II
Obudził mnie głośny, dziewczęcy śmiech i ciężar przygniatający moje nogi.
—Cały rok cię nie było, a teraz masz zamiar kolejny przespać?!
Uniosłam się zaspana na łokciach. Spojrzałam kolejno na każdą z czterech dziewczyn - moich przyjaciółek — po czym zapytałam:
— Kto was tu wpuścił?
— Mama. Śniadanie jest już gotowe — odparła Julia, rozsiadając się na fotelu.
— Od kiedy moja rodzicielka jest też twoją mamą? — zapytałam, udając oburzenie.
Blondynka w odpowiedzi uśmiechnęła sie do mnie.
****
— Myślę że wystawienie Olka Brzezińskiego do składu było bardzo dobrym pomysłem. Ten chłopak ma potencjał. Wykorzystamy go dobrze. Jestem przekonany, że wkrótce poprowadzi nas po młodzieżowe olimpijskie złoto.
Właśnie siedziałam z nosem przyklejonym do telewizora. Obok mnie siedziały moje przyjaciółki, które wpadły w odwiedziny. Uśmiechały się dziwnie, widząc moją reakcję, ale nie zwracałam na to uwagi.
Każdy wywiad z każdą osobą związaną ze światem koni jest atrakcyjny. Takie nowinki nie mogą przejść obojętnie! Obok mnie, oczywiście. Moje znajome tak nie uważają, ale to szczegół.
Wracając do tematu, Aleksander Brzeziński to niemal człowiek-legenda. Trzy razy zdobył mistrzostwo kraju. Raz - w wieku 9 lat - to były Mistrzostwa Polski Młodzików. Potem zdobył pierwsze miejsce rok później, tak samo w kolejnym roku. Niestety, nie wystartował już w kolejnych mistrzostwach. Jakby słuch po nim zaginął. Oczywiście w internecie nie zostawili na nim suchej nitki - nazywali go tchórzem; egoistycznym dzieciakiem. Przydzielali go to kategorii "gówniarzy którzy mają za dużo kasy". Niektóre komentarze były naprawdę ostre i niczym nieuzasadnione. Pojawiły się nawet oskarżenia o korupcję; że jego ojciec — mocno związany ze stadniną w Janowie Podlaskim — zapłacił odpowiednim ludziom. To niedorzeczne... To był tylko dzieciak... Startował w konkursach, ale nie na szczeblu krajowym. Już nigdy nie sięgnął po kolejne mistrzostwo.
Przykra historia ale dla mnie Aleksander, teraz mający siedemnaście lat, zawsze był autorytetem. Kimś na wzór spadającej gwiazdy — tak zaczęto nazywać go tuż po "zniknięciu". Wyjaśniali to tym, że Brzeziński nagle się pojawił, wzbudził sensację i zniknął bezpowrotnie.
Ale przecież zostawił po sobie coś więcej niż nietrwałą smugę na nieboskłonie. Sprawił, że tysiące osób patrzących wtedy na rozgwieżdżone niebo, zobaczyło go i zapisało w pamięci, że widzieli coś tak pięknego. Niektórzy gorliwie wypowiadali życzenia, gotowi oddać wszystko by chociaż przez chwilę poczuć się tak, jak on.
Ja ewidentnie należałam do tej drugiej grupy. Mogłam oglądać jego występy godzinami i nigdy by mi się to nie znudziło. Za każdym razem dostrzegałam coś innego, nowy szczegół, kolejną niemal niewidoczną wskazówkę. Mimo że ujeżdżenie raczej nie było moim konikiem, to gdybym miała tyle talentu co Aleksander...
— Zaraz wejdziesz w ten telewizor! — głos mojej mamy przerwał moje rozmyślania i natychmiast sprowadził na ziemię.
Posłusznie odsunęłam się od ekranu.
— Nie boi się pan, że Brzeziński się wypalił? — zapytał dziennikarz i przystawił trenerowi jeździectwa — Mirosławowi Tomczykowi — mikrofon pod twarz.
— Pfff... — prychnęłam i ugryzłam kanapkę, którą moja mama postawiła przede mną na talerzyku.
— Nie. W jeździectwie nie ma takiego terminu.
— To co działo się z nim przez tyle lat? — Dziennikarz nie ustępował. — Problemy zdrowotne?
— Nie, Olek czuł się dobrze, to była jego decyzja. Wszyscy powinni to uszanować, że każdy jeździec jeździ dla siebie, nie dla kogoś.
— O! Dokładnie! — wycelowałam palcem w trenera, mentalnie przyznając mu punkt za wypowiedź.
— Ma pan pewność, że dotrze do finału Mistrzostw Polski?
— No pewnie, że dotrze! — krzyknęłam w stronę telewizora, trzymając w dłoniach kanapkę.
— A jaką ma pan pewność, że Olek nie wycofa się tuż przed finałami? — dziennikarz uśmiechnął się z kpiną.
Zamarłam na sekundę z jedzeniem w buzi.
— Ty palancie! Jak możesz tak mówić?! W obecności trenera najlepszych jeźdźców w historii Polski! Za grosz taktu! Ani honoru! Jak tak można?! — energicznie gestykulowałam kanapką, nie zwracając uwagi na minę mojej mamy.
— Dla pana, to jest Aleksander, nie Olek. On zdobędzie złoto, a wtedy to my będziemy się śmiać z pańskiej niekompetencji. Do widzenia.
— Dobrze mu powiedział! Tak jest! Tak... — nie dokończyłam, ponieważ zakrztusiłam się jedzeniem i zgiełam się wpół.
Ratując się, zaczęłam kaszleć, zagłuszając wypowiedź dziennikarza. Poczułam jak łzy napływają mi do oczu. Zaraz do mnie doskoczyła Julia i zaczęłą energicznie klepać pomiędzy łopatkami. W końcu uniosłam prawą rękę, w geście mówiącym "Nic mi nie jest".
— Rany... Anastazja! — jęknęła z wyrzutem mama.
— Wiem... wiem. - Otarłam łzy i uśmiechnęłam się. — Już... dobrze.
— Kiedyś to ty się naprawdę zabijesz... — powiedziała Magda.
Lecz ja jej już nie słuchałam. Ponownie skupiłam się na telewizorze, na którym teraz widniał urywek przejazdu Brzezińskiego.
— Cicho — zakaszlałam.
Harmonia, połączenie, więź... Niesamowite...
— Whoooaaah...— Sapnęłam patrząc w ekran. — Musi być...
— Skończonym snobem — wrzasnęła Kamila, rzucając gazetą w ekran telewizora.
— O czym Ty mówisz? — zapytałam zdumiona, odwracając się w stronę szatynki.
— Zachowuje się arogancko i samolubnie! Spójrz tylko na niego. Prezentuje się jakby był co najmniej królem Anglii!
— ...on startuje w konkurencji ujeżdzenia... za inną postawę zostałby zdyskwalifikowany... — spojrzałam na zdjecie Brzezińskiego podczas Mistrzostw Polski.
— Wydaje mi się, że jest arogancki. I koniec!
— Chciałabym go poznać... kurczę, ile on musi trenować? To naprawdę niesamowite! Czekaj... to co mówił pan Mirek... to znaczy... Aleksander wraca! Wraca! Rozumiecie to? Legenda wraca na czworobok!
Julia, Kamila, Magda, Amelia i moja mama patrzyły na mój wybuch radości w ciszy.
— Kim jest ten pan Mirek? — dobiegł mnie stłumiony głos Kamili.
****
— Dzień dobry!
Umówiłam się na jazdę w pobliskiej szkółce jeździeckiej. Nie był a ona duża, raczej mała i brudna. A instruktor jakby zapadł sie pod ziemię.
Spróbowałam dać znać o mojej obecnościi jeszcze raz. I nic. Cisza.
Może instruktor po prostu jest przy koniach i mnie nie słyszy?
Budynek stajni wygladał jak dawno zapomniany. Tylko ciche odgłosy koni dawały mi pewność, że jestem w dobrym miejscu.
— Już jesteś! — podskoczylam w miejscu, kiedy usłyszałam kobiecy głos - Umiesz wyczyścić konia?
Za wszelką cenę starałam się zlokalizować właścicielkę głosu, rozglądając się dookoła.
— Eee... Tak.
— A umiesz osiodłać?
— Tak...
— To idź do Nerwuska! Szczotki są koło wejścia.
Głos umilkł, a ja zastanawiałam się gdzie może być instruktorka. Patrzy na mnie z ukrycia? Obserwuje moje poczynania?
Odpędzając wszystkie myśli, skupiłam się na znalezieniu boksu konia, którego kazał mi oporządzić kobiecy głos.
Kiedy otarłam ręką z grubej warstwy kurzu którąś z kolei plastikową tabliczkę, moim oczom wreszcie okazało się imię ogiera.
Kolejna misja: znaleźć szczotki.
"Przy wejściu" okazalo się być bardzo ogólnym pojęciem. Żeby skompletować potrzebny mi sprzęt, musiałam poświęcić dobre piętnaście minut.
"Teraz się już nie wycofam..." pomyślałam kiedy podnosiłam z ziemi ostatnią szczotkę.
Jednak kiedy spod niej uciekł ogromny, czarny pająk, zaczęłam poważnie zastanawiać się nad możliwością ewakuacji...
No ale... Nie mogę zrobić tego tej kobiecie... Wydawała się bardzo zadowolona, kiedy tutaj dzwoniłam...
Zacianęłam zęby i ruszyłam znowu w kierunku boksu Nerwusa.
Po drodze wpakowałam cały sprzęt do zielonego kuferka, którego znalazłam po drodze.
Kiedy stanęłam przed drzwiami do boksu, koń wychylił głowę ponad nimi. Wyciągnęłam rękę by mógł powąchać moją dłoń.
Kiedy to zrobił kłapnął zębami tuż przy obok mojego nadgarstka.
— Ej! — Zabrałam rękę. — Nerwusek. Miło.
Czyszczenie ogiera zajęło mi ponad trzydzieści minut. Plus kolejne dwadzieścia spędzone na opanowaniu konia i przywołania go do porządku. A potem kilkanaście na siodłanie i kiełznanie.
— Ohoho! Jaki przystojniak! Nie był taki czysty od źrebaka! — tym razem ujrzałam niewysoką, brązowowłosą kobietę koło czterdziestki. Krótkie włosy miała spięte spinką, a na jej twarzy gościł szeroki uśmiech.
— To co? Zaprowadzimy go na maneż i zaczniemy. Jestem Joanna. Miło mi cię poznać.
— Anastazja. Mnie również miło.
-----------
No okey, długo mnie tu nie było. Zawiesiłam tę książkę z powodu braku czasu, a teraz znów ta opowieść wraca do żywych. (swoją drogą, w połowie sierpnia dopiero znaleźć czas... *brava*)
Mam nadzieję, że historia Anastazji przypadła wam do gustu ^^
Jak sądzicie? Co czeka ją w kolejnych rozdziałach? Czy rozsypująca się szkółka jeździecka pomoże naszej bohaterce? Czy raczej ją zniechęci?
Oficjalnie wznawiam "Czarne Wstążki"!!!
~tsc <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top