XXVI - Lila

Noc pachniała wiosną. Żałowałam, że nie mogłam dzielić jej z Adamem. Uwielbialiśmy włóczyć się nocą ulicami miasta. Zarobiłam kilka fotografii śpiącego Wrocławia i wysłałam mu je razem z kolejnym zdjęciem Alexa, które zdążyłam wykonać tuż przed wyjściem. Julian próbował wejść mi w kard, ale jedno moje upomnienie wystarczyło, żeby odsunął się od łóżeczka. Początkowo nie krył niezadowolenia z faktu, iż wykorzystuję to, że nie potrafił mi odmówić, ale szybko mu przeszło. Zgodził się zostać z Alkiem tak długo, jak będzie trzeba i, co najważniejsze, wystarczyło mu zdawkowe wyjaśnienie nocnego wyjścia.

Na miejsce schadzki dotarłam tuż przed północą. Igor już działał. Rozłożył słupki i taśmę wokół strategicznej studzienki. Właśnie razem z Natanem podnosili kratowaną klapę. Wanda oświetlała im teren ogromną latarką.

– Myślałam, że otwór będzie większy. – Podeszłam bliżej i zajrzałam w ciemny dół.

– Wszystko obliczyłem. Zmieścisz się – zagwarantował Igor.

– Jesteśmy tu to po, żeby się o tym przekonać. Jak wysoki jest tunel?

– Ma jedynie metr wysokość – odpowiedział mi Mittleton.

­– Okej... - Zastanowiłam się chwilę nad strategią. – Muszę doprowadzić zejście do perfekcji. Jakieś sugestie?

Pochylaliśmy się nad dziurą w chodniku. Tunel rzeczywiście był dość płytki.

– Wskakujesz do środka, kucasz, kładziesz się na dole i czołgasz do kolejnego wyjścia – Wanda przedstawiła swoją wersję.

– A ja, najszybciej jak tylko się da, zamykam wejście klapką bez otworów, żeby...

– Nie kończ – Igor przerwał Natanowi.

– Przydzieliłam ci najbardziej odpowiedzialne zadanie – uświadomiłam Batoremu po raz kolejny. – I jednocześnie najbardziej niebezpieczne. Od twojej sprawnej pracy zależy twoje i moje życie.

– Wiem.

– Znajdziesz się na pierwszej linii.

– Wiem.

– Dlatego zaraz po założeniu klapy, wiejesz ile tylko masz sił w nogach.

– Wiem, Liliano – powtórzył po raz trzeci stażysta. – Już dość się nasłuchałem twojej gadki. Znam ryzyko i chcę je podjąć. Weźmy się lepiej do roboty, żebyś jutro nie miała podstaw do mojego zwolnienia.

Życzyłam sobie, żeby Natanowi powiodło się nie tylko ze względu na moje zdrowie i życie, ale też z uwagi na to, że coraz bardziej pasował do mojego Biura. Im lepiej go poznawałam, tym bardziej chciałam zatrzymać go u siebie.

Plan Wandy może i brzmiał prosto, ale był znacznie trudniejszy do realizacji. Największa trudność sprawiało mi położenie się na brzuchu na dnie burzowca. Przy pochylaniu się co rusz gdzieś się uderzałam dołączając kolejne siniaki do mojej pokaźnej kolekcji. Raz walnęłam się w ranę na głowie, ale zacisnęłam zęby. Powtarzałam sobie, że właśnie tego chciałam. Terenowe akcje to całe moje życie i kilku niedoszłych gwałcicieli nie zakłóci mojego powrotu.

W końcu doszliśmy do zadowalającej szybkości. Zostało nam jeszcze kilka godzin snu.

– Widzimy się z samego rana – przypomniałam podwładnym. – Wykorzystajcie resztę godzin na sen. Musimy być jutro wypoczęci.

Igor i Natan poszli w swoje strony, a Wanda i ja udałyśmy się razem w tym samym kierunku.

– Nie pochwalam angażowania Batorego do tej części akcji – obwieściła, gdy byłyśmy same. – Jest niedoświadczony. Za młody. Nie potrafi improwizować, gdyby coś poszło nie tak. Nie możesz powierzać mu własnego życia.

– Natan jest zdeterminowany i to jest jego największa zaleta. Ni obawiaj się. Nie zawiedzie.

– Możemy jeszcze zamienić się stanowiskami. Będę cię osłaniała i położę klapę, a Natan będzie na ciebie czekał przy włazie na Norwida.

– Nie, Wando. Już postanowiłam. Muszę sprawdzić Batorego, a to jedyny sposób.

– Nie uważam tak – podtrzymywała Fogler. – Powinien zacząć od zadania mniejszego kalibru.

– Batory chce zostać doskonałym zwiadowcą. Ciągnie go w teren. Nie nauczy się tego fachu, jeśli będę go przydzielać do mało ważnych aspektów.

– Nie chcę, żebyś potem żałowała tej decyzji.

– A czy kiedykolwiek powiedziałam ci, że żałuję jakiegokolwiek swojego wyboru?

Zatrzymałam się i przytrzymałam ją wzrokiem. Nie ciągnęłam dalej tej nic niewnoszącej konwersacji. Mogła mi wciskać, że boi się o moje życie i wątpi w umiejętności Batorego, lecz wyczuwałam coś innego. Wanda bała się, że w niedalekiej przyszłości to Natan będzie tym zwiadowcą, którego będę zabierać ze sobą w teren. Owszem, miała się czego bać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top