XLI

Jednym z moich marzeń było zobaczenie wieży Eiffla.

Zawsze wyobrażałam sobie to tak:

Ja i on — piękny zachód słońca, złoto zalewa cały Paryż. On prowadzi mnie na piętro wieży, wchodzimy do restauracji. Jemy wykwintny obiad i wychodzimy na taras widokowy. Nie boję się wysokości, bo wiem, że ktoś jest obok mnie. Ciepły letni wiatr muska nasze twarze i rozwiewa moje włosy. On mnie przytula i jest nam dobrze i wspaniale.

Tymczasem stoję sama, przybita i obolała pod wieżą, ubrana w zbyt cienki sweter jak na jesienny, chłodny wiatr. Zostawienie kurtki w hotelu było dużym błędem, bo niebo zasnuły ciężkie deszczowe chmury, uniemożliwiając obserwację zachodu słońca. Lada chwila zacznie padać. Okolica świeciła pustkami, tylko grupa turystów stała w kolejce do windy, która powiezie ich na szczyt wieży. 

Nie tak miało być... 

Wszystko powinno iść po mojej myśli... Nie tak jest w bajkach? Że ta najbardziej upokarzana i wyśmiewana na końcu zostaje królową balu? Z wzajemnością zakochuje się w księciu i wreszcie czuje się kimś wartościowym. A cała historia powinna się zakończyć happy endem i tekstem: Żyli długo i szczęśliwie

Ile razy muszę doświadczyć, że życie to nie bajka, dopóki w to sama nie uwierzę?

Szczelniej owinęłam się swetrem, co dało marny skutek. Po raz kolejny spojrzałam na szczyt wieży. Sama nie dam rady tam wejść... A jak już wejdę, to będę miała problem z zejściem... Po raz kolejny udowadniam, jak bardzo jestem słaba...

— Masz zamiar tak stać i zmoknąć? — dobiegł mnie niski głos, od brzmienia którego dostałam gęsiej skórki. 

Rzuciłam Aleksowi krótkie spojrzenie i wróciłam do obserwowania szczytu wieży. 

—Nie.

Faktycznie, zaraz rozpada się na dobre. Miałam wielką ochotę wejść tam bez żadnego wahania, żeby pokazać Olkowi, że się myli, myśląc o mnie jako o słabej dziewczynie. Ale... 

— Idziesz? Czekamy na kogoś jeszcze? —głos Aleksa wyrwał mnie z rozmyślań. 

Stał obok mnie w odległości jednego metra. Zazdrościłam mu ciepłej kurtki... W sumie zazdrościłam mu wszystkiego. 

Wtedy gwałtowna fala deszczu runęła na nas, zmniejszając widoczność. Świat tonął w litrach wody. Idąc do hotelu zdążyłabym zmoknąć... Chcąc nie chcąc, dogoniłam chłopaka i weszliśmy do środka budowli. 

To nie tak miało być! 

Miało być ciepło, miło i romantycznie... 

Jedyny plus obecności Aleksandra był taki, że weszliśmy do windy bez kolejki. Jego wzrost był zauważalny z odległości kilometra, a poza tym znał się z człowiekiem stojącym przy kasie. Taki to pożyje... 

Kiedy po jednej przesiadce wyszliśmy z windy, zachwyciłam się widokiem miasta, mimo padającego deszczu. Widoczność nie była dobra, ale rozciągający się dwieście siedemdziesiąt sześć metrów poniżej Paryż, zachwyciłby każdego, kto nie miał okazji go zobaczyć. Aleksander podszedł do jednej z szyb i przyłożył do niej lewą dłoń. 

  — Jak udało ci się tak szybko zdobyć bilety? — zapytałam, wiedząc, że żeby móc wejść do wieży, trzeba odstać swoje w ogromnej kolejce. 

 — Klub załatwił bilety na wjazd windą ponad dwa tygodnie temu, nie martw się.

 — Czemu za mną przyszedłeś?— zapytałam, podchodząc bliżej jednej z szyb.

Zapadła cisza. Nie wiem jak długo czekałam na jego odpowiedź, skupiłam się na krajobrazie w dole. Taka wysokość napawała mnie niepokojem, ale wierzyłam, że znajdujemy się na solidnej konstrukcji.

  — Chciałem z tobą porozmawiać. 

  — Sądzisz, że mamy o czym? — spojrzałam na jego profil.

  — Oj, tak. Już dawno powinniśmy to zrobić.

  — My? Od kiedy istnieje coś takiego jak my? Zawsze było ja, albo ty.

Chłopak westchnął i wreszcie na mnie spojrzał. Chyba wyczuł, że nie wszytsko pójdzie tak, jak to sobie wymyślił. 

  — Nigdy nie dojdziemy do porozumienia, jeśli będziemy tak do siebie nastawieni.

 — Najchętniej zapytałabym, kto to zaczął, ale skoro tak, to nie zapytam— moja odpowiedź wywołała uśmiech na twarzy szarookiego.

Ma dołeczki. 

  — Po pierwsze, chciałbym cię przeprosić.

Wstrzymałam oddech. Zabiło mi mocniej serce, kiedy zobaczyłam w oczach Olka coś na wzór skruchy. Mówił to, patrząc mi prosto w oczy. Wybaczyłam mu od razu, nawet nie mając świadomości, za co przeprasza.

  — Za wszystko, ale szczególnie za tę sytuację przed wyjazdem. Nie powinienem tak mówić, wcale nie było aż tak źle. Miałem gorszy dzień, nie chciałem, żeby to odbiło się na tobie.

  — Coś się wtedy stało? Nie chcę wyprzedzać faktów, ale... Często jesteś rozbity.

Olek spuścił głowę, cicho wzdychając. Miałam wrażenie, że ta rozmowa będzie kamieniem węgielnym naszej relacji.

  — Nie dogaduję się z ojcem. Niekiedy mamy różne zdania... On chce, żebym ciągle wygrywał, nie ważne co to by było, liczy się wyłącznie pierwsze miejsce. Może się pochwalić. Mam wrażenie, że tylko wtedy jest moim ojcem. Po tym długim czasie nasza relacja się popsuła...

  — Jesteś niesamowitym zawodnikiem. To normalne, każdy potrzebuje przerwy.

 — To nie była przerwa, tylko zwykła niemoc.

Zmarszczyłam brwi w zdziwieniu. Nie zadawałam kolejnego pytania, bo liczyłam, że chłopak domyśli się, że nie umiem go sformułować. 

  — Nie jestem silny, niesamowity i nieugięty. To tylko pozory.

 — Jak to? Ten Aleksander Brzeziński którego znam i podziwiam to tylko iluzja? Aleks, posłuchaj mnie. Nigdy cię nie oceniałam. Zawsze byłeś dla mnie autorytetem. I ciągle jesteś.

Zapadła cisza... W końcu zaczęłam rozumieć tę całą sytuację. Przez te wszystkie lata Olek musiał żyć z tymi fałszywymi opiniami i kpiącymi uśmiechami ze wszystkich stron. Z tego co mówi, nie miał wsparcia ze strony dyrektora, alias jego ojca. 

  —Nie pozwól, by ci wszyscy zazdrosni ludzie zabili twoje marzenia...   

  — Tak jak ja zabiłem twoje?

Zatkało mnie. Znów nie wiedziałam co odpowiedzieć, patrzyłam w oczy chłopaka, który wzięł głęboki oddech.

  — Dużo myślałem o twoich słowach. Masz rację. Nie doceniłem cię, sądząc, że masz o mnie wyrobioną opinię.

  — Dlaczego nie startowałeś po kolejne mistrzostwo? — zapytałam po chwili ciszy.

  — Wszystko się łączy.  — Powiedział cicho. —Nie byłem gotowy psychicznie.

  — To ma związek z tą kobietą, którą pomyliłam z twoją mamą?

 Aleks kiwnął głową i znów spojrzał w szybę. Miałam wrażenie, że cofa się w czasie, żeby dokładniej opowiedzieć swoją historię. W moim odczuciu nie miała ona szczęśliwego zakończenia.

  — Kiedy miałem dziesięć lat... — Zaczął zachrypniętym głosem.— Moja mama, Alicja, zachorowała na białaczkę. Wtedy nie rozumiałem tej choroby, ale sądziłem, że jeśli będę wygrywać, wszystko skończy się dobrze.

Otworzyłam szerzej oczy, a w mojej głowie zaczęła się układać wizja opowieści szarookiego. Słuchałam go ze skupieniem, nie chcąc przegapić żadnego słowa. Domyśliłam się jaki był ciągl dalszy tej historii, ale nie byłam w stanie wydobyć z siebie głosu.

  — Nieco ponad rok później zmarła.  Po tym nie mogłem normalnie funkcjonować... W jednej chwili straciłem grunt pod nogami. Jedenastoletni dzieciak nie umie stać się dorosłym, od tak, na rozkaz. Byłem wstrząśnięty, nie umiałem sobie z tym poradzić. Dalej nie umiem...

Czułam łzy pod powiekami. Wyobraziłam sobie sytuację, w której to ja doświadczam takiej tragedii. W życiu bym się nie podniosła po takim ciosie. 

  — Wycofałem się z jazdy sportowej przez dwa lata. A potem nie mogłem wyjść poza regionalne.

Kolejny szok. Wspaniały Aleksander Brzeziński? Nie zdobył mistrzostwa regionu? 

—Nie wiesz, jak długo uczyłem się ignorować te wszystkie komentarze i odcinki. Jakbym był winien co najmniej połowy problemów tego świata. A ja po prostu nie mogłem wydostać się z dna... A próba usprawiedliwienia własnej słabości śmiercią kogoś bliskiego, jest szczytem bezduszności. Dlatego milczałem, czekając na lepszy czas...

Aleks spuścił wzrok, a ja ukradkiem otarłam łzy, które nie chciały przestać płynąć. Rozumiałam, dlaczego tak ciężko trenował, mimo tego, że stracił jedyną solidną podporę w swoim życiu. Przez szacunek dla swojego ojca Aleksander pragnął, by ten był z niego dumny. Dyrektor znalazł sobie nową kobietę, a szarooki został sam. 

  — Więc przepraszam.

  Nie mogłam zdobyć się na jakikolwiek gest, który mógłby dodać Olkowi otuchy. Próbowałam uspokoić oddech i zamierzałam powiedzieć, jak bardzo w niego wierzę.

  — Jestem dupkiem. Ale nie chcę, żebyś odchodziła z klubu. 

 Pociągnęłam nosem i odpowiedziałam:

  — Zastanawiałam się nad tym, co mówiłeś na moim treningu i wcale dużo się nie pomyliłeś. Bliżej mi to tego gówna, niż do porządnego skoczka...

 — Nawet tak nie mów.

 — Widziałeś, co pokazałam na wczorajszych zawodach. Wstyd mi za to, że zgodziłam się wystąpić za Zuzkę. Upokorzyłam nie tylko siebie, klub, ale i całą Polskę.

  —  Każdy zawodnik powinien być przygotowany na taką ewentualność, żeby i tak być na podium. Tak twierdzi mój tata... Nawet z twoim czasem nie zajęlibyśmy wyżej niż czwartego miejsca.

Spojrzałam na chłopaka smutno. 

  — Nie potrafię...

Chłopak delikatnie chwycił mnie za ramiona. Patrzył długo w moje oczy, jakby czytał moją duszę. Po kilku chwilach odezwał się głosem miękkim i łagodnym:

  — Nie pozwolę ci się poddać. Jesteś zdolna, dasz radę wejść na szczyt. Dragon nie jest z tych, co odpuszczają.— Przerwał na krótką chwilę.— Pomogę ci.

  Spojrzałam w niego sceptycznie. Chciałam tego. Chciałam. Potrzebowałam tej rozmowy. I potrzebuję kogoś, kto dopilnuje, żebym walczyła do końca.

  — Obiecuję— wystawił małego palca prawej dłoni.

  — Będę cię wspierać ze wszystkich sił. Byłeś moim idolem i zawsze nim będziesz. Sprawimy, że twoja mama będzie z ciebie dumna. Obiecuję — powtórzyłam jego ruch i uśmiechnęliśmy się, kiedy nasze dłonie się zetknęły.

Po krótkiej chwili chłopak delikatnie przyciągnął mnie do siebie. Byłam zaskoczona. Wpadłam na jego tors, a Olek otulił nas jego kurtką, która pachniała jego perfumami. Moje ręce objęły ciepłą klatkę piersiową Aleksandra, a ja sama wtuliłam głowę w jego obojczyk i pozwoliłam zaciągnąć się jego zapachem.

Wcale nie załowałam, że tu przyszłam.

Nie żałowałam, że była kiepska pogoda. 

Podniosłam głowę, by spojrzeć na twarz Olka. 

Spojrzał na mnie inaczej, niż patrzył do tej pory. 

Zobaczyłam w jego oczach coś niesamowitego. Srebro jego tęczówek było tak przejrzyste, że wydawało mi się, że dostrzegłam nieskończoność. Ale nie tak zwyczajnie... Całą nieskończoność, od początku do końca. Paradoksalnie to wszystko zawierało się w jego jednym spojrzeniu.

Czułam się tak, jakby ktoś otworzył przede mną długo zamknięte drzwi. 

Wreszcie. Kawałek po kawałku, sekunda po sekundzie, wszystko ułożyło się w całość. 

W tamtym momencie, tam, w Paryżu, na szczycie Wieży Eiffla w końcu poznałam Aleksandra Brzezińskiego, takim, jakim był, a nie takiego, jaki się wydawał. 

Tak długo musiałam na to czekać. Tak bardzo pragnęłam go zrozumieć. Do tej jednej rzeczy brakowało mi tylko klucza, który znajodwał się na wyciągnięcie ręki, tuż przed moim nosem. 

A kluczem, by otworzyć te drzwi, było samo zerknięcie jego srebrnych tęczówek, którego bardzo się obawiałam. 

Spojrzał na mnie inaczej, niż patrzył do tej pory. 

Nie.

Patrzył tak na mnie od zawsze, tylko ja do tej pory tego nie widziałam.

Zauważyłam to. Zdążyłam. 







------------------------------

Aye! 

Piosenka (Robin Schulz-Ok) w mediach w 86% pasuje do rozdziału (liczyłam), który też jest jednym z dłuższych. Wkrótce pojawi się nowa okładka, uprzedzam, żeby nikt nie był zdziwiony ;D


Wędruje do Was jako prezencik (?) na zakończenie roku szkolnego. Czujecie już wolnosć? Będzie pasek na świadectwie? xD Dziś to już tylko formalność, więc...

Oficjalnie rozpoczynam wakacje

<3



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top