LXVIII


Zajęłam wskazane przez chłopaka miejsce i wpatrywałam się w mojego nowego trenera, jednocześnie oczekując wyjaśnień. Sam Aleksander zachowywał się tak, jakby postawiono go pod ścianą i musi naprędce wymyślić dobrą wymówkę, abym odpuściła. Usiadł naprzeciwko mnie na fotelu, nie mówiąc nic. Nie pragnęłam niczego więcej niż tylko szczerości, której tak samo ode mnie oczekiwał Brzeziński, więc powinien wyjść mi naprzeciw, jako starszy wiekiem i doświadczeniem.

Chłopak przez chwilę wpatrywał się w okno, po chwili jednak wrócił myślami do obecnej sytuacji i przeniósł spojrzenie na mnie. Zobaczyłam w jego źrenicach wewnętrzną walkę z samym sobą, prawdopodobnie wtedy rozmawiał w podświadomości z jego alter ego, które albo próbowało go przekonać, albo odwieść od tego pomysłu.

Zaczęłam się zastanawiać, kto przewodzi w kooperacyjnym związku jego psychiki. Znam Brzezińskiego i pod żadnym pozorem nie mogę powiedzieć, że jest łatwy do rozgryzienia, a jego dusza jest skomplikowana jak stalowy węzeł gordyjski, którego nie umiałam rozplątać, a nie wolno mi było go przeciąć. Jak każdy człowiek Olek rozpatruje problemy na swój sposób, zauważyłam to ze sporym opóźnieniem, że analizuje sytuację na dwa sposoby. Tak jakby na jego ramionach siedział Aniołek i Diabełek i dawały mu rady, przedstawiały sprawę w różnym świetle, a może nawet i prowokowały do podjęcia decyzji.

Grzecznie czekałam aż wewnętrzna rozmowa dobiegnie końca, by usłyszeć cokolwiek co pomogłoby mi zrozumieć na czym stoję i zrobić kolejny krok, albo wejść na nowy poziom. Skoro pan Fabian kazał mi tu przyjść, to pewnie miał jakiś wyraźny powód i na pewno wie, co zrobił.

Dopiero teraz zorientowałam się, że ciągle wpatrywałam się w oczy chłopaka, w oczekiwaniu na reakcję. On, zupełnie tym nie przejęty, wydawał się nieobecny, jakby wcale go tutaj nie było. W fazie skupienia w którą wszedł mój nowy trener kolor jego tęczówek był ostry niczym dopiero co naostrzony sztylet, gotowy roznieść w proch wszystko, co stanie mu na drodze. Dlatego wolałam przeczekać tę burzę w bezpiecznej odległości, nie narażając siebie ani Olka na straty.

Wreszcie chłopak westchnął, opierając głowę na ręce. Wzrok miał już łagodny, ale zmęczony, więc po części domyśliłam się przebiegu rozmowy. Przygotowałam się na wszystko, co mógł powiedzieć szarooki i czekałam, próbując opanować nerwowe drżenie rąk.

— Zdajesz sobie sprawę, że nie jestem żadnym wykwalifikowanym trenerem, a do tego zajmuję się odrębną istotą jeździectwa niż ty.

— Ale ujeżdżenie to podstawa całej jazdy konnej, na tym opierają się jej wszystkie dyscypliny, czy tam istoty.

— Tylko że w skokach nie chodzi o to, żeby zmiana nogi wyszła perfekcyjnie, tylko żeby spełniła swoją funkcję. Nie będę ci przecież tłumaczył do czego służy łydka ani krzyż, to ty powinnaś wiedzieć, czego nie wiesz i w jaki sposób możesz się tego dowiedzieć.

Uniosłam brwi w odpowiedzi na tę zuchwałą odpowiedź, ale postanowiłam nie wdawać się w zbędne spory, zanim nie dowiem się, co ja tam robiłam. Ostrożnie dobrałam słowa, kierując je nie do samego Olka, ale do jego wewnętrznego ja, by podtrzymać konwersację i jednocześnie połechtać trochę jego dumę.

— Zgadzam się z tobą. Nie wiem wszystkiego, co powinnam wiedzieć, nie umiem rzeczy, które powinnam umieć, ale wiem, jak mogę to zmienić. Jedynym sposobem jest współpraca z mistrzem czworoboków.

Mogę powiedzieć, że zadziałało, ale nie tak, jakbym sobie tego życzyła. Pierwotny plan zakładał, że szarooki po długiej rozmowie wreszcie odpuści i przyzna mi rację, ale chyba przesadziłam z ostatnim określeniem. Zadziałały bowiem jak zapalnik, chłopak rzucił mi zirytowane spojrzenie i krótko sapnął przez nos, niczym byk drażniony przez torreadora.

W zasadzie zorientowałam się dopiero po fakcie, kiedy było już za późno, aby przemyśleć wypowiedź jeszcze raz.

— To było lata temu. Nie powinnaś się do tego odwoływać, nawet jeśli to byłaby sprawa wagi państwowej.

— Nie mów mi, że to dawno i nieprawda! Nie możesz skreślać wszystkiego, bo coś wydarzyło się w przeszłości. Powinieneś zaakceptować to i przeć dalej. Przeszłość jest częścią twojego życia, ale ty decydujesz, na ile zawładnie ona przyszłością, przecież wiesz.

Chłopak pokręcił głową, zaprzeczając nawet samemu sobie.

  — Nie chodzi o przeszłość, ani o przyszłość. Liczy się tu i teraz, ale nawet ja się przeliczyłem teraźniejszością.

 — Co to znaczy?

 — Chociażbym nie wiadomo jak chciał ci pomóc, zwyczajnie nie dam rady. Nie jestem w stanie spełnić twoich oczekiwań i wskazać drzwi, do których musisz znaleźć klucz. To nie tak, że robię ci na złość. Po prostu treningi ze mną będą stratą czasu, bo nic się w twojej sytuacji nie zmieni. Najpierw ja sam powinienem popracować nad sobą, a dopiero potem poprawiać innych.

 Pochyliłam się do przodu, by spojrzeć mu w twarz. Już miałam zadać pytanie, kto mu wbił takie głupoty do głowy, ale w ostatniej chwili ugryzłam się w język. Z jednej strony miał rację, ale odkąd pamiętam Olek wymagał od siebie, a potem od innych, lecz z drugiej czułam niepokój. W moich oczach wciąż był liderem i nie jeden raz mogłam przekonać się o jego talencie i umiejętnościach, które mogłabym porównać do światowej czołówki.

 — Olek?

Chłopak uśmiechnął się do mnie krzywo, ujawniając swoją wątpliwość. To nie było do niego podobne, przecież wielki Brzeziński nie mógł ot tak odpuścić i stwierdzić "nie, to jednak nie dla mnie". W jednym momencie przez moje myśli przeszło tyle emocji, że o mały włos bym się popłakała. Chciałam chwycić go za dłoń i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale nie mogłam mu darować jego zachowania.

   — O czym ty pieprzysz? — zapytałam, czując wzbierającą we mnie złość.

Olek zaczął się śmiać, co wprawiło mnie w osłupienie. Byłam gotowa rzucić w niego pierwszą lepszą rzeczą, która znalazłaby się w zasięgu mojej ręki, ale chłopak dobrze przygotował się na taką ewentualność.

 — Mówię po prostu jak jest. Nie dostałem powołania do kadry, mogę się pożegnać z mistrzostwami w Tryonie.

Opadła mi szczęka. 

Co prawda nie śledziłam od dawna poczynań związanych z ujeżdżeniem, ale sądziłam, że ubiegły rok był dla Olka wystarczająco obfity w zwycięstwa i prestiżowe konkursy, a nawet, że samo jego nazwisko powinno wystarczyć. Osobiście nie do końca rozumiałam regulamin powoływania, może dlatego, że nie czytałam go zbyt dokładnie, ale Mirosław Tomczyk który teraz został trenerem kadry narodowej, powiedział, że Brzeziński ma zapewnione w niej miejsce. To możliwe, żeby...

— Ale tak nie wolno! — W desperacji oparłam obie dłonie na stoliku, jakby to mogło coś zmienić.

Olek ponownie uśmiechnął się krzywo, jakby już pogodził się ze swoim losem i nie zamierzał o niego walczyć.

— Niestety nie ty decydujesz o tym, co wolno, a czego nie.

— To kto się dostał? Chyba nie Wiktor!

— Nie, nie. W tym roku kadra to prawie sami nowicjusze, nawet nie znam połowy z nich.

Odetchnęłam z ulgą, ale to nie zmieniało kiepskiej sytuacji Brzezińskiego. Ja na jego miejscu bez wątpienia byłabym zła na trenera za publiczne okłamywanie, a nawet mogłabym go oskarżyć o szkalowanie. Sama informacja wywołała we mnie negatywne emocje, a gdybym była na miejscu szarookiego, rozerwałabym trenera na strzępy i rozniosła całą tę budę, jaką jest PZJ.

Zadziwił mnie spokój, z jakim Olek podszedł do tej sprawy. Mimo tego, że nie wiedziałam kiedy się o tym dowiedział, to mogłabym się założyć, że chłopak przyjął wiadomość z zimną obojętnością i pogodził się z nią. Nie mając innego wyjścia, ustąpił, bo to nie w jego stylu rozpychanie się łokciami i twierdzenie, że jemu się wszystko należy.

Wierzyłam, że chłopak z całego serca kibicuje nowej kadrze, mimo zawodu, które po raz kolejny musiał poczuć i które zachwiało jego samooceną. Teraz siedział tak jak zwykle, emanowało od niego zwykłe opanowanie, ale ciągle brakowało mu tej wyjątkowej iskry. Jej brak zauważyłam już jakiś czas temu, ale byłam przekonana, że wszystko wkrótce wróci do normy.

Po raz kolejny się pomyliłam, kierując się złudnym przekonaniem o tym, że zawsze wszystko wraca do poprzedniego stanu i znowu jest fajnie i kolorowo. Można wygodnie położyć się na łóżku i poczytać książkę, sugerując swoją pogodę ducha, ale nic nie jest takie, jakie się wydaje. 

Nic nie jest prawdą.

 Otaczają nas kłamstwa i iluzje, w które wierzymy, bo tak nam jest wygodniej. Łatwiej wmówić sobie, że jest dobrze i nie widzieć problemu, a gdy rzeczywistość odkryję prawdę, udać zaskoczonych. Tak to wygląda, a my wciąż ślepo wierzymy w fałszywy twór, a zarazem skutek uboczny naszego ludzkiego bytu. A wszystko po to, by żyło się łatwiej.

Poczułam, jak ze wstydu palą mnie policzki. Panujący w pokoju półmrok był świetnym kamuflażem dla wszelkich emocji, jednak ja myślami błądziłam daleko poza tym pomieszczeniem. Szukałam riposty na wszystkie moje wątpliwości, ale nic nie przychodziło mi do głowy. Czułam w sobie zimną pustkę, jakby ktoś odebrał mi zdolność pozytywnego myślenia. Nie mogłam oderwać myśli od usłyszanej przed chwilą wiadomości, przez co o mały włos nie zapomniałam, po co właściwie przyszłam do Olka.

Wzięłam głęboki wdech, próbując uspokoić szybko bijące serce i po kilku chwilach wstałam, zwracając uwagę szarookiego. Spojrzał na mnie nieodgadnionym wzrokiem, lecz nic nie powiedział.

Nie miałam żadnego planu, tylko kierowana instynktem podeszłam do chłopaka i zatrzymałam się tuż przed jego kolanami. Chcąc dodać sobie animuszu, pewnym ruchem położyłam dłonie na biodrach, a chłopak uniósł prawą brew.

 — Mów sobie co chcesz, ale nie obchodzi mnie, czy jesteś w kadrze czy nie. Od dzisiaj jesteś moim nowym trenerem i nic innego nie jest ważne. Bez ciebie nie uda się im, ani mi, więc podnieś swój jeździecki tyłek z ławki rezerwowych i udowodnij, że to tyłek mistrza. Pokaż im wszystkim środkowy palec albo ja to zrobię. Wierzę w ciebie i gówno mnie obchodzi jakiś tam Turyn, cholera, zrozum wreszcie, że mi zależy!

Olek uniósł obie brwi w geście wyrażającym zdziwienie, co trochę wytrąciło mnie z równowagi, ale nie dałam tego po sobie poznać. Nie pozwolę mu się poddać, choćby świat czekała zagłada, nie. Po moim trupie.

Błysnęły srebrne tęczówki, a chłopak poderwał się z krzesła, przez to niemal stykaliśmy się ciałami, ale nie cofnęłam się ani o milimetr. Zadarłam głowę by spojrzeć w jego oczy, które wreszcie płonęły.

 Długo patrzyliśmy na siebie, nie wypowiadając żadnego słowa. Milczeliśmy, wzniecając pożar między nami. Jego spojrzenie stało się tak gorące, że niemal zaczęłam żałować, że cokolwiek powiedziałam. Wtedy jednak chłopak delikatnie położył dłoń na moim karku, a sam się nachylił, przyciągając moją twarz do jego. Wstrzymałam oddech, nie spodziewając się takiego obrotu sprawy.

Olek drastycznie zmniejszył odległość między nami, a ja wpatrywałam się w jego szare oczy, próbując coś zrozumieć. Dzieliły nas milimetry, gdyby któreś z nas wykonało chociażby najmniejszy ruch, nasze usta bez wątpienia by się dotknęły. Stałam sparaliżowana, nie mogąc się oswobodzić, jednocześnie bojąc się nawet drgnąć. Szarooki spojrzał głęboko w moje oczy, a ja poczułam, że lada moment moje serce nie wytrzyma napięcia.

Jego oddech owiał mi twarz, kiedy chłopak wyszeptał:

— Skoro tak, to będzie twoja pierwsza lekcja.

Nogi zaczęły mi drżeć, kiedy zrozumiałam sens jego słów. Poczułam jak brakuje mi powietrza, bo ciągle wstrzymywałam oddech, ale wtedy wolałam stracić przytomność przez niedotlenienie, niż przez przytłaczającą obecność Aleksandra.

 — Zapamiętaj ją dokładnie, bo to wyjątkowa chwila, dobrze?

Bałam się kiwnąć głową, a moje gardło ściskała jakaś dziwna siła, więc nie wydałam z siebie ani jednego dźwięku. Po prostu biernie czekałam, aż fabuła osiągnie punkt kulminacyjny.

— Zamknij oczy, zaufaj mi.

Posłusznie wykonałam polecenie, mając wrażenie, że się popłaczę. Nie panowałam już nad własnym ciałem, kontrolę nad nim przejął Olek, zupełnie jakbym była jego marionetką. Wystarczyłoby, że pociągnie jeden sznurek, jeden. Zadrżałam, zdając sobie sprawę z mojego żałosnego położenia.

No i wreszcie nadszedł punkt kulminacyjny, na który tak bardzo czekałam.

— Tryon, nie Turyn.

I magiczny dotyk zniknął, zostawiając po sobie tylko mrowienie na skórze. Zniknęło wszystko, elektryzujący zapach, ciepło ciała i srebrne tęczówki, pozostawiając po sobie tylko wspomnienie.

Zajęło mi chwilę, by dojść do siebie po nagłym zwrocie akcji, ale kiedy dotarły do mnie wszystkie informacje, odwróciłam się w stronę chłopaka, który zdążył już położyć się na łóżku i na nowo zająć się lekturą, uprzednio zapalając lampkę nocną. Ogień, który widziałam w jego oczach zniknął, a ja znów poczułam przejmujący chłód brakującego elementu.

 — Ty kretynie!











----------------------------------------------------

Dobry wieczór! Macie tutaj liczący ponad 1900 słów rozdział, z którego jestem zadowolona. Wyjątkowo dobrze mi się go pisało, pod wpływem jednego czarnowłosego bohatera pewnej mangi, który od zawsze dodawał mi chęci do pisania.

Mam nadzieję, że nie macie mi za złe końcówki, ale nie mogłam się powstrzymać. Jest typowo w moim stylu, ale jeśli chcecie złożyć reklamację, zapraszam tutaj --->

I czego dalej się spodziewacie? Jak potoczą się dalsze losy Anastazji, Olka, a jak kadry narodowej? Piszcie, piszcie te komentarze, liczę na Was!

Pośpieszana ze wszystkich stron, przez co notatka pewnie nie ma ładu ani składu, więc żegnam się już, by nie brudzić pod rozdziałem.

Dobrej nocy i udanego tygodnia! 

<3


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top