XII
Zdziwiłam się, jak łatwo przyszło mi pokonywanie przeszkód pod okiem samego Mirosława Tomczyka. Wykonałam wszystkie polecenie prawie perfekcyjnie. Tristan ochoczo podchodził do płotków, reagował na łydkę i jestem przekonana, że mnie polubił.
— Powoli będziemy kończyć. Chcę jeszcze zobaczyć, jak radzisz sobie w obejściu z koniem, wiesz, muszę dopełnić formalności — poinformował mnie mężczyzna.
Byłam cała w skowronkach. Nie mogłam powstrzymać ogromnego uśmiechu, który aż cisnął się na usta. Występowałam Tristana i wraz z Jankiem, który cały czas stał przy ogrodzeniu, zaprowadziliśmy go do stajni dla ogierów. Pan Tomczyk już tam był, więc zabrałam się do rozsiodłania konia.
Wcale nie czułam zdenerwowania. Robiłam wszystko tak, jak zawsze, a mężczyzna tylko kiwał głową. Pokazał mi przeogromną siodlarnię i gdzie mam odłożyć siodło Tristana.
— Wyczyścisz go już sama, prawda? — zapytał pan Mirosław.
— Tak, pewnie.
Odprowadziłam mężczyznę wzrokiem.
Ciągle nie wierzę, że tu jestem. To chyba jakiś sen.
Zabrałam się do czyszczenia Tristana. Uprzednio musiałam znaleźć skrzynkę, podpisaną jego imieniem.
Stajnia była utrzymana w brązie. Podłogę wyłożono dębową kostką, na której nie leżało żadne źdźbło słomy. Kraty w boksach były czarne, podobnie jak wszystkie klamki i zasuwki. Przez duże okna wpadało do środka dużo światła słonecznego, co sprawiało, że stajnia wydawała się przytulna.
W międzyczasie zastanawiałam się, gdzie podziała się pani Asia. Nie widziałam jej, kiedy skakałam, ale może dlatego, że skupiłam się tylko na przeszkodach.
W pewnym momencie usłyszałam rozmowę Janka z jakimś chłopakiem, którego głos wydawał mi się dziwnie znajomy:
— Czemu nie dałeś jej Dragona?
— On nie jest jeszcze gotowy.
— Raczej ona nie jest jeszcze gotowa.
— Mam ci przypomnieć, co wcześniej mówiłeś?
Wypuściłam głośno powietrze nosem, pocierając szczotką o zgrzebło i dalej przysłuchiwałam się rozmowie.
— Jeśli nie Dragon, to znaczy że coś jest nie tak.
— Widziałeś jej technikę skoku? — zapytał Janek.
— Widziałem.
— Zaprzeczysz, że nie jest dobra?
— Teraz przeczysz sam sobie.
— Nie wykorzystuj tego, co mówię przeciwko mnie. Dragon jest młody, potrzebuje doświadczenia.
— Sam widzisz, problemem nie jest koń. Problemem jest dziewczyna.
— Raczej to, czego jej brak. Chociaż dobrze sobie radzi.
— Mówiłem, że Tristan będzie jak stęp na lonży?
— Jeszcze będzie okazja...
Niewiele rozumiałam z tej rozmowy. Wydawała mi się całkowicie bezsensowna, chociaż łatwo domyśliłam się, że chodzi o mnie.
Ale nic nie było w stanie popsuć mi humoru — w końcu byłam w Ośrodku Szkolenia Olimpijskiego!
— Skończyłam! — krzyknęłam, składając szczotki do skrzynki.
— Super! — Usłyszałam głos Janka. — Już do ciebie idziemy.
Poklepałam konia po gniadej szyi i wyszłam z boksu, prosto na Janka i prawdopodobnego właściciela drugiego głosu. Chłopak wydawał mi się dziwnie znajomy.
— Ana, poznaj mojego najlepszego przyjaciela i zarazem mistrza ujeżdżenia — ...i właśnie w tym momencie mnie uderzyło.
Wiedziałam już, kto przede mną stoi.
— Nie przesadzajmy, Aleksander Brzeziński — przedstawił się, wyciągając dłoń w moim kierunku.
Bezwiednie podałam mu rękę, wypowiadając swoje imię i nazwisko.
Sparaliżowało mnie, kiedy jego dłoń dotknęła mojej. Przez całe moje ciało przeszły prądy, jednocześnie wprawiając kolana w drżenie.
— Miło mi — powiedziałam, nie mogąc otrząsnąć się z szoku.
— Tak, mnie również.
Czułam jak znowu robi mi się słabo.
Jednak kiedy odważyłam się spojrzeć na mojego idola, przeszedł mnie lodowaty dreszcz.
Te oczy...
Istna zamieć śnieżna.
Przez tyle lat żyłam w nieświadomości, jaki kolor oczu ma mój największy idol.
Sam chłopak był dość wysoki, pół głowy wyższy od Janka. Kiedy staliśmy tak naprzeciwko, sięgałam mu co najwyżej do obojczyka.
Pierwsze co zwróciło moją uwagę, to fakt, że ma szerokie ramiona. Granatowa polówka z logo klubu delikatnie przylegała do jego barków i klatki piersiowej. Nosił białe bryczesy z czarnym, cienkim paskiem, który okalał jego wąskie biodra.
Przeniosłam wzrok na jego twarz. Ostatni raz widziałam go, kiedy miał 11 lat i to jeszcze na zdjęciach z zawodów.
Linia jego szczęki, dość wydatna żuchwa, delikatny zarys kości policzkowych, prosty nos. Usta raczej cienkie, niż pełne. Ciemne włosy, lekko poczochrane, z grzywką lekko pochyloną w lewo.
Przez moją głowę przemknęła jedna myśl:
Matka natura nie żałowała...
Na samym końcu spojrzałam na to, co najbardziej zwraca uwagę w jego wyglądzie.
Oczy.
Ich kolor był niespotykany. Pełen wyrazu.
Tęczówki wyglądały jak wycięte z lśniącej, zimnej stali albo srebra. Były dokładnie takie same, bez żadnych załamań czy nierówności.
Były przerażająco idealne.
Zahipnotyzował mnie jednym spojrzeniem, które obniżyło temperaturę otoczenia do zera. Jeszcze niech zacznie padać śnieg.
Wtedy zdałam sobie sprawę, że patrzę mu prosto w oczy od kilku chwil. Od razu wróciłam na ziemię, na której ciepło było wręcz nieznośne.
Janek stał obok nas, rzucając spojrzenia to mi, to Aleksandrowi.
— Kruca fuks... — Szepnął blondyn. — Nie pozabijajcie się tutaj, dobra?
— Spokojnie — odparł szarooki niskim głosem i bez skrępowania zlustrował mnie wzrokiem.
— T—to... co teraz? Mam coś jeszcze zrobić? — zapytałam, poruszając się nerwowo.
Oboje wymienili spojrzenia, a ja poczułam ulgę od momentu, w którym Aleksander przestał na mnie patrzeć.
— Na razie nie, możesz się rozejrzeć — odparł Janek, patrząc na towarzysza.
— Tylko się nie zgub — szatyn kiwnął głową.
Czym prędzej odwróciłam się i zaczęłam odchodzić w nieznanym kierunku, chcąc uciec od spojrzenia Brzezińskiego. Weszłam do pierwszego lepszego pomieszczenia, które pojawiło się na horyzoncie. W środku nie było okna, a ja zaczęłam szukać włącznika.
Nie tak wyobrażałam sobie nasze pierwsze spotkanie, ale...
Oparłam się o ścianę, rezygnując ze światła i czując jak opuszcza mnie napięcie.
Przeanalizowałam wszystko w głowie. Z moich obliczeń wynikało, że nie zrobiłam z siebie aż tak wielkiej idiotki.
Ciągle miałam w głowie jego srebrne oczy.
Gdybym spotkała go gdzieś na ulicy, nawet nie podejrzewałabym, że to sam Aleksander Brzeziński! Wiele razy wyobrażałam sobie, jak może teraz wyglądać. Wyobrażałam sobie też, że jest przystojny, no ale w granicach rozsądku. To zdecydowanie nie fair wobec innych chłopaków w jego wieku.
Pewnie każda dziewczyna na niego leci... o ile wie, jak wygląda.
Przecież on jest chodzącym ideałem!
Wtedy drzwi do pomieszczenia się otworzyły. Światło rozświetliło mrok, a ja zobaczyłam wreszcie, gdzie się uspokajałam po poznaniu Brzezińskiego.
— ...Przepraszam, ale to męska toaleta!
------------
Boom!
Moi drodzy... co do świątecznego maratonu czy szpeszjalu - nie wiem czy to wypali. Martwią mnie spoilery i to że odbiegnę od fabuły ;/
Jeszcze pomyślę, ale macie tutaj kolejny rozdział.
Co sądzicie o całej tej sytuacji? Dobrze? Źle? Anastazja nadaje się do klubu? Da sobie radę? A jaka jest wasza myśl odnośnie Aleksandra Brzezińskiego? Zrobił na was dobre pierwsze wrażenie?
Do następnego ;3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top