LXXI

  Moje treningi były bardziej elastyczne od mięśni zawodowej baletnicy. Nie miałam konkretnego harmonogramu ani godzin ćwiczeń, co tym bardziej wytrącało mnie z równowagi. Tak jakby wszystko zależało od kaprysu Olka i wolnego czasu, a ja go miałam aż za dużo. Zamiast trenować chodziłam od boksu Dragona do wyjścia i do szatni, jakby to w jakiś sposób miało mi pomóc.

Dragon był przeze mnie rozpieszczany do granic możliwości, a jego sierść lśniła miedzią pod każdym możliwym kątem. Rudzielec nigdy chyba nie był aż taki czysty, przynajmniej odkąd go dostałam. Kiedyś wrócił z padoku z błotem na zadzie, a ja byłam tym zachwycona, bo przynajmniej mogłam czymś zabić czas i nudę. Chyba nikt nie sądził, że całymi dniami będę usilnie starała się wyciągać karty spod chwiejnego domku, który i tak za każdym razem się przewracał. 

Byłam w pewnym momencie na skraju szaleństwa, a świadomość dwustu trzydziestu pompek i dziewięćdziesięciu przysiadów wcale mi nie pomagała. 

Brzeziński regularnie pytał, jak idzie mi ćwiczenie i czy już coś mam. Jedyne co wtedy prawie miałam to załamanie nerwowe, ale uznałam, że nie będę się tym chwalić, chociaż nie ukrywałam, że to wszystko mnie okropnie irytowało. Powoli zaczynałam tracić nadzieję i chęć współpracy, lecz po kilku dniach jednak nadszedł moment, którego się obawiałam. 

W końcu Olek zorientował się, że czekanie nic nie da i ponownie kazał mi się stawić w jego pokoju. Poczułam, że powinnam złożyć coś w rodzaju raportu z misji, ale nawet nie miałam świadomości, na czym ona polegała.

— Ostateczny termin jest teraz. Słucham.

Spojrzałam na chłopaka zdziwiona, ale on tylko patrzył na mnie znudzonym wzrokiem. Starałam się wymyślić coś inteligentnego, lecz nic nie przychodziło mi do głowy, a brak punktu zaczepienia odebrałam jako wyraźny znak do zaprzestania trudów. 

Przede mną stał karciany domek i przypominał mi o moim treningu, z którego do tej pory nic nie wyniosłam. Przeniosłam wzrok na szare oczy, nie wiedząc, co mogłabym powiedzieć.

— Trafiło mi się wyjątkowo oporne stworzenie... — westchnął, a potem zniechęconym głosem zaczął. — Mówiłem przecież, ze od tej pory interpretacja zależy od ciebie, tak? Ty decydujesz o twoich umiejętnościach i tym, czego się nauczysz i co wyciągniesz z tych ćwiczeń. Czego tu nie rozumieć? — zapytał, załamując ręce, jednocześnie obserwując moją minę.

Musiałam w tamtej chwili wyglądać naprawdę głupio, bo chłopak przybił facepalm'a i aż jęknął. 

— Czego ja się podjąłem...

Spojrzałam na niego spod przymrużonych powiek, chcąc wyglądać groźnie, ale Olek całkowicie mnie olał.

— Masz mi powiedzieć, jak interpretujesz to wszytko, jakieś metafory, może jakieś podstawy? — spojrzał znacząco na karty, a mnie wreszcie olśniło.

— Chodzi o coś takiego jak... dom, który jest ochroną, ale ta ochrona jest bardzo wątła, jeśli podstawy będą naruszone.

— Coś jeszcze?

— I wszystko się wali i pracę trzeba zaczynać do nowa.

— Chcesz coś dodać?

— A skoro już musimy usuwać podstawy, to tak, żeby nie zburzyć tego domu. Trzeba wiedzieć kiedy i za który element pociągnąć. 

— Może coś jeszcze? 

 Zająknęłam się, kiedy skończyły mi się pomysły. Myślałam, że wpadłam na jakiś trop, ale zachowanie Brzezińskiego ciągle wytrącało mnie z równowagi. Skoro nie normalne treningi, nie metafory, zero wytłumaczenia, to czego on jeszcze chce? 

— No... To chyba wszystko. 

— Jeśli ty tak uważasz, to tak jest. Pamiętaj, że jedynym ograniczeniem jest twój umysł. Ty wyznaczasz granice i określasz finisz. Można powiedzieć, że druga lekcja jest już za tobą.

Uśmiechnęłam się triumfalnie, lecz po chwili do moich uszu dotarły trzeźwiące słowa szarookiego.

— Prawie jestem z ciebie dumny. Musisz się bardziej postarać.

— Staram się...

Olek przewrócił oczami, jakby ta wypowiedź była zupełnie zbędna. Przyzwyczaiłam się już do jego ignorancji, więc szczególnie mnie to nie obeszło, ale w tamtej chwili nic nie potrafiło ukoić moich zszarganych nerwów. W każdej chwili aktywny wulkan mógł wybuchnąć, więc lepiej dla niego, żeby dał wreszcie z tymi głupimi lekcjami.

  — Radzę ci założyć jakiś zeszyt, żeby zapisywać rzeczy, które będziesz uważała za słuszne, bądź takie, które kiedyś mogą ci się przydać.

— A kiedyś mi się w ogóle przydadzą?— zapytałam, a Brzeziński posłał mi zimne spojrzenie.

— Kiedyś sama sobie odpowiesz na to pytanie.

Jego wzrok trochę złagodniał, a ja poczułam się pewniej i w głębi duszy postanowiłam, że nie będę już na głos podważać tej dziwnej idei jeździeckiego nauczania. Myśleć sobie mogę co chce, chociaż może nie przy Olku, lepiej przecież nie ryzykować.

  — Ze spraw organizacyjnych, masz tutaj regulamin, zapoznaj się z nim dokładnie — podał mi cienki plik kartek, gęsto zadrukowanych niewielką czcionką. 

Kiwnęłam głową, zaczynając się zastanawiać, po co to jest mu potrzebne, ale wolałam na razie nie pytać. 

— W miarę możliwości zbierz wszystkie zaświadczenia ze wszystkich imprez jeździeckich, w jakich brałaś udział w Australii, w tym osiągnięcia. Zawodami Equestress zajmę się ja, jakoś to może będzie.

— Mogę o coś zapytać?

— Jeśli musisz.

 —  Po co to wszystko?

 — PZJ jeszcze nie ogłosił składu kadry narodowej skoczków. Postaram się podetknąć cię pod nos trenerowi kadry, może mi się uda go przekonać. Poza tym chciałbym się dowiedzieć coś o twoich poczynaniach za granicą, mogą być interesujące.

Otworzyłam usta ze zdziwienia, wydając przy tym jakiś nieartykułowany dźwięk. Kadra narodowa była ostatnią rzeczą, o jakiej mogłabym pomyśleć, a tu takie słowa padają z ust mojego idola.

W jednej chwili przez moją duszę przeszło tornado emocji. Od radości, przez melancholię, wzruszenie, do niepewności i bezradności. W jednej chwili uświadomiłam sobie, że z moimi śmiesznymi osiągnięciami nie zajdę daleko, tym bardziej nie dostanę się do kadry.

Czując, jak powoli opuszczają mnie siły, opadłam na oparcie fotela.

— Serio w to wierzysz? Istnieje ktoś tak głupi, żeby dał mi powołanie?

Olek westchnął, oparł łokcie na kolanach i spojrzał na mnie spod byka. Zrozumiałam, że słowa, które zaraz padną z jego ust nie są dla niego zwykłymi słowami, ale czymś w rodzaju hańby. Domyślałam się przyczyny tego, jednak zawsze nie dopuszczałam tej myśli do siebie, żeby nie zawładnęła moim umysłem.

  — To nie tajemnica, że jest kiepsko w polskim jeździectwie. Mamy tendencje spadkowe, z drobnymi wyjątkami i raczej szybko się to nie zmieni...

Szarooki pokręcił głową, jakby na potwierdzenie jego słów. Zrobiło mi się głupio, widząc go w tak niekomfortowej sytuacji, ale w tej samej chwili dostrzegłam coś zupełnie innego, co stawiało Brzezińskiego jeszcze wyżej w rankingu dobrego serca.

— Stanęliśmy przed wieloma trudami w historii, rozwój jeździectwa został zahamowany i ciężko było go znowu przywrócić na takim samym poziomie jak kiedyś. Aktualnie znajdujemy się przed ogromnym murem i zarząd usilnie próbuje go przebić głową, a my mamy pętlę na szyi, która ciągle się zacieśnia. 

Olek mimo braku powołania, stagnacji treningowej i wszechobecnego marazmu nie przestał utożsamiać się ze społecznością świata jeździeckiego. Pozostał jej członkiem, ciągle wspiera swoich kolegów, nie zważając na kiepską sytuację. To jest prawdziwa pasja i szacunek do sportu. Szarooki nie umywa rąk od tej sprawy i chce pozostać jej wierny tak długo, jak tylko będzie mógł.

— Kadra młodych jeźdźców to tak naprawdę jeszcze podlotki. Brakuje im stałości w jeździe, elastycznego umysłu i szerokiego pola widzenia. Raz jadą na rekord, a drugi raz muszą podnosić swój tyłek z piasku. 

— Coś takiego jak ja, chociaż ostatnio mam same spadkowe tendencje— powiedziałam, zaskakując tym samą siebie.

Rzadko miałam okazję porozmawiać w taki sposób z Brzezińskim i móc wypowiedzieć na głos wszystkie moje obawy. Już dawno w chłopaku zauważyłam świetnego słuchacza, który poratuje szczerą radą, przez co nabrałam większego szacunku do osiemnastolatka.

  — Mają to coś, oczywiście. Ale w twojej technice skoku, przynajmniej kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem, była powalająca pewność siebie. W każdym skoczku jest coś, co zwraca moją uwagę, ale w twoim przypadku ciężko było mi stwierdzić co to jest. Pamiętasz to, prawda? 

— Pamiętam, dwie zrzutki i trzecie miejsce.

— To też była niezła lekcja, sądzę, że sama wyciągnęłaś z niej odpowiednie wnioski. Gdybyś nie spadła we Francji, mogłabyś mieć miejsce na podium. Mówię to z ręką na sercu.

Olek przerwał na chwilę, przyłożył prawą dłoń do piersi i spojrzał na mnie miękko.

— Odizoluj się od wszystkich negatywnych myśli i skup się na twojej pracy. PZJ stanie na rzęsach, by coś zmienić, szczególnie kiedy ma nóż na gardle— szarooki wyciągnął w moją stronę dłoń, którą ścisnęłam po krótkiej chwili.— Jeszcze nie jest za późno.

Wymieniliśmy się uśmiechami, co dodało mi otuchy. Słowa Brzezińskiego, które padły z jego ust jako ostatnie, wyryły mi się głęboko w pamięci, a ja byłam gotowa w nie uwierzyć. Mocny uścisk dłoni upewnił mnie w tym przekonaniu, dając nieco więcej pewności siebie. Razem z dotykiem Olka pojawiła się wiara we wszystkie nasze ćwiczenia, a to, że nie widzę w nich sensu było tylko kwestią czasu.












--------------------------

Dobry wieczór! Chyba jeszcze nigdy nie wstawiłam rozdziału w poniedziałek, dziwne uczucie...

Wattpad robi mi żarty, usuwając moje notatki na tablicy i powiadomienia, więc przepraszam za wszelkie opóźnienia, niewielkie bo niewielkie, ale zawsze jakieś.

Co sądzicie o tym rozdziale? Czy coś Was zaskoczyło  w słowach Olka? Wierzycie, że Anastazja podoła zadaniom, jakie postawi przed nią szarooki? I czy w ogóle to się stanie?

Czekam na wszystkie komentarze, zaspamujcie moją skrzynkę powiadomień! <3 

Psst ---> Wstążki są fikcją literacką, więc jeśli ktoś ma inne zdanie o niektórych elementach występujących w fabule, proszę się nie unosić. Wszystkie zmiany zostały wprowadzone na rzecz historii, to NIE JEST oparte na faktach.


Dziękuję i życzę udanego wtorku oraz całego tygodnia! <3


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top