VII

Zostały cztery dni do zawodów. Tylko cztery...

Ból w łokciu dawał mi się we znaki coraz częściej, jednak był niczym w porównaniu z bólem serca. Nie potrafiłam poradzić sobie z wyrzutami sumienia. 

W końcu opowiedziałam o wszystkim rodzicom. W nich miałam jedyne wsparcie, więc postanowiłam z niego skorzystać. 

— Kochanie... — Zaczęła moja mama takim tonem, jakby odpowiedź była oczywista. — Ty musisz wiedzieć, co chcesz robić ze swoim życiem.

— Ale ja właśnie nie wiem, czy to co robię jest dobre — powiedziałam.

— Będziesz to czuła — zapewnił tata, kładąc mi rękę na ramieniu.

— Ale jak? Powiedz mi... — głos mi się lekko załamał.

— Jeśli będziesz akceptowała swoje decyzje, to będzie dobry znak. Ty musisz to czuć swoim sercem. 

Zamilkłam, czując jak w mojej głowie zapala się nikłe światełko, które delikatnie ucisza sumienie. Jak zwykle rodzice mnie nie zawiedli. Już wiedziałam, co zrobię. Nawet jeśli skończy się to porażką... to... to... wiem, gdzie leży mój błąd.

Zamierzam go naprawić. 

— Zawieziecie mnie do stajni? — zapytałam rodziców, pociągając nosem.

— O-oczywiście... — mina mojej mamy wyrażała zdziwienie, lecz pozwoliła mi dokonać wyboru.

—Chcesz tam zostać? — zapytał bez ogródek tata.

Spojrzałam na niego zdecydowanie. 

— Nie. — Odparłam. — Chcę to skończyć. A potem jedziemy do pani Joasi. 

****

Jakże wielkie było moje zdziwienie, kiedy oznajmiłam Agacie, że odchodzę ze stajni, a ona przyjęła to z epickim spokojem. Byłam niemal pewna, że wybuchnie dziką furią i zacznie rzucać wszystkim, co akurat będzie miała pod ręką. Przed wejściem do "jej gabinetu", ułożyłam sobie plan ucieczki, który jednak okazał się zbędny. 

Czy poczułam ulgę? 

Nie. Wystraszyłam się jeszcze bardziej. Zapragnęłam jak najszybciej stamtąd wyjść i nigdy nie wracać. 

Agata kiwnęła głową, lecz nic nie powiedziała.

— Ja już pójdę... — rzuciłam i odwróciłam się z zamiarem opuszczenia pomieszczenia. 

Kiedy byłam już prawie za drzwiami, byłam niemal pewna, że usłyszałam cichy głos mojej byłej instruktorki:

— I tak nie dałabyś rady... 

Czułam jak złość powoli ogarnia moje ciało, jednak szybko ustępuje na rzecz determinacji. 

Idąc stajennym korytarzem, zajrzałam do Santisy, która na mój widok postawiła uszy. W boksie obok była Sandra i czyściła swojego konia. 

— Gdzie się wybierasz? Niedługo trening — rzuciła, spoglądając na mnie. 

Przystanęłam, zastanawiając się w jaki sposób przekazać tę wiadomość Sandrze. 

— Nie idę na trening.   — Odparłam. — Wczoraj był mój ostatni...

— Już? Przygotowana do zawodów? Brawo — dziewczyna uśmiechnęła się do mnie.

— Nie. Nie będę startować w tych zawodach. Ani w żadnych innych... Wypisałam się z klubu.

Blondynka zamarła z dłonią w powietrzu. Zwróciła głowę w moją stronę, patrząc na mnie szeroko otwartymi oczami. Jednak zanim zdążyła otworzyć usta, mnie już nie było. 

****

Kiedy byliśmy w drodze do stajni pani Joasi, ciszę zakłócało tylko radio. 

"Dzisiaj naszym gościem będzie trener reprezentacji Polski w ujeżdżaniu..."

"Ujeżdżeniu panie redaktorze. To dwie różne rzeczy."

Kąciki moich ust uniosły się w kpiącym uśmiechu. 

"Proszę mi wybaczyć. Dzisiejszym gościem jest Mirosław Tomczyk, trener ujeżdżeniowy... Prowadzi pan treningi na szczeblu krajowym, prawda?"

"Owszem. Na szczeblu krajowym. Przygotowujemy też reprezentację Polski na Młodzieżowe Igrzyska Olimpijskie"

"Do składu wybrany został Aleksander Brzeziński. Stawia pan wszystko na jedną kartę... Skąd u pana tak wielka wiara w umiejętności tego zawodnika?

"Nie widział pan Aleksandra na czworoboku. Gdyby go pan zobaczył, wszystkie wątpliwości zostałyby rozwiane."

"Ostatni raz ten zawodnik startował sześć lat temu. Wtedy, jako dziecko, podbił serca setki tysięcy ludzi..."

"Teraz Olek podbije serca milionów ludzi. Jestem tego pewien."

— Biedny, młody chłopak... — Westchnął tata, siedzący za kierownicą. — Zupełnie nie rozumiem, dlaczego przestał startować w zawodach...

— Miał jakiś powód. Ale to fajnie, że chce wrócić do sportu, prawda?

— Mam nadzieję, że wróci.   — Wtrąciłam się.   — Był naprawdę świetnym zawodnikiem. Oby świat spojrzał na niego łaskawym okiem.

Rodzice spojrzeli na mnie dziwnie, ale nie skomentowali moich słów. 

— Jak sądzicie, jak zmienił się Brzeziński? — zagadnęłam.

- Stał się arogancki, pewny siebie...

—Chodziło mi raczej o wygląd— ucięłam. 

Dlaczego wszyscy postrzegają Aleksandra jako wielkiego snoba? 

— To nie w twoim stylu — tata spojrzał na mnie uważnie.

— Tutaj w lewo — starałam się ukryć rumieniec, który nie wiedzieć czemu wkradł się na moją twarz. 

****

— A-Anastazja?! Co ty tu robisz, dziecko?

— Wróciłam. Żeby pani pomóc. Chcę tu zostać. Zaraz wszystko pani opowiem — powiedziałam, zadowolona z mojej decyzji. 

—Ale...— weszłam do drewnianego domku, zanim cokolwiek zdążyło się wydarzyć.

Zdziwiłam się jego przestronnością i umeblowaniem w stylu retro. Wszystkie meble były drewniane, a przynajmniej sprawiały takie wrażenie. Od razu spodobał mi się stół kuchenny, przypominający dużą, kwadratową łąwę parkową. 

— Zdziwiona co? Z zewnątrz to wygląda nieco inaczej.

— Ja... nie, bardzo mi się podoba, nigdy wcześniej nie widziałam czegoś takiego — odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

— Nic nie jest takie, jakie się wydaje Ana. Więc... opowiesz mi wszystko przy kubku gorącej herbaty? 

— Oczywiście — uśmiechnęłam się, zdejmując buty i jeszcze raz rozglądając się po jasnym holu. 

****

— Więc mówisz... że chcesz startować w zawodach pod patronatem Janowa Podlaskiego na koniu... stąd? — pani Joasia utkwiła we mnie zszokowane spojrzenie, trzymając kubek w obu dłoniach.

Kiwnęłam głową i poprawiłam się na ławce bez oparcia, stojącej przy tym cudownym stole kuchennym. 

— Jestem tego pewna. — Zapewniłam jeszcze raz. — Wiem co chcę osiągnąć. I wiem z kim. Teraz jestem tego pewna. 

— Ale to tylko cztery dni... 

— Aż cztery.   — Odparłam.   — Jestem pewna, że warto spróbować.

— Na pewno wiesz, co robisz? — zapytała mnie kobieta z poważną miną, pochylając się nad stołem.

— Na sto procent.

—  Naprawdę tego chcesz?

— Jak niczego innego.

— Jesteś gotowa? — zapytała po chwili, zerkając na mnie.

— Jak nigdy wcześniej — wyszczerzyłam zęby w uśmiechu.

— No to nie ma czasu do stracenia! 

Zostawiłyśmy kubki, w których została jeszcze ciepła herbata z cytryną. 

Pobiegłyśmy wprost do stajni, która wcale nie przypominała wnętrza domu pani Joanny.

Zdziwiłam się, kiedy kobieta nie zatrzymała się pod boksem Nerwusa. Szybkim krokiem weszła do siodlarni, podała mi ogłowie, a sama wzięła błyszczące, brązowe siodło razem z nowym, czarnym czaprakiem. 

Poszłam za kobietą posłusznie, a kiedy odłożyła ostrożnie siodło na jadnym koźle, zwróciła się do mnie: 

— Jeśli mamy zamiar wygrać, musimy wystartować z pompą. Nerwus nie nada się do tego konkursu, nie jest przyzwyczajony. Lepiej sprawi się ten.

Wskazała ręką na konia który stał w boksie przed nami. Miał lekko ukurzoną bułaną sierść i czarną, długą grzywę. Spojrzał na mnie czekoladowym okiem, bo drugie miał zasłonięte włosiem grzywy. Przeczytałam imię konia: Just Do It. Idealnie. 

— Na Just'cie jeździłam wiele konkursów. Sporo wygraliśmy. Teraz nie mam czasu na takie rzeczy, a talent tego przystojniaka się marnuje w tej obskurnej stajni. 

Wyciągnęłam rękę, którą ogier po chwili powąchał. Był bardzo uważny i powściągliwy. 

— Myślałam nawet, żeby go sprzedać, by się rozwijał, ale nie miałam serca tego zrobić. Jak widać, dobrze zrobiłam. Anastazjo, to będzie twój towarzysz podczas zawodów. 

Moje oczy zalśniły. Fala radości zalała moje serce. Niemal rzuciłam się kobiecie na szyję w geście wdzięczności. 

 Pani Joasia — niska, lekko poczochrana, w mocno znoszonych bryczesach — stała się moim autorytetem.    






-----------------------

Już VII rozdział! Jak to szybciutko leci :")

Zaniedbałam wszystkie książki, za co ogromnie przepraszam. Licealne obowiązki zabierają mi sporo czasu, ale staram się jak mogę xd  [(szkoło - zgiń) chociaż na tydzień no... ]

Wracając do rozdziału... Anastazja wreszcie zdecydowała. Wzięła sprawy w swoje ręce i zamierza wystartować w zawodach z panią Joanną, nawet jeśliby miała później żałować. Jak sądzicie, będzie miała czego? 

Piszcie komentarze, bo to bardzo motywuje!! 

Czekam na Was, Ridery <3 


~ Wrona <3 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top