Blask słońca
Kiedy wstałam Eriny już nie było w naszym pokoju, za to po drugiej stronie sypialni na wąskim łóżku Hana wciąż spokojnie pochrapywała nakryta kołdrą po sam czubek głowy. Podeszłam do niej i potrząsnęłam lekko jej ramieniem.
- Wstawaj księżniczko słońce już dawno wstało. Ty też powinnaś.
- Jeszcze chwilaaa – jęknęła głośno i odwróciła się na drugi bok.
Czasem brakowało mi sił do tej dziewczyny.
-Hana, dzisiaj twoja kolej na wydojenie Mućki! – przypominam smyrając ją delikatnie po włosach
- Nieważne... Eri i tak zrobi to za mnie – zamruczała niewyraźnie.
„Ech... koniec tego dobrego."
Westchnęłam głośno i zerwałam z niej kołdrę, przez co Hana wydała z siebie okrzyk niezadowolenia i skuliła się próbując zatrzymać resztki uciekającego ciepła.
- Głuuupia, nie powinnaś wykorzystywać siostry, masz pięć minut i widzę cię przy Mućce.
- Jak możesz być taka okrutna? – zapytała z wyrzutem, choć w jej spojrzeniu widać było łobuzerskie ogniki.
Kiedy ona powoli podnosiła się z łóżka ja podeszłam do okna i przewiesiłam kołdrę przez parapet żeby się wywietrzyła, a następnie wyszłam z naszej sypialni i skierowałam się na dół do kuchni. Tam wujek Teo siedział już przy stole pochylony nad jakimś starym tomiszczem.
- Dzień dobry wujku – przywitałam się z nim lekko.
On tylko poślinił palec i przewrócił kolejną pergaminową kartkę.
Kolejny raz westchnęłam. Byłam już, co prawda przyzwyczajona do tego, że rano jestem przez niego ignorowana, ale to nadal bolało. Podeszłam do kredensu by wyjąć pięć glinianych kubków i przyszykować śniadanie.
Tymczasem bocznymi drzwiami po cichutku weszła Erina niosąc wiadro wypełnione po brzegiem świeżym mlekiem.
Uginając się pod jego ciężarem ledwo udało jej się przejść przez kuchnie nie rozlewając ani jednej kropli cennego nabiału i postawić go ze stękiem obok ławy.
- Nie powinnaś się tak przemęczać Eri. – powiedziałam przejmując wiadro i przelewając jego zawartość do dzbanka i kubków.
Ona tylko wzruszyła ramionami.
- Dzień dobry tato – podeszła do wuja i ucałowała go w policzek. Ale on nawet na nią nie patrząc odgonił ją ruchem ręki niczym natrętną muchę.
- Erina, proszę. Jestem zajęty – warknął nie odrywając wzroku od strony, którą właśnie czytał.
W jej oczach pojawił się cień bólu. Ale bez słowa odeszła i pomogła mi nakryć do stołu.
Gdy już wszystko było do gotowe do kuchni wsunęła się uśmiechnięta twarz Hany.
- Cześć wszystkim! Cześć papo – zbliżyła się do wuja i zajrzała mu przez ramię – Co czytasz ciekawego tatusiu? – zapytała uśmiechem.
- Takie tam medyczne bzdety kochanie – oznajmił zamykając książkę – Wyspałaś się Hano? – Spytał zakładając jej za ucho pasmo włosów, które wymknęło się z niedbale zaplątanego warkocza.
- Tak! Choć troszkę już późno. O! Widzę, że już zajęłaś się Mućką Eri. Dziękuje ci siostrzyczko!
Erina spojrzała tylko na starszą siostrę i wyszła z kuchni trzaskając drzwiami.
Wujek Teo i Hana zaskoczeni wymienili spojrzenia.
- A tej dziewczynie, co znowu się stało? – spytał wujek kierując na mnie wzrok wyraźnie oczekując, że to ja odpowiem mu na to pytanie.
Jako, że nie zamierzałam się zagłębiać w tajniki wychowania dzieci i sprawiedliwego traktowania swoich córek wzruszyłam tylko ramionami i obiecałam, że ją zaraz przyprowadzę.
Chwyciłam tylko dwie kromki chleba, które potem schowałam do kieszeni i wyszłam za Eriną.
Na podwórku najwyraźniej już jej nie było. Sprawdziłam w stodole i kurniku, ale tam znalazłam tylko zwierzęta tępo się we mnie wpatrujące najwyraźniej myślące, że przyszłam je nakarmić. Po Eri nie było ani śladu. Tknięta nagłym przeczuciem ruszyłam w stronę najbliższej linii drzew.
Kiedy zagłębiłam się w sosnowym zagajniku usłyszałam ciche łkanie dobiegające znad strumienia.
Chwyciłam jedną ręką spódnice i pobiegłam w tamtą stronę nawołując imię Eriny.
Po drodze nie byłabym sobą gdybym nie potknęła się o wystający korzeń i nie rozcięła sobie ręki o gałąź, która pojawiła się znikąd.
Gdy wreszcie zjawiłam się nad brzegiem rzeczki, Erina skończyła już wypłakiwać swoje smutki. Ocierała łzy i wydmuchiwała nos w ręcznie haftowaną chustkę.
- Eri.. – Zaczęłam niepewna, co powinnam jej w takiej sytuacji powiedzieć. Spojrzałam na nią ze smutkiem.
Eri tylko potrząsnęła głową.
- Znowu będę musiała ich przepraszać- zaśmiała się z goryczą. – Za moje, że tak powiem karygodne zachowanie..
- Zupełnie niegodne wiejskiej damy, co? – mruknęłam.
- Dokładnie Nino! Dokładnie Hahaha.
Złapała się za brzuch i znowu się roześmiała. Niebyło w tym jednak ani odrobiny radości raczej głęboko skrywany żal i rozgoryczenie.
Kiedy już się uspokoiła podeszła do mnie i wyjęła mi z włosów przypadkowo zaplątany listek.
- Powinnaś bardziej na siebie uważać Nin - powiedziała podnosząc moją rękę uważnie oglądając zadrapanie – Będziesz musiała to przemyć, jeśli nie chcesz dostać zakażenia.
- No proszę, nie ma to jak fachowa opinia od córki lekarza... Spokojnie Eri takie nic mnie nie zabije - potargałam jej włosy uspokajająco. Ucieszyłam się, że z powrotem stała się moją poważną i opanowaną młodszą siostrzyczką.
Sięgnęłam do kieszeni fartucha i wyjęłam z niej chleb, który uprzednio tam wpakowałam.
- Masz może ochotę na śniadanko w plenerze? – uśmiechnęłam się do niej znacząco machając jej przed nosem jedzeniem. – Dzięki temu będziemy mogły trochę opóźnić nasz powrót.
- Myślisz, że możemy? Jeśli szybko nie wrócę tata znowu się ze złości.
Eri pochyliła głowę i zacisnęła usta w wąską linie. Widać było jak biję się z myślami. Naprawdę nie chciała by wujek Teo był na nią zły. Ale trudno było jej udawać, że nie przeszkadza jej, że coraz częściej traktuje ją jak powietrze. Nawet mi poświęcał więcej uwagi. Choć to Hana oczywiście była jego oczkiem w głowie. Chuchał na nią i dmuchał, kiedy był w domu nie pozwalał Hanie na żadną cięższą pracę, przez co lwia część jej obowiązków spadała na mnie i Erinę. Kiedy wybierał się do miasta zawsze przywoził jej prezenty, często drogie i bardzo wyszukane. Eri zwykle nie dostawała nic.
Jednak to nie to sprawiało jej największy ból. Wujek Teo uwielbiał rozmawiać z Haną. Dyskutować, przekomarzać się i żartować. Przytulać i głaskać po włosach. Nazywać swoim drogocennym skarbem i maleńką księżniczką. Ukochaną córeczką.
Erina natomiast była w jego oczach tylko dodatkową gębą do wykarmienia. Na każdy przejaw jej miłości reagował irytacją i warczeniem. Czasem miałam wręcz wrażenie, że brzydzi go jej dotyk.
Być może to, dlatego że widział w niej swoje niedoskonałe odbicie. Była do niego naprawdę podobna i tak samo jak u niego pod nieurodziwym wyglądem krył się naprawdę bystry umysł. Jednak, jako że była dziewczyną miała niewielkie szanse na korzystne zamążpójście bądź zdobycie odpowiedniego wykształcenia a potem pracy, z której mogłaby się godnie utrzymać. Dlatego jej przyszłość malowała się ponurych barwach. A wuj jakby już to przewidując powoli odcinał się od niej, by z czasem nie czuć zawodu i poczucia winy z jej powodu.
Nagłe szarpnięcie za skrawek ręka wyrwało mnie z zamyślenia.
- Dobra raz się żyje. Nie mam w tej chwili ochoty ich oglądać ani tym bardziej przepraszać – głośno mi obwieściła Erina. – Choć zjemy w dole rzeki na polanie. – dodała ciągnąc mnie za sobą.
Po krótkim spacerze, który miął nam w przyjemnej atmosferze rozlokowałyśmy wśród wysokiej trawy i zaczęłyśmy zajadać się chlebem i dzikimi jagodami, które zebrałyśmy po drodze.
Eri nareszcie przestała się smucić i jej twarz przyozdobił uroczy uśmiech. Pogłaskałam ją czule po włosach.
- Nie daj im wejść sobie na głowę, dobrze Eri? Nie musisz cały czas robić wszystkiego za Hanę. Nie jesteś jej służącą tylko siostrą. Pamiętaj o tym skarbie.
Przytuliłam ją do siebie.
- Taka kruszyna nie powinna tak ciężko pracować. Spójrz na siebie. Jak bym chciała mogłabym policzyć ci wszystkie żebra.
Erina nie odpowiedziała tylko mocniej się we mnie wtuliła.
- Cieszę się, że jesteś moją siostrą – szepnęła mi do ucha po dłuższej chwili milczenia, a potem wyrwała się z moich objęć zawstydzona swoimi słowami.
Pobiegła nad brzeg rzeki i zrzuciła buty. Zgarnęła spódnicę do góry i niepewnie zanurzyła stopy w lodowato zimnej wodzie.
Usłyszałam jak wydała z siebie cichy okrzyk, ale zagryzła zęby i ruszyła w głąb rzecznej toni.
- Może dołączysz?! – krzyknęła, starając się nie szczękać zębami.
- Jasne! Poczekaj tam na mnie! – odkrzyknęłam i z uśmiechem zaczęłam zdejmować z siebie ubrania. Jak się bawić, to na całego –tak mawiała moja mama, kiedy jeszcze żyła. A jako, że miałyśmy środek lata, słońce przyjemnie grzało, a wokół nie było żywej duszy to mogłyśmy to wykorzystać i zrobić sobie odświeżającą kąpiel.
Kiedy zostałam tylko w cienkiej haleczce ruszyłam biegiem w stronę wody. Wskoczyłam do niej i nie zważając na jej niską temperaturę ze śmiechem ochlapałam Erinę. Ona wrzasnęła z oburzenia, ale zaraz odwdzięczyła mi się pięknym za nadobne. Niebawem obie przemoczone do suchej nitki chichotałyśmy jak szalone z trudem łapiąc oddech pomiędzy kolejnymi salwami śmiechu. Czułam jak z oczu popłynęły mi łzy. Tym razem szczęścia.
Nagle po drugiej stronie rzeki coś zaszeleściło w krzakach. Obie zastygłyśmy zaskoczone i wlepiłyśmy w nie oczy.
Powoli z gąszczu zieleni wychylił się niepewnie pyszczek młodej łani. Jej nozdrza zadrżały, kiedy zwęszyła nasz zapach, ale nie cofnęła się. Zamiast tego kopytko za kopytkiem zbliżyła się do wody i zaczęła ją pić od czasu do czasu tylko rzucając nam bojaźliwe spojrzenie wielkich brązowych oczu.
-Jaka piękna – szepnęła oczarowana Eri.
Wyciągnęła w jej stronę dłoń jakby chciała ją pogłaskać po delikatnej sierści, która mieniła się w promieniach słońca. Przez chwilę miałam wrażenie, że czas się dla nas zatrzymał. Byłyśmy tu tylko ja, Eri i młoda sarenka.
Lecz łania nagle przestraszona podniosła głowę i zastrzygła niespokojnie uszami. Chwilę potem odwróciła się w stronę lasu i spłoszona zniknęła w cieniu drzew.
Wtem od naszej strony z zagajnika wyłonili się trzej chłopcy z naszej wioski trzymający w rękach własnoręcznie zrobione wędki.
Śmiali się wesoło i przyjacielsko poszturchiwali się, ale na nasz widok zatrzymali się zaskoczeni, a potem zakłopotani odwrócili głowy starając się na nas nie zerkać. Momentalnie zdałam sobie sprawę z tego jak się w tej chwili wyglądałyśmy razem z Eriną.
Obie po kolana w wodzie. Ona w przemoczonych ubraniach i rozczochranych włosach, ja w cieniuteńkiej, prześwitującej haleczce, która idealnie przylgnęła do mojego ciała uwypuklając każdy jego szczegół.
Poczułam jak na moich policzkach rozlewa się czerwień.
- Proszę idźcie stąd sobie! – krzyknęłam do nich, zasłaniając rękami strategiczne miejsca.
O dziwo posłuchali.
Zniknęli równie szybko jak się pojawili, tyle, że zarumienieni po same końcówki uszów.
Odczekałam jeszcze chwilę, poczym wyskoczyłam w stronę brzegu by z prędkością błyskawicy narzucić na siebie ubrania, zupełnie nie przejmując się tym, że staną się przez to mokre.
- Jejku... - zawyłam ukrywając twarz w dłoniach.
Wśród tych chłopców był Owen – syn kowala. Moja pierwsza i póki, co jedyna – wciąż nieodwzajemniona - miłość.
Simonem i Josephem zupełnie się nie przejmowałam. Jeśli chcą patrzeć, niech patrzą, ale Owen?
Mogłabym przysiąc, że czułam jak jego wzrok prześlizguje się po moim ciele. Ciekawe, co musiał sobie pomyśleć? Kretynka zachowująca się jak dziecko? Głupia zmokła gęś?
Miałam ochotę wrócić do tej rzeki i się w niej utopić.
Nieświadomie powstrzymała mnie od tego Eri, która również zdążyła już wyjść na brzeg i która była równie czerwona i zawstydzona jak ja.
- Myślisz, że komuś o tym powiedzą? –zapytała mnie chwytając się mojego ramienia i szukając w nim zapewnienia, że nasz honor jest bezpieczny.
Spojrzałam na nią. Była tylko małą dziewczynką. Moją słodką siostrzyczką, która potrzebowała w tej chwili, chociaż odrobiny otuchy.
-No, co ty? Nie odważą się – zapewniłam ją posyłając się jej cień uśmiechu. – Chodźmy już. Najwyższy czas wrócić do domu.
Wzięłam ją za rękę i ruszyłyśmy w drogę powrotną.
e chwytając się mojego ramienia i szukając w nim zapewnienia, że nasz honor jest bezpieczny.Spojrzałam na nią. Była tylko małą dziewczynką. Moją słodką siostrzyczką, która potrzebowała w tej chwili, chociaż odrobiny otuchy.-No, co ty? Nie odważą się – zapewniłam ją posyłając się jej cień uśmiechu. – Chodźmy już. Najwyższy czas wrócić do domu.Wzięłam ją za rękę i ruszyłyśmy w drogę powrotną.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top