• (Nie)szczęśliwa Ballada

Był sobie raz ktoś,
kto nie miał problemów doczesnych.
Żył życiem własnym, bez niczyjej ingerencji.
Dnia jednak pewnego,
przechadzając się lasu alejami
spotkał piękną dziewoję stojącą pomiędzy krzewami.
Skóra jej była blada niczym włoska porcelana, a włosy złociste jak łany zboża latem na polach,
oczu zaś jej nie dostrzegł, była zbyt daleko.
Przypuszczał jednak, że równie piękne jak
Lazurowe wody morza.
Zakochał się chłopaczyna.
Cóż na to poradzić, ni znaleźć dziewczynę
ni szukać daremnie, zostało mu jednak wyjście jedno - iść jej śladem.
Idzie tak chłopak, choć coś mu szepcze do ucha:
„Jeśli dalej tam pójdziesz, napotka cię ogromna zguba".
Chłopaczyna jednak miłością spaczony,
kroczy dalej w dziewczyny poszukiwaniach zagubiony.
Myśli krążą tylko wokół jednego - uparcie dążyć do celu swego.
Słońce zachodzi, już coraz bliżej horyzontu, a niebo maluje się pomarańczy odcieniami,
dziewoi jak nie było, tak dalej nie widać.
Chłopak siada przy drzewie zmęczony długą wędrówka.
W końcu odsapnął w dębowym cieniu i powiada po cichu sobie samemu:
„Żem ja głupi, po coś ty tu szedł.
I tak jej nie znalazłem, szatański zwiódł mnie głos,
a teraz męcz się, gdzieś w lesie pośród dróg i drzew,
gdzie nicość bardziej wyraźna od wypełnionej kłamstwem rzeczywistości".
Wtem nagle coś zza krzaków,
dziwnym rzec to można sposobem,
wyłania się niespodziewanie i przygląda się ukradkiem.
Patrzy chłopak z niedowierzaniem,
że obok niego, kiedy on mile przekraczał,
stoi obok niego dziewczę,
co kiedyś zobaczył.
Ucieszony po trudzie i znoju,
że Bóg za trud
twój oraz ciężką pracę wynagrodzi
w podzięce czymś upragnionym
do czego dążyłeś przez te lata drogi.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top