Czym one właściwie są? Czy mogą umrzeć? Co się z nimi dzieje, jeśli ich nie czujemy? To znaczy, że zrobiliśmy wszystko zgodnie z naszym sumieniem?
Ale jeśli czuję, że w ramach niechcącej zemsty podburzyłam podstawę relacji Janka i Olka, a mnie się to nie podoba, to powinnam czuć coś takiego...
Tymczasem czułam się tak, jakbym odrzuciła ciężki balast, albo zmyła z ciała drażniący kurz. Zupełnie jak nowe narodziny, nie mogłam lepiej tego określić.
Patrząc w niebieskie oczy Wiktora, widziałam zupełne przeciwieństwo Olka. Były pełne ciepła i empatii, a nie lodu i przejmującego zimna. Zawiodłam się na moim idolu, wbrew temu co obiecał mi na wieży Eiffla.
Teraz to było już nieważne.
Każda obietnica ma termin ważności.
------------------------
Przychodzę do Was, w przerwie między V a VI księgą Pana Tadeusza, przynosząc rozdział, o ja, już 49.
Chcąc oderwać się od szkolnych obowiązków, słucham muzyki. Piszę do Was tę notkę, słuchając I'm Fine BTS i powiem Wam, że jest całkiem w porządku.
No i jakie macie odczucia co do rozdziału? Trochę się zrobiło niefajnie. Kto jest winny tej całej sytuacji? Olek? Nastia? A może jeszcze ktoś inny?
Czekam na Wasze komentarze :3
Trzymajcie się ciepło!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top