Blask słońca 2
W gwoli ogłoszeń, czuję się zobowiązana poinformować was, że zmieniłam imię głównej bohaterki z Laury na Ninę. Mam nadzieję, że nikomu nie będzie to przeszkadzać. Dziś trochę krócej, ale w zamian już jutro możecie się spodziewać kolejnego rozdziału. Liczę, że wam się spodoba :*
Gwiazdki i komentarze mile widziane. Jestem strasznie ciekawa o myślicie o tym opowiadaniu.
Otworzyłam drzwi kuchenne i ostrożnie wsunęłam w nie głowę rozglądając się czy nikogo nie ma w środku. Kuchnia była pusta. Brudne naczynia po śniadaniu wciąż leżały na stole i czekały aż się nimi zajmę. W tym tygodniu to ja miałam zmywać. Oczywiście jedzenia dla mnie i Eriny już nie było. Zakładam, że to wuj Teo w ramach naszej przedłużającej się nieobecności postanowił się nim posilić, aby przypadkiem w letnim upale się nie zepsuło i nie zmarnowało. Westchnęłam i dałam znak Eri, że możemy wejść.
Starając się robić jak najcichsze kroki, przemknęłyśmy przez kuchnie i stare skrzypiące schody na górę jednak tam na korytarzu czekała nas mała niespodzianka w postaci cioci Mariell, która potępiającym spojrzeniem wpatrywała się w mokre ślady na podłodze, które chcąc nie chcąc za sobą zostawiłyśmy.
- Mogę wiedzieć, dlaczego paradujecie w przemoczonych ubraniach po moim domu dziewczęta?
Spytała z delikatnym uśmiechem na ustach i mocno drgającą powieką, zwiastującą kłopoty..
- No sama wiesz ciociu – młodość.
Rzuciłam pierwsze, co mi przyszło do głowy.
To był błąd. Jasnoniebieskie oczy cioci obrzuciły mnie miażdżącym spojrzeniem sprawiając, że poczułam się jak mała mysz zagoniona przez dużego kota w ślepy zaułek. Nie miałam przed sobą żadnej możliwości ucieczki.
- Zaraz to powycieramy, tylko się przebierzemy mamo – przyszła mi nagle z pomocą Erina. – Byłyśmy nad rzeką i przez ten upał jakoś tak wyszło mamo. Wełniane ciuchy w taką pogodę to nie najlepszy pomysł.
Powiedziała to podnosząc rąbek swojej mokrej wełnianej spódnicy, przy okazji wyciskając z niej przypadkiem trochę wody, która zebrała się w kolejną kałuże na drewnianej ciocinej podłodze.
Mariell tylko pokręciła z rezygnacją głową. Demoniczne ogniki zgasły. Ciocia wróciła do swojej normalnej, wyrozumiałej postaci.
- W trymiga macie doprowadzić i dom i siebie do porządku. A potem ustalcie między sobą, która wraca nad rzekę i robi pranie, a która zajmuję się obiadem. Mnie to wszystko jedno, idę z Haną po zioła.
- Oczywiście, natychmiast się tym zajmiemy.
Zapewniłyśmy gorąco i poszłyśmy do swojego pokoju.
Zrzuciłam z siebie wilgotne ubrania i przebrałam się w jedyną posiadaną przeze mnie sukienkę.
- Ja zrobię obiad, dobrze Eri?
Bardziej ją poinformowałam niż spytałam, zbierając swoje ciuchy i wrzucając je na sznurek, który był rozwieszony pomiędzy belkami podtrzymującymi sufit,.
- Wolałabym już dzisiaj tam nie wracać – przyznała się, spoglądając na swoje stopy – Nie wiem, co bym zrobiła, jeśli znowu spotkałabym tych chłopaków.
Podniosła głowę i popatrzyła na mnie błagalnie. Jednak niema prośba w jej oczach na jej nieszczęście nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia.
- Ty przynajmniej byłaś w pełni ubrana – szepnęłam do niej, nie chcąc by ktoś przypadkiem usłyszał o naszych wyczynach z rana. A już w szczególności ciocia Mariell, która wciąż kręciła się po korytarzu - Jeśli to ja ich spotkam to umrę ze wstydu. Widziałaś jak bardzo ta głupia halka prześwitywała?
- Nikt nie kazał ci się rozbierać Nina – syknęła Eri chcąc, choć raz postawić na swoim.
- Co z siebie za siostra? – Zbliżyłam do niej swoją głowę i spojrzałam jej głęboko w oczy. – N i e. M a. M o w y. Ż e b y m. W r ó c i ł a. D z i s i a j. N a d. R z e k ę. Ani dzisiaj, ani jutro, ani nigdy!
W Erinie coś drgnęło. Wzięła głęboki oddech i przyznała się sama przed sobą, że po raz kolejny przegrała bitwę na siłę woli.
– Jak sobie chcesz, ale sama wycierasz podłogę – prychnęła.
Pokazała mi język i wyszła z pokoju nie dając mi szansy na rozpoczęcie dyskusji. W końcu to ona nachlapała najbardziej i siłą rzeczy najsprawiedliwiej by było, jeśli to ona by posprzątała.
Mimo wszystko nie mogłam nie zacząć chichotać. Eri jeśli chciała potrafiła być bardzo charakterna. Szkoda, że tylko w stosunku do mnie. Kiedy w grę wchodziły inne osoby od razu potulniała i bez słowa sprzeciwu zgadzała się wykonywać nawet te najgorsze powinności.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top