LXXVI


Wraz z budzeniem się wiosny do życia, gdzieś w środku mnie obudziła się dziwna determinacja.

Pierwsze promienie wiosennego słońca przyniosły nowe pokłady energii, które ambitnie zamierzałam wykorzystać w tym roku. Treningi miałam codziennie, z wyłączeniem środy, ale za to w weekendy nadrabiałam każdą zmarnowaną godzinę, w której nie siedziałam w siodle. Zaczęłam ostro pracować nad sobą, ale dopiero teraz, po upływie tego przeklętego okresu stagnacji, dotarło do mnie, że problemem nie był brak wyszkolenia.

Zrozumiałam to dzięki Brzezińskiemu, który naświetlił mi, że tylko ja sama stałam sobie na drodze. Kiedy postanowiłam z nim o tym porozmawiać, stwierdził, że sprawiałam wrażenie zagubionej na drodze prostej jak drut. Sama szukałam zasadzek, skrótów i Bóg wie czego jeszcze.

— Patrzyłaś wszędzie, tylko nie przed siebie. Nie widziałaś najbardziej oczywistszych rzeczy i najbanalniejszych przeszkód. Mam nadzieję, że teraz się to zmieni.

W ramach niewielkiej motywacji Olek obiecał mi, że jeśli będę robić postępy i w najbliższych zawodach nie pójdzie mi tak jak zwykle, zabierze mnie w najładniejsze miejsce w całym województwie, albo i na terenie południowej Polski. Nie chciał mi zdradzić szczegółów, podobnie jak Janek, który stwierdził, że jednak jego Morskie Oko jest największym cudem na ziemi i nic innego nie może się z nim równać.

— Więcej Ci nie powiem, inaczej nie będzie niespodzianki. A lubisz niespodzianki, co nie? — blondyn uśmiechnął się do mnie szeroko.

— Uwielbiam — mruknęłam. —Szczególnie organizowanych przez Brzezińskiego.

— Mówię ci to nie pierwszy raz, ale jeszcze zmienisz zdanie. W tych czasach trzęsienia ziemi są bardziej przewidywalne niż Brzeziński.

— No tak, skąd ja to znam... 

 —Ale nie martw się, przecież to wporzo morda.

— Wiem, ale z drugiej strony trochę wywarł na mnie presję.

— On? — zaśmiał się cicho. — Nie startujesz pod groźbą śmierci, nie dałbym Ci zrobić krzywdy, księżniczko.

— Trzymam cie za słowo. Jakbym była w jakichś opałach to będę krzyczeć, słuchaj uważnie.

— Zakładasz ze ktoś poluje na twoje życie?

— Wolałabym nie

— Jeszcze nie teraz. Potem może się zacząć.

Powiedział to z szerokim uśmiechem na twarzy i przeszedł kilka kroków po czym zwrócił i stanął naprzeciwko mnie. Spojrzałam w jego wesołe oczy, w których tańczyły małe ogniki.

— Co powiesz na wypad na miasto?

— Za dwadzieścia minut mam ostatni trening przed jutrzejszą potyczką, nie mogę — mruknęłam, nagle tracąc ochotę na wszystko

— Chciałem cię tylko trochę odmóżdżyć przed tym tygodniem...

— Już bardziej się nie da, odpuść — Brzeziński jasno zaakcentował swoją obecność, wchodząc do szatni.

Spojrzałam na niego gniewnie, ale ten zupełnie nic sobie z tego nie zrobił i uśmiechnął się rozbrajająco. Poczochrał mi włosy upięte w niskiego kucyka, czerpiąc satysfakcję ze swojego położenia.

— Chciałem być miły...

— To bądź przy okazji szczery — szarooki wyciągnął rękę i tak samo jak mi, zburzył fryzurę blondynowi.

Janek posłał mi zirytowane spojrzenie, jakby sam siebie musiał uspokajać i przekonywać do dobrego serca Brzezińskiego. Mimo tego, że nie raz się przekonałam o jego obecności, ale też wiele razy odczuwałam jego brak, przez co w sumie chłopak wychodzi na zero i ciągle jest nieczułym dupkiem. Pewne rzeczy się jednak nie zmieniają.

— Spotyka się dwóch głupków. Który z nich jest mądrzejszy, jeśli obaj są głupkami? — zapytał nagle Brzeziński, prostując się.

Janek zaśmiał się cicho, jakby był już przyzwyczajony do dziwnych nawyków Olka i jego niezwykłego filozoficznego podejścia do życia. Mnie wciąż to przychodziło z trudem, bo nigdy nie mogłam przewidzieć, kiedy padnie pytanie, na które i tak nie będę znała odpowiedzi.

— Ten który milczy?

— Ten, który nie twierdzi, że jest mądry.

— Czyli jeśli nie twierdzisz, że jesteś miły, to tak naprawdę jesteś miły?

— Od każdej reguły są wyjątki — zaśmiał się Janek, a Olek spojrzał na niego morderczym wzrokiem.

****

Następnego dnia czułam się dziwnie przytłoczona informacją o dzisiejszych zawodach, ale kiedy dowiedziałam się, że to klubowy konkurs, wszystkie emocje i nerwy mnie opuściły. Nie miałam się czego obawiać, jeśli poniosę klęskę, to będę się wstydzić tylko wśród swoich, jest okej.

Poza tym będę rywalizować z Jankiem, Lilką, Karolem i innymi klubowiczami, a po tych kilku miesiącach poznałam umiejętności większości z nich i potencjały ich koni. Mogłam mniej więcej przewidzieć wyniki, siebie plasując daleko poza podium.

Na początku wyobrażałam sobie, że zawodników będzie maksymalnie sześciu, a nagrodą będzie tygodniowa dokładka ciasta marchewkowego, które jest najpyszniejsze w całym wszechświecie. Z tą myślą było mi bardzo dobrze, bo pozwalała mi spać spokojnie.

Potem podsłuchałam, że dużo osób wyraziło chęć udziału w przejeździe. Pomyślałam, że to w końcu normalne w klubie sportowym. Ale kiedy zobaczyłam Paulinę i Aleksandra szykujących się do startu opadła mi szczęka.

— To nie jest przypadkiem konkurs skokowy?

— I co? Że pingwiny to już im nie wolno poskakać? Co to za schematyczne szufladkowanie ludzi, co? — Brzeziński nie zawahał się wyrazić swojej opinii na widok mojej miny. — Nie tak cię uczyłem.

Zabrakło mi języka w gębie i ze ściśniętym gardłem spojrzałam na rozbawioną Paulinę.

 Wszyscy traktowali ten konkurs jak zwykłą zabawę. Ja też powinnam włączyć takie myślenie i zaakceptować fakt, że ujeżdżeniowcy też wezmą w nim udział. Jednak nawet Brzeziński nie ma szansy z innymi skoczkami, szczególnie po prawie dziesięciu latach ugniatania kapusty. Co przeszkoda, to jednak przeszkoda i trzeba trochę polatać.

— Daj Boże, żebym latała z Dragonem, nie sama — mruknęłam cicho, spoglądając na pochmurne niebo, gdy prowadziłam wałacha w stronę hali.

Nagle coś sparaliżowało moje nogi i stanęłam jak wryta. Serce zaczęło mi bić szybciej, a ja zupełnie nie rozumiałam dlaczego. Nie pierwszy raz będę skakać i pewnie nie ostatni, ale to uczucie ciągle do mnie wracało, jakby było przywiązane. Albo inaczej. 

Ktoś zatrzasnął żelazne kajdany strachu na moich kostkach i wyrzucił klucz. Chłód tego krępującego łańcucha przenikał mnie do szpiku kości. Czułam jak słabnę i z każdą sekundą uchodzi ze mnie wola walki. Pustkę od razu zastępował cień porażki, szeptał i podpowiadał, a ja wbrew sobie słuchałam tego głosu. Prowadził mnie w kierunku pułapki własnego umysłu, a moje otulone czarną mgłą oczy nie były w stanie tego dostrzec.

Stąpałam po cienkim lodzie, słyszałam jego rozpaczliwie skrzypienie, jakby próbował mnie zawrócić ze złej drogi, ale ja nie byłam już w stanie się uwolnić. Łańcuchy spętały moje ciało, przyprawiając o rozdzierający ból, lecz nie powodując ran. Niczyja krew się nie przelała, jedynie gorące łzy spłynęły po moich policzkach, skapując na drżące dłonie.

One zaczęły roztapiać wszystko, co napotkały na drodze. Zaczęły palić moją skórę, a kiedy żar objął całe moje ciało, zdałam sobie sprawę, że zatraciłam się we własnym umyśle. Cudem wyrwałam się z pętli, którą dawno powinnam była rozwiązać.

Jednak wciąż nie mogłam się ruszyć. 

Otworzyłam oczy, pociągając nosem. Delikatny zapach męskich perfum ukoił moje nerwy, jednocześnie dodając otuchy. Ciepło otaczało mnie całą, stopniowo wyrównałam oddech i odetchnęłam głęboko trzeźwiącym, chłodnym powietrzem.

Dostrzegłam blond włosy, których właściciel opierał głowę na moim prawym ramieniu. Ciężar czułam jednak na obu barkach, lecz wciąż nie doszłam w zupełności do siebie i potrzebowałam kilku chwil, żeby zrozumieć, co w tamtej chwili się działo. Brązowe włosy połaskotały mnie w lewy policzek, gdy chłopak wtulił głowę w zagłębienie mojej szyi. 

Jedną ręką objęłam Janka, a drugą ręką sięgnęłam do tyłu. Wsunęłam palce we włosy stojącego za mną Olka, czując jak na nowo napełnia mnie energia i wola walki. Stałam tak jeszcze kilka chwil, przytulana z dwóch stron przez najwspanialszych chłopaków na ziemi, zanim obaj odsunęli się ode mnie i uśmiechnęli ciepło, rozwiewając ostatni cień strachu.

Szczerość ich gestu zamknęły za mną drzwi, zostawiając całą ciemność daleko, daleko za mną. Za nami. 











---------------------------------------

Wróciłam po małej przerwie, mam nadzieję, że się nie gniewacie. 

Musiałam uporządkować parę spraw i znaleźć wenę, bo ostatnio z nią u mnie krucho. Starałam się coś wykrzesać w tym rozdziale, ale szczególnie podoba mi się jego zakończenie. Chciałam zwrócić uwagę na pewien ważny problem w naszym życiu, bo niedostrzegany ciągle rośnie. 

Ostatnio dużo myślałam i doszłam do różnych wniosków. Ponownie rozpatrzyłam pomysł powstania drugiej części, zebrałam wszystkie plusy i minusy, jednak sprawa znów stoi pod znakiem zapytania. Mój plan co do fabuły był jasny od samego początku, klarował mi się rozdział po rozdziale, ale nie jestem pewna, czy chcę go realizować. Mogę powiedzieć tylko tyle, że to będzie powrót do przeszłości, poznawanie bohaterów na nowo, gra wspomnień i uczuć. Wejście w inny świat, z którego niektórzy nie zdają sobie sprawy, a inni znają go od podszewki. Będzie to dla mnie trudne szczególnie ze względu na bohaterów i trochę na mnie.

Do podjęcia decyzji jest jeszcze dużo czasu, chcę skupić się teraz na doprowadzeniu tej historii do końca. Mam nadzieję, że niezależnie od tego, co może się wydarzyć, albo co może się nie wydarzyć, zostaniecie tutaj razem z nimi ;)

Trochę smutno się zrobiło, ale to pewnie dlatego, że jutro poniedziałek.

Znów czekam na Wasze komentarze, bo chyba potrzebuję weny.

Do następnego! 


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top