***
Na cóż mi jutrzejszy dzień,
na cóż mi jutrzejsza noc,
kiedy żadne z nich nawet przykryje swym blaskiem mych frasunków?
Ani tych przyziemnych, ani tych duchowych.
Na cóż jeszcze stąpam po tej ziemi,
na cóż ja oddycham,
kiedy to żadne z nas nie chce siebie znać a kontaktu unika,
po kątach się chowa i po cichu wzajemnie wyklina.
Nie próżno ja zapomnieć próbuję o czymś, co krzywdzi,
kiedy słowa uderzają we mnie silniej niż nie jedna pięść.
Uderzają, ale nie z twoich ust, przytoczone z bliskiej tobie duszy.
Cóż cię tak boli? Cóż ci dusza ma zawiniła?
Ona spokojnie gdzieś pomiędzy wiekami się znajduje,
daleko od twoich złowrogich nastawionych na mnie oczu
i języków tych, którzy za tobą w ogień by poszli.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top